Sądy nad Sienkiewiczem

Czy ta historia nie przypomina cukierkowego romansu? Czy aby nie obraża czyichś uczuć narodowych? Czy nie jest zbyt okrutna – a może przeerotyzowana? Czy współczesny odbiorca w ogóle może ją zrozumieć? Nie, to nie są fragmenty recenzji filmu Jerzego Hoffmana. Przed 70., 105., 125 laty dyskutowano tak nad jego szacownym literackim pierwowzorem.

Sienkiewicz wiecznie żywy

Od czasów „Pamiątek Soplicy” Rzewuskiego nie było tak szerokiej debaty ideowej i artystycznej. „Trylogię” rozebrano na czynniki pierwsze. Badano walory językowe i wpływ na czytelników. Wierność prawdzie historycznej i głębię psychologiczną. Angażowali się wybitni pisarze, krytycy, historycy, a nawet czynniki urzędowe. Wagę dzieła Sienkiewicza najlepiej oddawała jednak sama świadomość Polaków. Dzieci bawiące się w Zbaraż, partyzanckie pseudonimy – to znamy z przeszłości. Współcześnie mieliśmy ogólnonarodowe debaty nad obsadą kolejnych ekranizacji. Koterię polityków pozujących na ulubionych bohaterów. Jednocześnie jednak rozczulające wyznania aktorskich idoli, którzy tekst Sienkiewicza zobaczyli po raz pierwszy dopiero w formie scenariusza.

Od zawsze kontrowersyjny

Bój o „Trylogię” miał trzy fazy szczytowe. W latach 184-85 krytycy i konkurenci musieli odnieść się do bezprzykładnego sukcesu wydawniczego „Ogniem i mieczem”. Na plan pierwszy wysunęła się wówczas ocena merytoryczna dzieła. W okresie 1903-06 zwracał już uwagę wpływ „Trylogii” na szerokie masy. Prowokowały też wystąpienia polityczne jej autora. Wreszcie w latach 1933-34 doszło do apogeum dyskusji o wartościach wychowawczych i historycznych prac Sienkiewicza. Zaowocowało to nawet przejściowym wyrugowaniem ich ze spisów lektur przez władze sanacyjne.
Pierwsze ataki wywołały już odcinki „OiM” drukowane w „Słowie”. Prym wiedli w nich pozytywiści z Aleksandrem Świętochowskim na czele. Wkrótce grono krytyków powiększyło się „ponad podziałami”. Dołączył czołowy zwolennik utylitaryzmu w sztuce, Piotr Chmielowski. Zastrzeżenia zgłaszał też odnowiciel koncepcji niepodległościowo-powstańczej, Zygmunt Miłkowski.

Trwałe stereotypy

Najsłynniejsze jednak pozostaje wystąpienie Bolesława Prusa. Traktowani dziś pomnikowo obaj autorzy obdarzeni byli znacznym zacięciem polemicznym. Docinali więc sobie nader dosadnie. Prus wyśmiewał postaci pozbawione głębi, na podobieństwo „chińskich cieni”. Opisane XVII-wieczne realia kojarzyły mu się bardziej z „Hiszpanią rycerską”. Wtedy też właśnie padły często do dziś cytowane charakterystyki bohaterów „Trylogii”: „Chrystus w roli oficera jazdy” (o Skrzetuskim), czy „ludzka gilotyna” (o Podbipięcie). Autor „Lalki” pastwił się też nad opisami batalistycznymi. Bawił go zwłaszcza nieszczęsny koncerz. Pan Skrzetuski „ciął nim straszliwie” pod Zbarażem udowadniając, że groźnej owej broni Sienkiewicz nie widział nawet na obrazku.

Szczególnie jednak nie podobało się Prusowi ujęcie postaci Chmielnickiego. Zarzucił Sienkiewiczowi „niezdolność zrozumienia psychologii męża buntu. Jednej z najtragiczniejszych postaci, jakie wydała ludzkość. Członka wielkiej rodziny, do której należą Lucyper, Adam, Kain, Mojżesz, Spartakus, Luter, Wilhelm Tell, Cromwell, Robespierre i wielu innych”.

Tezy Prusa okazały się zasadnicze dla dalszych losów „Trylogii”. Jego interpretacje stały się silniejsze od zamierzeń samego Sienkiewicza. Prostota bohaterów „Trylogii” ułatwia utożsamianie się z nimi. Jednocześnie utrwalił się jednak podział na postaci mdłe i nudne, oraz te inspirujące wyobraźnię. Nikt już nie pamiętał Skrzetuskiego jako dumnego panka, który za bójkę z Wołodyjowskim o piękną Anusię wylądował w wieży. Został płaczliwym „Chrystusem” i koniec! Jakże blado wygląda dziś przy duchu zbuntowanym – Bohunie.

Ważniejsze niż dyskusja który młodzieniec zdatniejszy na męża jest przy tym to, że zawaliło się całe wychowawcze przesłanie Sienkiewicza. Rzecz o odpowiedzialności, potrzebie poświęcenia prywaty – zmieniła się mimowolnie w apologię szlachecko-kozackich wad. Ilościowa przewaga podchorążych „Bohunów” i poruczników „Kmiciców” parokrotnie zaważyła wszak nad losami kraju.

Budziciel czy piewca wad?

Krytyka Sienkiewicza została ostatecznie zagłuszona peanami na jego cześć około roku 1900. Służyły temu obchody 25-lecia pracy pisarskiej Mistrza oraz sukces świeżo wydanych „Krzyżaków”. Już jednak ostrzył pióro najzajadlejszy wówczas przeciwnik. W 1903r. ukazała się rozprawa „Henryk Sienkiewicz i jego stanowisko w literaturze współczesnej” autorstwa Stanisława Brzozowskiego. Twórca filozofii czynu i piewca pracy dla społeczności powracał potem do tego tematu wielokrotnie, aż do swej fundamentalnej „Legendy Młodej Polski” włącznie.
W pracach Brzozowskiego Sienkiewicz to: „klasyk warstwy znajdującej się w upadku; skończony przez swą ograniczoność; plastyk przez ślepotę; artysta przez bezwiedny egoizm; parodysta; klasyk polskiej ciemnoty i szlacheckiego nieuctwa”.

Brzozowski przedstawiał wizję alternatywną. Miast sienkiewiczowskiego indywidualizmu – ethos pracy i działań zbiorowych. Gwałtowność wystąpienia Brzozowskiego związana była z ogromną zaraźliwością „Trylogii”. (…)

Zeszlachetczenie Polski?

Niewątpliwie „Trylogia” współtworzyła współczesne oblicze narodu. Kształtowała je też w określony sposób. Mackiewicz cieszył się z sukcesu: „W tem tkwił wielki znak, że Polska narodowa kochać musi naszą szlachecką przeszłość”. Na ten sam temat rozpoczął Brzozowski: „Popularność Sienkiewicza pośród warstw ludowych to zaraza szlacheckiego lenistwa duchowego”.

Istotnie. Cechy narodowe Polaków nie mogą być tłumaczone tylko wysokim odestkiem szlachty w dawnej Rzeczypospolitej. Nawet po wojennym przewarstwieniu dzisiejsza chłopska Polska rozumuje w kategoriach „Trylogii”. Czyżby więc sukces myśli narodowej niósł w sobie zarodki klęski? Bo jak inaczej nazwać kultywowanie anarchizmu, bierności i życia ponad stan?
Spór ten jest trudny do rozstrzygnięcia. Czy jest możliwe wychowanie narodu tak, by kierował się wyłącznie racjonalnymi, logicznymi przesłankami? Wydaje się to wątpliwe. Zawsze grozi niebezpieczeństwo wywołania raczej nihilizmu, czy cwaniactwa. Zdrowy naród musi (w granicach rozsądku) być dumny ze swoich dokonań i swej przeszłości. Stąd bierze się głęboki sens literatury pisanej „ku pokrzepieniu serc”. Fatalnie jednak, gdy w taką wychowawczą propagandę wierzą też elity. Wtedy rzeczywiście los Polski może wieść na manowce.

Jak uczyć Sienkiewicza?

Sienkiewicz miał swój udział w odrodzeniu Polski. Egzemplarze „Trylogii” miały przy sobie Maćki i Bartki walczące w mundurach armii zaborczych. W niej mimo przeciwności odnajdowali narodową jedność. Głos Sienkiewicza brzmiał też w sprawach bieżących. W dobie rozruchów 1905-06 współgrał z realistyczną postawą endecji. W czasie wojny przestrzegał przed uleganiem niemieckim prowokacjom, w rodzaju Legionów Piłsudskiego. Na światowej arenie, korzystając ze swej pozycji noblisty publicznie domagał się uznania polskich interesów. Wydawało się więc, że niepodległym państwie jego pozycja jako ojca duchowego będzie niepodważalna.
Tymczasem wolność – poza „radością z odzyskanego śmietnika” – oznaczała też skok w normalność, a więc i odskok od dotychczasowych trendów myślowych i literackich. Na razie jednak w 1919r. „Ogniem i mieczem” stało się lekturą IV klasy gimnazjum. Rozpoczęły się rozważania metodyków i nauczycieli. I tak np. Ryszard Skulski badał zasadność lektury „Trylogii” w klasach żeńskich. Wątpliwości budziły np. zachwyty Zagłoby nad dziewictwem panny młodej podczas rusińskiego wesela. Krytycznie oceniano też wpływ zachowań Horpyny na psychikę dorastających panienek. Inne opracowania wskazywały na wyższość trójkąta miłosno-erotycznego z „Potopu”. Zmysłowe zainteresowanie Oleńką okazywane przez księcia Bogusława miało być bardziej inspirujące dla młodzieży w okresie dojrzewania niż romantyczne zaloty Bohuna. Jak widzimy, tego typu spojrzenie na dzieła Sienkiewicze nie pojawiło się wraz z kąpielą nagiej Scorupco

Poważniejszy wymiar miały zarzuty polityczne. Wskazywano na trudności z recepcją „Trylogii” w szkołach żydowskich. Młodzież nastawiona była pozytywnie, były jednak problemy z wyjaśnieniem jej wartości poświęcenia dla wartości wyższych i wspólnych. Najwięcej kontrowersji wzbudziło jednak funkcjonowanie „Ogniem i mieczem” w szkolnictwie ukraińskim. Twierdzono, że powieść utrudnia politykę asymilacyjną. Z drugiej strony zaś uważano, że niepotrzebnie rozbudza wzajemne animozje. Głosy te zintensyfikowały się po zamachu majowym i pojawiły się nawet w oficjalnych wystąpieniach luminarzy sanacyjnych.

Pod Górkę

Prawdziwą burzę rozpętał jednak dopiero najwybitniejszy bodaj polski historyk doby międzywojennej – Olgierd Górka. 18 września 1933r. wygłosił odczyt, w którym bezwzględnie zaatakował realia historyczne „Trylogii”. Tezy te powtórzył w pracy „Dziejowa rzeczywistość a racja stanu Polski na południowym wschodzie”. Celem Górki było przede wszystkim odmitologizowanie postaci Jeremiego Wiśniowieckiego. Już wcześniej wskazywano na warcholstwo Jaremy. Korygowano skalę jego zwycięstw. Górka poszedł jednak dalej. Ni mniej ni więcej zarzucił Wiśniowieckiemu zdradę, zmowę z Chmielnickim i tchórzostwo. Przejawem tego miał by słynny odwrót z Zadnieprza. Dowodem – niespieszenie z pomocą hetmanom pod Korsuń oraz haniebna ucieczka spod Pilawiec. Legendę kniazia tłumaczył historyk wdzięcznością uratowanych przez niego Żydów. Istotnie, w kronice Natana Hannowera „Jeweja Mecula” o wywiezieniu 500. rodzin żydowskich czytamy panu na Łubniach: „I niósł ich jakby na skrzydłach orlich, aż ich przyprowadził dokąd chcieli”.

Na ratunek Sienkiewiczowi ruszyło pospolite ruszenie. Górka łatwo jednak wykazał braki historyczne polemistów. Inni próbowali zbyć zastrzeżenia skrupulanta. Wskazywali, że nikt wszak nie uczy się o wojnach kozackich czy tureckich z „Trylogii” Teoretycznie mieli rację. Sienkiewicz nie rościł sobie praw do tworzenia podręczników. Świadomie manipulował faktami, by uwypuklić wybrane treści. Klasycznym przykładem takich zabiegów jest np. cofnięcie o blisko 2 miesiące momentu podpisania ugody kiejdańskiej (co w gorszym świetle stawia stanowisko Janusza Radziwiłła). Zabiegów takich jest oczywiście więcej. Jednocześnie jednak umowność opisywanych wydarzeń czytelnikowi umyka. Znajomość XVII wieku na zawsze już chyba wiązać się będzie u nas z przygodami pana Michała et consortes, podobnie jak i XV-wieczni rycerze w uszach czytelników „Krzyżaków” będą mówili jak współcześni Sienkiewiczowi górale zakopiańscy (co wyśmiewał nawet jakże życzliwy CAT).

Odpowiedzialność rządzących

Podkreślmy – zarzucanie Sienkiewiczowi błędów rzeczowych jest równie zasadne, jak tropienie rzekomych pomyłek w obrazach Matejki. Zdecydowanie lepiej jest pochylić się nad raczej pomijanym przez krytyków i analityków przesłaniem ideowo-politycznym „Trylogii”. Wiąże się ono z zagadnieniem roli jednostki w dziejach. Ciężar odpowiedzialności za losy ojczyzny kolejno spoczywał w książkach na barkach trzech wybitnych mężów: Wiśniowieckiego, Janusza Radziwiłła i Jana Sobieskiego. Pierwszy i ostatni zdali swoje egzaminy, Jarema podczas pamiętnej nocy w Zbarażu, gdy wadził się z Bogiem: czy ratować Polskę wbrew jej prawom? Dumny pan kresowy (którego zdolności politycznych Sienkiewicz nie przecenia, podobnie jak widzi i błędy w poprzedniej działalności) wyrzekł się wówczas anarchii nawet, jeśli miałaby ona pozornie wieść do dobra. Podobną wykładnię obowiązków męża stanu dał Sobieski w rozmowie z Boguszem. Hetman odrzucił plan Azji sprowadzenia Tatarów do Polski. I tylko w takiej formie – niepopadając w anachronizm – mógł Sienkiewicz zawrzeć swą krytykę błędnego systemu politycznego Rzeczypospolitej szlacheckiej. Pewnie, że czytelnik lepiej by się wczytał, gdyby np. liberum veto łopatologicznie skrytykował powiedzmy pan Michał. Ale ten przecież takich obserwacji w tamtym okresie mieć nie mógł. Dla jasności przekazu postanowił więc Sienkiewicz pokazać dokąd wiedzie błędny wybór. Symbolizuje go przewaga Pychy nad Sumieniem w scenie walki psychicznej Radziwiłła na zamku w Kiejdanach. Niestety, powtórzmy – ten wymiar trzech politycznych bohaterów „Trylogii” interpretatorom umyka. W efekcie – zamiast powieściowego rozdartego Jaremy, w filmie Hoffmana na ekranie mamy jakąś swojską odmianę Draculi. Nieprzypadkowo też współcześni decydenci niemal bez wyjątku w jednej z sond jako swego idola wymienili… Bohuna. Swoją drogą – cóż za pokłady romantyzmu i czupurności w tak nudnych zdawałoby się na co dzień premierach i ministrach finansów!

Dyplomacja czy kosy?

Inny, również ściśle polityczny problem poruszony w „Trylogii” dotyka wręcz spraw geopolitycznych. Pamiętamy przesłanie Zagłoby, że „nie ma takowych terminów”, z których by się dzięki zjednoczeniu sił narodu nie dało wyrwać. Takie „terminy” opisane są w szczególności w „Potopie”. Kto żyw z naszych sąsiadów wydaje się tam siadać na koń i rusza na Polskę. My zaś w końcu wszystkim dajemy łupnia – kurtyna – oklaski. Wizja to może i krzepiąca, na dłuższą jednak metę ogłupia. W rzeczywistości w XVII wieku przetrwaliśmy m.in.,. dzięki umiejętnemu rozgrywaniu ościennych potęg jedną przeciw drugiej. Tatarów kupiliśmy, Moskwę łudziliśmy perspektywą unii, Prusy zastraszaliśmy lub ugłaskiwaliśmy, zależnie od potrzeb, z Austrią wchodziliśmy w ścisłe nieraz powiązania. Kucie kos i galopowanie z szablami były oczywiście ważne, jednak z tym jakoś nigdy w naszej historii nie było większych kłopotów. Brakowało za to i brakuje tradycji rozważnej dyplomacji. Niestety, ideologia znana z „Pana Tadeusza” wbrew intencji twórcy – zyskała w „Trylogii” potężne wzmocnienie w myśl (?) znanego cytatu „Szabel nam nie zabraknie, szlachta na koń siędzie/ Ja z synowcem na czele i jakoś to będzie”.

Nie zestarzał się

Pobieżny nawet przegląd sporów nad Sienkiewiczem może być pouczający. W jego dziełach odnajdujemy tylko to, co nam odpowiada Pomijamy wiele przekazów obiektywnie pozytywnych i użytecznych, za to potrafimy znaleźć usprawiedliwienie dla odruchów najfatalniejszych. Niepodważalna pozostaje tylko rola „Trylogii” jak bezwzględnego bestseleru wszech czasów i pomnika literatury.

Czy któryś z tych problemów dotyczy też ery filmu? Niewątpliwie najważniejsze jest atrakcyjne przypomnienie naszej historii i sztuki jako takich. Wbrew obawom twórców i producentów ostatnie dokonania (jakkolwiek krytycznie by ich nie oceniać) udowadniają, że jest w Polsce ciągle zapotrzebowanie na kino historyczne, nie tylko na ekranizacje literatury. Zauważył to zresztą właśnie sam Jerzy Hoffman już zapowiadając sportretowanie na ekranie bitwy warszawskiej. I oto właśnie chodzi. Historia nie została i nie zostanie jednak chyba wyrugowana ze świadomości społeczeństwa, posługując się coraz nowymi technologiami przekazu. Nieprzypadkowo internetowe fora historyczne należą do największych i najciekawszych. A refleksje ideowo-wychowawcze? Te nigdy nie są powszechne, dobrze, jeśli ograniczają się chociaż do elit. Im zaś też nie zaszkodzi znajomość klasyki, ani nauka polszczyzny od mistrza Sienkiewicza.

Konrad Rękas

Artykuł ukazał w „Dziś. Przeglądzie Społecznym”, nr 7 (106) z lipca 1999 r.

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

0 thoughts on “Sądy nad Sienkiewiczem”

  1. „Dziś. Przegląd Społeczny – miesięcznik lewicowy wydawany od 1990 r. do grudnia 2008. Pierwszym redaktorem naczelnym był Mieczysław F. Rakowski. Do współpracowników pisma należeli m.in.: Władysław Baka, Grzegorz Kołodko, Joanna Rawik.”. Czy Pan Konrad pisuje też w „Trybunie” albo w „NIE” ?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *