Znów piszę z zagranicy. Tym razem z Bawarii, skąd niebawem zamieszczę tu stosowną relację. Zastrzeżenie to czynię jednak dlatego, że całe środowe, sejmowe głosowanie w sprawie tak zwanej eugeniki – czyli wyeliminowania z wyjątków aborcyjnych ciężkiej, nieuleczalnej choroby dziecka – obserwuję nieco z oddali. Nie znam więc dokładnego rozkładu głosów i jak, który z głosujących to komentuje. Komentarz ten więc, będzie nieco intuicyjny.
Jeśli dobrze rozumiem to, co do mnie dotarło, to o ostatecznym wyniku głosowania zadecydowało 40 konserwatywnych głosów PO (tutaj).
To jest mniej więcej tyle – o czym zresztą wielokrotnie mówiłem – ile liczy konserwatywna grupa Jarosława Gowina. Oczywiście nie jest to do końca ścisłe, bo choćby sam Gowin w tej sprawie się wstrzymał, jak i kilku sympatyzujących z nim posłów. Są więc w tej grupie pewne odchylenia, ale generalnie to jest mniej więcej to środowisko. Zaskoczenie komentatorów trochę mnie więc dziwi.
Wszystkim, którzy wyrażają po tym głosowaniu – moim zdaniem nieco pośpieszne zadowolenie – zalecam ostrożność. Skierowanie zgłoszonego przez Solidarną Polskę projektu do komisji jest bowiem dla bardzo wielu z głosujących „bezpiecznym rozwiązaniem”. W takiej komisji można sprawę przewlekać, topić projekt, zniekształcać go, krótko mówiąc – można z nim robić to, co się komu żywnie podoba. Można go nawet tak zniekształcić, że z czystym sumieniem ci, którzy w środę za nim głosowali, mogą być przeciw niemu. To bezpieczne głosowanie. Ten taktyczny manewr, nie oznacza bowiem, że nawet jeśli projekt wróci w korzystnej dla konserwatystów formule, to wszyscy go poprą. Tak nie będzie. To, że ktoś wpisał się w pozytywny, korzystny dla siebie krok, jeszcze nie oznacza, że gdy dojdzie do ostatecznej decyzji, to takie głosowanie podtrzyma.
Żeby tak się stało potrzebne jest społeczne zaangażowanie. Społeczne zaangażowanie katolików. I to nie tych, którzy głównie zajmują się Smoleńskiem i multiplexem, ale tych, którym naprawdę zależy na ochronie życia. Bez takiego ich zaangażowania, bez odwiedzania posłów, bez dzwonienia, głosowanie nad skierowaniem projektu eugenicznego do komisji pozostanie czystym taktycznym manewrem. Czystym wybiegiem. Tym, czym jest teraz.
I wreszcie kwestia druga. Kierownictwo Klubu PO wydaje się być zaskoczone rozmiarami konserwatywnego odruchu we własnych szeregach. Tak jakby nie spodziewało się, że właśnie tak będzie. Aż ciśnie się na usta znane francuskie powiedzenie, które w wolnym tłumaczeniu na język polski tłumaczy się jak wiadomo jako: „Sam sobie chciałeś Grzegorzu Dyndało” Jeśli bowiem przyjąć, że kierownictwo Klubu się tego nie spodziewało – choć wielu konserwatywnych posłów utrzymuje, że jest inaczej i że jest to całkowicie świadoma polityka, prowadząca do policzenia i wypchnięcia konserwatystów – to to francuskie powiedzenie pasuje tutaj idealnie. Przesuwanie całego Klubu Parlamentarnego w lewo musiało się tak skończyć. Musiało wywołać silny odruch konserwatywny.
I może się okazać, że w wyniku tego odruchu, skierowanie projektu do komisji, które miało być czystym taktycznym manewrem, może nie wystarczyć. Manewr ten – jeszcze raz to powtórzę – przy wytrwałości środowisk realnie tym zainteresowanych może zaowocować realnym wynikiem. Realną zmianą prawa. Ja będę się z tego cieszył.
Jan Filip Libicki
www.facebook.com/flibicki
aw
O ile w sejmie jak widać jest większość będąca w stanie zakazać aborcji, to jednak nie wierzę, że prezydent nie zawetuje następnie tak uchwalonej ustawy.