Ksiądz Tadeusz Isakowicz-Zaleski nie żyje. Trudno sobie zdać z tego sprawę, trudno oswoić się z tym stanem faktycznym i przyjąć do wiadomości, że już nigdy nie usłyszymy z jego strony żadnego komentarza i już nigdy nie przeczytamy żadnego jego wpisu będącego kijem włożonym w mrowisko. Inaczej przecież nie umiał i inaczej się nie dało, bo i w takich czasach przyszło mu żyć.
Jeśli by wskazać jedno słowo charakteryzujące zmarłego księdza Isakowicza-Zaleskiego, to byłoby to słowo rebeliant. Nawet teraz, gdy mówimy o nim jako osobie już nieżyjącej, to podnosi się bunt, niezgoda. Jakże to tak? Ten ziemski padół, a choćby i sama tylko Polska – tak po prostu, bez księdza Isakowicza? Co dalej?
O nietuzinkowości tej postaci świadczy choćby to, że posługa kapłańska była niejako zwieńczeniem tego, iż ksiądz Tadeusz w zasadzie nigdy nie godził się na zastany porządek. Walczył z tym światem, pełnym niegodziwości, niesprawiedliwości, przyzwolenia na zło. Ormianin, oryginał, opiekun niepełnosprawnych – trzy razy „o” i pod każdym z nich można by pisać osobny rozdział. A pewnie i tak nie wyczerpałoby to charakterystyki tego niepodrabialnego kapłana.
I tak, z tytułu pochodzenia ormiańskiego, jak i kresowego, przypadła Zmarłemu rola przewodnika duchowego kresowian. Była to rola w III RP niewdzięczna, ale sprowadzająca się do Ewangelicznego „Niech wasza mowa będzie: Tak, tak; nie, nie”. W ten oto sposób nasz Pasterz postawił wszystkich nas w Prawdzie, gdy ze szczerością, stanowczością, ale i łagodnością zwrócił się 11 lipca 2023 roku do Prezydenta RP o doprowadzenie do pochówku męczenników Wołynia, w odpowiedzi słysząc od Głowy Państwa, by „ważył słowa”.
Buntownikiem był też ksiądz Tadeusz, gdy stawiał się własnej hierarchii, a więc hierarchii kościelnej, w kwestii lustracji oraz homolobby w Kościele. Dążył on do Prawdy na tyle, na ile pozwalały mu śluby posłuszeństwa. Tych nigdy nie przekroczył, choć ich przestrzeganie nie szczędziło mu zniewag, przed którymi nie był w stanie się bronić. Niewątpliwie Pan Bóg postawił przed swoim synem Tadeuszem wielkie zadania, skoro wystawiał go na takie próby. A po ludzku było to zadanie niemal niewykonalne, skoro sprawiedliwość domagała się – no, właśnie – buntu. Jednak bunt księdza Tadeusza był buntem Bożym, ujętym w ramy posłuszeństwa wobec hierarchii, nawet jeśli ta traktowała go niesprawiedliwie.
Wreszcie, był ksiądz Tadeusz opiekunem osób niepełnosprawnych umysłowo, w tym najczęściej także i niepełnosprawnych ruchowo. Praca z nimi musiała być wyjątkowo niewdzięczna, skoro współczesny świat takich ludzi odrzuca, a współcześni samozwańczy rzecznicy osób wykluczonych i najsłabszych mają dla nich jedną jedyną ofertę, jaką jest wyskrobanie ich w porę, zanim nabiorą zewnętrznych cech ludzkich w łonie matek.
Był też nasz kapłan narażony na represje w czasach, gdy ze strony ówczesnej władzy duchowni ryzykowali śmiercią bądź co najmniej poważnym uszczerbkiem na zdrowiu. Tego również życie nie oszczędziło księdzu Tadeuszowi, gdy angażował się w walce o godność ludzką w czach PRL-u i gdy był wówczas kapelanem robotników. W III RP z kolei nie było środowiska politycznego, z którymi zażyłości nie szczędził krytyki poszczególnym frakcjom kościelnym. Jeśli zaś angażował się w politykę, to przede wszystkim wspierał Sprawę, a nie dane stronnictwo.
Buntował się zatem ksiądz Tadeusz przeciwko kłamstwom PRL-u wobec gwałcenia godności ludzi pracy, buntował się przeciwko hierarchii kościelnej tuszującej grzechy sodomii, buntował się również przeciwko „patriotom” tuszującym oburzające fakty zaniechania pochówku polskich ofiar ukraińskich szowinistów. Buntował się również ksiądz Tadeusz przeciwko tym, którzy ludzi niepełnosprawnych po prostu chcieliby wyskrobać bądź rozerwać szczypcami. Śp. Tadeusz Isakowicz-Zaleski ujmował się za najsłabszymi, buntując się przeciwko elitom. Jest, był i będzie wzorem świętego rebelianta, który nie godził się na grzeszny porządek doczesnych rzeczy, na dominację silnych wobec słabych, zdrowych wobec chorych, uprzywilejowanych wobec upośledzonych.
***
Niegdyś ksiądz Tadeusz udzielił wywiadu pewnej dziennikarce na od dawna bliskie mi tematy kresowe. Wywiad zwrócił moją uwagę, ale równie wielką uwagę zwróciła oważ dziennikarka, która wywiad przeprowadziła z niezwykłą pasją i zaangażowaniem, uroczo i promieniejąco uśmiechając się ze zdjęcia ilustrującego materiał. Następnie pozwoliłem sobie na nawiązanie znajomości ze wspomnianą dziennikarką, co później zaowocowało sakramentalnym związkiem małżeńskim.
Obecność księdza Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego w debacie publicznej zapewne da jeszcze nie jeden dobry owoc, który ujrzy światło dzienne już po zameldowaniu się naszego rebelianta u Pana. Na tym świecie ksiądz nigdy się o tej dobrej obecności nie dowiedział, ale nic to. Teraz już wie na pewno.
Dziękujemy, księże Tadeuszu. Do zobaczenia niedługo.
Marcin Skalski
To najlepszy txt o Księdzu, jaki przeczytałam dotąd. Właśnie taki był.
RiP
Zapewne był prawy i sprawiedliwy, ale jednak zakończył zgrzytem, potępiając Brauna za gaśnicę („obrzydliwy postępek” – naprawdę?). Niesmak budziła też ta panika po dowiedzeniu się o nowotworze – „jak grom z jasnego nieba” i „robienie wszystkiego co możliwe” – jak rozumiem by tylko jak najdalej odsunąć od siebie perspektywę stanięcia przed Bogiem (co jest przecież celem całego życia, nie?). Można całe życie spędzić na mówieniu o Bogu i jego miłości, ale jak przyjdzie co do czego, to okazuje się ile to było warte – wtedy ci słudzy Boga oddaliby każde pieniądze (i zapewne nie tylko je) byle tylko nie mieć z nim do czynienia. Jednak trochę żałosne.
Jeszcze potępiał za wypowiadanie przez tę samą osobę „szczęść, Boże” i „będziesz pan wisiał”. Nu, nu, nu, nie wolno zbrodniarzom przypominać o słusznej karze i to używając takich brzydkich słów.
Wielka strata dla Kościoła i Polaków. Niech spoczywa w pokoju.
P.S. Panie Skalski, świetny tekst.