Skoro nie ma monarchii i perspektyw na kontrrewolucję, to trzeba nauczyć się żyć w demokracji

– Czy być posłem to największe marzenie antydemokraty i monarchisty, czyli Artura Górskiego?

– Wielu monarchistów i antydemokratów było parlamentarzystami, choćby w II Rzeczypospolitej „Żubry Wileńskie”, posłami byli Marek Jurek i Janusz Korwin-Mikke. Wszyscy integralni konserwatyści traktowali ciało ustawodawcze jako pole walki o dobre prawo i silne państwo. Ponadto w polskiej tradycji ustrojowej parlamentaryzm jest głęboko zakorzeniony, związany z ideą wolności, która bliska jest konserwatystom. Miałem do wyboru, albo odwrócić się plecami do rzeczywistości, albo pokazać, że można piastować mandat poselski nawet wtedy, gdy ma się konserwatywne poglądy, gdy jest się niepoprawnym politycznie. Pamiętajmy, że wśród wyborców są ludzie o poglądach katolicko-konserwatywnych. Dzięki takim kandydatom jak ja mają na kogo głosować z perspektywą, że ich głosy nie zostaną zmarnowane. A ja jako poseł staram się tych ludzi uczciwie reprezentować, broniąc spraw dla nich najważniejszych. Bowiem bycie posłem traktuję nie jako jakieś szczególne wyróżnienie, ale jako służbę. Po prostu poseł na więcej narzędzi, by skutecznie działać dla ludzi. 

Otwarcie głosząc w Sejmie konserwatywne poglądy czekam na lepsze czasy dla prawicy integralnej. Wiemy, że to nie będą najbliższe lata, skoro UPR, Prawica RP i Nowa Prawica pozostają poza Sejmem, ale przecież takie czasy muszą nadejść, musi nastąpić reakcja na to, co dzieje się w tej chwili, na rozkład państwa i degradację moralną i ekonomiczną narodu polskiego.

– Czy dalej jesteś antydemokratą?

– Zawsze podchodziłem sceptycznie do demokracji, nigdy nie byłem jej wielbicielem, a w każdym razie nie była dla mnie synonimem wolności i prawdy. O prawdzie bowiem nie mogą decydować – cytując słowa bł. Jana Pawła II – „tymczasowe i zmienne »większości« opinii publicznej, ale wyłącznie uznanie obiektywnego prawa moralnego”. „Historia uczy – czytamy w „Centesimus Annus” – że demokracja bez wartości łatwo się przemienia w jawny lub zakamuflowany totalitaryzm”. I ja się z tym zgadzam. Mało tego, jako politolog wiem doskonale, że demokracja może prowadzić do dyktatury jednej partii, czego przedsmak mamy pod rządami PO. Na naszych oczach polska demokracja się oligarchizuje, co niewątpliwie zagraża wolności obywateli. Zostaje zewnętrzna atrapa, która przykrywa manipulację, kłamstwo i obłudę rządzących. Ale skoro nie ma monarchii i perspektyw na kontrrewolucję, to trzeba nauczyć się żyć w demokracji i zrobić wszystko, aby była ona jak najbardziej przyjazna obywatelom. Ale też trzeba mówić prawdę o naturze demokracji, nie obawiając się przyczepienia etykiety „faszysty”. Moja partia broni idei prawdziwej demokracji, władzy obywateli nad własnym państwem, gdyż sprzeciwia się „republice kolesiów”, którą buduje PO.

– Czy zaakceptowałeś prawa człowieka, czy jesteś ich przeciwnikiem?

– Nie widzę nic złego w takich prawach człowieka, jak choćby prawo do własności, do dziedziczenia, do wolności korzystania z dóbr kultury, czy prawo do pracy. Pochwalam takie prawa człowieka, jak wolność zrzeszania się, prawo do niezawisłego sądu, a także prawo dostępu do informacji publicznej. Ostatnio zresztą broniłem tego prawa w Sejmie przed zakusami rządu, który przeprowadził przez parlament artykuł 5a do ustawy o informacji publicznej. Artykuł ten ogranicza prawo obywateli do kontrolowania władzy publicznej w obszarze gospodarowania majątkiem skarbu państwa przez wprowadzenie możliwości odmowy udostępniania informacji publicznej, na którą nie nałożono formalnie klauzuli niejawności. Albo inne prawo człowieka – prawo do składania wniosków, petycji i skarg do władzy publicznej. To prawo człowieka ma swoje źródło w paternalistycznej monarchii. Zatem jeśli chodzi o prawa człowieka, to myślę, że większość jest bardzo rozsądna. To, na co się nie możemy zgodzić, to na ideologizowanie i nadmierne apoteozowanie praw człowieka. Musimy także sprzeciwiać się wymyślaniu takich praw człowieka, które są zaprzeczeniem praw naturalnych, które negują Boże prawa.

– Ostatnio miałeś wykład pod namiotem tzw. obrońców krzyża, czyli dla sympatyków Solidarnych 2010. Jak czuł się konserwatysta na wiecu radykałów i rewolucjonistów?

– To są szczerzy patrioci, często głęboko religijni. Owszem niekiedy działają nazbyt spontanicznie, za bardzo emocjonalnie, czasem z nadmiernym patosem, ale nie są ani radykałami, ani rewolucjonistami. Ja rozumiem, że ultrakonserwatystę może razić każda forma ulicznego protestu, ale ci ludzie nie mają innych możliwości, aby wypowiedzieć swoje zdanie, swój niepokój o los krzyża w miejscu publicznym, wreszcie o przyszłość naszego państwa. To są naprawdę przyzwoici ludzie, choć oczywiście mentalnie nie muszą być z konserwatystami po tej samej stronie barykady. Ale też nie dostrzegam wśród nich rewolucjonistów.

– Wielu sympatyków PiS uważa, że rząd Donalda Tuska ma charakter agenturalny wobec Rosji. Czy podzielasz tę opinię?

– Niewątpliwie czołowi politycy PO z prezydentem Komorowskim na czele nadmiernie dbają o dobre samopoczucie Rosjan, kosztem dobrego samopoczucia Polaków. Temu rządowi przyświeca idea: nie drażnić Rosjan. Ta idea towarzyszyła rozmowom gazowym, przy wyjaśnianiu katastrofy smoleńskiej, czy choćby wtedy, gdy Węgrzy chcieli powiesić na Pl. Piłsudskego, na elewacji „domu bez kantów” tablicę upamiętniającą pomoc w materiałach wojennych Węgrów dla Polaków podczas wojny polsko-bolszewickiej 1920 r. Początkowo Kancelaria Prezydenta Komorowskiego odmówiła zgody na powieszenie tej tablicy, gdyż – jak tłumaczono – „nie chcą drażnić Rosjan”. Dopiero gdy zapachniało skandalem dyplomatycznym wobec perspektywy odmowy przyjazdu do Polski prezydenta Węgier, zgodzono się tablicę zawiesić i obydwaj prezydenci ją odsłonili. Generalnie chodzi o to, i dotyczy to nie tylko stosunków polsko-rosyjskich, że dla tego rządu ważniejszy jest interes Moskwy, interes Berlina, czy interes Brukseli, niż interes Polski. I każdy, kto ma oczy szeroko otwarte, musi to dostrzegać.

– Politycy PiS zapowiadali postawienie Donalda Tuska przed Trybunałem Stanu za jego działania w związku z badaniem okoliczności śmierci Lecha Kaczyńskiego. Czemu ten wniosek nie został ostatecznie złożony?

– Bowiem nie uzyskałby poparcia większości parlamentarnej. Pamiętajmy, że aby postawić skutecznie przed Trybunałem Stanu członka rządu, trzeba uzyskać poparcie 3/5 składu Sejmu, czyli za takim wnioskiem musiałoby głosować przynajmniej 276 posłów. Ta większość nie była osiągalna w mijającym Sejmie, gdyż w tej sprawie SLD, PO i PSL grali razem, przeciwko PiS-owi.

– PiS krytykuje PO za to, że jest za mało socjalna i nie dba o najuboższych, czy też dlatego, że nie zmniejszyła podatków i nie rozkręciła gospodarki poprzez reformy wolnorynkowe?

– Krytykujemy i za brak wrażliwości społecznej i za złą, nierozwojową politykę gospodarczą. Pamiętajmy, że jesteśmy społeczeństwem wciąż na „dorobku” i że są duże obszary „biedy”. Nie można spoglądać na sytuację ekonomiczną ludzi tylko z punktu widzenia zamożnej, beztroskiej Warszawy. Każdy rząd, który czuje się odpowiedzialny za cały naród, powinien wspierać przedsiębiorczych obywateli i organizować opiekę dla potrzebujących wsparcia, stwarzać warunki do bogacenia się i chronić przed nadmiernym ubóstwem, które pozbawia człowieka godności. Uważamy, że najlepszym wsparciem dla rodzin jest zmniejszenie bezrobocia i obniżenie podatków, co spowoduje, że więcej pieniędzy zostanie w portfelach, zwiększając bezpieczeństwo materialne rodzin. Mi osobiście bardzo odpowiada hasło: niskie podatki dla ojca i matki. Tym, którzy krytykują PiS za socjalizm gospodarczy i chwalą PO za gospodarczy liberalizm przypominam, że to rząd PiS zmniejszył i uprościł podatki oraz znacząco obniżył deficyt budżetowy, gdy natomiast rząd PO zadłuża Polskę coraz bardziej, a jedyny ratunek dostrzega w podnoszeniu podatków. Pamiętajmy, że w ciągu dwóch lat PiS wzrost gospodarczy osiągnął w Polsce 13 proc. Pod koniec rządów Prawa i Sprawiedliwości w 2007 r. dług publiczny w naszym kraju wynosił 527 mld. zł. z tendencją spadkową, gdy dziś mimo kreatywnej księgowości wynosi prawie 800 mld. zł.

– Jaki macie pomysł na problem długu publicznego i zrównoważenia budżetu?

– Instrumentów jest wiele. Generalnie trzeba na nowo przeanalizować strukturę wydatków państwa, aby jak najmniej środków było – jak to się mówi – bezproduktywnie przejadanych, a jak najwięcej inwestowanych w rozwój przynoszący zyski do budżetu. Trzeba zwiększyć efektywność fiskalną, ale też zmniejszyć same podatki. Uważamy, że nadmiernie obciążona podatkami i innymi daninami publicznymi jest ludzka praca. Ponieważ pod pręgierzem wysokich podatków najwięcej cierpią zwykli obywatele, zwłaszcza osoby najmniej zarabiające, jesteśmy za zmniejszeniem podatku dochodowego od osób fizycznych. Również VAT i akcyza są zbyt wysokie, spowalniając rozwój gospodarki. Jednocześnie niewspółmiernie nisko opodatkowana jest duża część obrotu gospodarczego, zwłaszcza prowadzonego w ramach grup międzynarodowych. Na Węgrzech obniżono podatki osobiste, a zarazem wprowadzono okresowy „podatek kryzysowy”, którym obłożono firmy o dużej zdolności podatkowej, w tym międzynarodowe firmy telekomunikacyjne i sektor bankowy. Jeżeli przeanalizuje się program gospodarczy PiS, to widać wyraźnie, że w jakiejś mierze chcemy iść ścieżką węgierską.

– Obecny system podatkowy skonstruowany jest na założeniach, które ze swej istoty trudno uznać za konserwatywne. Czy maksimum tego, co można zrobić to nieznaczne korekty tego systemu (mniej więcej takie, jakie PiS robiło w kadencji 2005-2007), czy też należałoby przedstawić bardziej zdecydowane propozycje? Jakie? I czy możemy oczekiwać Twojej aktywności w tym zakresie?

– Nie jestem ekonomistą i nie mam wiedzy, która pozwala mi samodzielnie wychodzić z takimi inicjatywami. Niemniej popierałem i będę popierał wszelkie inicjatywy legislacyjne, które wzmacniają i chronią własność prywatną, a także idą w kierunku obniżenia obciążeń podatkowych. Już zapowiedziałem, że w nowej kadencji Sejmu będę chciał wrócić do dwóch projektów ustaw, które ugrzęzły w trybach machiny sejmowej i ostatecznie trafiły do kosza. Mam tu na myśli ustawę, która przekształcała użytkowanie wieczyste we własność z mocy prawa, a także ustawę, która ograniczała tzw. podatek Belki, zdejmując opodatkowanie z tzw. kont osobistych. Myślę, że oba z tych projektów w nowym Sejmie ponownie zostaną złożone. Muszę zresztą powiedzieć, zadeklarować – a już taką deklarację złożyłem przed kolegą Marcinem Masnym, znanym portalowi konserwatyzm.pl – że szybciej ręka mi uschnie, niż zagłosuję w Sejmie za podniesieniem podatków.

– Załóżmy, że PiS o 1-2 procent wygra wybory z PO i Jarosław Kaczyński dostanie misję stworzenia rządu – jest to wariant dosyć prawdopodobny. Tymczasem Tusk przejdzie do opozycji i nie będzie kwapił się do tworzenia koalicji. A jeśli nie będzie możliwości powstania koalicji większościowej PiS np. z PSL i będzie trzeba dokooptować SLD? Czy bierzecie pod uwagę taką możliwość, czy pójdziecie na ryzyko nowych wyborów? A jeśli Jarosław Kaczyński założy koalicję z SLD (hipotetycznie), to czy Artur Górski nadal będzie członkiem PiS i klubu parlamentarnego tej partii? 

– Nie wierzę w możliwość zawarcia koalicji PiS i SLD. Nie da się połączyć wody z ogniem. Zresztą zapewne PO i SLD chętnie będą chciały pokazać, że nie mamy zdolności koalicyjnej, a po porażce konstruowania większości parlamentarnej na rzecz utworzenia rządu PiS same się porozumieją, tworząc rząd lewicowo-liberalny, może nawet z Palikotem. Ale taki rząd, wewnętrznie niespójny, programowo rozdarty, nie będzie trwał długo. Zmiecie go druga fala kryzysu. I tak po kolejnych dwóch latach rządów PO czekają nas zapewne przyspieszone wybory.
A jeśli chodzi o drugą część pytania, to jestem przekonany, że jeśli PiS zawarłby formalną koalicję wyborczą z SLD, choć – co muszę jeszcze raz podkreślić – nie wierzę, by tak się stało, szybko znalazł bym się poza klubem. W polityce są jednak granice nieprzyzwoitości. Dla mnie przekroczeniem granicy nieprzyzwoitości byłoby już przejście do PO, partii ewidentnie antypolskiej.

– Czy w następnej kadencji PiS zamierza inicjować ustawy w sprawach moralnych (ochrona życia poczętego, In vitro), czy znowu będzie konieczne prowadzenie inicjatyw obywatelskich? 

– Posłowie, którzy przyjęli certyfikat kandydata przyjaznego życiu i rodziny podpisali zobowiązanie, że w przyszłym parlamencie podejmą zdecydowane działania na rzecz objęcia pełną ochroną życia ludzkiego od poczęcia. Ja to zobowiązanie rozumiem jako deklarację złożenia projektu ustawy, która będzie przewidywała wprowadzenie pełnego zakazu zabijania dzieci poczętych. Myślę, że projekt obywatelski, który Sejm ostatnio odrzucił pięcioma głosami, złożymy jako projekt poselski, oczywiście w pełnym porozumieniu ze środowiskami obrońców życia. Myślę, że najpierw trzeba stoczyć bój o całkowity zakaz aborcji, a następnie dopiero podjąć na nowo inicjatywy wymierzone w metodę sztucznego zapłodnienia In vitro. Wydaje się, że posłowie PiS, choć będą pojawiały się głosy o ustawy dotyczące reformy gospodarczej państwa jako priorytetowe, w całej rozciągłości poprą projekty realizujące stanowisko doktryny katolickiej w tych kwestiach. Muszę zresztą przypomnieć, że obywatelski projekt ustawy wprowadzający pełną ochronę życia poczętego poparli wszyscy posłowie PiS. Wcześniej nie zawsze tak bywało. Zobaczymy, jacy posłowie znajdą się w naszych szeregach po niedzielnych wyborach.

– Obowiązkowe ubezpieczenia społeczne są bombą podłożoną pod cywilizację europejską. Czy wystarczająca ze strony konserwatysty jest, prezentowana przez PiS, alternatywa między ZUS i OFE, czy potrzebne byłyby bardziej zasadnicze zmiany i co zamierzacie w tej sprawie zrobić?

– Mocne słowa, ale chyba to nie od rozwiązania kwestii ubezpieczeń społecznych zależy przyszłość cywilizacji europejskiej. A co do samej istoty rzeczy, to należy zwrócić uwagę na dwie kwestie. Niewątpliwie przymus ubezpieczeniowy, jak każdy przymus ogranicza naszą wolność. Dlatego w pierwszej kolejności chcemy wprowadzić pełną dobrowolność w wyborze ubezpieczyciela. Ale jednak sam obowiązek ubezpieczenia ma pozostać. Pamiętajmy, że z ubezpieczeniem wiążą się pewne uprawnienia. Chcemy, aby te uprawnienia mogły być realizowane bez przeszkód zarówno w sferze publicznej, jak i prywatnej. Dziś jednak nie jesteśmy za rewolucją ubezpieczeniową z dwóch powodów. To jest bardzo skomplikowany system, wieloletni i przewrócenie go do góry nogami mogłoby odbić się negatywnie na sytuacji tych, których życie dziś od tego systemu zależy. Obawiamy się także, że w przypadku zniesienia obowiązku ubezpieczenia, wiele osób w ogóle przestanie się ubezpieczać, mając nadzieję, że w ten sposób zaoszczędzi pieniądze. Jednak później, gdy coś się stanie, albo na starość, gdy okaże się, że będą pozostawali bez środków do życia, zażądają od państwa opieki i pomocy. I jeśli państwo wtedy takiej opieki i pomocy udzieli, a przecież władza nie może odwracać się plecami do obywateli, którzy znaleźli się w dramatycznej sytuacji, to za tę opiekę i pomoc będą płacili ci wszyscy, którzy jednak zdecydowali się na opłacanie składek ubezpieczenia. Jeszcze raz powtarzam, że to jest bardzo skomplikowana sprawa. Mamy świadomość, że system jest niewydolny i grozi bankructwem, ale nie można ryzykować, że – jak to się mówi – wylejemy dziecko z kąpielą.

– Mitem założycielskim PiS była reforma wymiaru sprawiedliwości. Jakie są przyczyny tego, że od dekady nie zobaczyliśmy żadnego waszego projektu ustawy, która faktycznie w sposób zasadniczy zmieniałaby coś w tym obszarze?

– Bitwę o wymiar sprawiedliwości, jak i o wiele innych rzeczy w tej kadencji Sejmu przegraliśmy, bo nie mieliśmy większości parlamentarnej. Ale mamy przygotowany cały pakiet ustaw, które będziemy chcieli złożyć po wyborach. Z rozwiązań, które zaproponujemy, chcę zwrócić uwagę na trzy kwestie. Po pierwsze, zaostrzymy kary za najcięższe przestępstwa, w tym za pedofilię, a jednocześnie chcemy rozszerzyć prawo do obrony koniecznej. Zwiększony też zostanie katalog przestępstw, za które odpowiadać będą nieletni po ukończeniu 15 roku życia. Po drugie, chcemy zmniejszyć biurokrację w sądownictwie i uprościć procedury, by nie było przewlekłości w postępowaniach, by obywatele na orzeczenia sądów nie czekali całymi latami. Ponieważ chcemy radykalnie usprawnić pracę sądów, trzeba także zmieniać mentalność sędziów i promować kariery sędziów sprawnych, dobrze przygotowanych zawodowo i bezwzględnie uczciwych. Chcemy to robić poprzez zreformowaną Krajową Radę Sądownictwa, która nie tylko ma stać na straży sędziowskiej niezawisłości, ale musi też dbać o wysoki poziom pracy sędziów. Po trzecie, mamy świadomość, że doświadczamy omnipotencji prawa, które reguluje szczegółowo niemal wszystkie dziedziny życia i obywatele są bezradni wobec gąszczu przepisów. Dlatego z jednej strony trzeba te przepisy upraszczać, a z drugiej strony planujemy stworzenie rozwiązań, które zagwarantują obywatelom profesjonalną oraz powszechnie dostępną pomoc prawną. Naszym zdaniem oprócz adwokatów i radców prawnych takimi usługami powinni zająć się licencjonowani doradcy prawni. Taka konkurencyjność na rynku poradnictwa zwiększy jakość i obniży ceny usług. Natomiast dla uboższych utworzymy sieć punktów pomocy prawnej prowadzonych przez kancelarie prawnicze oraz organizacje pozarządowe. Może wtedy nie będą tak oblegane darmowe porady prawne, które prowadziłem w moim biurze poselskim.

– W „Naszym Dzienniku” zapowiadałeś całymi tygodniami wyjście z inicjatywą ws. propagandy homoseksualnej. Co się stało z tą inicjatywą?

– Owszem, gdy usłyszałem o rozwiązaniach litewskich w mediach, bardzo mi się spodobały i uznałem, że trzeba podobne regulacje prawne wprowadzić w Polsce. Pamiętajmy przy tym, że kwestia ograniczenia propagandy homoseksualnej była tylko jednym z wielu aspektów tej ustawy, która znacznie szerzej traktowała zjawiska, mające negatywny wpływ na rozwój psychiczny, fizyczny, umysłowy oraz moralny młodzieży. Gdy otrzymałem przetłumaczoną na język polski litewską ustawę o ochronie osób nieletnich przed szkodliwym wpływem informacji publicznej, przekazałem ją legislatorom, aby sprawdzili, w jakim zakresie rozstrzygnięcia tej ustawy można by było zaproponować w odrębnym projekcie w polskim Sejmie. Otrzymałem opinię, że rozstrzygnięcia litewskiej ustawy zupełnie nie pasują do polskiego porządku prawnego, począwszy od zupełnie różnego rozumienia w sensie prawnym pojęcia informacja publiczna. Zatem to, co wydawało mi się najprostsze, to znaczy złożenie w Sejmie analogicznej ustawy, wzorowanej na ustawie litewskiej, okazało się z formalnego punktu widzenia niemożliwe. Ale jest też drugi aspekt tej sprawy. Otóż litewska ustawa zupełnie okazała się martwą literą. Mimo jej przyjęcia zupełnie swobodnie odbyła się w Wilnie parada gejów i lesbijek. Okazało się, że zapisy tej ustawy łatwo można obejść. To ja się pytam, czy potrzebne nam jest nieskuteczne prawo, które brzmi ładnie, ale problemu nie rozwiązuje?

CDN [jutro]

Rozmawial Adam Wielomski

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

0 thoughts on “Skoro nie ma monarchii i perspektyw na kontrrewolucję, to trzeba nauczyć się żyć w demokracji”

  1. Innymi słowy: demos górą, wartości niegdyś żelazne – jak się okazało – można nagiąć, a sztandar monarchistyczny najlepiej schować w najciemniejszym zakątku szafy.

  2. Czyli Pan Poseł najpierw tygodniami w ND i RM zapowiadał złożenie ustawy przeciw propagandzie homoseksualnej, a dopiero potem ją czytał i zastanawiał się, czy ona ma sens? Jak rozumiem, jest to jednoznaczne z przyznaniem, że wszystkie te opowieści w RM i ND to była czysta propaganda obliczona na głupotę redakcji, słuchaczy i czytelników?

  3. Wątpię by to była propaganda. Wydaje mi się, że była to przedwczesna radość z własnego pomysłu. Wcześniej był pomysł intronizacji Jezusa Chrystusa na Króla Polski. Pomysł szlachetny ale niekonsultowany ani z innymi monarchistami ani z duchowieństwem. Później czytając z kartki wypowiedzenie zdania, które mogło być odebrane jako rasistowskie. Następnie „niemal pewność maczania palców przez Rosjan” w katastrofie Smoleńskiej, czy raczej „Nowym Katyniu”. By na koniec pomysł pozbycia się księcia Poniatowskiego sprzed Pałacu Prezydenckiego.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *