Jak wynika z komentarzy po szczycie – od początku twarde stanowisko (prezentowane przez Baracka Obamę aż do wczoraj) popierały Turcja, Kanada, Arabia Saudyjska i Francja. Brytyjczycy – wobec decyzji Izby Gmin, zmuszeni byli lawirować. Przeciw rozwiązaniu siłowemu, poza Rosją i Chinami opowiedziały się natomiast Indie, Indonezja, Argentyna, Brazylia, RPA i Włochy oraz sekretarz generalny ONZ Ban Ki-moon. Faktyczną rozpiętość postaw wobec wariantów przebiegu wypadków pokazywały jednak wystąpienia poszczególnych przywódców. „Jastrzębiem” konsekwentnie okazał się premier Turcji Recep Tayyip Erdogan jasno opowiadając się za pełnowymiarową inwazją w Syrii. Z kolei premier Włoch Enrico Letta biadał nad niemożnością wypracowania wspólnego stanowiska uczestników szczytu i swój sceptycyzm wobec ścieżki militarnej tłumaczył koniecznością dojść do konsensusu potęg światowych. Generalnie kraje europejskie wyrażały przede wszystkim przed demograficznymi skutkami inwazji – w tym przede wszystkim lawinowym wzrostem ilości uciekinierów z Syrii, których liczba już sięgnęła 6 milionów. Dla borykającej się z własnymi problemami imigranckimi Europy Zachodniej – byłaby to groźba katastrofy.
Interes nieobecnych w Petersburgu mniejszych państw najlepiej wyraził zaś prezydent RPA, Jacob Zuma podkreślając, że czują się one stale zagrożone przez mocarstwa, mogące w każdej chwili wywrzeć na nie niemal nieograniczony nacisk wg własnego uznania. Krytykę Zumiego ochoczo podchwycił Władymir Putin wykorzystując ją do zdezawuowania polityki Stanów i ich sojuszników nie tylko wobec Syrii, ale i Korei Północnej. Skądinąd właśnie różnica między podejściem do programu atomowego Phenianu, a pragnieniem karania Damaszku za rzekome użycie arsenału chemicznego stanowiło punkt wyjścia dla sformułowanego ostatecznie przez ministra Siergieja Ławrowa projektu międzynarodowej kontroli nad bronią chemiczną w Syrii. – Przecież właśnie tego, pełnej otwartości domagacie się od Koreańczyków – wskazywał Putin zwracając uwagę, że jakoś Korei Pn. nikt póki co nie napada, nie ma więc powodów, by akurat prezydenta Assada traktować inaczej niż Kim Dzon Una.
Rosja poniekąd pomaga Ameryce proponując pata i wyjście z twarzą z kryzysu, w który wpędziła USA polityka prezydenta Obamy. Jednocześnie jednak planu Ławrowa byłoby dużym sukcesem międzynarodowym Rosji i elity waszyngtońskie zastanowią się zapewne parokrotnie, zanim taki prezent Kremlowi zrobią, choćby nawet same na nim zyskiwały. Moskwa zresztą póki co już punktuje, mając wsparcie znacznie szerszej koalicji antywojennej, niż udało się sformować przy poprzednich amerykańskich „małych, zwycięskich wojenkach”.
Konrad Rękas
Zapraszam też na Geopolityka.org