Po tym co się działo w rocznicę wprowadzenia stanu wojennego 13 grudnia 1981 roku naszła mnie smutna myśl. Nie podoba mi się chamskie pomiatanie osobami Wojciecha Jaruzelskiego i Lecha Wałęsy, które miało miejsce we wspomnianą rocznicę. Przy okazji takich rocznic tracimy okazję do spokojnego, rozumnego i wyważonego namysłu nad tym co się stało, a w tym nad zasługami i winami poszczególnych ludzi, którzy odegrali w tych wydarzeniach pierwszorzędną rolę tak, jak Jaruzelski i Wałęsa.
Od razu zaznaczam, że również wbrew temu co mówią ich obrońcy, żadnego z tej dwójki nie uważam za męża stanu. Dla mnie mąż stanu składa się z trzech elementów. Pierwszy to wybitna osobowość. Drugi to odpowiednie wydarzenia historyczne. Trzeci to sukces wynikający z połączenia dwóch poprzednich elementów. W tym sensie i Jaruzelski i Wałęsa ponieśli klęskę. Po wprowadzeniu stanu wojennego Jaruzelski mógł w Polsce zrobić niemal wszystko. Nie zrobił nic żeby karaj i ludzie mieli się lepiej. Zmarnował dziesięć lat broniąc ówczesnego ustroju, który i tak upadł. Wałęsa mógł zrobić bardzo wiele wtedy, gdy Jaruzelski praktycznie oddał czy stracił władzę. Zdobył się na pewną samodzielność po „okrągłym stole” i wygrał wybory prezydenckie. Po tym było już tylko gorzej. Obu historia dała olbrzymią szansę by w przełomowych momentach okazać swą wielkość i przejść do przeszłości jako mężowie stanu. Nie okazali się wielkimi postaciami, zmarnowali swoją szansę, a teraz są obiektami w większości brutalnych i prostackich napaści, bo trudno uznać to za rzeczową krytykę.To, co ich po utracie władzy różniło, to reakcja na te ataki. Trzeba przyznać, że Jaruzelski znosił to z godnością. Z kolei Wałęsa, niestety z powodu własnych, intelektualnych ograniczeń, reagował prostacko jak motłoch, który go atakował.
Brak mężów stanu to jedna z największych bolączek polskiej polityki końca XX i początku XXI wieku. Szkoda, że nie widać ich i teraz. Za to rozpowszechnia się sposób obelżywego traktowania przeciwników politycznych polegający na skrajnej negacji działalności i dokonań, i wręcz chamskimi atakami personalnymi. To przecież niszczy nawet te skromne podstawy kultury politycznej jaką mamy w Polsce. A w tym, co teraz się dzieje, chodzi o to, żeby drugą stronę zohydzić, a nie wykazać, że nie ma racji. Jest takie powiedzenie starożytnych Rzymian, że „reprehensio calumnia vacare debet”, czyli, że „potępienie powinno być wolne od obrazy”. Uważam to za fundament kultury politycznej. 13 grudnia pokazał, że uliczne tłumy z czołowymi obecnie politykami mają to w pogardzie.
A może Państwo uważacie, że to co się działo 13 grudnia to zdrowa, uzasadniona i potrzebna reakcja?
Andrzej Szlęzak
za: facebook