Szlęzak: Malowany ptak w swojej małej ojczyźnie

Należę do tych, którzy często zastanawiają się nad sensem tego, co robią. Wczoraj miałem taki czas. Powodem była niedawno opisana przeze mnie sprawa utworzenia czegoś w rodzaju miejsca pamięci poświęconego mieszkańcom wsi Dąbrowa Rzeczycka opodal Stalowej Woli, których zhańbił Jerzy Kosiński w powieści „Malowany ptak”. Przypomnę, że sprawa nasunęła mi się w związku z kręceniem filmu na podstawie tej książki. Jeden ze znajomych z internetu podał mi kilka adresów z tej miejscowości. Skontaktowałem się z panią sołtys. Powiedziałem jej o co mi chodzi i zostałem zaproszony na doroczne zebranie wiejskie. To zebranie odbyło się wczoraj. Byłem zaskoczony bardzo niską frekwencją. Te zebrania, to najniższy i najbardziej autentyczny szczebel samorządu lokalnego. Pani sołtys poinformowała mnie, że we wsi uprawnionych do głosowania jest około trzysta osób. Na zebraniu było dziesięć. Okazało się więc, że nie dotrę ze swoim pomysłem do większej liczby mieszkańców. Poza tym nie oczekiwałem, że po przedstawieniu tego, o co mi chodzi, zebrani rzucą mi się na szyję. Miałem jednak nadzieję, że zrozumieją i zaakceptują ideę. Tymczasem reakcja była na tyle chłodna, że odniosłem wrażenie, iż przyjechałem uszczęśliwiać kogoś na siłę. Muszę przyznać, że nie rozumiem tej sytuacji. Dla mnie obrona dobrego imienia mojej rodzinnej miejscowości jest oczywista, tym bardziej jeżeli ktoś kłamliwie chce to dobre imię zbrukać. Również jest dla mnie oczywiste, że nawet nie będąc mieszkańcem czy nie pochodząc z takiej miejscowości, jako Polak mam w jakiś sposób obowiązek reagować na taką sytuację, jak książka Kosińskiego i tworzona wokół niej atmosfera polskiego zwierzęcego antysemityzmu. Jednak czy mam prawo domagać się od mieszkańców Dąbrowy Rzeczyckiej zaakceptowania wspomnianej idei powstania miejsca pamięci, skoro oni tego nie chcą? Trudno przecież postawić im zarzut, że nie rozumieją problemu. Co prawda nie pytałem i nie dociekałem dlaczego zachowali tak duży dystans do tego pomysłu, ale chyba nie ma to w tej sytuacji większego znaczenia. I co tu robić jeżeli z jednej strony mam mocne przekonanie, że trzeba reagować na ponowną próbę hańbienia dobrego imienia mieszkańców Dąbrowy Rzeczyckiej i innych okolicznych wsi, a z drugiej strony ta sprawa jest obojętna dzisiejszym mieszkańcom i pewnie potomkom osób, które oczernił Kosiński?

Umówiłem się z panią sołtys, że jeszcze porozmawia z innymi mieszkańcami, ale nie liczę, że sytuacja ulegnie zmianie. Jeżeli tak się stanie prawdopodobnie zrezygnuję z realizacji powstania tego parku, skweru, który chciałem, żeby nazywał się właśnie „Malowany ptak”. Nie wiem czy mam rację, ale przekonanie o słuszności moich motywów powinno ustąpić przed niechęcią mieszkańców. Wszak koniec końców, to o obronę ich dobrego imienia chodzi, a skoro tego nie chcą…

A Państwo co zrobilibyście na moim miejscu?

Andrzej Szlęzak

za: FB

Click to rate this post!
[Total: 7 Average: 3.7]
Facebook

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *