Szlęzak: Piłka polityczna

Odnoszę wrażenie, że piłka nożna to w Polsce coraz mniej sport, a coraz bardziej polityka. Żeby być dobrze zrozumianym opowiem jak i kiedy przestałem być kibicem piłki nożnej. Stało się to w pierwszej połowie lat 90. ubiegłego wieku. Byłem wtedy dyrektorem Miejskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji w Stalowej Woli. Chcąc nie chcąc stykałem się z funkcjonowaniem klubu „Stal” Stalowa Wola. Szybko doszedłem do wniosku, że zawodowa sekcja piłki nożnej tego klubu, to patologia. Dodam tylko, że sam niegdyś grałem w „Stali” i jako junior dobrze rokowałem jako boczny obrońca. To było i minęło. Jako dyrektor MOSiR-u stykałem się z różnymi trenerami i sędziami piłkarskimi. Byli tacy z którymi się kolegowałem i byli tacy z którymi miałem wrogie relacje. Z niektórymi wypiłem nawet sporo wódki. Zetknąłem się w takich okolicznościach z ówczesną legendą korupcji wśród sędziów. Nie wymienię nazwiska, ponieważ ta osoba żyje. Machałem na to ręką, bo patologia w piłce nożnej była jedną z wielu patologii drążących Polskę. Jednak miarka się przebrała, gdy podczas popijania z sędziami, którzy sędziowali mecze najmłodszych grup wiekowych, okazało się, że i takie mecze są sprzedawane. Na takie draństwo mało mnie szlag nie trafił! Ci kilkulatkowie zostawiali na boisku wszystkie siły i nie mieli pojęcia, że ktoś ich oszukuje. Cena nie była wygórowana, bo wystarczała skrzynka wódki. Od tego momentu nie jestem kibicem, a stałem się wrogiem tego systemu, który symbolizuje Polski Związek Piłki Nożnej. Tak jest do dzisiaj. PZPN to dla mnie zorganizowana grupa przestępcza. Nie wierzę tu w żadne reformy czy odnowy. Mój kolega, który grał w pierwszej drużynie „Stali” w najwyższej lidze, gdy spytałem czy wykrycie kolejnych afer korupcyjnych coś zmieni, odpowiedział, żebym nie był naiwny. Według niego zamykanie w więzieniach skorumpowanych działaczy i sędziów niczego nie zmieni tylko stawki wzrosną, bo ryzyko będzie większe. Ciekawostką jest, że największa dotychczas wykryta afera korupcyjna zaczęła się od sędziego ze Stalowej Woli.
.
Struktury systemu piłki nożnej przeplatają się ze strukturami partii politycznych i pod względem patologii finansowych są do siebie podobne, a Stalowa Wola jest tego dobrym przykładem. Nie ma takich pieniędzy, które zarówno w klubach piłkarskich, jak i w partiach politycznych nie zostałyby przejedzone, zmarnowane, które w sposób wiadomy tylko działaczom piłkarskim i partyjnym rozpływałyby się nie wiadomo jak i nie widomo gdzie. W Polsce zarówno polityka, jak i piłka nożna, to finansowe wory bez dna. Patrząc na te patologie ze Stalową Wolą na czele jestem zwolennikiem ustawowego zakazu finansowania zawodowych klubów piłkarskich z budżetów samorządów. Biorąc pod uwagę Stalową Wolę, to w naszym przemysłowym mieście inżynier o najwyższych kwalifikacjach może pomarzyć o zarobkach jakiegoś patałacha z czwartej czy trzeciej ligi piłki nożnej. Co więcej, ten inżynier ze swoich ciężko zarobionych pieniędzy w podatkach musi się zrzucać na wysokie zarobki piłkarskiego patałacha. W sumie, jak na nasze krajowe możliwości, to i politycy, i piłkarze kosztują zawrotne kwoty, a poziom i polityki, i piłki nożnej są powodem do wstydu przed całym światem, a zwłaszcza Europą.
.
Jak dotąd nie zlikwidowano żadnej z patologii zżerających piłkę nożną i politykę. Tymczasem szykuje się nowa. Otóż narasta dyskusja o tym, że zarobki piłkarzy są niewspółmiernie wysokie w stosunku do zarobków piłkarek. Nie wiem czy ta dyskusja ma odwrócić uwagę od rzeczywistej patologii, jaką są ogromne zarobki zawodowych piłkarzy w stosunku do poziomu i osiągnięć zarówno reprezentacji krajowej, jak i klubów. Jest to tym bardziej oburzające, że większość zawodowych klubów, zwłaszcza na niższym poziomie rozgrywek, istnieje tylko dzięki pieniądzom z budżetów samorządów.
.
Zatem z czego powinny wynikać zarobki piłkarzy i piłkarek? To przecież oczywiste. Po pierwsze od tego ilu kibiców przychodzi na mecze. Po drugie od ilości i zamożności sponsorów. Po trzecie od kwot za które kluby sprzedają różnym mediom prawa do transmitowania swoich meczy. Czy ktoś chce zmusić kibiców, żeby tysiącami zaczęli chodzić na mecze kobiet? Czy ktoś chce nakazać sponsorom, żeby łożyli milionowe kwoty na kobiece kluby piłkarskie? A może stacje telewizyjne mają za ciężkie pieniądze wykupić prawa do transmisji kobiecych lig? Telewizja żyje z oglądalności i wynikającej z tego ilości reklam, więc jak sprawić, żeby miliony widzów oglądały mecze piłkarek? Tu w najbardziej oczywisty sposób rządzi prawo popytu i podaży i żadna poprawność polityczna tego nie zmieni.
.
W USA poprawność polityczna szaleje, a wszelkie ideologie feministyczne mają coraz większy wpływ na politykę. Jednak nie słychać tam głosów, że koszykarki w lidze odpowiadającej męskiej NBA powinny zarabiać porównywalnie do gwiazd męskiej ligi. Tam pieniędzy na kluby nie dają samorządy miejskie. To się musi samo finansować i zarabiać! Jeśli kobiece rozgrywki będą przyciągać miliony widzów, a co za tym idzie reklamodawców, to kobiety zaczną zarabiać tak, jak gwiazdy NBA. Na razie się na to nie zanosi, więc w Ameryce nie robią z tego problemu.
.
Jednak w Polsce już nie można być pewnym, że zdrowy rozsądek i wynikające z niego prawo popytu i podaży, będą mieć decydujący wpływ na życie publiczne. W polityce już obowiązuje idiotyczna zasada parytetu, czyli odpowiedniej liczby kobiet na listach wyborczych. Nie wykluczam, że jakaś taka zasada będzie dotyczyć zarobków piłkarek. Kto za to zapłaci? Ano różne panie prowadzące firmy, mające wybitne kwalifikacje i ciężko pracujące poprzez podatki płacone do kas samorządów i państwa. Zdrowy rozsądek i prawo popytu i podaży podpowiada, że przede wszystkim należy drastycznie obniżyć zarobki wszelkiej maści piłkarskich patałachów krajowych i zagranicznych, którzy dominują w systemie rozgrywek firmowanych przez PZPN, a zawodowe kluby odciąć od finansowania z pieniędzy publicznych. A panie niech na boisku zarabiają jak najwięcej, o ile ich mecze będą chciały oglądać przynajmniej dziesiątki tysięcy widzów, a reklamodawcy zobaczą w tym interes.
A Państwo uważacie, że z czyich pieniędzy powinny być finansowane zawodowe kluby piłkarskie?
.
Andrzej Szlęzak
za: FB
Click to rate this post!
[Total: 22 Average: 5]
Facebook

3 thoughts on “Szlęzak: Piłka polityczna”

  1. „Jako dyrektor MOSiR-u stykałem się z różnymi trenerami i sędziami piłkarskimi. Byli tacy z którymi się kolegowałem i byli tacy z którymi miałem wrogie relacje. Z niektórymi wypiłem nawet sporo wódki. Zetknąłem się w takich okolicznościach z ówczesną legendą korupcji wśród sędziów. Nie wymienię nazwiska, ponieważ ta osoba żyje. Machałem na to ręką, bo patologia w piłce nożnej była jedną z wielu patologii drążących Polskę. Jednak miarka się przebrała, gdy podczas popijania z sędziami, którzy sędziowali mecze najmłodszych grup wiekowych, okazało się, że i takie mecze są sprzedawane. Na takie draństwo mało mnie szlag nie trafił! Ci kilkulatkowie zostawiali na boisku wszystkie siły i nie mieli pojęcia, że ktoś ich oszukuje.” – sam Pan przyłożył rękę zarówno biernością jak i piciem wódki z kolegami „piłkarzami”, którzy zamiast trenować, brać przykład np. z bardzo wysokich podówczas standardów holenderskich w tym sporcie a wymiany, obserwacje czy turnieje międzynarodowe właśnie tam były udziałem polskich drużyn od końca lat 50-tych XX wieku. To właśnie Pana pokolenie zniszczyło ogromny potencjał sportowy Polski. Bierność taka, jak Pana, branie udziału w popijawach i to mając na tacy szemrane towarzystwo, które można było rozwalać od środka. To przez właśnie takie działania śmieje się z nas cały świat a zagraniczni trenerzy łapią się za głowę pytając – jakim cudem śmiesznie mała Belgia czy Holandia mają tak dobrych piłkarzy i trenerów a w Polsce na tyle lat trafia się raptem Lewandowski i półkę niżej Zieliński.

    Natomiast jeszcze kilka kwestii:

    „jestem zwolennikiem ustawowego zakazu finansowania zawodowych klubów piłkarskich z budżetów samorządów” – tutaj pełna zgoda, ale dalej: „ten inżynier ze swoich ciężko zarobionych pieniędzy w podatkach musi się zrzucać na wysokie zarobki piłkarskiego patałacha” – pieniądze na tych patałachów to akurat dają sponsorzy, bo gdyby klub był utrzymywany z podatków, to nie ma szans, że ci zawodnicy dostawaliby takie pieniądze. A sponsorzy są stąd, że ktoś tych patałachów chodzi oglądać. I to jest upiorne oraz świadczące o kompletnym braku gustu Polaków. Nasza ekstraklasa jest dziadostwem w porównaniu do ligi angielskiej czy hiszpańskiej – jak mając dostęp do tych lig można się katować tą żenadą? Tego chyba nie wiedzą nawet najstarsi filozofowie 😉 Natomiast z automatu usuwa to problem wyrównywania zarobków piłkarzy z kobietami grającymi w piłkę – żaden samorząd nie pokrywa tygodniówek drużyn z wyższych poziomów rozgrywkowych a żaden sponsor nie wyłoży pieniędzy na „profesjonalistki”, które grając w reprezentacjach krajowych zbierają oklep od chłopięcych drużyn u-14 (do wygooglowania, bo to autentyk).

    1. Słuszne uwagi p. Sułkowskiego. Można by ironicznie skonstatować, że dyrektor Szlęzak perfekcyjnie pojął rolę swojej publicznej służby przemilczając bezeceństwa, których tajemnicę poznał w ramach rytualnych zakrapianych obrzędów, właściwych nadwiślańskiemu plemieniu…
      I jeszcze ten kuriozalny brak odwagi cywilnej Autora memuarów, gdy zapewnia, że nie wymieni nazwiska sprzedajnego arbitra, gdyż ten jeszcze żyje – czyli co, Pan Szlęzak czeka aż tamten umrze i wtedy nawali mu na grób?…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *