Wczoraj zmarł Wiesław Gołas. Definitywnie skończyła się pewna epoka w polskiej kulturze. Odszedł ostatni wielki z „Kabaretu Starszych Panów” i ostatni wielki z kabaretu „Dudek”. W wypadku „Dudka” mam na myśli męską obsadę.
Wraz ze śmiercią Gołasa dobiega kresu rozdział polskiej kultury ukształtowanej w PRL-u, głównie przez telewizję. Dla mnie, wychowanego w robotniczej rodzinie w prowincjonalnym mieście przemysłowym, to telewizja była głównym źródłem kształtowania pojęć o kulturze i wyrabiania smaków, gustów oraz w tym kontekście sympatii i antypatii. Silę się na pewne porównania tej peerelowskiej kultury z obecną. Zrobię to na swoją miarę, więc pewnie bez wielkiego znawstwa, ale myślę, że będzie to dość reprezentatywne, albowiem uważam się za trochę więcej niż przeciętnego odbiorcę i znającego się na tej kulturze. Osoba Wiesława Gołasa bardzo dobrze do takiego porównania pasuje.
Niczego odkrywczego nie napiszę jeśli stwierdzę, że za PRL-u i obecnie telewizja była i jest środkiem na co dzień w największym stopniu wpływającym na kształtowanie poziomu kultury Polaków. A w tej telewizji programami, które mają na to największy wpływ są seriale. Poza swoimi innymi aktorskimi wcieleniami Wiesław Gołas był również wybitnym aktorem serialowym. Do porównania wezmę dwa seriale, w których Gołas grał główne role. Pierwszy to „Kapitan Sowa na tropie”, drugi to „Droga”. Ten pierwszy był pierwszym w telewizji polskiej serialem kryminalnym i po jego ukazaniu się nie zostawiono na nim suchej nitki. Dodam, że reżyserował go Stanisław Bareja, który póki żył za swoje filmy nie spotykał się z uznaniem krytyki, a „Kapitan Sowa …” należał do tych najbardziej już nie krytykowanych a wyszydzanych. Od powstania serialu minęło już sześćdziesiąt lat i można powiedzieć, że się ładnie zestarzał. A jest to zasługa głównie Wiesława Gołasa. Jeśli jednak uznać ten serial za artystyczną porażkę, to była to porażka na pewnym poziomie kultury. Nie da się tego powiedzieć o współczesnych serialach kryminalnych, które uznaje się za artystyczną porażkę. U bezwzględnych krytyków czasów PRL-u pewnie pojawi się zarzut, że Gołas kreując postać przesympatycznego oficera milicji, zmiękczał u widzów całkiem niesympatyczny wizerunek tej służby, jako podpory opresyjnego systemu politycznego. Uważam, że to co najmniej przesada. Jeśli nawet serial w reżyserii Barei był naiwną opowiastką z mało udolnie skonstruowaną fabułą, to żeby pokazać, iż świat przestępczości jest moralnie zły nie trzeba się było silić na potoki wulgaryzmów, dosłownej brutalności i moralnych dwuznaczności, które i tak nie ratują przed artystyczną miernotą. A tak na marginesie, to peerelowska telewizja wykreowała obraz najsympatyczniejszego gliniarza. Był to sierżant Walczak, przewodnik psa „Cywila”, cudownie zagrany przez Krzysztofa Litwina. Z tą kreacją nie mógł się równać nawet Gołas. Kreacja Litwina jest nie do powtórzenia, podrobienia i nie do przebicia. To również trwały dorobek polskiej kultury z czasów PRL-u. Dodajmy, że serial z sierżantem Walczakiem był serialem dla młodzieży.
Jeśli uznać, że serial o przygodach kapitana Sowy był serialową słabizną i artystyczną porażką, to „Droga” bez wątpienia należy do największych osiągnięć wśród telewizyjnych seriali. Reżyserował Sylwester Chęciński, czyli mistrz w fachu. Wiesław Gołas jako Marian Szyguła, kierowca ciężarówki z PKS-u, zagrał moim zdaniem swoją najlepszą rolę obok „Ogniomistrza Kalenia”. O ile „Kapitan Sowa ..” jako serial kryminalny, paradoksalnie miał rozjaśniać i rozweselać szarą i nudną epokę rządów Władysława Gomułki, zwaną okresem „małej stabilizacji, to „Droga” nie mieściła się wśród tak zwanych produkcyjniaków, czyli seriali chwalących okres rządów Edwarda Gierka, zwanych później okresem „propagandy sukcesu”. „Droga” to serial o gierkowskiej Polsce, ale bez upiększeń i uproszczeń, skupiający się na codziennym życiu. I znowu Gołas gra przesympatyczną postać również dlatego, że tego prostego, dobrego człowieka gra właśnie on. Serial pierwszy raz oglądałem jako nastolatek i mnie urzekł. Od tego czasu wiem, że warto być przyzwoitym człowiekiem, choć życie za to premii nie daje, a wręcz przeciwnie. Za to w łazience nie unika się lustra i rozumie się wartość życia w zgodzie z samym sobą. W porównaniu o współczesnych serialach obyczajowych mogę powiedzieć, że przeważnie są za długie, żeby cokolwiek zrozumieć, a tak zwane lokowanie produktów niweluje ewentualny efekt artystyczny. Dodam jeszcze, że towarzysząca „Drodze” piosenka Wojciecha Młynarskiego, to również absolutne mistrzostwo, któremu obecne takie utwory nie są w stanie dorównać.
Wszystko, co powyżej napisałem i co dotkliwie czuję sprawia, że w kontekście kultury widzę się jakby izolowany. Gdy dalej porównuję siermiężny i ubogi materialnie PRL z nieporównanie zamożniejszą i kolorową trzecią czy jak kto woli czwartą Rzeczpospolitą, to biorąc pod uwagę poziom tej popularnej kultury, zastanawiam się czy to prawidłowość w naszej historii, że materialne niedostatki i brak wolności sprawia, iż rośnie duch czego wyrazem jest poziom kultury. I odwrotnie czy w czasie, gdy wolności nie brakuje i bieda tak nie doskwiera, to duch gaśnie, a kultura marnieje. Czyżby życie i praca dla polskiej kultury Wiesława Gołasa miały to potwierdzać?
A Państwo co o tym sądzicie?
Andrzej Szlęzak
Za: FB
Click to rate this post!
[Total: 14 Average: 4.7]
Facebook
To proste, za komuny była cenzura, selekcja, trzeba było coś umieć. Świetnie pokazuje to odcinek serialu Droga pt. „Bo ostatnich gryzą psy”.