To nie jest nasza zmiana

Jakość i rozmach pisowskiej „dobrej” zmiany jest zaiste imponujący. Czasami jednak można nawet w tej fali postępu wyłuskać prawdziwe perły, ba diamenty „dobrej” zmiany, które swym blaskiem olśniewają i onieśmielają nas, maluczkich. Najświeższym bodaj przykładem jest tutaj nominacja Dawida Wildsteina, znanego szerzej jako syn swojego ojca, na stanowisko szefa publicystki w TVP Info.

Oczywiście bardzo ucieszyła mnie ta wiadomość. Zresztą jakże mógłbym się nie cieszyć, skoro cieszy się już Forum Żydów Polskich, o czym informuje nas na swoim portalu. Zapewne z przedmiotowej nominacji ucieszy się też Związek Ukraińców w Polsce i będzie miał po temu powody. Natomiast swego entuzjazmu nie okażą czciciele Bandery, SS Galizien, OUN-UPA i innych morderców, oczywiście nie z braku właściwej atencji wobec zasłużonej persony redaktora, lecz wyłącznie przez fakt, że takowi w ogóle nie istnieją. Przynajmniej taką wiedzę można wynieść z lektury tekstów Wildsteina juniora.

Oprócz samego faktu tej, niewątpliwie zasłużonej nominacji, cieszy mnie jednak też coś gruntownie odmiennego. Otóż miałkie i płytkie umysły widzą w sporze PiS – PO (KOD, Nowoczesna itp.) przejaw fundamentalnego odwiecznego sporu pomiędzy dobrem a złem. Siły jednej strony, Polski katolickiej i narodowej, ma reprezentować tutaj PiS, zaś drugiej strony – zaprzańców opłacanych przez światowe żydostwo i masonerię szeroki antyPIS. Tymczasem obecność w danym miejscu osób takich jak Dawid Wildstein całkowicie niweczy tą argumentację. Zatem demony polskiego nacjonalizmu występują w tym sporze jedynie pozornie, w charakterze urojeń. I dobrze, w końcu jak nauczyła nas już dawno temu Gazeta Wyborcza, nacjonalizm to faszyzm, a faszyzm nie przejdzie.

Skoro jednak obie strony są w gruncie rzeczy reprezentacją światowego postępu, gdzie leży istota sporu? Otóż dążenie do dobra i piękna, które bezsprzecznie jest jedynym celem wszystkich zainteresowanych nie ogrzeje domostw, nie wykarmi dziatek. Wzniosłe idee realizuje się znacznie sprawniej z brzuszkiem napełnionym pożywnymi ośmiorniczkami podlanymi winem, niż z kałdunem wypchanym ziemniakami skropionymi z rzadka najtańszą berbeluchą. Reasumując, idzie nawet nie o to kto będzie przystrzygał owieczki, ale kto przehandluje runo. Zwłaszcza, że potrzeby wielkie, a możliwości skromne.

Zatem marsze i kontrmarsze, które z takim upodobaniem relacjonują nam media, nie są w swej istocie niczym innym niż zabawne przepychanki młodych prosiaczków usiłujących zdobyć jak najwygodniejszą pozycję konsumpcyjną. Pozostaje jedynie podziwiać, że obie strony do walki o własny partykularny interes tak łatwo mobilizują nas, maluczkich. Tak łatwo zarażają nas złymi emocjami i agresją. Implementują nam nienawiść i pogardę, a to do „kurdupla” Kaczyńskiego, a to do „mordercy” Tuska (czy kogokolwiek tam wypada teraz nienawidzić).

Oczywiście nie mam nic przeciwko temu abyście uczestniczyli Państwo w marszach tej czy tamtej strony. Zasadniczo ruch na świeżym powietrzu jest zdrowy. Czasami warto wyjąć z szafy eleganckie niegdyś futra i wywietrzyć je trochę z woni naftaliny. Można też spotkać znajomych, co nadaje akcji jakiś walor towarzyski. Maszerowanie ma zatem pewien sens. Nie dajcie sobie jednak wmówić, że walczycie o ważne sprawy, idee, wartości. Jesteście używani instrumentalnie do przepychanki o dobra nader policzalne i wymierne.

Wojna, która od lat targa polską polityką nie jest naszą wojną. Najmądrzejsze co możemy zrobić to stanąć z boku i spokojnie przyglądać się jak wrogie armie systematycznie się wykrwawiają. A po wszystkim posprzątać pobojowisko. Już na naszych warunkach.

Przemysław Piasta

za: http://www.mysl-polska.pl

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *