Czy można uznać, że konserwatysta ma prawo zasiadać w sejmie w jego obecnym, jakże moralnie zdegenerowanym kształcie, a przy tym pozostać wierny temu, czym w swej istocie jest konserwatyzm? Wiemy, że uczestnictwo w życiu politycznym zdominowanym przez demokratyzm jest często sprawą kontekstu i indywidualnej oceny, ale czy nie zostają dziś przekroczone pewne granice, poza które wyjść nam nie wolno?
Jeśli programowo nie będziemy zasiadać w Sejmie, to zasiądą tam sami demo-liberałowie i przedstawiciele skrajnej lewicy. Oczywiście, że za pomocą instytucji parlamentarnych żadnej kontrrewolucji nie przeprowadzimy – gdyby to było możliwe, to nie byłoby w Polsce żadnego parlamentu – ale starajmy się choć cokolwiek rewolucyjnego blokować. To jest, kolejny raz, to napięcie między „konserwatyzmem transcendentnym” a konserwatywnym realizmem politycznym. Musimy powstrzymywać rewolucję, a nie oddawać jej wolne pole.
Oczywiście, ja rozumiem intencję Pańskiego pytania. Wszyscy znamy konserwatystów, którzy tak pokochali Sejm i diety poselskie, że zapomnieli, iż kiedyś byli konserwatystami i wznosili toasty za Wiarę, Monarchę, Prawo. To właśnie ci, którzy ugięli się przed potworną siłą empirycznej rzeczywistości i zaparli się konserwatywnych idei. Lekarstwem na dżumę oportunizmu nie jest jednak cholera politycznej abstynencji.
Konserwatyzm, powtórzę raz jeszcze, tkwi pośrodku. Polega na tym, aby wpatrywać się w „rzeczywistość prawdziwą”, a funkcjonować w „rzeczywistości empirycznej”. Powiem szczerze, że nie rozumiem i nigdy nie rozumiałem poglądu o nieprzekraczalnej opozycji pomiędzy ideą, a rzeczywistością. Uważam ten pogląd za doktrynerski. Pomiędzy dwoma rzeczywistościami jest kładka, może nawet cały most, dający spore możliwości manewru. Trzeba bronić naszej wizji świata działając pragmatycznie.
Rafał Ziemkiewicz uważa, że w Polsce spór lewica-prawica, to spór komunizm-antykomunizm, a słowo konserwatywny jest synonimem pojęcia anty-lewicowy. Czy to nie anachronizm? A może emocjonalna i umysłowa indolencja Polaków? A może jedno i drugie?
W odróżnieniu od wielu prawicowców w Polsce, nigdy nie zachwycałem się pisarstwem Ziemkiewicza. Uważam go za publicystę płytkiego, którego deklaracje różnią się od rzeczywistych intencji. To publicysta pozujący na „niezależnego”, gdy w rzeczywistości jest dziennikarskim żołnierzem Jarosława Kaczyńskiego.
Właśnie zamazywanie sporu lewica-prawica na korzyść komunizm-antykomunizm to cel polityczny Kaczyńskiego. PiS nie jest partią prawicową i nigdy nią nie będzie, gdyż wyrasta z mentalności lewicowej, pepesowskiej charakterystycznej dla żoliborskiej inteligencji, która ukształtowała się między Józefem Piłsudskim a Janem Józefem Lipskim. Jej źródła intelektualne i polityczne tkwią w KOR-ze. Zarazem jest to partia konsekwentnie podszywająca się pod katolicką, konserwatywną i narodową prawicę, posługująca się niektórymi hasłami prawicy, ale marginalizująca i usuwająca inne, często bardziej istotne. Nie wspominam o tym, że partia ta nie realizuje nic z tego, co głosi. To patriotyczna demagogia. Aby ukryć to polityczne szalbierstwo politycy PiS i sympatyzujący z tą partią publicyści (sami siebie zwący, nie wiedzieć czemu, mianem „niezależnych”) dokonują na naszych oczach gigantycznej manipulacji zastępując słowo „prawica” terminem „antykomunizm”, a „lewica” słowem „komunizm”. W ten sposób powstaje łże-prawica, która twierdzi, że socjalista może być prawicowy, gdyż jest antykomunistą, a autentyczny prawicowiec może stać się – odwrotnie – lewicowcem, gdyż np. z rozsądku kolaborował z PRL-em.
Bez tej manipulacji Jarosław Kaczyński nigdy nie zabrałby prawicy jej naturalnego elektoratu i walczyłby dziś o istnienie na lewicy, spierając się z Adam Michnikiem i Ewą Kopacz o tradycję solidarnościową. Niestety, Ziemkiewicz ma wielki udział w skutecznym dokonaniu tej manipulacji, choć sam niegdyś pisał (z czym się zgadzam), że Kaczyński powinien był walczyć o polityczne przywództwo nad Unią Demokratyczną.
A co do samego podziału na komunizm i antykomunizm, to w ćwierć wieku po upadku PRL uważam go za anachroniczny. Nigdy nie ukrywałem, że wolę prawicowych heglistów z betonu SLD-owskiego niż tych wszystkich populistycznych i warcholskich „prawdziwych patriotów”, stojących w opozycji do Państwa Polskiego takiego, jakim ono empirycznie było. PRL ewoluował od swojego powstania, do 1989 roku, w kierunku coraz bardziej konserwatywnym, narodowym i prawicowym, zrzucając powoli jarzmo ideologii internacjonalizmu. To w końcu śp. gen. Jaruzelski był ostatnim polskim dyktatorem. Tymczasem tradycja solidarnościowa reprezentowała bunt, polityczne warcholstwo i negację jakiegokolwiek zastanego porządku w imię antypaństwowej utopii „socjalizmu samorządowego” lub „syndykalistycznego”. Solidarność atakowała PRL od lewej strony. Żałuję bardzo, że PZPR nie wybrała w 1989 roku „drogi chińskiej” i nie przekształciła się w partię nacjonalistyczno-wolnorynkową lub drogi putinowskiej, stając się partią państwową, reprezentującą suwerennie pojętą polską rację stanu. W Chinach i w Rosji postkomuniści stali się siłą państwowotwórczą i hierarchiotwórczą, czyli konserwatywną.
Czy możemy prosić o krótki komentarz odnośnie do obecnej próby politycznej reaktywacji partii narodowej, jaką podejmują członkowie Ruchu Narodowego? Jak zdaniem Pana Profesora ma się ona do tego, co reprezentowali narodowcy pokroju nieżyjącego już profesora Chrzanowskiego?
Prawdę mówiąc, to ja nie dostrzegam żadnej próby „reaktywacji partii narodowej”. To, że paru młodych ludzi zrobi raz do roku marsz, na którym powywieszają znaki przedwojennego SN czy ONR nie czyni z nich spadkobierców Romana Dmowskiego. Formacja ta jest obca mentalności politycznej przedwojennej endecji. Dam prosty przykład: endecja nigdy nie uznałaby się za partię antysystemową, będącą w opozycji do państwa takiego, jakim ono jest. Nigdy nie ceniłem Dmowskiego jako ideologa, ale zawsze ceniłem go jako myśliciela pro-państwowego, ponieważ widziałem w nim, jakże mi bliski, element realistycznego myślenia o polityce. Ruch Narodowy jest odwróceniem Dmowskiego: łączy polityczny nie-realizm, zabawy w Żołnierzy Wyklętych czy fanaberie antykomunizmu z odwołaniami do nacjonalistycznej symboliki. Wolałbym aby ci młodzi ludzie pochowali Mieczyki Chrobrego, a zaczęli myśleć jak wzmocnić Państwo Polskie inaczej niż krzycząc na ulicach.
Dwie dekady temu Francis Fukuyama oznajmił „koniec historii” i zapowiedział rozwój oraz prosperity liberalnej demokracji. Wydarzenia ostatnich lat pokazują nam, że nie miał on racji. Co to może oznaczać dla konserwatyzmu?
Fukuyama nie jest naukowcem, nie jest filozofem, ale ideologiem amerykańskiego imperializmu. To były urzędnik w Waszyngtonie. Tenże „koniec historii” miał polegać na eschatologicznym zwycięstwie amerykańskiej demokracji, amerykańskiego kapitalizmu i amerykańskich praw człowieka. Historia nie ma końca, ponieważ każde imperium musi kiedyś upaść, a schyłek amerykańskiego jest już widoczny. Rozrost Rosji i Chin oznacza koniec amerykańskiej hegemonii. Putin otwarcie i skutecznie sprzeciwia się tej tyranii waszyngtońskiego demoliberalizmu i wyrasta do rangi Katechona chrześcijaństwa i systemów nieliberalnych.
Co oznacza to dla konserwatyzmu? I szansę i zagrożenie. Szansę, gdyż teoretycznie rzecz biorąc w chaosie może pojawić się dla nas szansa, szczególnie jeśli umiejętnie wpiszemy się w dyskurs narodowy. Ale to i zagrożenie, ponieważ podupadający świat zachodni może ulec radykalizacji ideologicznej, wyrażającej się w rozwoju i dojściu do władzy partii skrajnie lewicowych. Widać to np. w Grecji. Europejczycy już nie myślą w kategoriach konserwatywnych, dlatego alternatywą dla demo-liberalizmu jest, w ich oczach, jedynie radykalna lewica, np. Syriza w Grecji. Z jednej strony, jako przeciwnik zachodniego demokratyzmu, czekam na upadek Unii Europejskiej i amerykańskiej hegemonii z zaciekawieniem. Ale, z drugiej strony, świat demoliberalny jest mi znany. Co wyłoni się po jego upadku? Bóg jeden raczy wiedzieć czy Niemcy nie sprowadzą ze Szwajcarii jakiegoś Lenina?
Dlatego trzeba uciekać z zapadającej się nierzeczywistości Zachodu i wejść we wschodnie systemy bezpieczeństwa. Wschód przetrwa upadek Zachodu i, miejmy nadzieję, nie zostanie wessany w czarną dziurę po zmierzchającej cywilizacji.
Czy istnieją stronnictwa konserwatywne w krajach nam bliskich geograficznie? Czechy, Słowacja, Węgry, Litwa, Ukraina…? Czy Polskie stronnictwa zachowawcze mogą tu znaleźć sprzymierzeńców?
Jest taki kraj, gdzie rządzą ludzie myślący w kategoriach bliskich konserwatyzmowi, choć genetycznie pochodzą ze skrajnej lewicy. Mam tutaj na myśli współczesną Rosję. Nie jest przypadkiem, że Węgry Orbána prowadzą politykę prorosyjską, że Front National we Francji jest pro-rosyjski. Gdy w Paryżu trwały protesty w obronie rodziny, brutalnie pałowane przez policję, to w końcu ludzie zgromadzili się pod ambasadą rosyjską. Gdy Syria walczy z terroryzmem islamskim, też zwraca się o pomoc do Putina. Nadszedł czas na porządną, teologiczno-polityczną relekturę „Drugiego listu św. Pawła do Tessaloniczan”.
Jaka powinna być Pana zdaniem strategia ugrupowań zachowawczych AD 2015?
Strategię mogą mieć znaczące ugrupowania polityczne. Portale Myśl Konserwatywna i Konserwatyzm mogą tylko szerzyć pewne idee.
Polityczny cel jest prosty dla polskiej prawicy: dostać się do parlamentu, odbierając PiS-owi monopol na „prawicowość”. Cel dalekosiężny? Zrealizować przesłanie pracy „O papieżu” Josepha de Maistre’a.
Rozmawiał: Mariusz Matuszewski
Wklejam dalej: 2/ Chodzi o to, że np. uprawianie nauki abstrahującej od wartości samo jest wyborem pewnej wartości, mianowicie wyborem PRAWDY. A prawda powinna nas zaprowadzić do wartości niezależnej od wartościowania, czyli do DOBRA. O to przecież chodzi w nauce a nie o pozbycie się dobra. Jest w tym oczywiście samoodniesienie (pętla logiczna, co mnie kojarzy się wybitnie z koniecznym samoodniesieniem Osób Trójcy). Jeśli się ją domknie wyjdzie z tego naturalnie aporia (nonsens) wartościowania tożsamego z wartością (posiadania prawdy). Konserwatyzm często popada w ten nonsens (vide: Wielomski, Bartyzel). Ale pętli nie trzeba domykać. Można sobie zostawić „szczelinę” racjonalnej wiary. „Poznacie prawdę a prawda was wyzwoli”. „Nikt nie jest dobry tylko Bóg” itd. . Moim zdaniem świat jest urządzony doskonale. Czy mamy tego świadomość czy nie, sprawy idą w dobrym kierunku. A kto sądzi inaczej – anatema sit tzn. sam się wyłącza z dobra.