Trump nazwał się też „największym przyjacielem Izraela” i zapewnił o swoim zdecydowanym poparciu dla polityki premiera Beniamina Netanyahu i jego metod „osiągnięcia porozumienia izraelsko-palestyńskiego”, które chciałby wspomóc po swoim zwycięstwie wyborczym. Miliarder nie widzi sprzeczności między opowiadaniem o „pokoju na Bliskim Wschodzie”, a pomysłem przeniesienia stolicy państwa żydowskiego z Tel-Awiwu do Jerozolimy (choć taka prowokacja oznaczałaby wręcz wymuszenie pełnowymiarowej wojny z całym światem islamskim). Trump skrytykował również – jako zagrażające interesom Izraela – nuklearne porozumienie z Iranem. Wreszcie chcąc rozwiać wszelkie wątpliwości wobec swojej postawy (mówił wcześniej o własnej „neutralności” w kwestiach bliskowschodnich – za co został zaatakowany w debacie przez konkurenta do nominacji, Marco Rubio) – Trump podkreślił, że sam jest przecież związany rodzinnie z żydostwem – będąc teściem Jareda Kushnera, przedstawiciela dynastii amerykańsko-żydowskich potentatów na rynku nieruchomości (i wydawcy „New York Observera” – nb. Demokraty…).
Trump cieszy się zupełnie surrealistyczną sympatią części polskich środowisk „prawicowych” i centro-prawicowych, zupełnie abstrahujących od faktu, że wszyscy pozostali na placu boju republikańscy kandydaci na kandydatów reprezentują tę samą partię wojny, fanatycznie pro-izraelską i grożącą doprowadzeniem do światowego konfliktu zbrojnego, będącego Armagedonem dla Polski. Między sobą – i z Hillary Clinton na dodatek – Republikanie ścigają się w sprawach polityki zagranicznej tylko o to, kto jest bardziej pro-żydowski i bardziej zdeterminowany w utrzymywaniu światowej hegemonii jak najagresywniejszymi metodami. W tej sytuacji, mimo nikłych szans na jego elekcję – lepiej już chyba byłoby wiązać pewne nadzieje z socjaldemokratą starego typu, pacyfistycznym amerykańskim Żydem Bernie Sandersem, niż ekscytować się anty-muzułmańskimi filipikami Trumpa, wygłaszanymi – jak się okazuje – przede wszystkim dla przypodobania się izraelskiemu punktowi widzenia. A przede wszystkim, zamiast dziecinnie pytać „za kim jesteś…”, „na kogo byś głosował…” – patrzeć polskich i tylko polskich interesów!
Konrad Rękas
Pańskim zdaniem najbardziej żywotnym interesm Polski jest nieprzyjaciel Izraela w Waszyngtonie? Nielepiej pisać wprost, że dla ruskich korzystniej by było, żeby ameryką rządził lewicowy kapeć? Wtedy Ameryka sama się rozłoży. Przecież to banalne. Ruscy liczą na pacyfistę, żeby militarnie robić swoje. Czy to dla nas takie dobre?