We wczorajszym wywiadzie dla RMF FM Ryszard Kalisz wyraził obawę, że SLD może zniknąć (http://wsieci.rp.pl/opinie/rekiny-i-plotki/Ryszard-Kalisz-Kazda-partia-ma-swoj-koniec). W kontekście zbliżającej się sobotniej konwencji tej partii jest to niewątpliwie trafna konstatacja. Trudno bowiem uznawać Leszka Millera za sposób na nowe otwarcie dla Sojuszu.
Ten kryzysowy stan wynika z wielu czynników. Jednym z nich jest na pewno Ruch Palikota. Co rusz słyszymy jak to kolejni działacze SLD dołączają do przedsięwzięcia winiarza z Biłgoraja. To zupełnie naturalne, bo autentyczność lewicowego przekazu Palikota wydaje się prawdziwym powiewem świeżości dla Lewicy. Czy jednak Ruch Palikota naprawdę jest szansą dla polskiego lewicowego elektoratu? Zaraz po wyborach myślałem, że tak. Dziś jednak myślę, że możliwe jest jeszcze inne rozwiązanie. Że SLD, którego prawdziwym spoiwem jest wyłącznie wspólnota post pezetpeerowskich biografii zejdzie ze sceny z powodów biologicznych, Palikot natomiast jest mimo wszystko dla wielu zbyt radykalny.
Nie oznacza to wcale, że w Polsce nie wzbiera fala laicyzacji. Owszem wzbiera, ale nazwałbym ją raczej laicyzacją z obojętności niż z agresji i protestu. Kościół oczywiście będzie musiał się z nią zmagać, ale nie bardzo uda się na niej zbudować nowy, lewicowy ruch polityczny.
Już dzisiaj wielu wyborców Janusza Palikota, słysząc o występach Roberta Biedronia czy perypetiach Wandy Nowickiej zachowuje się tak jakby uważało oddanie swojego głosu na ich ugrupowanie za poważny błąd. Ich przekaz można odczytywać tak: Owszem, chcieliśmy okazać nasz bunt wobec polityków, drażni nas Kościół i jego obecność w życiu publicznym, ale nie myśleliśmy, że konsekwencją naszego głosowania będą tacy ludzie. Nie bardzo nam to odpowiada.
Tego typu komunikat odebrałem już z kilku stron. Gdyby próbować go przełożyć na jakąś prognozę polityczną to trzeba by powiedzieć tak: Nie SLD i nie Palikot są przyszłością polskiej lewicy. Tą przyszłością jest dopiero to, co wyłoni się w ich miejsce. No ale na to coś będziemy musieli jeszcze poczekać.
Jan Filip Libicki
-asd