Turek: Poznańczycy i Pomorzanie: nie wykorzystana szansa (o sporze cywilizacyjnym między Zachodem a Wschodem w najnowszej historii Polski)

Przekonywanie wykształconego Polaka o znaczeniu Wielkopolski i Pomorza w dziejach naszego państwa przypominałoby wyważanie otwartych drzwi. W XX wieku w świadomości Polaków i w polityce polskiej wskazówka busoli przemieściła się ze Wschodu na Zachód.

Efektem tego doniosłego procesu dziejowego stał się m. in. powrót do Polski ziem piastowskich i Pomorza, odbudowa państwa z granicą na Odrze i Nysie, a w 2004 roku wstąpienie Polski do Unii Europejskiej. Niestety, w ostatnich latach zachodnia orientacja Polski jest coraz częściej kwestionowana. Niech nas nie zmylą pozory. Mimo, że obecnie naszym największym sojusznikiem są Stany Zjednoczone, polityka rządzących Polską bardziej przypomina politykę Jagiellonów niż Piastów.
Jednym z długofalowych skutków rozbiorów było pogłębienie podziału na Polaków „zachodnich” i „wschodnich”.

Wprawdzie jeszcze przed rozbiorami miasta Wielkopolski a tym bardziej Pomorze znajdowały się w orbicie wpływów kultury niemieckiej, ale dopiero takie czynniki jak polityka oświatowa Prus, wpływ instytucji państwa niemieckiego i spektakularny rozwój gospodarczy Niemiec w drugiej połowie XIX wieku spowodowały, że Poznańczycy i Pomorzanie – w odróżnieniu od Polaków z Królestwa Kongresowego czy Ziem Zabranych – pozostając Polakami, stanowili zarazem integralną część cywilizowanego i relatywnie zamożnego Zachodu. Już w 1902 roku Roman Dmowski konstatował („Odrodzenie patriotyzmu”), że w zaborze pruskim powstał „nowy gatunek Polaka”, człowieka trzeźwego, zaciętego, cierpliwego, przyzwyczajonego do ciężkiej pracy i upartej walki o znośniejszy byt. Pogląd ten wyraził również po latach: „W twardej szkole współzawodnictwa z Niemcami wytworzył się energiczny, umiejętny producent i kupiec.” (1925) Dane statystyczne obrazują, że w okresie II Rzeczypospolitej, Poznańskie, Pomorze i Śląsk wyróżniały się – na tle pozostałej części Polski – praktycznie nie występującym analfabetyzmem, wysokim poziomem rolnictwa, doskonałym stanem i gęstością sieci kolejowej etc. Polak z zaboru pruskiego był lepiej wykształcony, bardziej zamożny, natomiast pod względem psychicznym był typem pozytywisty, a nie romantyka.

Jednym słowem: był przedstawicielem cywilizacji zachodniej. Dmowski, zdając sobie sprawę z pewnego prowincjonalizmu cechującego ten typ, uznawał go jednak jako wzorzec do naśladowania: „I jakkolwiek niski jest poziom aspiracyj, wypływających z tego pojęcia ojczyzny, jakkolwiek przykry nam może być widok tego ograniczonego patriotyzmu, musimy go przekładać ponad wykarmiony przez naszą wielką poezję – jest użyteczniejszy, większe ma znaczenie dla przyszłości narodu, a nawet jest piękniejszy w istocie, bo dźwięczy w nim nuta czynu”.

Po odzyskaniu niepodległości przez Polskę, Dmowski spodziewał się, że Polacy pochodzący z zaboru pruskiego odegrają dziejową rolę, upowszechniając zachodni model społeczeństwa, ukształtowany na ziemiach wchodzących przez minione lata w skład państwa niemieckiego. W 1925 roku stwierdzał dobitnie, że „Społeczeństwo Poznańskiego i Pomorza w swej masie jest najkulturalniejszą częścią narodu i, jako takie, ma wielkie zadanie w odbudowanej Polsce” („Znaczenie Ziem Zachodnich dla Polski”). Marzył, by liczna warstwa „żyjąca ze średniego i drobnego przemysłu i handlu, silne mieszczaństwo polskie” w Poznańskiem – skolonizowała nie tylko Pomorze i Śląsk ale wywarła wpływ na rozwój całego kraju. Potencjalny upadek czy nawet zanik mieszczaństwa poznańskiego Dmowski postrzegał jako „wielką stratę dla Polski”. Niestety, oczekiwania polityka nie spełniły się.

Wprawdzie zachodnie ziemie ówczesnej Polski (z wyjątkiem chadeckiego Śląska – właściwie Śląsk stanowi zupełnie odrębne zagadnienie) stanowiły aż do 1939 roku niewzruszony bastion wpływów endecji, jednak Poznańczycy i Pomorzanie nie odegrali roli nowej, zachodniej elity polskiej. Wpłynął na to nie tylko fakt zamachu majowego w 1926 roku, a ściślej mówiąc jego konsekwencje, ale również demograficzna przewaga Polski wschodniej i Galicji. Według danych statystycznych, w 1931 roku ludność województw pomorskiego, poznańskiego i śląskiego stanowiła mniej niż 14 procent ogółu ludności Polski. Jeśli uwzględnimy wyłącznie samych Polaków, udział Polaków z zaboru pruskiego włącznie ze Śląskiem wzrasta do 18 procent. Zatem Polaków o mentalności zachodniej było – po prostu – zbyt mało, by mogli w naturalny sposób przekształcić romantyczny charakter większości narodu. Mogła tego dokonać endecja w przypadku gdyby sprawowała w Polsce władzę, ale – jak wiemy – po 1926 roku taka sytuacja nie była możliwa.

Kupcy i przedsiębiorcy z Poznańskiego osiedlali się w miastach na Pomorzu a nawet na Śląsku. Tam mogli działać w zbliżonych warunkach, wśród ludzi o podobnej mentalności. Natomiast z planów zorganizowanej kolonizacji Polski centralnej i wschodniej nic nie wyszło. Spontaniczne osadnictwo nie mogło skutkować zmianami jakościowymi. Udało się zrealizować jedynie jedno zadanie, nie planowane a nawet nie zauważone przez Dmowskiego. Oto nad Bałtykiem powstało największe osiągnięcie II Rzeczypospolitej: Gdynia, miasto portowe w którym przybysze z zaboru pruskiego stanowili większość mieszkańców i to oni określili charakter miasta: w politycznym sensie prowincjonalnego, w charakterze narodowo-katolickiego, o obliczu na wskroś zachodnim.

Od 1939 roku zaczyna się stopniowy upadek etosu ziem dawnego zaboru pruskiego. Najpierw Niemcy dokonali eksterminacji inteligencji, elity Pomorza i Wielkopolski. Następnie ludność wysiedlono lub poddano zmasowanej akcji demoralizacji i germanizacji. Pomimo oporu, okupant zdołał przetrącić kręgosłup znacznej części tamtejszych Polaków. Rzecz jasna również po 1945 roku typ Polaka z Poznania czy Gdyni nie mógł stanowić wzorca do naśladowania.

Nad częścią ludności ciążyło piętno „volkslisty”, a przedsiębiorczy obywatele zostali zrównani ze „spekulantami”, „badylarzami” i „kułakami”. W latach powojennych swoisty prowincjonalizm i skupienie się na sobie zdawały się dla wielu najlepszą receptą na przetrwanie, ale nie zapewniały dalszego trwania twórczego etosu. W analizie nie należy pomijać czynnika realizmu, który nakazywał quasi-pozytywistom uznać Polskę pojałtańską za niedoskonałe, ale jedynie możliwe państwo polskie.

Pomimo to w pierwszych latach powojennych Poznańskie, Bydgoskie i Śląskie wciąż zachowywały swój przedwojenny charakter. W województwie gdańskim zmiany demograficzne najwcześniej doprowadziły do powstania ośrodka ludności napływowej (Gdańsk). Poznańczycy i Pomorzanie stanowili istotną, (ale nie dominującą!) część mieszkańców województw Szczecińskiego, Zielonogórskiego i Koszalińskiego. Ludność autochtoniczna nie dominowała również w nowych województwach Opolskim i Olsztyńskim, gdzie wprawdzie mieszkała w zwartych skupiskach, ale w niedalekiej przyszłości dokonała opcji na rzecz Niemiec. Symbolicznym przykładem utraty dla polskości ludności dawnych kresów zachodnich jest wyjazd do Niemiec wszystkich Słowińców, a także większości Mazurów i Warmiaków. Reasumując, etos Polaka zachodniego nie miał warunków do dalszego rozwoju czy wytyczania standardów społecznych, ani tym bardziej nie mógł wpłynąć na oblicze nowej, powojennej Polski.

W okresie Polski Ludowej mamy do czynienia z dwoma procesami. Z jednej strony następuje upadek etosu pracy i erozja postaw obywatelskich. To zjawisko uderzyło w szczególny sposób w społeczność zamieszkującą Wielkopolskę i Pomorze. Na obszarze Śląska starcie dwóch światów doprowadziło do bolesnej polaryzacji postaw. Z drugiej strony, procesy demograficzne spowodowały, że Polacy wywodzący się z różnych zaborów pomieszali się ze sobą. Zjawisko uniformizacji dotyczyło Wielkopolski w stopniu większym aniżeli centralnych i wschodnich regionów Polski, ponieważ generalnie zmiany były głębsze i przebiegały szybciej w miastach, a typ Poznańczyka dominował właśnie w miastach. Ponadto, wielu Polaków, których przodkowie zamieszkiwali w przeszłości w państwie niemieckim, wykorzystało ten fakt by uzyskać azyl w Niemczech. Nie dysponuję szczegółowymi danymi, ale mogę zaryzykować tezę, że w okresie Polski Ludowej z kraju wyjechało do Niemiec najwięcej obywateli „typu zachodniego”, czyli mieszkańców Pomorza, Śląska, Wielkopolski, Warmii i Mazur.

W rezultacie, tu już opieram się na dokładnych wyliczeniach, pod koniec XX wieku jedynie w rejonie Kaszub na Pomorzu i w wiejskiej części Śląska zachowały się enklawy, gdzie wciąż dominowała ludność autochtoniczna. Jedynie na tych terenach można obserwować dominację typu zachodniego Polaka, który – w zamierzeniu Dmowskiego – miał przesądzić o zmianie polskiego charakteru narodowego. Niestety, spełnił się czarny scenariusz: w XXI wieku nastąpił zanik (zamiast odrodzenia) typu przedsiębiorczego, katolickiego i patriotycznego Polaka, co – jeśli powołamy się na Dmowskiego – oznacza: „wielką stratę dla Polski”. Poznańczycy i Pomorzanie nie zdołali zmienić ani Polski, ani Polaków.

Wojciech Turek
Myśl Polska, nr 29-30 (17-24.07.2016)

Click to rate this post!
[Total: 1 Average: 5]
Facebook

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *