W sierpniu Witalij Michajłow, szef administracji rejonu pieriewalskiego Ługańskiej Republiki Ludowej, podał na portalu Ługańskiego Centrum Informacyjnego, że mieszkańcy rejonu złożyli mu propozycję stworzenia ruchu na rzecz przyłączenia Ługańskiej Republiki Ludowej do Rosji. Jak Pan ocenia tę inicjatywę? Jak odniósłby się Pan do ewentualnego referendum, gdyby mieszkańcy Ługańska o nie wystąpili?
– Rząd jest przede wszystkim narzędziem, którym ludzie nie tylko mogą, ale mają obowiązek się posługiwać. Jeżeli ludzie sobie tego życzą, jeżeli są na to gotowi, chcą zrealizować swoją wolę i wypowiedzieć swoje zdanie, ja – jako osoba, która strzeże woli ludu i działa jako jej poręczyciel – odpowiem: na pewno to poprzemy. Referendum pokaże nam, czego pragną ludzie, jakie koncepcje popierają i jakie widzą drogi dalszego rozwoju naszych republik.
Czyli nie wyklucza Pan możliwości takiego referendum?
– Jeśli ludzie go chcą, zwyczajnie nie mam prawa wykluczyć takiej możliwości.
W swoim przemówieniu otwierającym w Ługańsku okrągły stół „Droga Donbasu do integracji z Rosją” przytoczył Pan najnowsze statystyki, które wykazują, że odsetek obywateli Ługańskiej Republiki Ludowej pragnących, by Republika stała się częścią Rosji wzrósł trzykrotnie, z 20% do 60%, w ciągu minionego półtora roku. Czy można powiedzieć, że większość mieszkańców Ługańska chce się przyłączyć do Rosji i że Pan osobiście popiera te ich aspiracje?
– Osobiście nie tylko popieram, ale w pełni podzielam to pragnienie, bo nie urodziłem się tu i teraz, tylko urodziłem się o wiele dawniej. Szkoda, że to sytuacja, w jakiej się znaleźliśmy, skłania wielu ludzi, nawet tych, którzy nigdy wcześniej o tym nie myśleli, do takiego wyboru. Kiedyś ludzie w Ługańsku żyli dobrze. Nie myśleli o tym, czy to Rosja, czy Ukraina. Ale dziś, po powszechnie znanych krwawych wydarzeniach i spaleniu mostów, ludzie już nie widzą się i nie czują się częścią Ukrainy. Ludzie świetnie rozumieją, kto jest bratem, a kto wrogiem, kto wyciąga pomocną dłoń, a kto podstawia im nogę. Każdy może wypowiedzieć swoje zdanie na temat integracji Republiki z Rosją.
Czy może Pan potwierdzić lub zdementować doniesienia o wprowadzeniu rosyjskich paszportów w Ługańskiej Republice Ludowej? Jeżeli to nastąpi, zostaną otwarte punkty paszportowe czy dokumenty będą wydawane w inny sposób?
– Po pierwsze, Federacja Rosyjska musi jasno wyrazić wolę przyznania swoich paszportów obywatelom Ługańskiej i Donieckiej Republiki Ludowej. Na terytoriach Ługańskiej i Donieckiej Republiki Ludowej wielu chciałoby otrzymać rosyjskie paszporty.
Wczoraj, przy przekraczaniu granicy rosyjsko–ługańskiej, widzieliśmy długie sznury aut i ciężarówek. Czy Ługańska Republika Ludowa zamierza zwrócić się do Federacji Rosyjskiej o otwarcie dodatkowych przejść granicznych?
– Po co planować otwieranie nowych przejść granicznych, skoro mamy ponad siedemset kilometrów wspólnej granicy z Rosją. Wystarczy, że odzyskamy nasze ziemie na północy i będziemy mieć odpowiednią liczbę przejść granicznych.
Czyli sugeruje Pan, że nastąpi ofensywa?
– Mówię, że nie zostawimy naszego terytorium i naszych ludzi pod okupacją.
W jednym z wywiadów zauważył Pan, że wielu ludzi, którzy nigdy nie byli w Donbasie podczas wojny, w kółko mówi i pisze o „poddaniu się Noworosji”. Trafnie określił ich Pan mianem „kotków–kanapowców”.
– Ja zawsze nazywam kotkami–kanapowcami tych ludzi, co nie chcą widzieć rzeczywistości, tylko żyją jej falsyfikatem, który nie istnieje w prawdziwym świecie, a jedynie w świecie wirtualnym. Ten falsyfikat istnieje tylko w Internecie. To są zwykłe fantazje, które nie mają związku z rzeczywistością. Oni mylą rzeczywistość z fantazjami. Dawniej mówiono, że „ten kto obszedł dom jest mądrzejszy od tego, kto wyleguje się przy piecu”. Jeśli ludzie zechcą potwierdzić lub zweryfikować takie czy takie swoje mniemania, granica Ługańskiej Republiki Ludowej jest zawsze otwarta. Chcę powiedzieć tym kanapowcom, ktokolwiek chce się dowiedzieć, co tu się naprawdę dzieje: chodźcie i zobaczcie. Ale jeśli nigdy tu nie byliście i ciągle rozprawiacie o tym, co tu się dzieje, na przykład jak rozwija się nasza sytuacja polityczna – to źle. Tylko mącicie w głowach bezpodstawnymi twierdzeniami. W Rosji wielu przywódców krajów, w których były problemy, jak w Inguszetii i w Czeczenii, zapraszało blogerów do siebie. Po odwiedzeniu tych republik oni zmieniali zdanie.
Czy Ługańsk jest otwarty dla tego typu dziennikarstwa obywatelskiego?
– Nie tylko jest otwarty – był otwarty cały czas. Tu wszystko jest ochotnicze, nawet zaciąg do Sił Zbrojnych Ługańskiej Republiki Ludowej. Jak moglibyśmy hamować ludzką chęć przybycia tu i obejrzenia wszystkiego? Po prostu zobaczcie i wyciągnijcie własne wnioski – o tym, jak tu żyjemy, z czym walczymy, z kim walczymy, czego bronimy i do czego dążymy. Zawsze z radością przyjmiemy takich ludzi.
Ukraińscy dziennikarze też mogą przyjeżdżać?
– Mogą przyjeżdżać i przyjeżdżają. Ale przyjeżdża niewielu.
Jest Pan prezydentem Ługańskiej Republiki Ludowej od prawie roku. Organizacja państwa trwa tu od prawie roku. Czy machnowszczyzna* w Republice jest już skończona?
– To zależy od tego, co Pan rozumie pod pojęciem „machnowszczyzny”. Jeśli pamięta Pan historię, Machno najpierw pomagał Czerwonym i otrzymał nawet jeden z pierwszych Orderów Czerwonego Sztandaru. W tym sensie w Ługańskiej Republice Ludowej była machnowszczyzna, na samym początku. Mieliśmy oddzielne grupy ochotników, które na własną rękę broniły granic Republiki. Ale teraz już tego nie ma. Teraz mamy jednolitą armię, która jest w pełni osprzętowana, w której żołnierze przechodzą wspólne szkolenie i w której poszczególne rodzaje jednostek już „dotarły się”, przechodząc to wspólne szkolenie. Wielu dziennikarzy tam było i widziało, na jakim poziomie organizacji są Siły Zbrojne Ługańskiej Republiki Ludowej. Nie ma już machnowszczyzny.
A jak idzie praca cywilna?
– Między mówieniem a zobaczeniem jest duża różnica i jeśli macie parę godzin do dyspozycji, radzę wam pójść i zobaczyć plac budowy – nie boję się użyć tego słowa – o narodowym znaczeniu. W tym przypadku mam na myśli zbiornik Jelizawietiński. Chcemy zaopatrzyć w wodę dwa miasta – Krasnyj Łucz i Antracyt. Zobaczycie entuzjazm budowniczych i skalę prac, jakie wykonaliśmy. To jest nasz Kanał Sueski, którego budowa pozwoli ludziom przetrwać zimę i zapewni dodatkowe dwadzieścia tysięcy metrów sześciennych rewersu z Ałczewska. Brianka, Stachanow i Pieriewalsk otrzymają dodatkową wodę. Jesienią będziemy mogli w pełni doprowadzić prąd i przeżyć zimę normalnie, nie bojąc się więcej, że kiedy Ukraińcy zaczną mocniejszy ostrzał, czeka nas katastrofa humanitarna. Tak, ciągle nie mamy dość wody do pełnego pokrycia potrzeb, ale to już będzie nasza woda, której dostarczenie nie będzie zależeć od żądań nikogo innego, tylko od naszych rąk i chęci do pracy i odbudowy.
Strona ukraińska objęła Pana sankcjami. Co Pan na to?
– Co to za sankcje?
Nie wolno Panu wjechać na terytorium Ukrainy, korzystać ze szkolnictwa, z leczenia… Jest Pan bardzo przygnębiony?
– Ukończyłem szkołę na Ukrainie i zrobiłem jedne studia w Rosji, a drugie na Ukrainie. Wie Pan, niektórzy ludzie mylą wykształcenie z kulturą. Po drugie, dzisiaj system edukacji jest tak mobilny, że można się kształcić, przebywając w zupełnie innym kraju. Pytanie tutaj dotyczy czegoś innego: czego mogą nauczyć dzisiejsi ukraińscy nauczyciele? Podstaw nowej, majdanowskiej „demokracji”? Podstaw nowej historii, która opowiada o banderowskich „bohaterach” i tym samym zmusza nas do zapomnienia naszych dziadów i pradziadów, którzy spoczywają w grobach, a których pomniki obalają ci nowi ukraińscy „nauczyciele”, kiedy palą książki i szczują na siebie języki i kultury, które nie muszą i nie mogą ze sobą walczyć? Na dzisiejszej Ukrainie nie mam się czego uczyć. A nienawiść – to przedmiot, który nie wymaga ćwiczeń. Lepiej byłoby uczyć miłosierdzia i przebaczenia. W Kijowie ostatnio obchodzili rocznicę założenia Ługańska – dwieście dwudziestą. Ktoś miał dobry pomysł – niech się przyzwyczajają do faktu, że Ługańsk niedługo będzie w Kijowie.
Kiedyś powiedział Pan, że nie będzie Mińska–3, ale może być nowy kocioł. Poroszenko robi wszystko, żeby nie stosować się do porozumień mińskich. Jakie są w takim wypadku ich perspektywy i przeznaczenie?
– O ile wcześniej mówiliśmy o nowym kotle, to teraz jestem przekonany, że jeśli Ukraina zarzuci format miński, czeka ją nowy kocioł, i ostateczna i bezwarunkowa kapitulacja. Dlatego, by zaoszczędzić Ukrainie najgorszego – klęski i kapitulacji – pozwólmy jej skorzystać z szansy, którą dała jej społeczność międzynarodowa na czele z Rosją. Ukraina powinna pomyśleć drugi raz i zapewnić ludziom znośne życie, i robić to, czego chcą ludzie, a nie oligarchowie.
Źródło: RusVesna.su (18 X 2015). Tłumaczenie: Redakcja Xportal.pl.
*Tu w znaczeniu: działalność niezależnych grup zbrojnych, nie uznających nad sobą żadnego zwierzchnictwa. Podczas wojny domowej w Rosji anarchista Nestor Machno (1888–1934) zorganizował Czarną Armię, która w latach 1918–1921 walczyła na Ukrainie z wojskami państw centralnych i Białą Gwardią oraz na przemian walczyła i współpracowała z bolszewikami i ukraińskimi oddziałami Symona Petlury. Na kontrolowanych przez siebie terenach Machno utworzył bezpaństwowe Wolne Terytorium (przyp. Redakcji Xportal.pl).
A co tam słychać w jego rodzinnej Mongolii?