Problem z ukraińską gospodarką polega na tym, że kiedy dostaje kataru – to polska ekonomia kicha. Sęk w tym, że chociaż zdarza się to cyklicznie, to po naszej stronie szwankuje tak profilaktyka, jak i umiejętność sprawnej reakcji, a nawet wyciągania wniosków.
Poprzednie (słabsze i stricte ekonomiczne) perturbacje z gazem dostarczanym via Ukraina doprowadziły Polskę do kosztownego projektu gazoportu. Obecny kryzys, obok pomysłów z gruntu niepoważnych, jak Wspólna Polityka Energetyczna – może doprowadzić do równie drogich następstw, jak koncepcja otwarcia rynku na gaz łupkowy ze Stanów, czy nacisk na niekoniecznie korzystne zmiany regulacji wydobycia i eksploatacji łupków w Polsce. Brakuje za to analizy skutków dotychczasowych decyzji np. odnośnie transferu gazu przez nasze terytorium. Nie ma w kierownictwie polskiej polityki energetycznej nikogo, kto przyznałby, że cyklicznie powracające zagrożenie dostaw (podobnie jak i sam problem obowiązujących cen gazu) jest następstwem po pierwsze odrzucenia (i to dwukrotnie!) projektu Jamał-II. Po drugie – skutkiem nieskutecznego oporu wobec Nord Streamu, stosowanego zamiast przyłączenia się do tego przedsięwzięcia. Po trzecie zaś – wynikiem konfrontacyjnej polityki wobec Rosji.
O ile np. Sofia postępuje podobnie do Warszawy, wykazując się sporą chwiejnością i dyspozycyjnością w reakcji na polityczne naciski Komisji Europejskiej, chcącej z kontynuacji prac nad South Streamem zrobić element nacisku na Moskwę – o tyle np. planowani beneficjenci tego projektu, Austriacy, nie widzą powodów, by presji tej ulegać, kryzys i dążenie Rosji do wyjścia z międzynarodowej izolacji uważając za okazję do przyspieszenia realizacji wielostronnie korzystnego przedsięwzięcia. Swoją okazję wyczuwa też Mińsk, naciskając na kompensatę zobowiązań wobec Gazpromu i odzyskanie długów. Są to przykłady polityki elastycznej, obliczonej tak na podkreślenie niezależności, jak i konkretne zyski.
Oczywiście są też implikacje szersze, niż rynek gazu. Wojna w Donbasie wpływa na pozycję Ukrainy jako producenta węgla, czyni też nierealnymi pojawiające się w Kijowie pomysły uniezależnienia od importu gazu przez inwestycje w gazyfikację węgla. Bez pokoju w Zagłębiu Donieckim zarówno negocjacje cenowe z Rosją, jak i wszelkie wizje przyszłości ukraińskiej gospodarki pozostaną zbiorem pobożnych życzeń.
A co z Polską? Nasza chata z kraja, kosztów popierania jednego tylko nurtu politycznego na Ukrainie ponieśliśmy już dość, a pozytywów trudno się spodziewać. Nie widać też okazji, by zmienić obecną negatywną sytuację energetyczną Polski. W skutek wcześniej i nadal popełnianych błędów jest i będzie drogo, a nawet jeszcze drożej, zaś uzależnienie od więcej niż jednego dostawcy drogiego gazu nadal pozostaje uzależnieniem, nie zaś wybiciem się na energetyczną niepodległość, cokolwiek by na ten temat nie uważali lobbiści tego czy innego kierunku czy metody.
Konrad Rękas
Europejskie Centrum Analiz Geopolitycznych
28 czerwca 2014 r. Artykuł ukazał się na portalach BiznesAlert oraz CIRE
Tekst został usunięty – a jego publikację ABW oficjalnie przypisało Stanisławowi Szypowskiemu, zatrzymanemu za rzekome szpiegostwo na rzecz Rosji.