Wyobraźmy sobie rynek, na którym zamiast danego towaru wybieramy zestaw towarów. Tę decyzję mamy możliwość podjąć tylko raz na kilka lat. W tym czasie nie możemy jej zmienić. To, co otrzymamy, zależy w znikomym stopniu od naszej decyzji, a stanowi wypadkową decyzji milionów innych konsumentów. Sprzedawca może dowolnie podnieść cenę, jak również zmienić to, co ostatecznie dostaniemy. Takie decyzje może podejmować w wymienionym okresie dowolną ilość razy i w dowolnej skali. Oczywiście po upływie tego czasu mamy możliwość wyboru innego dostawcy, jednak, po pierwsze, nasz rzeczywisty wpływ na wybór jest de facto zerowy, a po drugie, jest wielce prawdopodobne, iż następny dostawca zamiast naszych potrzeb, będzie zaspokajał swoje interesy. Na tym rynku trzeba uczestniczyć, nawet kiedy zdecydujemy się nic nie zamawiać, gdyż wtedy inni decydują za nas. My natomiast musimy za dostarczone, niechciane dobra zapłacić. Nie ma od niego ucieczki.
Czy taki rynek nazwalibyśmy uosobieniem i gwarantem wolności ludzkiej? Wielu sprzeciwiłoby się tak postawionemu pytaniu. Mało tego, uznałoby, że tak funkcjonujący rynek uwłacza wolności i godności człowieka. I mieliby w tym rację. Część czytelników może uznać, że taki rynek jest czysto teoretycznym konceptem całkowicie oderwanym od rzeczywistości, niemającym miejsca w realnym świecie. Pewnie tym większe będzie ich zdziwienie, gdy powiem, iż taki rynek naprawdę istnieje. I to zarówno w Polsce, jak i w wielu innych krajach świata. Mało tego, jest uważany za jedno z największych osiągnięć ludzkości. Tym rynkiem jest demokracja.
Podstawą wolnego rynku jest wolność jednostki ograniczona jedynie wolnością innych. Podstawą demokracji jest wola większości, formalnie ograniczona prawem, lecz większość może to prawo dowolnie zmieniać. W demokracji ograniczanie wolności jednostki poprzez wolę wspólnot stojących ponad nią to codzienność, a także istota tego systemu. Rynek stawia na jednostkę, podczas gdy demokracja stawia na kolektyw. Często spotykamy opinie, że dana decyzja jest sprawiedliwa i zasadna, gdyż została podjęta w demokratycznym głosowaniu. Oznacza to po prostu, że większości narzuciła swoją wolę.
W obecnym czasie można usłyszeć o konieczności ograniczenia wolnego rynku. Pojawiają się głosy, że rynek, w sytuacji wzrostu dochodów i majątku najbogatszych, może zamienić demokrację w fikcję. W jednym się z tym zgadzam. Wolny rynek i demokracja to nie jest nierozerwalna para. Powiem więcej, demokracja krępuje wolny rynek. Ludzie, którzy chcą ograniczenia rynku, tak naprawdę chcą sięgnąć do pieniędzy innych. Demokracja im to umożliwia, dlatego tak bronią tego ustroju. Ci, co mówią o większej kontroli społecznej nad rynkiem, chcą tak naprawdę przejąć część cudzego bogactwa. Poddanie gospodarki woli większości społeczeństwa prowadzi do rozbudowy socjalnych funkcji państwa. Konsekwencje tego są wiadome – wzrost zadłużenia, podwyżki podatków, ograniczanie wolności gospodarczej itp. Wszystko to prowadzi do osłabienia konkurencyjności gospodarki oraz zmniejszenia się wolności jednostki. Wystarczy spojrzeć na historię drugiej połowy XIX wieku i pierwszej połowy XX wieku. Wraz z rozszerzaniem się praw wyborczych gospodarka była coraz mocniej regulowana, co ostatecznie doprowadziło do wykształcenia się państw opiekuńczych po II wojnie światowej. Argumenty, że powszechne prawo wyborcze pozwoliło na bardziej „sprawiedliwy” podział dochodu w społeczeństwie, oznaczają w praktyce, że pozwolono pewnym grupom społecznym narzucać swoją wizję tego, jak „powinien” kształtować się podział dochodu w społeczeństwie.
Obecny kryzys gospodarczy jest w swoim głębokim wymiarze kryzysem demokracji. Wielu tzw. zwykłych ludzi, sprzeciwiających się cięciom socjalnym, krzyczy: „nie będziemy płacić za wasz kryzys”. Problem polega jednak na tym, że tzw. zwykli ludzie doprowadzili do tego kryzysu, żądając od polityków gwarantowania im odpowiedniego poziomu życia i innych zachcianek socjalnych. Politycy spełniali te żądania, chcąc zapewnić sobie poparcie społeczne. Doprowadziło to do rozbudowy państwa socjalnego. W Europie funkcjonuje ono w swojej klasycznej formie opartej na redystrybucji budżetowej (dotacje i zasiłki) i interwencjonizmie państwowym (prawo pracy i silne związki zawodowe). W USA zaś oparte jest na tanim kredycie zapewnianym poprzez sztuczne zaniżanie stóp procentowych przez Fed. Obie te formy upadają na naszych oczach.
Dążąc do systemu opartego na wolności indywidualnej, powinno się ograniczyć demokrację na rzecz rynku, gdyż oznacza to przesunięcie ośrodka decyzyjnego z rąk kolektywu w ręce jednostki. Każdy człowiek powinien samodzielnie móc decydować, na co chce przeznaczyć swoje pieniądze, w jaki sposób i w jakich obszarach prowadzić działalność gospodarczą, na jakich warunkach i za jaką płacę pracować lub zatrudniać pracowników. Kapitalizm daje taki wybór, demokracja nie.
Jeśli opowiadamy się za jak największą wolnością człowieka, to powinniśmy w jego ręce przekazać jak najwięcej uprawnień do podejmowania decyzji. Z punktu widzenia wolności indywidualnej nie ma znaczenia, czy jest ona ograniczana przez króla, dyktatora czy większość społeczeństwa. Lud potrafi być takim samym tyranem jak autokrata, a nawet jeszcze gorszym, gdyż jego odpowiedzialność jest rozmyta. Poddawanie coraz większych obszarów życia kontroli rynku zamiast kontroli demokracji (w praktyce kontroli polityków) oznacza powiększanie obszaru wolności ludzkiej. Wyzwólmy jednostki spod niewoli większości, więcej kapitalizmu to więcej wolności!
Marek Uliński
aw
Dokładnie, w końcu dał nam przykład Pinochet, że wolny rynek może egzystować bez demokracji. A poza tym, czy człowiek woli mieć nad sobą jednego władcę czy też wielu?
Co do ogółu zgoda, natomiast nie mogę do końca zaakceptować twierdzenia, że „Poddawanie coraz większych obszarów życia kontroli rynku zamiast kontroli demokracji (w praktyce kontroli polityków) oznacza powiększanie obszaru wolności ludzkiej.” Przede wszystkim naszą wolność zabezpieczają wartości moralne, którymi kierujemy się my i osoby stojące w hierarchii nad nami. Bez nich wolny rynek jest nic nie warty. Gdyby przyjąć utopijne założenie, że każdy człowiek kieruje się moralnością, to nawet demokracja mogłaby działać. Skłaniam się raczej twierdzeniu, że wolny rynek jest uzupełnieniem wyznawanych przez nas wartości i dopiero to połączenie daje nam pełną wolność. Chociaż akurat postawienie wolnego rynku jako przeciwieństwa demokracji jest prawdziwe, chyba że ktoś nie wierzy, że na polu gospodarczym odzwierciedleniem demokracji jest socjalizm.
Demokracja jest po prostu bez sensu, nie trzeba ani wolnościowej, ani gospodarczej argumentacji.