Nawet niektóre dokumenty dotyczące tamtego okresu są nadal utajnione! Dlaczego? Bo Vichy to cierń tkwiący w ciele Francji, bolesna rana, wciąż nie zagojona i jątrząca. W pierwszym okresie po zajęciu Francji przez Aliantów i wzięciu władze przez Charlesa de Gaulle`a – Vichy wymazano z kart historii. „To była zdrada” – wyrokowali gaulliści, którzy – jak się okazało – postawili na właściwego konia i doszli do zwycięskiej mety. Odwet na Vichy był radykalny i okrutny (120 tys. aresztowanych, 1600 wyroków śmieci). Szybko jednak nad Vichy zapadła kurtyna milczenia, bo Vichy to „zdrada” prawie wszystkich ówczesnych Francuzów, a narodu nie można w całości sadzać na ławie oskarżonych.
Monografia amerykańskiego historyka Roberta Paxtona była wydana dwukrotnie – w 1972 i 2001 roku. Ujawnienie nowych źródeł nie zmieniło głównych tez głoszonych przez tego historyka, pomimo dosyć chłodnego przyjęcia pierwszego wydania. Francuzi generalnie nie lubią, kiedy ktoś spoza ich kraju zajmuje się ich historią, tym bardziej wtedy, kiedy dotyczy to kwestii tak drażliwej. Generalnie rzecz biorąc we Francji wśród większości historyków dominuje tendencja do usprawiedliwiania Vichy, a przede wszystkim marszałka Philippe Petaina. Rysuje się obraz państwa, które nie miało wyboru, a jego przywódcy robili wszystko, by chronić Francuzów przed negatywnymi skutkami uzależnienia od Rzeszy. Tymczasem Paxton twierdzi wręcz coś odwrotnego – Francja Vichy przez prawie cały okres trwania dążyła do dobrowolnej kolaboracji z Niemcami, chcąc odzyskać za jej zgodą status mocarstwa i w zamian udzielić Berlinowi wsparcia militarnego w wojnie z Aliantami (głównie na terenie Afryki i Bliskiego Wschodu). Wiązać się to miało z zawarciem układu pokojowego z Niemcami. Wysiłki w tym kierunku podejmowali niezależnie od siebie – Pierre Laval, doktrynalny germanofil oraz nie znoszący go marszałek Petain. Problem w tym, że Adolf Hitler nie chciał takiego rozwiązania, wolał utrzymywać Francję w takim stanie, jak po kapitulacji w lecie 1940 roku i jej ekonomiczną eksploatację. Według ustaleń Paxtona Hitler nigdy nie traktował francuskich propozycji wsparcia „Nowej Europy” poważnie. Owszem partnerem dla niego mogła być Hiszpania Franco, na co bardzo liczył – ale nie zdruzgotana w wojnie 1940 roku Francja. Początkowo pewnym atutem Vichy była flota oraz utrzymywanie status quo w Afrycie i Syrii. Po utracie Syrii, lądowaniu Aliantów w Maroku, zatopieniu floty i zajęciu nieokupowanego tej pory terytorium Vichy przez wojska niemieckie (listopad 1942) – Petain nie miał już żadnej karty przetargowej. Jedyne na co liczył – to rola mediatora między Niemcami a Aliantami (głównie USA).
Paxton badał głównie archiwa amerykańskie i niemieckie, bo tam znajdują się – według niego – wiarygodne dokumenty pokazujące posunięcia dyplomacji Vichy. Amerykanie utrzymywali stosunki dyplomatyczne z Vichy jak tylko długi się dało, a potem byli swego rodzaju adwokatem Petaina. Nie podobał im się de Gaulle ze swoimi ambicjami i pewnością siebie – woleli bardziej spolegliwych ludzi z Vichy. Stąd bardzo dużo materiałów na temat Vichy w archiwach amerykańskich. Wydaje się, że główna teza Paxtona dotycząca „polityki zagranicznej” Vichy jest prawdziwa i dla wielu Francuzów trudna do przyjęcia. Linia obrony jest taka – dobry Petain i zły Laval. I rzeczywiście postępowanie Petaina było nieco inne niż Lavala – można powiedzieć bardziej godne, ale nie zmienia to faktu podstawowego – Vichy to żebrzący w Berlinie petent odpędzany od pańskiego stołu. Z tego punktu widzenia de Gaulle miał całkowitą rację – Vichy to nie była Francja, potężna i dumna – Vichy to kapitulacja i poniżenie.
Ale jest i druga strona medalu. Chodzi o życie wewnętrzne tego kraju, o tzw. rewolucję narodową i zerwanie z III Republiką, z jej ideologicznymi imponderabiliami. I tu Paxton jest bardziej wyrozumiały. Przede wszystkim podkreśla masowy wręcz akces do Vichy prawie wszystkich Francuzów. W 1940 roku Francja nie tylko nie chciała walczyć, chciała także przy okazji klęski pozbyć się upiora III Republiki. Chcieli tego prawie wszyscy – nawet lewica. To zdumiewająca, ale klęska w wojnie z Niemcami nie wywołała nastrojów przygnębienia, bo dostrzeżono w niej historyczną okazję do likwidacji ustroju, który powszechnie uznano za praprzyczynę wszystkich problemów. Ta praprzyczyna to demokracja, parlamentaryzm i wynikająca z tego zgnilizna moralna. Kiedy więc marszałek Petain przy pomocy deputowanych Zgromadzenia Narodowego obalił III Republikę i rzucił hasło narodowej rewolucji – zapanował powszechny entuzjazm. Paxton przytacza opinie na ten temat ludzi z bardzo rożnych obozów politycznych – wszyscy mieli dosyć demokracji i III Republiki, nawet lewicowy katolik Emanuel Mounier. Gromadzone przez dziesiątki lat frustracje i gniew – wybuchły z ogromną siłą. Uosobieniem tych nastrojów był Petain. Porządek, ład i powrót do korzeni „prawdziwej Francji” – to był program marszałka.
Paxton uważa, że tak potężna fala nastrojów antymodernistycznych wiązała się z tym, że Francja była państwem, w którym „stare” było jeszcze na tyle silne, że nie zostało przezwyciężone przez „nowoczesność”. Pisze: „Nie było państwa Zachodu, w którym wkroczono w epokę urbanizacji i uprzemysłowienia bez tęsknego spoglądania za siebie. Ponieważ Francja w tę erę wchodziła wolno i nie w pełni, jeszcze w 1940 roku można było dyskutować o roli miast i przemysłu w przyszłym państwie (…) Uprzemysłowienie i urbanizacja towarzyszyły długiemu upadkowi z pozycji najpotężniejszego i najludniejszego państwa świata w okresie Ludwika XIV do rangi niepewnego i wątpliwego mocarstwa wśród wielu takich państw w 1939 roku. Było więc całkowicie zrozumiałe, że wielu Francuzów minioną wielkość przypisywało równowadze społecznej i gospodarczej, cnotom rzemieślników i rolników oraz wartościom zasadniczo przedindustrialnym.
Nowoczesność była przede wszystkim brzydka. Daniel Halevy z aprobatą cytował uwagę Micheleta, że każda epoka ma swoje pomniki, a pomnikami XX wieku będą koszary i fabryki. Bardziej rzeczowe było spostrzeżenie, że współczesne struktury gospodarcze są kruche. Istnieje obszerne piśmiennictwo kryzysu, mianowicie prace obserwatorów ekonomicznych później utrzymujących bliskie kontakty z Petainem, na przykład Luciena Romiera, który twierdził, że pozostające w równowadze społeczeństwo francuskie ze znacznym odsetkiem samowystarczalnych drobnych rolników jest znacznie odporniejsze na ciosy niż systemy gospodarcze Wielkiej Brytanii, Stanów Zjednoczonych i Niemiec, gdzie jest zbyt wysoki stopień wyspecjalizowania. Te bardziej uprzemysłowione gospodarki, w wielkim stopniu zależne od kredytów, reklamy i masowej konsumpcji, padły ofiarą ekscesów spekulacji i wielkich fluktuacji nie do opanowania. Kryzys – utrzymywał Romier – wywoła zdrową czystkę w rozdmuchanych systemach gospodarczych zdominowanych przez dążenie do luksusu”.
Dla tam myślących tradycjonalistów, nacjonalistów, katolików, przeciwników masonerii i rewolucji francuskiej – wybiła godzina zemsty. Stąd ich powszechny udział w budowaniu zrębów Vichy. Nikt nie zastanawiał się, że dzieje się to niejako pod parasolem III Rzeszy, w sytuacji braku suwerenności. Entuzjazm był zbyt duży, żeby burzył przekonanie o historyczności chwili. W tym miejscu Paxton jednoznacznie podkreśla, że ze strony Niemiec nie było jakiejkolwiek inspiracji w kierunku dokonania narodowej rewolucji. Było to zjawisko całkowicie rodzime i spontaniczne. Zresztą dla Niemców kierunek francuskiej rewolucji narodowej nie wydawał się wcale sympatyczny. Widzieli w niej znienawidzone „reakcyjne” i „jezuickie” tendencje, a nie „postępowy” i modernistyczny faszyzm. Dlatego Niemcy po pewnym czasie zaczęli wymuszać na Vichy działania stojące w sprzeczności z ideami np. tradycjonalistów. Ci zresztą szybko zorientowali się, że pod fasadą haseł i propagandy kryje się rzeczywistość odległa od ich marzeń. Nagle spostrzegli, że Vichy to w istocie nieco poprawiona idea wprost nawiązująca do idei rewolucji 1789 roku i XIX-wiecznego liberalizmu i pozytywizmu.
Paxton pisze: „Z oświeceniowych i wyznawanych przez dziewiętnastowieczną klasę średnią wartości wyłonił się zrąb rewolucji narodowej. Była w niej spora dawka oświeceniowego wyobrażenia o naturalnej harmonii społecznej, z której Partia Radykalna w 1901 roku uczyniła doktrynę. Wiara, że dobry rząd i wykształcenie pozwolą zlikwidować walkę klasową, łączyła programy Partii Radykalnej z pierwszych lat XX wieku z koncepcjami korporacjonistów. Idee zawarte w opublikowanej w 1896 roku książce zatytułowanej Solidarite Leona Bourgeois są bardziej podobne do programu społecznego i gospodarczego przyjętego podczas rewolucji narodowej niż na przykład do pesymistycznych koncepcji na temat ludzkiej natury, które mógłby głosić jakiś de Maistre. Pozytywizm, kolejna wartość przyjmowana przez dziewiętnastowieczną klasę średnią, był podstawą technokratycznej wizji postępu we Francji Vichy, który miał nastąpić na skutek lepszego planowania i zarządzania gospodarką. Żaden z tych polityków nie myślał o zmianie zasadniczych założeń systemu szkolnictwa działającego w Trzeciej Republice, a nawet o zmianie niektórych korekt wprowadzonych przez Front Ludowy, na przykład nakazu nauki do szesnastego roku życia. Nie rozważano także poważnie przywracania dawnej roli Kościoła. Pod tym względem Francja była państwem postindustrialnym i postliberalnym w taki sposób, że więcej ją łączyło z Niemcami i Włochami niż z generałem Franco i Salazarem.
Rewolucja narodowa była heretycką wersją liberalizmu i progresywizmu Trzeciej Republiki. Francuscy przywódcy nadal wierzyli w takie wartości wyznawane po 1789 roku, jak naród, nauka, wykształcone społeczeństwo i ogólna zamożność. Utracili wiarę swych ojców w parlamentaryzm i leseferyzm gospodarczy (…) Radykalne działania podejmowane przez przerażoną klasę średnią – to byłaby dobra ogólna definicja faszyzmu. W tym szerszym sensie Francja Vichy była faszystowska”.
I to był właśnie największy paradoks – w ujęciu marksistowskim baza była tradycjonalistyczna, a nadbudowa modernistyczna. Vichy była państwem o dwoistej naturze – na zewnątrz była tradycjonalistycznym państwem bliźniaczo podobnym do Hiszpanii Franco i do Portugalii Salazara, ale tak naprawdę było to państwo rządzone przez biurokratów i biznesmenów. Petain był symbolem tej pierwszej, a anonimowa biurokracja tej drugiej. Po wojnie „pod nóż” poszli propagandyści i ideolodzy (np. Charles Maurras) wywodzący się z obozu tradycjonalistycznego, a żaden z technokratów, którzy rządzili naprawdę. To tradycjonaliści zapłacili największą cenę za Vichy, mimo że w nim nie rządzili.
Czy wobec tego ponieśli oni całkowitą klęskę? Nie do końca. Obóz gen. de Gaulle`a tak naprawdę kierował się pokrewnymi ideami, nieraz wręcz bliźniaczymi. Dlatego nie uznał za pożądane po 1944 roku wracać do III Republiki, lecz stworzył IV a potem V Republikę, która miał wiele cech Vichy. Nie unieważniono także wielu ustaw i praw ustanowionych przez Vichy. Po latach na scenę polityczną wrócili niektórzy politycy Vichy, przechodząc do obozu gaullistowskiego. Ba, nawet na lewicy było podobnie – uchodzący za ideał socjalisty Francois Mitterrand ukrywał przez lata, że w latach 1940-1943 był zwolennikiem Petaina, a kiedy był prezydentem nie dopuścił do procesu byłego szefa policji w państwie Vichy – Rene Bousqueta. W naukach historii zwyciężył zaś nurt usprawiedliwiania Vichy. Zresztą sam Paxton pisząc na koniec, że nasza sympatia powinna być jednoznacznie po stronie tych, co walczyli i byli członkami ruchu oporu, dodaje jednak: „Znacznie bardziej prawdopodobne jest, że postąpilibyśmy w podobnej sytuacji jak większość Francuzów żyjących we Francji Vichy”. To może być też dobry punkt wyjścia do toczącej się w Polsce dyskusji na temat oceny PRL.
Jan Engelgard
Robert O. Paxton, „Francja Vichy – stara gwardia i nowy ład, 1940-1944, Wyd, Bukowy Las, Wrocław 2011, ss. 493.
[aw]