Ta licytacja – co szczególnie dobrze widać na łamach „Gazety Wyborczej” i „Gazety Polskiej” – jest robiona bardziej na pokaz, by się „pięknie różnić”. Faktycznie bowiem pomiędzy obozem „liberalnym” a „prawicowo-niepodległościowym” w kwestii tzw. polityki wschodniej większych różnic nie ma.
Można to zauważyć chociażby w dwumiesięczniku „Nowa Europa Wschodnia”, który wydaje fundacja o nazwie Kolegium Europy Wschodniej im. Jana Nowaka-Jeziorańskiego przy finansowym wsparciu miasta Wrocław oraz Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Na jego łamach publikują autorzy reprezentujący oba śmiertelnie skonfliktowane obozy polityczne i bynajmniej się nie licytują, tylko płyną szerokim nurtem rusofobii i ukrainofilstwa pod batutą ducha Jerzego Giedroycia. To właśnie bowiem myśl polityczna Jerzego Giedroycia przyświeca autorom „Nowej Europy Wschodniej”, w których gronie ze strony polskiej znaleźli się m.in.: Aleksander Kwaśniewski, Tadeusz Mazowiecki, Adam Michnik, Andrzej Nowak, Adam Daniel Rotfeld, Radosław Sikorski i Barbara Skarga.
O wiele jednak ciekawszy jest zagraniczny skład autorów periodyku, który podaje Wikipedia. Obok Richarda Pipesa i Timothy Snydera – amerykańskich historyków o orientacji neokonserwatywnej – są to: Leonid Krawczuk – pierwszy prezydent Ukrainy, Oksana Zabużko – pisarka, poetka i zdeklarowana ukraińska nacjonalistka, Swietłana Aleksiejewicz – białorusko-ukraińska pisarka, działająca na odcinku walki o „demokrację” na Białorusi, Witalij Portnikow – ukraiński dziennikarz i jeden z organizatorów tzw. Euromajdanu, Serhij Żaden – ukraiński pisarz i aktywny uczestnik Euromajdanu, Lilia Szewcowa – rosyjska politolog, wykładowczyni amerykańskich uniwersytetów i uczestniczka konferencji Klubu Bilderberg, Iwan Wyrypajew – rosyjski reżyser i laureat tzw. Paszportu „Polityki”, oraz Eduard Limonow i Zachar Prilepin – formalnie też rosyjscy pisarze, ale bardziej znani jako przywódcy Partii Narodowo-Bolszewickiej.
Partia ta, założona przez Limonowa w 1992 roku, odwołuje się do tradycji komunizmu, neonazizmu, nacjonalizmu i anarchizmu. Jest też silnie antykapitalistyczna, antyliberalna i antysemicka. Została zdelegalizowana przez Sąd Obwodowy w Moskwie w 2005 roku, a w 2007 roku całkowicie zakazana przez administracją prezydenta Putina. O czym świadczy publikowanie liderów narodowego bolszewizmu przez „Nową Europę Wschodnią”? Świadczy o tym, że to samo towarzystwo, które zaciekle zwalcza w Polsce nacjonalizm i antysemityzm nie ma nic przeciw popieraniu najbardziej skrajnych sił w Rosji i na Ukrainie. Każdy sojusznik – czy to banderowiec czy narodowy bolszewik – jest dobry, żeby tylko zdestabilizować geopolityczną przestrzeń poradziecką, zgodnie z wytycznymi amerykańskiego ośrodka neokonserwatywnego. Takie jest moralno-polityczne oblicze „elit” III i IV RP, a „Nowa Europa Wschodnia” jest jego lustrzanym odbiciem.
W jej najnowszym numerze ze stycznia 2016 roku prof. Andrzej Nowak – jeden z „autorytetów moralnych” obozu PiS – swój wywód o polityce zagranicznej ministra Waszczykowskiego zaczyna od zdania: „Tak kompetentnego szefa dyplomacji w III Rzeczpospolitej jeszcze nie było”. Paweł Kowal ubolewa, że w obecnej sytuacji geopolitycznej „nikt z ważnych postaci Unii nie jest gotów stawiać na ostrzu noża sprawy relacji z Białorusią”. Piotr Marciniak – były zastępca ambasadora RP w Rosji – martwi się, że Warszawa nie ma „całościowego spojrzenia” i „odważnego planu działania” wobec nadchodzącej, jego zdaniem, dekompozycji Rosji. Adam Eberhardt – wicedyrektor Ośrodka Studiów Wschodnich – omawia wszystkie zbrodnie Putina od 1999 roku, Piotr Pogorzelski rozwodzi się o ukraińskim „społeczeństwie obywatelskim”, a Justyna Prus-Wojciechowska wyraża satysfakcję z tego, że spadek cen ropy naftowej i zachodnie sankcje zrujnowały rosyjską politykę socjalną.
Najbardziej jednak zwraca uwagę rozmowa Marka Wojnara z Wołodymyrem Wiatrowyczem – kandydatem nauk, którego pan Wojnar tytułuje „profesorem”, przewodniczącym ukraińskiego Instytutu Pamięci Narodowej i negacjonistą wołyńskim. Wywiad nosi znamienny tytuł „Porozumienie zamiast pojednania”[1].
Marek Wojnar przedstawia swojego rozmówcę jako historyka specjalizującego się dziejach OUN i UPA. Nie informuje jednak czytelnika, że jego publikacje spotkały się w Polsce z powszechną krytyką za tendencyjność i odejście od kanonów warsztatu naukowego historyka nawet ze strony środowisk ukrainofilskich, w tym Grzegorza Motyki[2]. Nie informuje też, że Wiatrowycz był w latach 2008-2010 dyrektorem archiwum Służby Bezpieczeństwa Ukrainy i w związku z tym jest podejrzewany o to, że w celu wybielenia OUN-UPA dokonywał wtedy fałszerstw dokumentów archiwalnych lub ich zniszczenia. Z kolei jako członek rady nadzorczej Muzeum „Na Łąckiego” we Lwowie doprowadził do tego, że na ekspozycji muzealnej propagowana jest teza, iż Polska na równi z Niemcami i ZSRR okupowała Lwów i Małopolskę Wschodnią. Wiatrowycz brał też udział w przygotowaniu ustawodawstwa z kwietnia 2015 roku, gloryfikującego OUN-UPA. Per Anders Rudling już w 2011 roku uznał Wiatrowycza za czołowego realizatora ukraińskiej polityki historycznej i apologetę OUN-UPA[3].
Na wstępie wywiadu Wiatrowycz stwierdza, że obecnie ukraiński IPN pracuje nad upamiętnieniem, a ściślej odpowiednim spreparowaniem, historii puczu kijowskiego z 2013/2014 roku. Jest to projekt Ustna Historia Majdanu, w ramach której ukraiński IPN wydał publikację „Majdan z pierwszej ręki”, a razem z polskim ośrodkiem Karta opublikował książkę „Ogień Majdanu”. Oczywiście w publikacjach tych zapewne nie wspomina się słowem o ustaleniach dr. Iwana Kaczanowskiego na temat rzeczywistych sprawców masakry na Majdanie 20 lutego 2014 roku. Ukraiński IPN opracowuje też „wspomnienia uczestników operacji antyterrorystycznej na wschodzie kraju”, czyli członków neobanderowskich formacji ochotniczych pacyfikujących Donbas. Myślę, że z opracowaniem tych wspomnień dr Wiatrowycz nie będzie miał większych problemów. Wystarczy sięgnąć do tak znanego wzorca jak „Litopys UPA” i powstanie jego dalszy ciąg.
Po tym krótkim wstępie Wiatrowycz od razu przechodzi do rzeczy i podkreśla, że „zarówno Majdan, jak i wojna na wschodzie kraju pozwoliły nam dokonać reinterpretacji historii Ukrainy w XX wieku”. Pan Marek Wojnar, uprzedzając swojego rozmówcę, zwraca uwagę, iż pewnie ma on na myśli to, że Stepan Bandera „stanie się tym, kim naprawdę był – bohaterem”, jak to Wiatrowycz napisał w zbiorze artykułów „Emocje wokół Bandery”. Wiatrowycz precyzuje, że słowa te napisał w artykule „Stare i nowe mity o Stepanie Banderze”, gdzie starał się „dekonstruować mity wokół Bandery, przede wszystkim sowieckie, których było najwięcej, a także mity, które pojawiły się już współcześnie. Majdan rozpoczął zmianę stosunku Ukraińców do Bandery”.
„W polityce pamięci Ukrainy – twierdzi Wiatrowycz – powinno znaleźć się miejsce zarówno dla sześciu czy siedmiu milionów Ukraińców walczących z nazizmem w szeregach Armii Czerwonej, jak i dla naszych rodaków zmagających się z hitleryzmem w oddziałach UPA”. To zdanie nie spotkało się z żadnym sprzeciwem ze strony pana Wojnara, a przecież powinno. Po pierwsze, UPA nigdy i nigdzie nie walczyła z hitleryzmem, ale była tego hitleryzmu wiernym sojusznikiem i obficie czerpała z niego wzorce. Po drugie, czy pan Wiatrowycz nie widzi kuriozalności prowadzonej przez siebie polityki historycznej w sytuacji, gdy na jednej płaszczyźnie stawia Ukraińców z Armii Czerwonej i UPA? Kuriozalność ta sprowadza się nie tylko do różnic ideologiczno-politycznych, ale przede wszystkim do tego, że w szeregach Armii Czerwonej walczyło co najmniej 4,4 mln Ukraińców i co najmniej 500 tys. w komunistycznej partyzantce, natomiast liczebność UPA w szczytowym okresie (wiosna 1944 roku) zamykała się w przedziale 25-35 tys. ludzi. Ta liczebna dysproporcja najlepiej świadczy o tym, że UPA była marginesem narodu ukraińskiego, ograniczonym terytorialnie do czterech województw południowo-wschodnich II RP, a nie żadną przewodnią siłą polityczną i misterne zabiegi manipulacyjne pana Wiatrowycza tego faktu nie zmienią.
Na zafałszowanej mitologii UPA nie da się budować świadomości narodowej „nowego”, pomajdanowego narodu ukraińskiego, bo na kłamstwie i manipulacji nie można stworzyć nic trwałego. To się prędzej czy później zakończy wielką kompromitacją i wielka klapą, jak i cała pomajdanowa rzeczywistość Ukrainy.
Pan Wiatrowycz głęboko myli się twierdząc, że „resztki sowieckich mitów dotyczących wojny aktywnie wykorzystuje rosyjska propaganda w celu mobilizacji swoich zwolenników przeciwko Ukrainie”. To on tworzy mity i to jeszcze bardziej niedorzeczne niż te, które propagowała neobanderowska historiografia, uprawiana do 1991 roku głównie na emigracji w Kanadzie.
Nie można mówić o wkładzie Ukrainy w zwycięstwo nad nazizmem – jak tego chce pan Wiatrowycz – i równocześnie czcić oraz eksponować UPA, która z tymże nazizmem aktywnie współpracowała. To jest kpina i taką konkluzją pan Wojnar powinien zakończyć rozmowę, gdyby oczywiście sam nie wpisywał się w kpinę zaproponowaną przez pana Wiatrowycza. Zresztą szef ukraińskiego IPN twierdzi wprost, że ta polityka historyczna została stworzona na potrzeby wojny toczącej się w Donbasie, a więc jest to polityka krótkodystansowa, na której niczego trwałego się nie wzniesie.
Tu jednak pojawia się problem, na co zwraca uwagę pan Wojnar, bo OUN-B i jej ideologia budzą wątpliwości nie tylko ze względu na swój antypolonizm, ale także zajadły antysemityzm i skrajny szowinizm, który odnajdujemy w publicystyce takich ideologów nacjonalizmu ukraińskiego jak m.in. Mychajło Kołodziński, Iwan Mitrynga i Wołodymyr Martyneć.
W odpowiedzi pan Wiatrowycz uraczył swojego rozmówcę i czytelników prawdziwym festiwalem relatywizmu moralnego, cynizmu i bezczelnej kpiny. Jego zdaniem OUN była radykalna tylko w latach 30. XX wieku, ponieważ tworzyli ją ludzie młodzi. Natomiast podczas drugiej wojny światowej nacjonalizm ukraiński przeszedł ewolucję „w kierunku socjaldemokratycznym” (sic!) i podobno bliskie mu było wtedy hasło „wolność narodom, wolność człowiekowi”. Fragment ustawodawstwa z 9 kwietnia 2015 roku, gdzie jest mowa o tym, że „państwo ukraińskie uznaje za uprawnione środki i metody” stosowane przez OUN i UPA nie jest wedle Wiatrowycza pochwałą ludobójstwa wołyńsko-małopolskiego („zbrodni wołyńskiej”). To tylko pochwała rzekomego dążenia tych organizacji do niepodległości Ukrainy, a „zbrodnie wojenne” w „trudnym okresie” mieli popełniać „pojedynczy członkowie wymienionych organizacji”.
„Należy dążyć do prawdy historycznej” – poucza Wiatrowycz i potwierdza, że tę prawdę historyczną wyłożył w swoim dziele pt. „Druga wojna polsko-ukraińska 1942-1947”, gdzie twierdzi, iż żadnego ludobójstwa na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej nie było. Rzekomo toczyły się tam tylko walki pomiędzy UPA i AK na tle „wojny chłopskiej”. Nie było żadnego rozkazu „przeprowadzenia czystki, a nawet nie było możliwości realizacji takiej akcji przez ukraińskie podziemie”. Zdaniem Wiatrowycza 11 lipca 1943 roku UPA zaatakowała tylko kilkanaście polskich wsi, a nie 99 (faktycznie w dniach 11-14 lipca 1943 roku UPA zaatakowała 167 polskich wsi, a w całym lipcu 1943 roku 530 wsi). To nie była żadna czystka etniczna, ale „konflikt”, a jednym z jego elementów był „bunt ludowy, który przeistoczył się w wojnę chłopską”. Przyczyną tego „konfliktu” i „wojny chłopskiej” była oczywiście „akcja kolonizacyjna” II Rzeczypospolitej. Ale wtedy na tych ziemiach już nie było II RP! Przeciw komu więc był ten „bunt ludowy”? Konflikty – zdaniem Wiatrowycza – podsycała też „władza sowiecka”. Tylko jak mogła to robić, skoro jej tam w 1943 roku w ogóle nie było? Tego ukraiński uczony niestety nie wyjaśnia, a pan Wojnar nie dopytuje. Wręcz przeciwnie, przyjmuje z uprzejmym milczeniem bezczelne stwierdzenie Wiatrowycza, że w 1943 roku na Wołyniu miało miejsce nie ludobójstwo na bezbronnej ludności cywilnej, ale „wojna armii partyzanckich z chłopską wojną w tle”.
Negacjonizm pana Wiatrowycza jest negacjonizmem bardzo niskiego lotu, obliczonym na odbiorcę o całkowicie wypranym mózgu i szczątkowej inteligencji. Należy pogratulować redakcji „Nowej Europy Wschodniej”, że udostępniła swoje łamy na propagowanie takiego negacjonzmu. Zwłaszcza w kontekście nadwrażliwości środowiska wydającego ten periodyk – czyli salonów warszawsko-krakowskich – na wszelkie przejawy negacjonizmu ludobójstwa niemieckiego na Żydach. Inną miarę przykłada to środowisko do negacjonizmu Holokaustu, a inna miarę do negacjonizmu zbrodni OUN-UPA, w czym najzwyklej nie widzi nic złego. Inną miarą jest mierzony przez „elity” III RP negacjonista wołyński Wiatrowycz, który bryluje na salonach warszawsko-krakowskich jako jeszcze jeden „autorytet moralny” i przyszywany mentor Polaków, a inną np. Dariusz Ratajczak, którego napiętnowanie za domniemany negacjonizm Holokaustu doprowadziło do zapomnianego grobu na cmentarzu w Opolu.
W swoich dalszych wywodach Wiatrowycz twierdzi, że na współczesnej Ukrainie podobno nie ma spuścizny nazistowskiej, bo nie ma pomnika Hitlera. Oczywiście jego zdaniem pomniki Bandery, Szuchewycza i Kłaczkiwśkiego do spuścizny nazistowskiej nie należą, tylko pewnie do „socjaldemokratycznej”, bo wedle kandydata nauk ze Lwowa OUN i UPA ewoluowały podczas drugiej wojny światowej właśnie w kierunku socjaldemokracji. Nie są też pomnikami nazizmu – zdaniem Wiatrowycza – pomniki ukraińskich esesmanów z dywizji SS-Galizien, bo one tylko upamiętniają poległych. Kłamliwie przy tym twierdzi, że do tej dywizji rzekomo mobilizowano Ukraińców przymusowo. Pan Wojnar także i to kłamstwo przyjmuje. Nie wiem czy świadomie i celowo czy z ignorancji, właściwej tzw. „elitom” III RP. Gdyby pan Wojnar chociaż zajrzał do Wikipedii, to by przeczytał już w pierwszym zdaniu, że 14. Dywizja Grenadierów (1. ukraińska) Waffen-SS „Galizien” („Hałyczyna”) została sformowana wiosną 1943 roku z ukraińskich ochotników z Galicji Wschodniej. Zresztą do zagranicznych formacji Waffen-SS mobilizowano tylko ochotników, o czym powinien wiedzieć już uczeń szkoły średniej.
Zdaniem Wiatrowycza nie można też uznać ani za gloryfikację nazizmu marszy pamięci ku czci dywizji SS-Galizien, ani powszechnej na Ukrainie neonazistowskiej symboliki (m.in. pułku „Azow”), ponieważ „stworzenie wyczerpującego spisu zabronionej symboliki” jest „skomplikowane”, a symbolika „Azowu” „przypomina nazistowską, ale nią nie jest”.
Podsumowując swoje wywody szef ukraińskiego IPN uznał za priorytety ukraińskiej polityki historycznej – obok gloryfikacji OUN, UPA i dywizji SS-Galizien – upamiętnienie Wielkiego Głodu (Hołodomoru) i Holokaustu (zbrodnia w Babim Jarze). Tzw. Hołodomor stanowi od lat 30. XX wieku stały punkt propagandy nacjonalistów ukraińskich, przy pomocy którego szczególnie banderowcy rozgrzeszali swoje zbrodnie. Tak też Hołodomor jest postrzegany przez instytucję kierowaną przez pana Wiatrowycza – jako narzędzie do rozgrzeszania zbrodni banderowskich i nazistowskich. Kogoś może jednak zdumiewać wrzucanie do jednego worka z OUN-UPA i SS-Galizien Holokaustu zważywszy na to, że nacjonaliści ukraińscy brali aktywny udział w Holokauście, w tym w zbrodni w Babim Jarze, w której współuczestniczyła ukraińska policja pomocnicza złożona z członków melnykowskiej frakcji OUN. Nie powinno to jednak dziwić, ponieważ nacjonaliści ukraińscy już w latach 50. XX wieku zdystansowali się od antysemityzmu, dzięki czemu zostali uznani przez CIA za bratnią duszę. To obłudne czczenie przez nich obecnie ofiar Holokaustu jest jeszcze jednym parawanem dla idei przewodniej ich polityki historycznej, jaką jest przede wszystkim heroizacja OUN i UPA.
Wiatrowycz uważa, że „na ziemiach Ukrainy doszło do wielu ludobójstw”. Oprócz Hołodomoru i Holokaustu wymienia deportację Tatarów krymskich, niemieckie zbrodnie na radzieckich jeńcach wojennych i ludobójstwo Polaków w ramach operacji polskiej NKWD z lat 1937-1938. Nie wymienia jednak ludobójstwa banderowskiego na Polakach z lat 1943-1944. Swój wywód kończy stwierdzeniem, że „naszym celem nie jest pojednanie. Celem, jaki sobie stawiamy jest porozumienie. Różnice między nami w ocenie konfliktu polsko-ukraińskiego pozostaną”.
Myślę, że to „porozumienie” – nie między narodami, ale między władzami w Kijowie oraz „elitami” III i IV RP – już nastąpiło, czego efektem jest m.in. omówiony wywiad Wiatrowycza dla „Nowej Europy Wschodniej”. W porozumieniu tym obie strony niemal dokładnie wzorują się na konsensusie pomiędzy władzami ZSRR i PRL odnośnie historycznej interpretacji zbrodni katyńskiej.
Bohdan Piętka
[1] Porozumienie zamiast pojednania. Z profesorem Wołodymyrem Wiatrowyczem rozmawia Marek Wojnar, „Nowa Europa Wschodnia” nr I (XLIII), styczeń-luty 2016, s. 121-128.
[2] Por. G. Motyka, Nieudana książka. Recenzja książki Wołodymyra Wiatrowycza „Druha polśko-ukrainśka wijna 1942-1947” [„Druga wojna polsko-ukraińska 1942-1947”], www.zbrodniawolynska.pl, dostęp 15.02.2016.
[3] P. A. Rudling, The OUN, the UPA and the Holocaust. A Study in the Manufacturing of Historical Myths, „The Carl Beck Papers & East European Studies” nr 2107, listopad 2011, s. 28.