Piszę ten tekst w czytelni niemieckiej biblioteki Viadrina we Frankfurcie nad Odrą. A piszę go dlatego, że pracując tutaj nad licznymi lekturami, zauważyłem kilka ciekawych zjawisk, z którymi chciałbym zapoznać moich Czytelników, a które dotyczą najnowszej intelektualnej historii Niemiec. Historii, która ma charakter linii pochyłej.
Szperając w dziale teologicznym biblioteki natknąłem się na prawdziwe cudo intelektualne w postaci, wydawanego przez niemieckich jezuitów, rocznika filozoficzno-teologicznego „Scholastik”, który ukazywał się w latach 1926-1965 (łącznie 40 tomów, zajmujących prawie 3 wielkie półki). Nigdy wcześniej nie miałem w ręku czasopisma filozoficzno-religijnego na takim poziomie intelektualnym. Te 40 tomów to prawdziwa kopalnia wiedzy na temat patrystyki, scholastyki, neoscholastyki, teologii trydenckiej i potrydenckiej, teologii jezuickiej okresu Soboru Watykańskiego I (tzw. Szkoła Rzymska). Dla każdego kto ceni sobie – tak jak autor niniejszego tekstu – racjonalistyczną scholastykę i neoscholastykę, jest to prawdziwa uczta intelektualna. To wspaniałe dzieło intelektualne, gdzie opisane zostają podstawowe kategorie i źródła Tradycji i nieomylnego Magisterium; Magisterium zwyczajnego i nadzwyczajnego; problemy papieskiej nieomylności i prymatu; relacja soboru do papieża; problemy trynitarne w późnej Starożytności, jak i zagadnienia logiki mediewalnej; kwestie szczegółowe u św. Tomasza i u św. Anzelma, problemy herezji Berengera, nieznany zbiór kanoniczny z końca XVIII wieku odkryty w Monachium, etc., etc. W wyliczonych tutaj tematach – z konieczności tylko przykładowych – uwidacznia się absolutna supremacja teologii i filozofii racjonalistycznej, czyli zawsze wspartej przez rozum, odżegnującej się od fideizmu (wiary wyrzekającej się rozumu), jak i oświeceniowego racjonalizmu, programowo wrogiego wobec religii i Kościoła. Na łamach „Scholastik” jezuici promowali dogłębnie racjonalistyczną teologię w jej ujęciu potrydenckim i równie racjonalną eklezjologię uformowaną ostatecznie przez Sobór Watykański I (1869-1870).
Tym wyśmienitym tekstom teoretycznym na temat teologii i filozofii katolickiej towarzyszy generalna rozprawa autorów „Scholastik” z błędami niemieckiego idealizmu filozoficznego, czyli tezami Kanta, Fichtego, Hegla, Schellinga, materializmem Feuerbacha i Marksa, a następnie z ich spadkobiercami w postaci Dilthey’a, Schopenhauera i Heideggera. Nowożytnej filozofii niemieckiej stawiany jest zawsze jeden i ten sam zarzut: odrzuca rozum naturalny i obiektywne poznanie prawdy na rzecz dialektycznej spekulacji, gdzie prawda i świat rzeczywisty są tylko wyobrażeniem i projekcją rozumu poznającego, gdzie miesza się byt z niebytem, prawdę z nieprawdą, w wyniku czego powstają formuły pośrednie, które udają prawdę, a którym uwierzyła nowożytna niemiecka kultura.
„Scholastik” ukazywał się przez cały okres III Rzeszy (z przerwą na 1945 rok) i, w moich oczach, stanowił centrum intelektualnej opozycji wobec nazizmu. Czyż może być coś bardziej antynazistowskiego niż omawianie tez scholastyków, że prawda jest obiektywna i uniwersalna, nie ma charakteru rasowego, ani historycznego? Dowodzenie, że prawda katolicka nie zna ras i narodów, będąc dostępna wszystkim ludziom, a jej ośrodkiem jest Biskup Rzymu? Cenzura w III Rzeszy jak widać tolerowała tego typu publikacje, zapewne zakładając, że bardzo trudne czasopismo filozoficzne, gdzie teksty najeżone są słówkami łacińskimi i greckimi, znajduje się poza zasięgiem intelektualnym masowego czytelnika. Zapewne sami cenzorzy narodowo-socjalistyczni nie ogarniali głębi omawianych tutaj problemów.
„Scholastik” przetrwał III Rzeszę, ale nie przetrwał Soboru Watykańskiego II. Do tomu 40 z 1965 roku pismo trzyma katolicki poziom, do tradycyjnych tematów dołączając w okresie powojennym zajadłą krytykę modernizmu katolickiego i kościelnych nurtów progresywistycznych. No i nagle przychodzi 1966 rok i tom 41 pisma. Znika tytuł „Scholastik”, a w jego miejsce pojawia się – dotychczasowy wieloletni podtytuł – „Theologie und Philosophie”, acz pismo zachowuje ciągłość w liczeniu tomów i lat ukazywania się. Jednakże ciągłość ta jest wyłącznie symboliczna. Poza ciągłością obydwu pism absolutnie nic ze sobą nie łączy. Zmienia się tytuł, zmienia się skład redakcji, przede wszystkim zmieniają się autorzy tekstów. Z tradycji pisma nie zostaje nic, a racjonalna teologia scholastyczna, potrydencka i oparta na pontyfikalnym autorytecie eklezjologia z Soboru Watykańskiego I znikają dosłownie z numeru na numer. Co w zamian? Jak to co? Oczywiście „wiosna soborowa”. Sobór w każdym artykule, w każdym zdaniu. Znika racjonalistyczna argumentacja na korzyść zachwytów nad „otwarciem” i walką z „dogmatyzmem”. Wszędzie tylko „wiosna” – pozbawiona rozumu, odmóżdżona, odwołująca się do emocji. Szukający racjonalnej argumentacji czytelnik nie ma kompletnie na czym zawiesić oka. Ani jednego interesującego tekstu i to taki zwrot o 180 stopni dosłownie z numeru na numer! Solidne teksty teologiczno-filozoficzne zastępuje tania soborowa publicystyka eklezjalno-ekumeniczna o „ludzie Bożym”. Jakbym czytał „Tygodnik Powszechny” lub „Arkę Noego” z wiadomej podupadającej dzisiaj gazetki. Do ostatnich numerów „Theologie und Philosophie” nawet boję się zerknąć, gdyż mogą być poświęcone teologicznym aspektom ocieplenia klimatu.
Upadek jezuickiego rocznika „Scholastik” był dla mnie szokiem, szczególnie zaś fakt, że degrengolada nastąpiła dosłownie z tomu na tom, gdy „rewolucja soborowa” wyrwała tamy w redakcji tego niegdyś szacownego pisma. Zdruzgotany wychodzę z biblioteki. W korytarzu wejściowym rzuciły mi się w oczy duże plakaty na które wcześniej jakoś albo nie zwróciłem uwagi, albo rozwieszono je w czasie, gdy siedząc w czytelni przeżyłem szok eklezjalny. Oto na wszystkich plakatach widzę wielki napis, zachęcający wszystkich do zapisania się na kurs „Arabisch Intensiv” (Intensywny kurs arabskiego). Tak umiera nasz świat…
Adam Wielomski
Jedyne wyjście to tworzyć przetrwalniki naszej cywilizacji. Kapsuły ratunkowe i zarazem (jak Bóg da) przyczółki późniejszej ofensywy.
I pamiętajmy, że „moce piekielne nie przemogą go”. Sursum corda!
Rewolucję jest w stanie pokonać TYLKO reakcja religijna. Nie żadne nacjonalizmy. Lewica zawsze wygra, bo stawia sobie za cel niszczenie tradycji w imię racjonalizmu i ostatecznie będzie zawsze bardziej przekonująca od fanfaronady i tymczasowych mitów nacjonalistycznych. Działania tymczasowe mogą jedynie służyć walce z ewentualną agresją lewicy, ale nie odbudowie cywilizacji