Wielomski: Przechodnie wyklęci? Rzecz o namordnikach

Z dumą przeczytałem w jednej z meanstrimowych gazet, że w Konfederacji jest mnóstwo wariatów i warchołów, którzy krytykują nakazy rządowe w sprawie maseczek, określając je mianem „namordników”. Z dumą, ponieważ termin „namordnik” sam wymyśliłem i rozpropagowałem, między innymi i na tych łamach. Niestety, w sprawie tej wiele zaczyna się zmienić i gdy będziecie Państwo ten tekst czytać, to nakaz noszenia namordników przez ludzi zdrowych będzie miał już podstawę ustawową i sądy przestaną stawać po stronie wolnych ludzi. Stąd pytanie: czy po legalizacji namordniko-obowiązku należy owe namordniki nosić? Czy też powinniśmy określić się mianem „przechodnie wyklęci” i nadal chodzić bez?

Zapewne moi Czytelnicy wiedzą, że zawsze byłem i jestem przeciwnikiem kultu Żołnierzy Wyklętych. Nie dlatego, że nie doceniam ich bohaterstwa i poświęcenia, lecz dlatego, iż przegrali, musieli przegrać i ich walka od początku nie miała żadnego sensu. Logicznie więc nie będę propagował modelu „przechodni wyklętych”, którzy chodzą po ulicach bez namordników, kłócą się z covidianami i policjantami, bohatersko obrywają mandaty po 500 PLN, albo i 5.000 PLN od Sanepidu. Oczywiście, to postawa godna tradycji wyklęctwa, insurekcyjnej i powstaniowej, Konfederacji Barskiej, podchorążych z 1830 i studentów z 1863 roku, żołnierzy NSZ, etc. Problem w tym, że ta postawa do niczego nie prowadzi. Dlaczego? Podam kilka powodów:

1/ Nie dostrzegam żadnego zysku z zapłacenia raz, drugi, trzeci mandatu – chyba, że kogoś stać, aby dzielić się z „wolontariuszami ministerstwa finansów”. Podobnie jak z oryginalnymi Wyklętymi, tak i teraz liczba przechodniów wyklętych będzie spadać z powodu kar – wtedy śmierci, dziś mandatu. W ten sposób ruch pandemiosceptyków skaże się na postępującą marginalizację, a w końcu na eksterminację. Co więcej, rząd będzie dorzucał coraz to nowe obostrzenia i w końcu dojdzie do penalizacji samego koronasceptycyzmu, w wyniku czego nie będziemy mogli na ten temat pisać. Rząd tylko czeka na nasz opór, aby mieć pretekst do kolejnych represji, ograniczeń i penalizacji. Aż zdusi opór do samego końca.

2/ Strategia rządu i popisowych mediów jest dość oczywista. Oni czekają na nasz opór, gdyż ruch pandemiosceptyczny jest temu rządowi potrzebny. I to pilnie potrzebny. Nawet premier Mateusz Morawiecki już półgębkiem przyznał, że lockdown w sytuacji gdy zarażonych było dziennie po 500-600 osób był błędem. Rządzący świadomie wywołali histerię społeczną, aby sparaliżować kampanię wyborczą, skupić naród wokół władzy i wygrać wybory prezydenckie dla Andrzeja Dudy. I to im się udało. Problem w tym, że środki te oczywiście nie zdusiły żadnej epidemii, przeciwnie, mamy teraz po 25.000 zarażonych dziennie i liczba ta zapewne będzie rosła. Polskiej gospodarki na drugi lockdown nie stać, a w sondażach PiS zaczyna się chwiać – rząd najpierw ogłosił „zwycięstwo” nad pandemicznym wrogiem, po czym okazało się, że wojnę z COVID-19 przegrywa z kretesem. Pijarowcy PiS już główkują jak tę partię rozegrać, czyli – innymi słowy – na kogo zrzucić odpowiedzialność w sytuacji, gdy rząd jest nieodpowiedzialny ex definitione, szczególnie kierowany przez nieomylnego Prezesa jako wicepremiera? Na miejscu pijarowców zrzuciłbym całą odpowiedzialność na pandemiosceptyków, którzy nie noszą namordników i zarażają swoim oddechem tysiące ludzi w czasie porannego spaceru z psem lub trzyminutowego przejazdu autobusem. Niektóre media już uderzyły w tę nutę. Jedna z moich koleżanek (doktor filozofii, czyli raczej inteligentna) napisała już na swoim FB, że nienoszący namordników „mają krew na rękach”. Ktoś jej to podrzucił. Kto? Znając jej łatwowierność wskazałbym media. Tak, media wskażą nas jako wroga publicznego, wroga numer jeden, wroga narodu, wroga ludu, etc. To nie rząd, to pandemiosceptycy bez namordników zostaną obarczeni odpowiedzialnością za wzrastającą liczbę stwierdzonych zakażeń.

Przykro mi, ale w mojej ocenie wojnę tę przegramy i musimy ją przegrać, ponieważ po ich stronie jest prawo, aparat państwa, media i tłumy sfanatyzowanych covidian, którzy patrzą na pandemiosceptyków tak, jak w Średniowieczu spoglądano na katarów, albigensów i innych heretyków. Przegraliśmy tę wojnę i trzeba skorzystać z „amnestii”, czyli założyć namordniki – choćby na brodę, bo jak się zdaje covidianom tyle wystarcza, policji zdaje się także. Trzeba oszczędzać siły i zaatakować wtedy, gdy będzie ku temu szansa. A będzie?

Oczywiście, że będzie. Przecież masowej histerii społecznej nie wywołano po to, aby założyć nam na twarze jakieś namordniki, po 2,50 PLN sztuka. Lobbyści realnie rządzący tym światem, pod pretekstem pandemii, chcą nas wszystkich obligatoryjnie zaszczepić przeciwko covidowi i zaczpiować przy okazji. Mówi się o tym coraz głośniej i to nie tylko w sferach opowiadających o płaskiej ziemi i reptilianach, ale już i w „poważnych” mediach meainstrimowych. Skoro media te coraz częściej o tym piszą, to znaczy, że – używając terminologii wojskowej – przeprowadzają „przygotowanie artyleryjskie” przed rozstrzygającym atakiem. Lobbyści wiedzą, że fanatyków covidiańskich doprowadzą do punktów szczepień i czipowania samą psychozą i fanatycy będę ustawiać się w długich kolejkach. Ale to tylko część ogółu. Oceniam, że tak z połowa ludzi nosi maseczki raczej dla świętego spokoju i ze strachu przed mandatem, a nie dlatego, iż wierzy w ich cudowną skuteczność. Ze strachu przed mandatem założyli namordniki, ale czy da się ich doprowadzić do punktu obowiązkowych szczepień i czipowania? Masa ludzka będzie sceptyczna, niechętna i nieufna, ale masa jest niezorganizowana. Potrzebuje przywódców. I dlatego nie można wytracić „kierowniczej mniejszości” w kłótniach z policją o namordniki, kosztujących mandaty i kary od Sanepidu. Zaraz będzie trzeba tworzyć szeroki ruch społeczny przeciwko przymusowym szczepieniom i czipowaniu. Wtedy będą potrzebni aktywiści.

Adam Wielomski

za: Najwyższy Czas!

Click to rate this post!
[Total: 34 Average: 4.6]
Facebook

4 thoughts on “Wielomski: Przechodnie wyklęci? Rzecz o namordnikach”

  1. Podoba mi się zastosowana w artykule prlowsko-solidarnościowa nomenklatura… Pasuje jak ulał do naszej nadwiślańskiej rzeczywistości AD 2020. Od siebie dodam, że wśród kowidian mamy także pewien rodzaj katolewicy czy może księży patriotów. Jeden z reprezentatów tego nurtu grasuje nawet na portalu konserwatyzm.pl – i jako taki dźga bezlitośnie po oczach koronasceptyków, wymyślając im uprzejmie nie tylko od „płaskoziemców”, ale nie waha się również przed położeniem na szali kowidowych pseudoargumentów autorytetu łacińskiej cywilizacji tudzież św. Tomasza z Akwinu z Arystotelesem na kupę…

    1. Widzę, że po ostatniej dyskusji nadal „piecze” i musi Pan raczyć czytelników aluzjami delikatnymi niczym portowa kurtyzana oraz jakimiś bzdurami o Sułkowskim będącym kowidianem z nurtu katolewicy (xD). Ale niech Pan próbuje dalej – po tym, jak się Pan zbłaźnił twierdzeniem, że „nie taki covid straszny, bo liczba zgonów w trakcie pandemii zmalała w pierwszym półroczu” mimo usilnych prób wyjaśnienia, że branie statystyk z pierwszego półrocza (czyli do czerwca) przy wystąpieniu wirusa od marca, czyli po trzech miesiącach, jest delikatnie mówiąc intelektualnie nieuprawnione, co pokazały dane sprzed kilku dni z USC, naprawdę rozmowa z Panem nie ma sensu. Pan już się tyle razy w tym temacie skompromitował wyciągając wnioski z kapelusza, bawiąc się gdybologię i wmawiając rozmówcy coś, czego wcale nie powiedział, że zrobię Panu tę przysługę i zaprezentuję, w jaki sposób naprawdę kończy się dyskusję, czyli bez niemęskich i wręcz plotkarskich aluzji pod innymi tekstami i całej reszty z wachlarza Pana niezbyt eleganckich zachowań.
      Pozdrawiam i życzę nieco więcej uczciwości w dyskusjach.

      1. Zgodnie z przewidywaniami nożyce zapiekło i się odezwały. Odezwały się jak zwykle w swoim stylu, czyli pewnego Murzynka z poczytnej powieści naszego noblisty. Otóż Kali Sułkowski, który, pretendując na arbitra elegantiarum, kończy swą tyradę słowami – „zrobię Panu tę przysługę i zaprezentuję, w jaki sposób naprawdę kończy się dyskusję, czyli bez niemęskich i wręcz plotkarskich aluzji pod innymi tekstami i całej reszty z wachlarza Pana niezbyt eleganckich zachowań.” zaczyna ją tak oto: „musi Pan raczyć czytelników aluzjami delikatnymi niczym portowa kurtyzana”. Przyznaję, nie znam portowych kurtyzan, od których to zapewne Kali S. nauczył się elegancji, a może nawet testował u nich swoją męskość… Rozczula mnie także wrażliwość naszego Murzynka na „plotkarskie aluzje pod innymi tekstami”, biorąc pod uwagę, że nieco dalej, jak miesiąc temu (11.10.2020) pod tekstem prof. Wielomskiego: „Maseczka, czyli tresura społeczna”, ów „elegant językowy”, „stroniący od plotek”, „ataków ad personam” (zwłaszcza „pod innymi tekstami”) i w ogóle, napisał był tak: „Pal sześć, że na tych łamach od początku w temacie COVID bryluje np. p. Rękas nazywający siebie w jednych komentarzach “dziennikarzem śledczym” a w innych “dziennikarzem medycznym”, któremu zupełnie nie przeszkadza, że nie odróżnia ortomyksowirusa od koronawirusa – już dawno można było zauważyć, że regularnie wypowiada się na pewne tematy nie mając bladego pojęcia i gdy ktoś to wytknie, to dostaje łatkę “przeintelektualizowanego” i dostaje jeszcze kilka rynsztokowych odzywek. Ale tak po prawdzie – mało kogo obchodzi opowiadanie bzdur przez kogoś, komu ewidentnie brakuje solidnego warsztatu i kultury osobistej.”…

        Faktycznie „zbłaźniłem” się, i to straszliwie…, pisząc prawdę: “nie taki covid straszny, bo liczba zgonów w trakcie pandemii zmalała w pierwszym półroczu”, za to Kali S. sięga wyżyn intelektualnych (bo chyba nie proroczych?…), gdy dowodzi, że prawdziwe zagrożenie kowida (o którym światek medyczny wie niewiele, nawet to jak powstał) to jego „powikłania”… I cieszy się niczym niegdysiejszy uczeń gimnazjum, bo niedawno statystyki zgonów poszły w górę, ergo teoria „powikłań” zadziałała. Czy jest tedy sens przytaczać, już nie tyle moje wcześniejsze przewidywania, co do faktycznych przyczyn zwiekszenia liczby zgonów, ale nawet to co mówili specjaliści, jak np. dr Szczylik we wrześniu, że korapanika sprawiła, iż „w niektórych polskich ośrodkach onkologicznych nawet o połowę spadła liczba nowych pacjentów. Rzecz jasna nie dlatego, że w czasie pandemii nagle mniej osób w Polsce zaczęło chorować na raka. Pandemia koronawirusa sprawiła, że ludzie boją się zgłaszać do poradni czy przychodni.”, albo prof. dr hab. n. med. Adam Witkowski, prezes Polskiego Towarzystwa Kardiologicznego, że w wyniku koronapsychozy „zmniejszyła się liczba pacjentów z ostrym zawałem serca leczonych interwencyjnie – to jest spadek mniej więcej o 35–40 proc.” – skoro nasz naturszczyk i tak skwituje to jako „wnioski z kapelusza”?… To, że z Sułkowskim, która zarzuca mi to, co sam czyni z uporem maniaka („Pan już się tyle razy w tym temacie skompromitował wyciągając wnioski z kapelusza”) nie ma sensu dyskutować wiem od dawna. Bo jaki jest sens dyskutować z facetem, który uporczywie twierdzi, że taka Szwecja z półtoramilionową aglomeracją Sztokholmu nie musi uciekać się do nadzwyczajnych środków, z uwagi na „nieuwzględnianie struktury społecznej Szwecji, wielkości miast etc. „, natomiast w Polsce, w takim powiecie nowotarskim z czerwoną strefą w środku lata, to co innego… Albo, że mecz Atalanty Bergamo z CF Valencia z 45 tys. na trybunach był potężnym rozsadnikiem koronawirusa, ale już 20 tys. na meczu AS Romy takim nie było. No fakt, przecież to całe 25 tys. mniej! I furda, że na mniejszym stadionie…

        Ale nie to jest najgorsze. Najgorsze jest to, że rzesze takich Marcinów Sułkowskich (krzyczących o “straszliwej pandemii” paranoików) winne są zaistniałej sytuacji, tj.: pogwałceniu praw jednostki, praw do praktyk religijnych, prawa do stanowiącej o bycie milionów rodzin działalności gospodarczej, zwiększeniu zakresu władzy tzw. rządu, zaniechaniu leczenia wielu poważniejszych dolegliwości, aniżeli ów nieszczęsny koronawirus, itp. Są to o wiele gorsze następstwa kowidowej psychozy, których skutki odczuwali będziemy przez lata niż jakieś rzekome pokowidowe “powikłania”.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *