.
Jako pierwszy w nowej odsłonie tej wojny wystąpił dr Karol Nawrocki – naczelnik Oddziałowego Biura Edukacji Publicznej IPN w Gdańsku, który zwrócił się do władz Gdańska z apelem o nieoddawanie hołdu żołnierzom radzieckim poległym podczas walk o wyzwolenie tego miasta w 1945 roku. Zdaniem Nawrockiego żołnierze ci „czynem zbrojnym przynieśli Polsce 45 lat komunistycznego zniewolenia”[1]. Takiego drobiazgu jak powrót Polski nad Bałtyk, Odrę i Nysę Łużycką dyskretnie nie zauważył. Zaraz potem prezes IPN Łukasz Kamiński zapowiedział usunięcie ponad 500 pomników upamiętniających żołnierzy Armii Czerwonej, którzy zginęli w walkach z Niemcami na ziemiach polskich w latach 1944-1945. Swoje stanowisko uzasadnił koniecznością usunięcia z przestrzeni publicznej w Polsce symboli „zniewolenia komunistycznego” oraz „sowieckiej dominacji” i dokończenia w ten sposób przemian politycznych z początku lat 90. XX wieku[2]. Dopóki Sejm nie uchwali stosownej ustawy – wzorowanej na ustawie dekomunizującej nazwy ulic[3] – prezes IPN będzie zachęcał samorządy do samodzielnego usuwania „sowieckich pomników”.
Sprawa ta natychmiast wywołała stanowczy sprzeciw Rosji, której władze zwróciły się do UNESCO o zablokowanie działań zaproponowanych przez IPN. Minister Ławrow ostrzegł, że „walka z radzieckimi pomnikami w Polsce może na długo przekreślić szanse na normalizację relacji polsko-rosyjskich”[4]. Natomiast w wywiadzie dla portalu onet.pl ambasador Siergiej Andriejew skomentował całą sytuację następująco: „Bycie rusofobem w Polsce bardzo się opłaca. I było tak również za czasów poprzednich rządów. Problemy mają osoby, które szukają z Rosją porozumienia i apelują o podjęcie dialogu. Ich niezwłocznie nazywa się „agentami Kremla” i „pożytecznymi idiotami”. Nasze relacje są w bardzo złym stanie i nie widzę obecnie szans na ich poprawę. Każdy gest dobrej woli Kremla spotyka się z niechęcią Polski. I jeżeli ktoś myślał, że usunięcie pomników sowieckich uderzy w Rosję, był w błędzie. Ta decyzja podważyła prestiż Polski na arenie międzynarodowej. Zresztą sami Polacy, o czym jestem przekonany, chcą, by pomniki zostały (…). Trzeba zrozumieć, że dla nas jest to sprawa nie mniej wrażliwa niż Katyń dla Polaków. Widzimy, jakie uczucia budzi wśród Polaków los przodków, którzy zginęli w dramatycznych warunkach. Tym trudniej zrozumieć dlaczego Polacy nie potrafią dostrzec, jak temat pomników radzieckich jest dla nas ważny i wrażliwy”[5].
Prezes IPN argumentuje m.in., że owe pomniki są tzw. „pomnikami wdzięczności” stawianymi masowo w PRL, które nie symbolizują wyzwolenia, ale „komunistyczne zniewolenie”. Dlatego proponuje on przenieść je – wzorem innych zdemontowanych pomników z tamtego okresu – do specjalnego skansenu. Ma to być skansen w Czerwonym Borze koło Łomży. Stanowisko IPN, które jest także stanowiskiem partii rządzącej, poparła również PO – skonfliktowana prawie na wszystkich polach z PiS. Konflikt ten nie dotyczy jednak doktryny Giedroycia, która w bieżącej polityce przekłada się na rusofobię i bezkrytyczne wsparcie dla Ukrainy. Senator PO Łukasz Abgarowicz, odnosząc się do propozycji IPN stwierdził, że „należy zlikwidować te pomniki. Prawda historyczna jest oczywista – nie mamy czego czcić. Chodzi o wywózki ludzi na Sybir, o to jak Sowieci traktowali Polaków w okresie międzywojennym i o to, co działo się w Polsce po wojnie”[6].
A zatem likwidacja pomników poświęconych frontowym żołnierzom Armii Czerwonej ma być zemstą za politykę Stalina, operację polską NKWD z 1937 roku i późniejsze zbrodnie reżimu stalinowskiego wobec Polaków.
Funkcjonariusze IPN mylą się jednak twierdząc, że inkryminowane pomniki są tzw. „pomnikami wdzięczności”, które podkreślały tylko i wyłącznie polityczną podległość PRL wobec ZSRR. Do takich pomników nie należy np. obelisk znajdujący się w Oświęcimiu, niedaleko byłego obozu macierzystego KL Auschwitz I. Obelisk ten stoi tuż obok tzw. cmentarzyka przy ulicy Więźniów Oświęcimia, na którym pochowano około 700 więźniów zmarłych i zamordowanych w ostatnich dniach istnienia obozu. Napis na obelisku głosi: „Żołnierzom Armii Radzieckiej – oswobodzeni, 1945”. Pomnik ten zatem nie jest wyrazem hołdu PRL dla ZSRR, ale upamiętnia konkretne wydarzenie historyczne – wyzwolenie KL Auschwitz 27 stycznia 1945 roku przez 100. dywizję piechoty Armii Czerwonej, co kosztowało życie 231 żołnierzy tej dywizji, w tym 66 poległych podczas walk w strefie obozowej. Jak wiadomo fakt ten został zanegowany przez byłego ministra spraw zagranicznych, który przy okazji 70. rocznicy wyzwolenia KL Auschwitz ogłosił światu, że czynu tego dokonali Ukraińcy[7]. Pewnie ci z UPA. Sprowokowani przez Grzegorza Schetynę historycy rosyjscy ustalili, że 60 proc. żołnierzy 100. lwowskiej dywizji piechoty, wchodzącej w skład 60. Armii 1. Frontu Ukraińskiego, stanowili jednak Rosjanie. Dywizję tę sformowano w marcu 1942 roku koło Wołogdy w północnej Rosji z poborowych pochodzących z obwodów archangielskiego, wołogodzkiego, woroneskiego i Republiki Komi (później doszli też poborowi m.in. z Ukrainy). Wchodziła kolejno w skład Frontów Woroneskiego i 1. Ukraińskiego. Nazwę „lwowska” otrzymała za udział w operacji lwowsko-sandomierskiej (13 lipca – 29 sierpnia 1944 roku). Jej dowódca – gen. mjr Fiodor M. Krasawin (1896-1948) – pochodził z Kazania. Zanim w styczniu 1944 roku został dowódcą 100. dywizji był ofiarą represji stalinowskich – skierowanych przeciw korpusowi oficerskiemu Armii Czerwonej – i w latach 1938-1942 przebywał w więzieniu (zrehabilitowano go pośmiertnie, dopiero w 1968 roku)[8].
Fakt wyzwolenia KL Auschwitz przez Armię Czerwoną jest uznawany na całym świecie. Próba podważenia tego faktu przez ministra Schetynę wywołała na Zachodzie zdumienie[9]. Najprawdopodobniej podobne zdumienie wywoła demontaż obelisku upamiętniającego wyzwolenie KL Auschwitz przez żołnierzy radzieckich. A co z pomnikami znajdującymi się na zbiorowych mogiłach? IPN odpierając krytykę twierdzi, że chce tylko demontować pomniki, a cmentarze żołnierzy radzieckich (niejednokrotnie znajdujące się w opłakanym stanie) łaskawie zostawia w spokoju. Tymczasem demontaż pomników, stanowiących część zbiorowych mogił, będzie faktycznie oznaczał likwidację tych miejsc pochówku. Taki pomnik jest m.in. w Chrzanowie. Usytuowano go na zbiorowej mogile 1358 żołnierzy 59. i 60. Armii oraz 4. Korpusu Pancernego 1. Frontu Ukraińskiego, z których tylko 256 jest znanych z nazwiska. Notabene w mogile tej pochowano również 7 Polaków – cywilnych mieszkańców Chrzanowa, którzy zginęli podczas walk o to miasto 24 stycznia 1945 roku.
Podobny pomnik jest elementem radzieckiego cmentarza wojennego w Olkuszu, na którym spoczywa 1113 żołnierzy (206 zidentyfikowanych) i który został pięknie odrestaurowany przez tamtejszy samorząd[10].
Nie można też nie zauważyć, że atmosfera, jaką wytwarzają IPN i PiS wokół pomników żołnierzy radzieckich oraz historii stosunków polsko-radzieckich przekłada się na akty wandalizmu, które regularnie mają miejsce na radzieckich cmentarzach wojennych w okolicach rocznic 9 maja i 17 września. Do takiego aktu wandalizmu doszło m.in. w maju 2014 roku na wspomnianym pomniku-mogile w Chrzanowie[11].
Już na samym początku inicjatywa, z którą wystąpił wobec pomników radzieckich IPN napotkała trudności. Nie jest tajemnicą, że niemała część społeczeństwa nie podziela punktu widzenia IPN na historię najnowszą, ale chyba nikt nie spodziewał się, że jako pierwszy opór stawi Rzeszów – stolica województwa podkarpackiego, czyli wyborczej twierdzy PiS. Władze Rzeszowa odmówiły poparcia inicjatywy Europejskiego Centrum Ścigania Zbrodniarzy Komunistycznych i Faszystowskich (organizacja kierowana przez Kornela Morawieckiego i Władimira Bukowskiego) w sprawie demontażu „sowieckiego pomnika” w tym mieście. Rzecznik prezydenta Rzeszowa Maciej Chłodnicki skomentował to następująco: „Tym, że zdemontujemy pomnik historii nie zmienimy. Kto wyzwolił Rzeszów? Armia Czerwona. Jest to fakt historyczny. Oczywiście to, co się wydarzyło później, jest już inną sprawą. Fakt pozostaje faktem. Armia Czerwona nas wyzwoliła. Zginęły miliony młodych ludzi, którzy zupełnie nie interesowali się polityką”[12].
Inaczej na tę sprawę zapatruje się Włodzimierz Nowak – działacz PiS oraz dyrektor podkarpackiego oddziału Europejskiego Centrum Ścigania Zbrodniarzy Komunistycznych i Faszystowskich. Jego zdaniem „sowiecki pomnik” profanuje nie tylko pamięć o ofiarach zbrodni komunistycznych, ale także dawny kirkut, na miejscu którego stoi. „Szyderstwem z historii i Narodu Polskiego jest trwanie tego pomnika w Rzeszowie. Bolszewicy wyzwolili Rzeszów 2 sierpnia 1944 roku i do 19 stycznia 1945 roku stacjonowali w naszym mieście. Wszem wiadomo, że mordowali oni tysiące polskich patriotów. Plac Ofiar Getta jest najstarszym w Rzeszowie Kirkutem zniszczonym przez faszystów i komunistów. Trwanie pomnika profanuje to święte miejsce” – napisał Nowak w liście do Rady Miasta[13].
Nie ulega wątpliwości, że dzięki stanowisku prezesa IPN odgórne wsparcie znajdzie postawa, którą reprezentuje Włodzimierz Nowak, a nie magistrat Rzeszowa. Podgrzewana przez IPN i PiS wojna pomnikowa z Rosją ma dwa wymiary – historyczny i polityczny.
W wymiarze historycznym mamy do czynienia z forsowaniem skrajnie dogmatycznego stanowiska, które ignoruje wymowę niektórych faktów historycznych i wyklucza możliwość kompromisu. Polityka historyczna IPN nie po raz pierwszy zmierza do narzucenia społeczeństwu polskiemu jednostronnej oceny wydarzeń, które miały miejsce w latach 1944-1989. Trzeba przede wszystkim zadać pytanie, czy pomniki Armii Czerwonej na pewno symbolizują „sowieckie zniewolenie” Polski?
Są to pomniki upamiętniające frontowych żołnierzy radzieckich. Ci żołnierze nie ponosili odpowiedzialności ani za politykę Stalina wobec Polski ani za działania, które na tyłach frontu prowadziły NKWD i Smiersz. Oczywiste jest, że oni nie mogli przynieść Polakom takiej wolności, jaką mają na myśli funkcjonariusze IPN, ponieważ sami tej wolności w swojej ojczyźnie nie mieli. Mało tego – sami byli narażeni na represje stalinowskiego aparatu terroru. Wielu z nich albo było ofiarami represji stalinowskich – jak wspomniany gen. Fiodor M. Krasawin – albo stało się nimi podczas walk na terenie Polski – jak np. kpt Aleksander Sołżenicyn, który podczas walk pod Elblągiem w lutym 1945 roku został aresztowany przez Smiersz i następnie skazany za „agitację antyradziecką” na 8 lat obozu pracy.
Ci żołnierze przynieśli jednak – czego polski obóz rusofobii i antykomunizmu nie chce widzieć – wyzwolenie Polski spod okupacji niemieckiej. Okupacji, która – w świetle tego co wiemy chociażby na temat Generalplan Ost – stanowiła śmiertelne zagrożenie dla biologicznego istnienia narodu polskiego. To, co IPN nazywa „zniewoleniem komunistycznym” takiego zagrożenia nie stanowiło. Okupacja niemiecka i powojenna rzeczywistość Polski to są rzeczywistości w żaden sposób nieporównywalne.
To byli żołnierze koalicji antyhitlerowskiej, do której od 1 września 1939 roku należała też Polska. Tak należy traktować zarówno żołnierzy Armii Czerwonej, jak i Wojska Polskiego sformowanego w ZSRR, o którym jeden z historyków związanych z obecną władzą powiedział, że jakoby nie należy do historii i tradycji polskiego oręża[14].
Prawdą jest, że na jednej szali mamy wyzwolenie ziem polskich spod okupacji niemieckiej przez Armię Czerwoną, a na drugiej aresztowania AK-owców i ich wywózki na Wschód oraz polityczne podporządkowanie Stalinowi władz utworzonych w Polsce w 1944 roku. Jednakże narodowa pamięć musi zachować oba te rachunki, bo jeden drugiego nie wyklucza i nie unieważnia.
Jest czymś naprawdę niezrozumiałym to, że nie mogą w Polsce stać pomniki Armii Czerwonej, a mogą pomniki Wehrmachtu z obu wojen światowych i pomniki UPA. Mogą też znajdować się w Polsce cmentarze wojenne Wehrmachtu i cesarsko-królewskiej Armii Austro-Węgier, a przecież to były armie okupacyjne.
W wymiarze politycznym wojna pomnikowa – obok nakręcania histerii smoleńskiej, bezwarunkowego wspierania pomajdanowej Ukrainy i próby ściągnięcia nad Wisłę wojsk NATO – jest kolejnym polem zaostrzania stosunków z Rosją przez obecną partię rządzącą, a szerzej przez obóz polskiej rusofobii, ukraino- i amerykanofilstwa. Przypuszczam, że wiele osób z tego obozu doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że wojna pomnikowa uderza w najbardziej czułe miejsce nie tylko Rosji jako państwa, ale także narodu rosyjskiego. Udział ZSRR w drugiej wojnie światowej po stronie koalicji antyhitlerowskiej jest nazywany w Rosji – a wcześniej był tak nazywany w ZSRR – Wielką Wojną Ojczyźnianą. To jeden z kluczowych fundamentów rosyjskiej świadomości narodowej. Dla przeciętnego Rosjanina Wielka Wojna Ojczyźniana jest największą świętością. Nie ma bowiem w Rosji i innych krajach byłego ZSRR rodziny, która na tej wojnie nie straciłaby kogoś bliskiego. Są różne szacunki strat radzieckich podczas drugiej wojny światowej. Wahają się one od 20 do 27 mln ofiar, w tym 500-600 tys. czerwonoarmistów poległych na ziemiach polskich. To liczby przerażające. Tylko one wystarczą, by uświadomić sobie dlaczego dla narodu rosyjskiego „sowieckie” pomniki i cmentarze w Polsce są tak bardzo ważne.
Inicjatorom wojny pomnikowej nie chodzi – jak np. w przypadku Ukrainy – o to, by uderzyć w „reżim Putina”. W tym wypadku chodzi o wykopanie pomiędzy narodami polskim i rosyjskim rowów, których nie będzie można zasypać. Chodzi o to, by przeciętny Rosjanin odwracał się na widok Polaka. Taki jest cel polityczny. Obóz polskiej rusofobii zachowuje się tak jakby nie brał pod uwagę tego, że Rosja i naród rosyjski pozostaną wielkim sąsiadem Polski, że dla zachowania minimum normalności we wzajemnych stosunkach konieczne jest uszanowanie nawet w pewnych punktach odmiennej pamięci historycznej i symboliki obu narodów.
Odnosząc się do obecnej sytuacji ambasador Andriejew ponownie powtórzył, że Rosja jest gotowa do „normalnych, pragmatycznych, obustronnie korzystnych stosunków z Polską bez wstępnych warunków, na podstawie wzajemnego szacunku i uczciwego szanowania interesów nawzajem. Co do historii – oczywiste jest, że mamy różne poglądy, bo patrzymy z różnych stron. Dla dobra naszych relacji należy ją zostawić w spokoju – poza obszarem spraw politycznych i unikać wobec siebie działań i wypowiedzi, które budzą negatywne emocje i doprowadzają nas do punktu, z którego trudno rozwijać normalne stosunki między naszymi krajami. To nienormalne i niewłaściwe, kiedy nasza wspólna historia jest traktowana w taki sposób, że wydaje się, iż niczego dobrego w niej nie było”[15].
Niestety obecna partia rządząca uczyniła z historii kluczowy oręż w walce politycznej z Rosją, a dalsze pogarszanie stosunków polsko-rosyjskich uznała za polską rację stanu. Przypuszczalnie nie jest przypadkiem, że do zaostrzenia wojny pomnikowej przez stronę polską doszło w okresie intensywnych przygotowań do lipcowego szczytu NATO w Warszawie. Nie można wykluczyć, że jest to próba uwiarygodnienia się w oczach amerykańskiego sojusznika w sytuacji, gdy na skutek trwającego konfliktu politycznego w Polsce notowania rządu PiS dramatycznie spadły, tak w Waszyngtonie jak i w Brukseli.
Obecny rząd wiąże ze wspomnianym szczytem NATO nadzieje na trwałe sprowadzenie do Polski wojsk NATO (amerykańskich). W związku z tym nie mogę się oprzeć wrażeniu, iż poprzez wojnę pomnikową z Rosją obóz polskiej rusofobii wyraża na swój sposób żal, że Polska została wyzwolona w 1944 i 1945 roku przez „dzicz ze Wschodu”, a nie przez zaprzyjaźnione wojska amerykańskie. Oni chyba naprawdę wierzą w to, że burząc „sowieckie pomniki” i sprowadzając wojska amerykańskie poprawią po 70 latach historię, która nie ułożyła się tak, jak ich zdaniem powinna. Nikomu oczywiście w tym „patriotycznym” gronie nie zaświta myśl, że gdyby Polska rzeczywiście została ponad 70 lat temu wyzwolona przez wojska amerykańskie, to też byłaby to Polska bez Kresów Wschodnich. A na dodatek także bez Ziem Zachodnich.
Bohdan Piętka
Na zdjęciu: Generał major Fiodor Michajłowicz Krasawin (1896-1948) – dowódca 100. lwowskiej dywizji piechoty, która wyzwoliła KL Auschwitz, ofiara represji stalinowskich, Rosjanin. Fot www.tatveteran.ru
[1] IPN apeluje o nieskładanie kwiatów żołnierzom radzieckim w Gdańsku, www.trybuna.eu, 30.03.2016. [2] K. Szewczuk, Prezes IPN: sowieckie pomniki znikną z polskich miast, www.wiadomosci.onet.pl, 30.03.2016. [3] Sejm przyjął ustawę dekomunizacyjną. Nikt nie głosował przeciw. Będą zmiany nazw ulic, www.wiadomosci.gazeta.pl, 1.04.2016. [4] MSZ Rosji ostro o demontażu pomników. „Nie pozostawimy tego bez reakcji”, www.polskieradio.pl, 31.03.2016; Burza wokół planów likwidacji sowieckich pomników. „To nie zostanie bez reakcji”, www.tvp.info, 31.03.2016. [5] K. Szewczuk, Ambasador Siergiej Andriejew: bycie rusofobem w Polsce bardzo się opłaca (wywiad), www.wiadomosci.onet.pl, 14.04.2016. [6] Sowieckie symbole musza odejść do lamusa?, www.polskieradio.pl, 11.04.2016. [7] Grzegorz Schetyna mówi o wyzwoleniu Auschwitz przez Ukraińców. Rosyjskie media: to prowokacja, www.polskieradio.pl, 22.01.2015.[8] E. Panov, Казанский генерал – освободитель Освенцима, www.tatveteran.ru, 2.12.2015; E. Panov, Нашли могилу генерал-майора Федора Михаиловича Красавина, который освобождал Освенцим – немецкое название Аушвиц, www.tatfrontu.ru, 3.12.2015. [9] T. Dudek, Politischer Missbrauch von Auschwitz, www.heise.de, 26.01.2015. [10] A. Cyra, Pamięć o poległych żołnierzach sowieckich w Olkuszu, blog autorski „Wprawnym Okiem Historyka”, www.cyra.wblogu.pl, 7.11.2014. [11] Chrzanów. Kto zniszczył pomnik żołnierzy radzieckich w Kościelcu?, www.przelom.pl (portal tygodnika ziemi chrzanowskiej „Przełom”), 8.05.2014. [12] Rzeszowskie władze są przeciwko demontażowi radzieckich pomników, www.pl.sputniknews.com, 19.04.2016. [13] M. Kobiałka, Rzeszów: wyburzą pomniki Czynu Rewolucyjnego i Wdzięczności Armii Czerwonej?, www.wiadomosci.onet.pl, 18.04.2016. [14] B. Machalica, Cenckiewicz: żołnierze I i II Armii WP nie są częścią polskiego oręża, www.trybuna.eu, 10.03.2016. [15] K. Szewczuk, Ambasador Siergiej Andriejew: bycie rusofobem w Polsce bardzo się opłaca…