Zmiany ordynacji wyborczej na Białorusi

Przedstawiciele BR po wygranych wyborach parlamentarnych z września 2012 r. (ma 65 na 110 deputowanych w Izbie Przedstawicieli) już zapowiedzieli, że nie mają zamiaru ani przekształcać się w partię (co już im wieszczono z szeregów opozycji), ani nie poprą przejścia na mieszany system wyborczy (proponowany przez niemal wszystkie 15 działających na Białorusi partii politycznych). Z własnymi projektami reform (już określonych przez krytyków jako kosmetyczne) wystąpiła natomiast na początku grudnia Centralna Komisja Wyborcza.

Zgłoszona przez CKW lista zmiany Kodeksu Wyborczego obejmuje m.in. kwestie nominowania kandydatów na posłów, finansowania kampanii, a jej przebiegu, a nawet kwestii bojkotu elekcji. Z obowiązku zbierania podpisów poparcia przy zgłaszaniu byłyby zwolnione stowarzyszenia mające powyżej tysiąca członków. Zwiększone zostałyby limity środków, jakie można by przeznaczać na kampanie (tak na prezydentem deputowanych jak i radnych). Opozycja oczywiście skrytykowała najmocniej pierwszy pomysł, wiążąc go z rzekomym uprzywilejowaniem „Białej Rusi”. Ignoruje się przy tym ten drobny szczegół, iż organizacja ta (należąca do największych w państwie) nie miała i w obecnym systemie problemów nie tylko ze startem swoich członków, ale i z wprowadzeniem do Izby Przedstawicieli swych przedstawicieli. Poprawka pomoże więc raczej stosunkowo licznym mniejszym środowiskom, stroniącym dotąd od organizowania się w partie. Oczywiście krytykom to jednak nie dogodzi – widzą bowiem w propozycji CKW kolejny krok zmierzający w stronę marginalizacji partii, co rzecz jasna trudno uznać za wadę w przypadku konserwatywnego, solidarystycznego podejścia do zasady państwa i społeczeństwa. Z drugiej jednak strony ułatwienie dla partii, jakim w wyborach 2012 r. było wprowadzenie możliwości zgłaszania kandydatów partii także w okręgach, gdzie nie posiadały zarejestrowanych struktur. W efekcie (i co chyba dość oczywiste) o ok. 30 proc. spadła liczba kandydatur zgłaszanych dzięki zbieranym podpisom (w stosunku do kampanii parlamentarnej z 2008r.). Trudno jednak opisane zjawisko (czy przewidywania) uznać za jakieś nadzwyczajne zagrożenie dla demokracji, czy kształtowania aktywności obywatelskiej. Dość przypomnieć, że np. w wyborach 1993 r. do polskiego Sejmu i Senatu również obowiązywało rozwiązanie zwalniające od obowiązku zbierania podpisów poparcia partii parlamentarnych – i jakoś drastycznie nie zmieniło to istniejącego w Polsce systemu (pomijając już trwałość tego i paru innych pomysłów służących petryfikacji sceny politycznej w Polsce – jak wiadomo trwały okazały się dopiero przepisy wprowadzające budżetowe finansowanie partii).

Obecnie na Białorusi obowiązują rygorystyczne przepisy dotyczące finansowania kampanii, co określa art. 48 Kodeksu. Zgodnie z jego zapisem: „Kandydaci na prezydenta Republiki Białorusi i do Izby Przedstawicieli mają prawo tworzyć własne fundusze w celu finansowania dodatkowych wydatków w kampanii wyborczej.

Fundusze wyborcze kandydatów mogą być tworzone z następujących źródeł:

  1. środków własnych kandydata, których maksymalna wartość nie może przekroczyć 50 jednostek podstawowych w wyborach Prezydenta Republiki Białoruś, 20 jednostek podstawowych w wyborach do Izby Przedstawicieli;

  2. dobrowolnych darowizn od obywateli Republiki Białorusi. Maksymalna kwota datków obywateli nie może przekroczyć 10 jednostek podstawowych w wyborach Prezydenta Republiki Białoruś i 5 podstawowych jednostek w wyborach do Izby Przedstawicieli;

  3. dobrowolnych wpłat od osób prawnych. Maksymalna kwota dotacji od podmiotu prawnego nie może przekroczyć 30 jednostek podstawowych w wyborach Prezydenta Republiki Białoruś i 10 podstawowych jednostek w wyborach do Izby Reprezentantów.

Maksymalna kwota wszystkich wydatków z funduszu wyborczego kandydata nie może przekroczyć 3.000 jednostek bazowych w wyborach Prezydenta Republiki Białoruś i 1.000 jednostek bazowych w wyborach do Izby Przedstawicieli.

Darowizny na fundusze wyborcze kandydatów nie mogą pochodzić od:

  1. zagranicznych rządów i organizacji;

  2. cudzoziemców i bezpaństwowców;

  3. organizacji międzynarodowych;

  4. organizacje z zagranicznym wkładem finansowym; (…)

  5. obywateli Republiki Białoruś w wieku poniżej 18 lat;

  6. organów państwowych i organów samorządu terytorialnego;

  7. organizacji w całości lub częściowo finansowanych z budżetu;

  1. organizacji zarejestrowanych na mniej niż rok przed dniem, w którym przekazano dotację;
    8) religijnych organizacji charytatywnych;

    9) anonimowych darczyńców”.


CKW zaproponowała także usunięcie z art. 45 Kodeksu zapisów pozwalających na prowadzenie (i finansowanie) akcji wzywania do bojkotu wyborów na zasadach takich samych, jak agitacja za poszczególnymi kandydatami (co dotyczyło dotąd także prawa do darmowego czasu antenowego w mediach publicznych). Opozycja propozycję określa jako karę za wezwania do bojkotu wyborów roku 2012 r. – jednak po pierwsze warto zauważyć, że frekwencja w nich wyniosła przeciętnie 74,2  proc. (od 59,2 proc. w Mińsku do 80,7 proc. w obwodzie witebskim), trudno więc uznać wezwania części opozycji za jakoś szczególni skuteczne. Po drugie zaś – można z uśmiechem pokiwać głową nad „tyranią” panującą na Białorusi, która wiedząc, że problem frekwencji jest wyjątkowo głośno podnoszony przez zaciętych przeciwników władzy – dawała dotąd hasłom bojkotowym równe prawa w kampaniach wyborczych. Jak łatwo zauważyć – rozwiązanie takie nie funkcjonuje w Polsce, gdzie nie tylko stale labidzi się nad niską liczbą uczestniczących w wyborach (48,92 proc. do parlamentu w 2011 r.), ale jeszcze bombarduje się uprawnionych zachętami i publicznymi zawstydzeniami wzywającymi do pójścia do urn.

Casus białoruski wydaje się istotny dla wszystkich zwolenników większościowego prawa wyborczego. Oczywiście, w tamtejszych realiach kluczowe znaczenie mają też inne czynniki – jak prezydencki system władzy, autorytatywność, by nie powiedzieć autorytarność prezydentury Aleksandra Łukaszenki, a także – przy braku partii rządzącej – istnienie jednak silnej organizacji pro-prezydenckiej, a więc czego na kształt polskiego już to BBWR, już to PRON-u. Obecny system wyborczy sprzyja marginalizacji właściwych partii, bowiem na powierzchni utrzymują się realnie te o względnie silnych i rozgałęzionych strukturach (jak zwłaszcza komuniści i „liberalni demokraci”, czyli białoruscy żyrinowszczycy). Opozycja natomiast jest w realiach obecnego Kodeksu marginalizowana skuteczniej wolą samych wyborców, niż dokonałyby tego jakiegokolwiek represje. Kosmetyczne – w istocie – korekty zaproponowane przez CKW tego stanu rzeczy nie zmienią. Ba, dodatkowym osłabieniem pozycji demokratycznych oponentów władzy jest pomysł odebrania im możliwości czynnego nawoływania do bojkotu, a więc przypominania o swym istnieniu bez konieczności poddawania się weryfikacji wyborczej. To prawo, a nie siła jest bowiem najlepszym sprzymierzeńcem prezydentury Aleksandra Łukaszenki – choć niechętnie się o tym w Polsce pamięta.

Konrad Rękas

Artykuł jest częścią większej publikacji na temat Białorusi przygotowywanej przez portal Konserwatyzm.pl pod patronatem Europejskiego Centrum Analiz Geopolitycznych.

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *