Mam świadomość, że w pewnych kręgach za ten wyczyn łatka „ruskiego agenta” przylgnie do mnie na całego. Wiem też, że jeśli napiszę cokolwiek pozytywnego o Rosji i Rosjanach, znajdą się zarozumialce, którzy powiedzą że jestem naiwna, bo dałam się „Ruskim” zmanipulować.
Być może pojawią się również impertynenci, którzy wysuną oskarżenia, że produkuję „ruską propagandę”, za co pobieram pensję w rublach od samego Putina. Mimo to, wybrałam się do Moskwy. Potrzeba na taki wyjazd zrodziła się z buntu. Nie godzę się na to, że w moim państwie ktoś rozpowszechnia teorie podszyte paranoją. Lubię trudne wyzwania, więc postanowiłam rozprawić się z tym szaleństwem.
Do stolicy z Rosji pojechałam z kol. Sylwią Andruszkiewicz z Wilna, którą poznałam na Rajdach Katyńskich. Wybór towarzyszki podróży okazał się być trafiony. Sylwia zna biegle język rosyjski, więc była moim tłumaczem. Ponadto doskonale odnalazła się w moskiewskiej metropolii i sprawach organizacyjnych. Koszty podróży i pobytu wzięła na siebie Fundacja Narodowa im. Romana Dmowskiego. Mogłyśmy sobie pozwolić jedynie na skromne warunki: zamiast taksówek – wykańczające metro, zamiast wygodnego hotelu – tani hostel z całym bagażem skomplikowanych sytuacji. Przyznaję, zmęczenie dało się we znaki, ale doświadczenie wynikające z obserwacji nieznanego dotąd świata okazało się bezcenne.
W pierwszym dniu zachwycałam się wnętrzem moskiewskiego metra – pałacowy wystrój poszczególnych stacji, rozmach, architektura, konstrukcja… Z każdym kolejnym dniem fascynacja mijała na rzecz ogromnego wyczerpania. Bieganina po podziemnych korytarzach, aby przesiąść się z jednej linii na drugą (a jest ich kilkanaście) i wyciskająca siódme poty wspinaczka po schodach (nie wszystkie były ruchome) dawały się we znaki. Do tego dochodziło przegrzanie (na zewnątrz było zimno, więc ubierałam się ciepło, a w podziemiach gorąco) i przeciążenie (dźwigałam kamerę i laptop, czasem też statyw). Jednak nie mam zamiaru użalać się nad sobą (raczej myślę nad poprawieniem własnej kondycji), tylko chcę się podzielić tym co zaobserwowałam pod ziemią. Według danych z 2016 roku, moskiewskim metrem każdego dnia podróżuje średnio 7,1 miliona pasażerów. Patrząc na twarze tych ludzi zobaczyłam jak Rosja jest bogata w wielokulturowość. Co ciekawsze, wydaje mi się, że tam – w przeciwieństwie do zachodniej Europy – multi-kulti przyjęło się całkiem dobrze.
Potwierdzenie moich przypuszczeń po części znalazłam w hostelu w którym się zatrzymałyśmy. Każdego dnia nocowało tam około 35-40 osób. Pokoje wieloosobowe. Integracja – przy kolacji, kartach i plotkach – odbywała się w pomieszczeniu pełniącym funkcję recepcji, kuchni i salonu w jednym. Mieszkańcy dzielili się na tymczasowych i długoterminowych. W pierwszej grupie byłyśmy my oraz rozmaici turyści, wśród których przez ten tydzień doliczyłam się m.in. Hiszpanów, Francuzów i Chińczyka. Druga grupa – najliczniejsza – to ludzie rosyjskojęzyczni szukający szczęścia i lepszego życia w Moskwie.
Do stolicy Rosji przyjechali m.in. z Tadżykistanu, Azerbejdżanu, Krymu, Tatarstanu, okolic Uralu, najróżniejszych zakątków Syberii, itp. Niektórzy z nich znaleźli już pracę, inni byli w trakcie jej poszukiwania, ktoś tam jeszcze dopiero się uczył. Byli też i tacy, co niczym się nie zajmowali albo żyli z kombinowania tu i tam. Prawosławni, muzułmanie, Europejczycy, Azjaci… Różniło ich pochodzenie, rasa, wykształcenie, wyznanie, priorytety… Łączyła ich Rosja. Ze zdumieniem przypatrywałam się temu jak razem wszyscy funkcjonują bez większych problemów.
Oczywiście Moskwa to nie tylko tanie hostele czy metro dla biedniejszego ludu pracującego, ale też ogromne bogactwo. Ekskluzywne butiki z produktami najdroższych światowych marek, luksusowe samochody, pełne przepychu restauracje, hotele, kluby, nieruchomości… Tego wszystkiego jest tam pod dostatkiem. Ale o żadnym z tych światów nie będzie w moich kolejnych relacjach i wywiadach. Przynajmniej nie w najbliższym czasie i nie po ostatniej podróży. Celem mojego wyjazdu było bowiem dotarcie do ludzi, którzy mogliby mi udzielić ciekawych wypowiedzi na temat relacji polsko-rosyjskich. Komentatorzy polityczni, ludzie nauki i kultury, eksperci od spraw międzynarodowych, dziennikarz wydalony z Polski, prawosławni duchowni i wreszcie mieszkańcy Moskwy mający polskich przodków. To właśnie oni będą gościć na łamach kolejnych numerów „Myśli Polskiej”.
Agnieszka Piwar