Tytuł niniejszego artykułu może wydawać się cokolwiek dziwny. No bo jakże to: analiza jednego kraju na podstawie książki o innym? Choć „analiza” to może słowo nieco na wyrost i bardziej stosownym określeniem byłoby „porównanie”. W każdym razie jest to możliwe, o co niniejszym się pokuszę, gdyż na codzień widzę, jak nasze państwo coraz bardziej stacza się przekształcając się w zamordystycznego, kryptokomunistycznego molocha na wzór Szwecji.
Na początek kilka słów o samej książce. Miłośnikom oraz znawcom Szwecji z pewnością nie jest ona obca, gdyż stanowi lekturę obowiązkową dla wszystkich chcących pogłębić wiedzę o tym kraju. Liczy sobie jedynie 250 stron (m.in. przez co można ją przeczytać jednym tchem) i zawiera w większości miażdżącą krytykę niemal wszystkiego, co ma związek ze Szwecją i jej mieszkańcami. Istotny szczegół: powstała w połowie lat 80-ych, czyli w czasach, w których Polska i Szwecja nie tylko znajdowały się na przeciwległych biegunach politycznych, lecz także różnice między społeczeństwami obu państw były znacznie wyraźniejsze niż obecnie. Innymi słowy: w Polsce były wtedy inne czasy. Tym niemniej, oddając się lekturze owego dzieła, bodaj nawet mało rozgarnięty czytelnik powinien odnieść wrażenie, że opis ówczesnej Szwecji – jakże negatywny – w wielu miejscach pasuje jak ulał do dzisiejszej Polski.
Już w trzecim akapicie wstępu pojawia się zdanie: „Z kraju, który słynął z wykształconej i zdyscyplinowanej młodzieży, Szwecja stała się wylęgarnią rozwrzeszczanych i niekarnych łobuziaków” (str. 5).Co by nie mówić o PRL-u, to gros polskiej młodzieży potrafił się zachować. Nieco starsi czytelnicy prawdopodobnie przyznają mi rację. Dziś natomiast wystarczy przejść się po dowolnym mieście i poobserwować nastolatków, czy wręcz mimochodem podsłuchać prowadzone przez nich rozmowy, aby stwierdzić, że wielu z nich o manierach w najlepszym razie kiedyś tam słyszało. „Kraj, w którym chłop nie wiedział, co to pańszczyzna, ma teraz wszelkie parametry państwa totalitarnego, w którym obywatel jest kontrolowany przez misternie zbudowaną machinę nadzoru” (str. 5).U nas chłop wprawdzie wiedział, co to pańszczyzna, ale poza tym wszystko się zgadza. Czytelnicy tego portalu mają świadomość o pęczniejącej biurokracji, narastającym zamordyzmie oraz związanemu z nim zakrojonemu na coraz większą skalę ograniczaniu swobód obywatelskich oraz narastającej inwigilacji. „Kompentencje np. instytucji wychowawczych, «wyręczających» rodziców w opiece nad niemowlętami i wychowaniu młodzieży, przerastają wszystko w tej dziedzinie, łącznie z Chinami Ludowymi” (str. 5). W Polsce do owego „wyręczania” skutecznie przyczyniają się sędziowie orzekający wyroki o odebraniu praw rodzicielskich, uzasadniając je zbyt wielką religijnością rodziców, czy też podobnymi, nie mniej straszliwymi przestępstwami. Należy też wspomnieć tu o panującym w Polsce obowiązku praniu móz… pardon, szkolnym, polegającym na konieczności oddania swoich dzieci w łapy nieznanych ludzi, których zadaniem jest faszerowanie naszego potomstwa szkodliwymi lub kłamliwymi informacjami typu „Małżeństwa homoseksualne są równie dobre, co tradycyjny model rodziny” tudzież „Unia Europejska naszym dobrodziejem”. „Równość po szwedzku oznacza plenienie się koszmarnej unifikacji, jakiej ze świecą trudno szukać w Europie” (str. 6).Nietrudno. Przynajmniej odkąd jesteśmy w UE. Ale w roku ukazania się książki (1987) faktycznie mogło tak być. W rozdziale „Spotkanie” Autor rozwija temat dystansu wobec otoczenia, sztucznego spokoju oraz nijakiego wyrazu oblicza przeciętnego Szweda (str. 15-17). Może to dlatego, że jestem warszawiakiem, czyli pochodzę z miasta, w którym ludzie na ogół są zabiegani i zmęczeni, ale przechadzając się po Centrum oraz – co znamienne – gdy zdarzy mi się skorzystać z jakiegoś środka komunikacji miejskiej – istotnie mam wrażenie, że widzę ścianę twarzy bez ekspresji. A może to maluje się na nich smutek albo zmęczenie? Jak by nie było, rzadko kiedy dostrzegam osobę tryskającą energią, której oczy wołają „Świat jest piękny! Jestem zadowolony/a z życia!” „Jak na razie, odstępstwa od powszechnej sztywności można w Szwecji skonstatować tylko u nietrzeźwych obywateli i części młodzieży, która w tym dewiacyjnym – w Szwecji – zachowaniu upatruje swoisty protest przeciw establishmentowi” (str. 18).Jeśli chodzi o tych pierwszych, to i u nas ci ich pod dostatkiem i zachowują się podobnie jak ich pobratymcy pod dowolną szerokością geograficzną. Natomiast co się tyczy młodzieży, to polska chyba nie manifestuje już sprzeciwu wobec rzeczywistości. W znacznym stopniu zanikły dawne subkultury. Na ulicach nie poświadczy się już, jakże rzucających się w oczy jeszcze w latach 90-ych, kolorowych irokezów czy błyszczących ramonezek, mówiących za noszącego je osobnika „Jestem inny, wasz świat mi nie pasuje”. Ogół stara się upodobnić ubiorem do, pożal się Boże, uczestników programu You Can Dance, a wyznawaną ideologią (czy raczej jej brakiem) do Platformy Obywatelskiej, hołdując zasadzie „Wełna, bawełna – byle kicha była pełna”. „Panowie zwarli się jakoby w swej bezbarwnej masie i dążąc do pełniejszego ujednolicenia się z narodem stali się bardziej zniewieściali. Panie z kolei obrały sobie kurs «męski» (…) (str. 19). Moim zdaniem większość winy za ów stan rzeczy ponoszą media oraz ci, którzy je kontrolują. Kobiety zachowują się bardziej „męsko”, agresywnie, „przebojowo”, ponieważ masowo konsumują kolorowe szmatławce spod znaku Cosmopolitana mówiące im, że takie właśnie powinny być. Co do niewieścienia mężczyzn: dużo by pisać o powodach, ale chyba rzeczywiście w społeczeństwie następuje stopniowa zamiana ról i płci. Przykład: ileż to razy byłem świadkiem rozmowy, podczas której to ona wydawała jemu polecenia władczym tonem, przy czym jego jedyną reakcją było „Tak, kochanie”. Oczywiście za karnie wykonane zadanie nie mógł liczyć choćby na „Dziękuję”… Prawdziwy mężczyzna nie daje sobą pomiatać, choćby i przez swoją dziewczynę/żonę. Wręcz przeciwnie: powinien umieć zaskarbić sobie jej szacunek, a nie zrobi tego skacząc przez trzymane przez nią obręcze. „Miasto (…) nie ma za grosz ludzkiego ciepła. (…) Od poniedziałku rano do piątku rzesze ludzkich automatów włączają się potulnie do stada lemingów zdążających do swojego celu. Podczas tych godzin nic się nie dzieje i dziać się nie może (…) Obojętność i tępota panujące np. w metrze (…) mogą (…) przyprawić o nerwicę” (str. 19). Wypisz-wymaluj Warszawa, której barwna część ogranicza się do Starówki, nieposiadająca nawet życia nocnego z prawdziwego zdarzenia. W porównaniu np. z Budapesztem czy miastami Niemiec – nie mówiąc o leżącym w podobnej, a może nawet w gorszej strefie klimatycznej Londynie – nasza stolica wypada pod tym względem marnie. O spostrzeżeniach ze środków komunikacji miejskiej już napomknąłem. „Środki transportu miejskiego są każdego wieczoru scenerią nękań słownych, grubiańskich zaczepek i przeróżnych molestowań. Do reguły należy, że Szwedzi nie ujmują się za ofiarą napaści i nie występują w jej obronie” (s. 20). „Obojętne spojrzenia wlepione są w plecy pasażerów lub ukryte za płachtami rozłożonych gazet” (s. 21). Jacek Kubicki nie użył tu słowa „znieczulica”, które ćwierć wieku temu być może nie istniało lub nie było w powszechnym użyciu, lecz w Polsce ludzie zazwyczaj zachowują się tak samo, choć być może z innych powodów niż Szwedzi. Osobiście tłumaczę to sobie strachem przed ewentualną zemstą ze strony sprawców i niewiarą w sprawność sądów. Jak by jednak nie było, reakcja jest ta sama. „(Szweda) intryguje (…) fakt, że urok życia na kontynencie, abstrahując od zachęcających cen (obecnie jeżeli większość polskich cen do czegoś zachęca, to do emigracji) jest nieodparty, mimo że Szwedzki Urząd d/s Żywności z miejsca nakazałby natychmiastowe zamknięcie lokali gastronomicznych ze względów higienicznych (kłaniają się absurdalne wymogi Sanepidu); Urząd Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego urządziłby pościg za motorowerzystami bez kasków czy zrobiłby zasadzki na kierowców, którzy zdążyliby sobie strzelić po jednym dużym piwie (czy trzeba wspominać o masowym dręczeniu polskich kierowców radarami, alkomatami i niemal purytańskim ograniczeniem dopuszczalnego stężenia alkoholu we krwi wynoszącego 0,2‰?); (…) agenci Urzędu Zdrowia i Opieki Społecznej pozbawiliby jakąś panią Dupont władzy rodzicielskiej za klapsa wymierzonego córeczce (niedawno i w Polsce uchwalono odpowiednią ustawę) (str. 22). „Artyści rewiowi drugiej kategorii chętnie zabiegają o względy publiczności uciekając się do niewybrednych sztuczek: (…) bekanie, szuranie nogami po podłodze (…) lub monologi po pijaku. Widownia zachłystuje się od homeryckiego śmiechu (str. 23). Jako że od lat nie oglądam telewizji, nie znam szczegółów. Wiem natomiast, że czołowy „artysta-komik” Wojewódzki lubuje się w chamskim upokarzaniu swoich rozmówców ku uciesze hołoty. Również poziom humoru prezentowanego przez wykonawców estradowych obniżył się na przestrzeni lat. Od mniej lub bardziej subtelnych aluzji autorstwa Laskowika, Smolenia, Piwowskiego i wielu innych przeszliśmy do nie pozostawiającej miejsca na domysły dosłowności, bacząc przy tym w autocenzorskim ferworze, by przypadkiem nie urazić jakiejś grupy chronionej polityczną poprawnością, będącą niczym innym, jak marksizmem kulturowym.
(c.d.n.)
Jarosław Wiśniewski
a.me.
1/Bardzo fajny tekst 2/Slowo” znieczulica” istnialo juz nawet 43 lata temu.Ale to slowo w/g mnie sie stosuje tylko do Polski. W Polsce chodzi o nienawisc i o pogarde do ofiary lub o przekonanie ze jej nieszczescie jest czyms normalnym; z tego co Pan pisze, w Szwecji chodzi o strach.