Anarchoetatyzm

Problem ten dobrze znają (a za chwilę być może poznają znacznie lepiej) sympatycy Ruchu Narodowego. Stanie on przed nimi co najmniej w dwóch kwestiach: stosunku do państwa oraz stosunku do Unii Europejskiej. I w obu koledzy maszerujący będą sobie musieli odpowiedzieć na to samo pytanie, co katolicy/narodowcy za komuny: „współrządzić, czy nie kłamać?”.

Oczywiście kanwą do dyskusji czy wierzyć w cudzą propagandę, wykorzystywać ją do własnych celów, czy też kwestionować całkowicie – stał się przypadek zwolnienia sympatyka Ruchu Narodowego pracującego jako urzędnik w Pomorskim Urzędzie Wojewódzkim.

Wierzyć szczerze, że urzędy jakiegokolwiek szczebla w Polsce obsadzane są wg innego klucza, niż partyjny – byłoby naiwnością tak skrajną, że objawianie jej dezawuowałoby zajmującego się działalnością publiczną ze względu na ewidentne trwałe uszkodzenie mózgu. Z drugiej strony mówienie, że białe jest białe, a na stanowiska przyjmuje się najpierw swoich – mogłoby zostać potraktowane jak niezręczność równa co najmniej stwierdzeniu na proszonym przyjęciu, że gospodyni nie umie gotować. Słowem krytykować demokrację mogą sobie Adam Wielomski – bo nie kandyduje, Janusz Korwin-Mikke – bo kandyduje, żeby przegrać, i Marcin Król – bo on jest takim ojcem demokracji, że mu wolno. Reszta zaś ma udawać, że w całą tę zabawę wierzy i nie psuć społeczeństwu popołudnia.

Wbrew pozorom zresztą bardziej tej pogodnej atmosferze zrozumienia usankcjonowanej fikcji służy pikieta Ruchu Narodowego pod gdańskim Urzędem Wojewódzkim, niż kpiny kol. mec. Ludwika Skurzaka, który złośliwie podnosi, że jak się kwestionuje legitymizację władzy reżimu Donalda Tuska – to w zasadzie nie powinno się pracować w podległej panu premierowi administracji. Oto bowiem rzekomo anty-systemowo nastawieni fani RN wydają się wierzyć w bajdurki o apolitycznej i apartyjnej służbie urzędniczej, nie zdając sobie sprawy, że tym samym przyznają rację kol. mec. Romanowi Giertychowi, trafnie mówiącemu o coraz wyraźniejszym podziale na „Polskę urzędniczą” i „Polskę przedsiębiorczą”, samemu jednak lokując się nieuchronnie po stronie (tak przez siebie werbalnie znienawidzonej) biurokratycznej III RP.

Swoją drogą bowiem mamy tu bowiem do czynienia z paradoksem – choć dość banalnym. Czym w istocie Ruch Narodowy różni się od PiS-u, jeśli rzecz jasna przyjmiemy, że oburzenie jego liderów w sprawie p. Piotra Dziadula jest szczere? Czy Ruch Narodowy dochodząc do władzy nie zwolni siepaczy obecnego kolaboranckiego reżimu i nie zastąpi ich nową, zdrową i patriotyczną kadrą, dobraną oczywiście wg jasnych i transparentnych kryteriów np. sprawdzenia się w dotychczasowej, trudnej i konspiracyjnej działalności narodowo-wyklętej? Przecież niczym się to nie różni od wizji PiS-owskiej, w której ważne jest nie to, co się robi, ale to kto daną rzecz czyni? Jest to zresztą dziedzictwo tyleż komunistyczne, co sanacyjne i zaborcze, zgodnie z którym szczytem marzeń polskiego inteligenta (czyli wyzutego ze wsi szlachcica albo awansowanego społecznie mieszczucha, chłopa i Żyda) było zostać biurokratą. Broniąc stołka swego działacza – RN wpisuje się (może nieświadomie) w scenariusz, w którym jedyną szansą dla chłopaka i dziewczyny po byle jakich studiach będzie zapisanie się do właściwej partii i następnie trybalistyczne wspieranie jej w staraniach o uzyskanie odpowiedniej ilości posad. I znowu – w realiach demokratycznych nic w tym złego. Tylko, czy przywódcy (no, powiedzmy średni aktywiści…) Ruchu wiedzą za czym faktycznie się opowiadają?

Nb. poziom odniesienia do sprzeczności logicznej pt. „jak anty-systemowiec może być funkcjonariuszem systemu” – musi być przez liderów nowego nurtu poważnie przeanalizowany. Jeśli w Ruchu Narodowym wygra koncepcja, by był on normalną partią polityczną, a nie „hurumburum” a’la Przemysław Holocher (co – dla jasności – mnie osobiście wydaje się wizją sympatyczniejszą, biorąc pod uwagę jak normalność rozumieją p.p. Bosak, Zawisza i Winnicki) – to już za 11 miesięcy, liderzy RN będą pytani przez triumfujących w duchu (a tępych) dziennikarzy czemu np. startują do Parlamentu Europejskiego, choć Unii Europejskiej nie znoszą (niezależnie, czy kandydować będą samodzielnie, czy z list PiS-u, jak się zanosi). W swoim czasie taki napad ze strony red. Czajkowskiej znosić musiał kol. Giertych (wówczas w barwach Bloku dla Polski) i poradził sobie na swój sposób, wrzeszcząc na rozmówczynię, co było metodą tyleż skuteczną, co raczej niepowtarzalną. Tym razem jednak nawet niezrównany urok kol. Zawiszy (wierzącego w swój magnetyczny wpływ na red. Olejnik), wizualny metroseksualizm kol. Bosaka, ani nudziarstwo kol. Winnickiego chyba jednak nie pomogą – i albo panowie się zdecydują, czy wierzą w to co mówią i dołączają się do robienia z wyborców baranów, albo potwierdzą, że są tylko słabiej zamiecionym rogiem salonu i wszystko robią na niby.

Na razie bowiem na nic oryginalnego się w tym środowisku nie zdobyto, a przeciwnie – nawet nieszczęsnego JKM, ustami członka Rady Decyzyjnej RN Jerzego Wasiukiewicza – odsądzono od czci i wiary właśnie za to, że czasem powie coś z sensem…

Przypadek p. Dziadula (nie znam osobiście, być może uroczy, niewinny człowiek) pokazuje, że Ruch Narodowy chce przypominać tę blondynkę, która kiedy oficer drogówki nie patrzy – na chwilę wyskakuje z narysowanego przez niego kółka. Rację ma mec. Skurzak podnosząc, że nie można jednocześnie wyżywać się w określaniu administracji Tuska mianem nieomal rządu okupacyjnego, godnego wyłącznie sabotażu – a jednocześnie dla tej ekipy do godziny 15. pracować.

Skądinąd zresztą kompleks ten nie jest przypadkowy. Pewną część kadry RN (a patrzę na przykładzie nieodległego Lublina) stanowią bowiem urzędnicy usadowieni jeszcze podczas żałosnej obecności publicznej LPR, jakoś ostali w czasach PiS, a obecnie będący w głębokim dysonansie poznawczym, że biorą pieniądze z rąk „zdrajców z PO i PSL”. Dowodzi to dziwacznej degeneracji części ruchu narodowego w Polsce – czy tego, co się za takową część uważa.

Będąc ciut zapóźnieni choćby wobec modelowej Wielkiej Brytanii – w latach 90-tych obserwowaliśmy tamtejszych skinów, którzy pokrywali swoje tatuaże garniturami, zamiast kurków od kranów nosili spluwy, a świątynie kapitalizmu w City infiltrowali od środka. – Ech, my też tak kiedyś… – wzdychali polscy łysi dowodząc swej intelektualnej dojrzałości. Tymczasem mijały lata, szeregi zasilały nowe pokolenia – i nie chcieli już zawojować polskiej giełdy, tylko zostać urzędnikami, niczym młodzi z PC. Czy jest coś bardziej wstydliwego dla dawnego wojownika?

Za czasów mej chmurnej młodości w kominiarkach chodzili tchórze, anarchole przedstawiający się jako „towarzysz Robert” ze strachu przed „faszystami”. Ich strach był naszą dumą. Teraz boją się narodowcy. Że ich zwolnią z pracy w urzędzie, że podczas rewizji w domu rodziców zabiorą USB z fotkami z after-party. Co to do licha jest?! Do 15. jestem Dobro Wolskim siepaczem reżimu, ulubionym urzędasem PO-wskiego dyrektora a po robocie pod pseudonimem napieprzam w necie jako bohaterski NSZ-owiec?! Jak w takim razie mamy wam wierzyć, że faktycznie chcecie coś zmienić, Drodzy Koledzy, skoro po pierwsze jesteście (jak widać) częścią systemu – tyle, że zakompleksioną, po drugie zaś – przynajmniej werbalnie deklarujecie, że demokratyczne bajkopisarstwo wam się podoba?!

Powyższe uwagi odnoszą się rzecz jasno do samozwańczego aktywu Ruchu. Tego samego, który z jednej strony ochoczo podnosi hasło „tylko nowych ludzi” w ramach RN, ale jednocześnie samemu pieszcząc własne stanowiska – za „starych” się nie uważa. Bez urazy – RN to normalna inicjatywa polityczna. Podległa takim samym słabościom, jaka zdarza się innym, choćby nie wiem jakie nadzieje z nią wiązać – i jakie by nie były niweczone. Na razie zaś Szacowni Koledzy przedstawiają się jako formacja tyleż hołdująca fikcji, co sprzyjająca rządom biurokracji w Polsce. A to jest droga donikąd.

Konrad Rękas

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

0 thoughts on “Anarchoetatyzm”

  1. Było to napisać wprost: Doktor Wikipedyczny pracuje w urzędzie kontrolowanym przez PO i faktycznie, po zwolnieniu tego Piotra Dziadula musi teraz mieć pełne porcięta.

  2. To, co robi w tej sprawie RN, to jak domagać się prawa satanisty do bycia księdzem. Jeżeli uważamy, że nie ma prawdziwej Polski a rządzi zbrodniczy reżim Tuska to moim zdaniem Prawdziwi Patrioci nie tylko nie powinni w tym uczestniczyć przyjmując posady w urzędach, ale wręcz demonstracyjnie, z pogardą powinni porzucać pracę w urzędach publicznie demonstrując przyczyny swych zachowań motywowanych patriotycznie. Ja przynajmniej, gdybym miał poglądy takie, jak deklaruje RN, czułbym się zobowiązany, żeby tak postąpić.

  3. `Człowiekowi o twarzy konia’ chodzi o coś innego!_____ On mówi, że urzędnicy są zjawiskiem żywiołowym, niezależnym od woli człowieka, tak jak trzęsienia ziemi, meteory i tornada. _____ To tak, jakby mówić o konflikcie kierowców ze znakami drogowymi.____ Nic takiego nie istnieje – znaki nie ustawiają się same. Urzędnicy też nie powstają w drodze samorództwa – ktoś zdecydował, by byli. A p. Giertychowi chodzi właśnie o to, by wmawiać, że rządzący za nich nie odpowiadają.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *