Bachmura: Pod ścianą

 

Dość spokojna, jak na polskie realia, walka polityczna prowadzona do niedawna stała się obecnie przeszłością ustępującą pola pełzającej wojnie domowej. Choć „tęczowi” nadal nie ustają w tragikomedii polegającej na odgrywaniu wiecznych męczenników, podczas gdy za cichym przyzwoleniem zarządu naszego bantustanu przejmują kolejne instytucje i zdobywają powszechną akceptację w coraz bardziej zlaicyzowanym i moralnie zrelatywizowanym społeczeństwie, to coraz powszechniejsze staje się zielone światło na bluźnierstwa, profanacje czy wreszcie fizyczne ataki na „funkcjonariuszy watykańskiego okupanta”.

Nie chciałem, by ten tekst pisany był pod wpływem emocji, toteż długo się do niego zbierałem. Gdy pojawił się wstępny zarys po kraju niosła się wieść o planowanej już jawnie prowokacji, podczas której w połowie tego miesiąca w kolejnej paradzie „równości”, tym razem w Częstochowie (kilka dni dzieli nas jeszcze od tego smutnego wydarzenia podczas gdy piszę te słowa), pod samymi murami Jasnej Góry, zobaczymy szereg bluźnierstw i profanacji, których obecność na paradzie jest bardziej niż pewna. Co jeszcze smutniejsze, tego samego dnia na Jasnej Górze zbiorą się dzieci z kółek różańcowych Radia Maryja, które tego dnia pielgrzymują przed obraz Królowej, a zatem istnieje poważne ryzyko, że narażone zostaną na widoki, których nigdy oglądać nie powinny. Kiedy piszę te słowa prócz wspomnianych informacji wiemy już o kolejnych atakach na obiekty sakralne, ale nade wszystko w jednym z wrocławskich szpitali leży kapłan zaatakowany przez nożownika, którego motywy oficjalnie nie są znane, jednak nie sposób nie odczytywać tego aktu przemocy w kontekście szeregu ostatnich wydarzeń. Co wiemy na pewno, to to, że rozwój wydarzeń przybrał na dynamice w sposób zatrważający.

 

To co widzimy jasno uświadamia nas, że polaryzacja społeczeństwa osiągnęła już ten rozmiar, że prędzej pogodzi nas konflikt zbrojny niż jakiekolwiek narodowe pojednanie. W tej sytuacji jakakolwiek dalsza bierność to akt bezwarunkowej kapitulacji. Czego zatem potrzebujemy w tej wojnie? Wydania Nieprzyjacielowi bitwy na takim polu, które będzie nam sprzyjało. Przypomnę, że jeszcze nie tak dawno dwa razy przeprowadzono skuteczne kontrataki, które chwilowo wstrzymały ofensywę. Ostatni z nich był zaledwie małym wypadem zaczepnym, kiedy to Grzegorz Braun publicznie zasugerował konieczność penalizacji homoseksualizmu, jednak poprzedni był ofensywą, która postawiła wroga w stan gotowości na całym froncie. Obywatelskie projekty ograniczające aborcję wywołały tak wielkie poruszenie w obozie wroga, że po raz pierwszy od dawna musiał podjąć działania obronne, nie ofensywne.

Pierwszym zatem punktem jest sukcesywne podejmowanie inicjatyw ustawodawczych i wszelkich innych akcji, które lewica będzie musiała odpierać, w szczególności pokazując obecne status quo jako osiągnięcie, które za wszelką cenę należy utrzymać. Pozwoli to związać lewicę w obronie, zamiast pozwalać się atakować. Jeśli poprzestaniemy na dotychczasowych formach działania, które w gruncie rzeczy są jedynie kiepskiej jakości obroną, to sukcesywnie będziemy tracić wszelkie przyczółki, a ci, którzy są neutralni, bądź nawet stoją po naszej stronie, będą sukcesywnie zasilać szeregi przeciwnego obozu. Jest to w tym momencie jedyny i najważniejszy punkt, na którym możemy i powinniśmy się skupić, bo nie wymaga posiadania władzy politycznej, a jedynie jej domniemanej przychylności tym działaniom.

 

Druga kwestia wykracza poza możliwości oddziaływania na szczeblu pozarządowym, gdyż wymaga przywrócenia suwerennej polityki zagranicznej, w której pokażemy naszym obecnym zwierzchnikom, że popieranie przez nich jakichkolwiek ruchów antychrześcijańskich będzie skutkować sukcesywną utrata wpływów w naszym kraju, aż do możliwości przejścia do alternatywnego bloku państw (a zatem trzeba przywrócić sobie możliwość posiadania alternatywy). Do tego potrzeba jednak albo rządu samodzielnie zdolnego do myślenia w kategoriach racji stanu (a tego po biernych, miernych ale wiernych z neosanacji nawet się nie spodziewam), a przynajmniej ruchu narodowo-konserwatywnego jako zagrożenia dla obozu władzy, które wymusi realne działania.

Zatem w tej walce nie unikniemy rywalizacji politycznej i jakiekolwiek podziały w tym momencie to samobójstwo (powtórzę to, o czym już miałem okazję pisać, nie ważne kogo lubimy na prawicy a kogo nie lubimy, koalicja to dla nas być albo nie być, więc Konfederacja to niestety konieczność), bo bez względu na wszystko PiS musi czuć co najmniej realną obawę przed odpływem elektoratu z prawej strony, inaczej nie zacznie realizować przynajmniej najważniejszych postulatów.

 

Trzeci punkt to uderzenie w kolonialny model gospodarczy wprowadzony według zamierzeń neoliberałów, oparty na wytwarzaniu podzespołów dla zagranicznych korporacji w miejsce własnego przemysłu oraz ściąganiu przedsiębiorców z zachodu do otwierania biur, w których tania siła robocza z postkomunistycznego bantustanu będzie harować za możliwie najniższe stawki, a gdy to się przestanie opłacać – zaprosi się imigrantów, bądź zwinie biura i otworzy je w kolejnym bantustanie. Korporacje nie bez powodu sponsorują tęczowe parady – hedonistyczne społeczeństwo nastawione konsumpcyjnie jest spełnieniem ich marzeń, bo tworzy człowieka, który w „robieniu kariery” upatruje swojego życiowego spełnienia, nie widzi problemu w życiu ponad stan za pieniądze, których nie posiada i wreszcie nie widzi przed sobą żadnych wartości wyższych, a zatem nic nie odciągnie go od modelu życia proponowanego nam przez liberałów.

Poprzez uderzenie w korporacje należy więc rozumieć przygotowanie takiej legislacji, która umożliwi dotkliwe represjonowanie biznesu, który podważa aksjologiczne fundamenty państwa i narodu polskiego. Wbrew twierdzeniom liberałów kapitał ma narodowość. A kiedy uzna to za użyteczne, ma też jak widać swoją ideologię.

 

Ostatnim, czwartym punktem będzie ustawodawstwo w pełni chroniące katolicki i narodowy charakter państwa, łącznie z usankcjonowanym prawnie represjonowaniem wszelkiego działania rewolucyjnego. Znajdujemy się w ostatnim momencie, w którym musimy zdać sobie sprawę z tego, że w demokracji nie ma dla nas miejsca. Nie ma miejsca na żaden wzajemny szacunek, nie ma miejsca na pokojowe współistnienie i rywalizację co kilka lat o to, która ideologia w danej kadencji będzie obowiązującą. Albo podejmiemy walkę o odbudowę Polski na fundamencie cywilizacji łacińskiej, z jedną obowiązująca Religią, fundamentem tradycji i historii jednego narodu, albo zrobi to ktoś inny burząc do reszty dotychczasowy porządek i ustanawiając swój. Jednak bez względu na to, jak wiele dobrej woli przyznawać przeciwnikowi – nie będzie w nim dla nas miejsca ani w przestrzeni publicznej, ani nawet w zaciszu własnego domu.

 

Bez względu na to co i jak zrobimy, będziemy nazwani ciemnogrodem, homofobami, szowinistami, katotalibami czy faszystami – dlaczego więc nie zacząć robić poważnie tego wszystkiego, czego oni tak bardzo się obawiają i przeciw czemu gardłują przy każdej okazji? Wycofać się nie mamy już dokąd.

Sebastian Bachmura

Click to rate this post!
[Total: 20 Average: 4.5]
Facebook

3 thoughts on “Bachmura: Pod ścianą”

  1. Należy również powiedzieć prawdę o stanie instytucjonalnego Kościoła Rzymsko-Katolickiego, który w dużym stopniu zrejterował z obrony cywilizacji łacińskiej (swoją drogą samo jej istnienie historyczne jest co najmniej wątpliwe). Na ten temat wypowiedział się emerytowany Arcybiskup Lenga w książce: Przerywam zmowę milczenia. O kryzysie w Kościele, herezji, apostazji i grzechach zaniedbania. Kler pogodził się z tym, że stan wiary katolickiej w Polsce będzie w niedalekiej przyszłości przypominał sytuację na Zachodzie Europy. Trzeba publicznie pytać hierarchów dlaczego do tego dążą i na to się godzą.

  2. Szanowny Autor kończy swój artykuł: „Wycofać się nie mamy już dokąd”. W odpowiedzi zacytuję fragment „Sexmisji” Machulskiego: „Uwaga grupa! Za mną! Kierunek Wschód – tam musi być jakaś cywilizacja”.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *