Błąd Saint-Simona, czyli głos polemiczny z Leszkiem Sykulskim

Przyznam, że ze sporym, gdyż kilkudniowym opóźnieniem przeczytałem zamieszczony na naszym portalu „Wywiad Arkadiusza Mellera z prezesem Instytutu Geopolityki p. Leszkiem Sykulskim nt. rządu światowego”. I nie zgadzam się z zawartą w nim myślą.

Zacznijmy jednak od początku. Jako zwolennik „suwerenności w rozumieniu Bodina i Hobbesa” w ogóle nie jestem entuzjastą integracji i globalizacji. Jestem jednak realistą i zdaję sobie sprawę, że państwo narodowe w tradycyjnym rozumieniu tego słowa zaczyna przechodzić do przeszłości. I staje się tak bez względu na to czy to wspieramy, czy jesteśmy temu przeciwni. Na naszym portalu, przedstawiając krytykę Unii Europejskiej, nie czynimy tego zwykle dmuchając w trąby narodowej suwerenności, ale poszukując alternatywnych układów międzynarodowych, szczególnie na Wschodzie. Dostrzegają to chyba wszyscy, oczywiście za wyjątkiem naszej ukochanej koleżanki Magdaleny Ziętek, który widzi w naszym portalu jaczejkę masonerii, lucyferianizmu i czegoś tam jeszcze, co kojarzy z Niemcami i Unią Europejską. Ale mówiąc poważnie: Polska leży w takim miejscu świata i ma taki potencjał, że jako wyizolowany byt polityczny nie ma szans na egzystencję. Niestety.

Nie zgadzam się więc z Leszkiem Sykulskim nie tyle co do faktów – te pchają nas w kierunku globalizacji i rządów ponadnarodowych – co raczej co do oceny tych tendencji. Ja podchodzę do nich z dużą niechęcią, a Sykulski z entuzjazmem, którego ja nie podzielam. Szczególnie zaś nie podobają mi się pojawiające się u naszego Geopolityka wątki synkretyczne. Jako katolik rzymski Polskę mogę poświęcić, bowiem narodowość jest kwestią incydentalną, ale na rozrzedzenie katolicyzmu rzymskiego mojej zgody być nie może. Bo tu nie chodzi o politykę, ale o zbawienie. „Kto się mnie zaprze przed ludźmi, tego zaprę się i Ja przed moim Ojcem” (Mt 10, 33).

We wspomnianym wywiadzie, który przeprowadził Naczelny naszego portalu, znalazłem jednak źródło tego entuzjazmu dla globalizacji. Warto zwrócić uwagę na te słowa:

„Współcześnie rozwój najwyższych technologii prowadzony jest tylko w kilkunastu najbogatszych państwach, czy w obrębie konfederacji (UE). Dziś na świecie mamy do czynienia z niebywałym marnotrawstwem pieniędzy, energii i czasu na prowadzenie równoległych badań w tych samym dziedzinach wiedzy w różnych częściach świata. Istotą rzeczy jest wprowadzenie specjalizacji, która pozwoliłaby na bardziej ekonomiczne wykorzystywanie zasobów naszej planety. Chodzi zatem o globalną koordynację badań naukowych”.

Nie i jeszcze raz nie! To założenie jest prawdziwe tylko w teorii. Po raz pierwszy bodaj błąd ten zrobił „socjalista utopijny” (to bardzo błędne określenie w tym przypadku) Henri de Saint-Simon, stawiając tezę, że trzeba zjednoczyć świat, a przynajmniej Europę, aby stworzyć centralny rząd, który zaplanuje produkcję przemysłową dla wielkiego obszaru. On także twierdził, że wolna konkurencja powoduje straszną stratę zasobów i wysiłków, których wiele jest niszczonych, bowiem liczne firmy padają i tracą czas na konkurencję między sobą. I gdyby rząd wszystko skoordynował, to ta energia i praca nie poszłaby na zmarnowanie, ale – po skoordynowaniu – wpłynęłaby dodatnio na wzrost PKB.

To prawda, ale tylko teoretycznie. Rzecz bowiem w tym, że jakkolwiek mechanizm konkurencji powoduje, że część pary idzie w przysłowiowy gwizdek, to ta część, która osiąga powodzenie prowadzi do przodu gospodarki. Bez mechanizmu konkurencji, przy centralnym systemie zarządzania, zanika przedsiębiorczość i innowacyjność. Tego Saint-Simon nie dostrzegał.

Jeśli w XIX wieku mieliśmy 20 hut stali, to z powodu konkurencji może połowa z nich upadła. Jeśli jednak państwo podjęłoby się nimi centralnego zarządzenia, to wprawdzie żadna by nie upadła, ale ich konkurencyjność spadłaby dramatycznie. O ile świat poszedłby do przodu w technologii, to tutaj – właśnie z powodu kasaty mechanizmu konkurencji i zagrożenia bankructwem – zapanowałby całkowity marazm. Działoby się tak nawet, gdyby huty te należały do osób prywatnych, a państwo jedynie stworzyłoby wielki system centralnego planowania hutnictwem. Kto nie jest zagrożony bankructwem, ten przestaje się starać, wprowadzać oszczędności i innowacje. Takie jest prawo rynku, wynikłe z natury ludzkiej.

Przewidywany przez Leszka Sykulskiego planetarny system centralnego planowania rozwoju technologicznego byłby także gigantycznym niewypałem. Nikt by tam wprawdzie nie marnował sił na walkę konkurencyjną, ale szybko zobaczylibyśmy, że w systemie tym nikt by w ogóle niczego nie wymyślał. Wszyscy broniliby tylko status quo i patrzyli na dotacje i zamówienia globalnego rządu. Właśnie dlatego wynalazczość dziś tak bujnie się rozwija, ponieważ w mechanizmie konkurencji bierze udział owe kilkanaście państw, które prowadzą wyścig technologiczny. Kto w nim wygrywa, ten osiąga wyższy efekt tego, co Ryszard Skarzyński określił ostatnio mianem „mobilizacji politycznej”. Kto wygrywa, ten gromadzi większe środki do światowej walki o zasoby i pozycje na międzynarodowej scenie politycznej. Konkurencja napędza ludzkość do przodu.

Nie mam wątpliwości, że globalny rząd byłby grobem wszelkiej innowacji technologicznej. To byłby tylko bizantynizm do kwadratu. Etatyzm uniwersalny. To co nie działa w państwie narodowym, nie ma szans zadziałania przy eksperymencie na skalę globalną.

Adam Wielomski

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

0 thoughts on “Błąd Saint-Simona, czyli głos polemiczny z Leszkiem Sykulskim”

  1. Muszę zauważyć, że, co zauważają nawet najbardziej liberalni ekonomiści, wiedza naukowa i techniczna ma zgoła odmienną naturę (dobra publicznego) od dóbr materialnych, produkowanych przez fabryki. Można wykazać na naprawdę banalnych modelach teoretycznych, że o ile konkurencja w dziedzinie produkcji dóbr może działać pozytywnie, to przy tworzeniu wiedzy naukowo-technicznej jest zawodna i niewydolna. Potrzeba albo monopolu prywatnego albo państwowego.

  2. Gdyby Pan czytal moje teksty ze zrozumieniem (albo w ogole je czytal), to dostrzegl by Pan, ze krazyly one dokladnie wokol tej problematyki. Model zaproponowany przez Sykulskiego to model, ktory nazywam pruskim. Pruski, bo postep techniczny sterowany jest przez biurokracje. W moich tekstach zastanawialam sie nad alternatywa dla tego modelu. A wlasnie taki model panuje w Niemczech, i poprzez Niemcy narzucany jest calej Europie. A jesli chodzi o Lucyferianizm, to sam naczelny tego portalu przyznal, ze Sykulski uwaza sie za lucyferianina. Jesli to wie, to dlaczego wspolpracuje z taka osoba? I ja jeszcze promuje.

  3. @Magdalena Zietek ” Sykulski uwaza sie za lucyferianina.”- Moglaby Pani dac ten cytat?

  4. Nie wiem, czy ten argument który również mi w pierwszym momencie przyszedł na myśl jest w pełni trafny. Istnieją dobra publiczne i być może dotowanie wielkich projektów naukowych np. elektrowni nowego typu przez państwo jest korzystne, gdyż korporacje nie są w stanie ich sfinansować. Choć i tutaj pojawi się mechanizm konkurencji między państwami, który może być korzystny względem rządu światowego zupełnie niemotywowanego przez zagrożenie zewnętrzne do podejmowania się takich projektów. Pojawia się jednak pytanie: „Jaki wpływ ma wielość rządów na jakość elit władzy?” Według mnie ma pozytywny. Konkurencja promuje te państwa, których elita władzy jest bardziej skuteczna. Zresztą małe państwa są w czołówce pod wieloma względami. Singapur wyprzedza inne miasta swojego regionu. Podobnie Luksemburg.

  5. Pan Prezes Sykulski jest człowiekiem wielu talentów, geopolityk , likwidator WSI z ramienia świętej pamięci Prezydenta. Lucyfarianie to poważna instytucja, więc udzial pana prezesa wątpliwy.

  6. @Magdalena Zietek Caly czas czekam na cytat z ktorego by wynikalo, ze p.Sykulski, ktorego zreszta nie znam ani z ktorym sie ni witalem ni zegnalem, uwaza sie za lucyferianina.

  7. Interwencja suwerena w naukę/technike może być zbawienna i właśnie prowadzić do rozwalania monopoli. Podam przykład z branży IT. Suweren bądź konsorcjum dużych podmiotów (rządy, korporacje, banki etc.) może narzucić specyfikacje, np. protokół jakiegos rodzaju systemu, a najlepiej poszczególnych jego warstw. To powoduje, że zanika mozliwość uzależnienia klienta od jakiegokolwiek producenta: jeśli firma A chce zbyt wysokich opłat licencyjnych, wybieramy produkt firmy B, i jest to dla nas bezbolesne, o ile produkt B jest wystarczajaco dobry. W idealnym przypadku, nikt nawet nie zauwazy, że komponente A duzegoo systemu podmieniono komponenta B. Innymi słowy, korzystne dla klienta jest, gdy konkurencja dotyczy implementacji w ramach narzuconej z góry specyfikacji.

  8. W globalnym systemie planowania nie chodzi o efektywność, lecz o umozliwienie przetrwania obecnych elit, zagrożonych przez internet, projekty „open source”, sieci społecznosciowe etc. Wiele produktów, tworzonych przez wielkie korporacjie mogłoby bez problemu być zastąpionych „produktami otwartymi”. Obronę przed taką sytuacją stanowi miedzy innymi ACTA.

  9. Za wyjątkiem fragmentu o daremności walki o suwerenność narodową, która wrozumieniu Bodina i Hobbesa mogłaby zaistnieć mocą jednego aktu prawnego, i złośliwości pod adresem p. M.Zietek – zgadzam sie z profesorem.

  10. Ad. Wawrzyniec Pruski – peer review to co innego niż tworzenie technologii. W tworzeniu technologii rozwiązaniem niepaństwowym są patenty, które też są monopolem i też są nieefektywne, a ponadto spowalniają wdrażanie technologii. Pan Sykulski nie bez racji mówi o marnotrawstwie, wszak by przełamać patent, trzeba przeprowadzić jeszcze raz te same kosztowne badania od zera – a przecież technologia już jest wymyślona. Bez patentów badań by niemal nie prowadzono. Tak więc albo monopol prywatny (patent), albo badania państwowe. Przy czym razem można realizować bardziej ambitne projekty.

  11. Ad Apfelbaum. Nie zgodzę się, by pozytywny wpływ konkurencji na władzę polityczną był tak jednoznaczny. Przede wszystkim wielość władz politycznych generuje masę patologii w rodzaju arbitrażu na rzecz tej mniej wymagającej, o zbrojeniach czy duplikacji badań nie wspominając. Poza tym, możliwość zmiany suwerena eroduje siłę i autorytet władzy. Nie przeceniałbym także popadania monowładzy w gnuśność – jeśli nie będzie sprawna, to system zgnije i się rozleci. Pozwolę sobie przypomnieć, że w starożytnej teologii imperialnej uznawano rozrost Rzymu do ponadnarodowego imperium za opatrznościowy, a opanowanie przezeń całej ekumeny chrześcijańskiej (a w konsekwencji całego świata, gdyż należy go zewangelizować) za optymalny model polityczny. Uważam, że przynajmniej na poziomie cywilizacji należy dążyć do politycznej jedności.

  12. @Magdalena Zietek Ja caly czas czekam na ten cytat.Podkreslam, ze p.Sykulskiego ani nie znam, ani znac nie mam ochoty, ale oskarzyla Pani publicznie portal o propagowanie lucyferianizmu, prosze o dowody.

  13. @Executor: Konkurencja pomiędzy państwami nie ma związku z konkurencją o władze wewnątrz państwa. Zresztą nawet ta druga może mieć pozytywny wpływ na władzę. Arbitraż również nie jest konieczny. Są państwa które w niewielkim stopniu uczestniczą w organizacjach międzynarodowej i dyplomacji, a kiedyś było takich państw znacznie więcej.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *