Otaczający nas świat z roku na rok upada coraz niżej. Już tyle razy mogło się nam wydawać, że to już dno, że niżej się przecież nie da. Jednak wszechobecne rozzuchwalenie “wolności” wciąż daje się we znaki. Niewątpliwie żyjemy w amoralnych czasach. Czasach, które wymagają od nas specjalnego wysiłku szczególnie w zakresie idei i myślenia. Gdy z każdej strony zatruwają nas nowe informacje o tym, że w kolejnym kraju zezwolono na aborcję na życzenie lub też udzielono zgody na “małżeństwa” homoseksualne, albo w naszym kraju znów podniesiono podatki.
Wolność czy jej brak
Wolność. To słowo przynajmniej od trzech dekad nie schodzi z ust wszelakich środowisk, nie tylko politycznych, ale i aktywistycznych czy też jawnie rewolucyjnych. Nie tylko w naszym kraju, ale i w całej Europie. A powolny upadek wartości zaczął się 31 października 1517 roku, kiedy to Luter podniósł rękę na strefę sacrum ówczesnej Europy, a scheda po heretyku trwa. Przez wieki rewolucja zmieniała twarze, jak i rejony swojego działania, fałszywie wpisując bunt w naturę człowieka. Po Lutrze pojawiła się plugawa Rewolucja Francuska, która zburzyła naturalny porządek i zniosła z tronu prawowitego suwerena, uzurpując i przekazując władzę masie. Następnie Wiosna Ludów, a po niej Rewolucja Bolszewicka, która miała rozprzestrzenić się na całą XX wieczną Europę. Potem rewolucja seksualna i to w głównej mierze do niej, opisując moje obserwacje, będę się odnosił.
Co to właściwie jest moralność?
Po Lutrze i zwycięstwie empiryzmu nad transcendencją powstało fałszywe przeświadczenie o tym, że można być moralnym bez wiary katolickiej. I tak ludzie najpierw utrzymywali ten marazm i rzeczywiście starali się udowadniać, że istnieje moralność bez wiary. Jednak obecne czasy są najlepszym dowodem na to, że takie tezy to łgarstwo. Emancypacja od wszelkiego względu moralnego jest już wszechobecna, a jedynym wyznacznikiem „dobroci serca” jest troska o zwierzęta. Zapomina się o wyższym porządku, hierarchii wartości, które są passsé. Będąc pokoleniem tak zwanych „milenialsów” obserwuję jednak jeszcze większy upadek i wszechobecną „wolność”. Wolność od autorytetów, moralności, Boga, aż w końcu wolność od prawdy. Bo przecież prawda nie jest obiektywna, czyż nie? Otóż nie. Prawda jest obiektywna i jest jedna. To, że cały rodzaj ludzki jest w fazie upadku obserwujemy nie od dziś, zresztą wskazuje na to mój cały dzisiejszy wywód i wcześniejsze wspomnienie o owych rewolucjach. Jednak w totalnym upadku znajduje się świat nastolatków. Młodych, którzy szukają, którzy chcą mieć wpływ, móc się wypowiedzieć, zmieniać otaczającą ich rzeczywistość, a często nawet działać na skalę państwową. Problem pojawia się wtedy, kiedy ten ideał, który chcą wprowadzić, jest wpojony przez niedojrzałe wychowanie ich rodzicieli, którzy de facto sami wzorców szukają w telewizji i stamtąd czerpią jedyną oświeconą prawdę.
Dzieci Netflixa
Wszechobecny populizm idealnie wpisuje się w indywidualizm i egoizm, które wciąż krzyczą, że właściwie to można wszystko. Można zmienić płeć, bo płeć jest przecież płynna, można zmienić zainteresowania seksualne, można zabić poczęte dziecko czy drwić z duchownych. Są nowe świętości. Nie wolno obrażać homoseksualistów, nie można stawać w obronie życia poczętego czy otwarcie mówić o swoich poglądach, jeżeli nie są zgodne z głównym demoliberalnym nurtem, bo to „niepoprawne politycznie” , lub też dlatego, że „ktoś mógłby poczuć się urażony”, jedynie z zastrzeżeniem, że te aspekty nie dotyczą katolików, dzieci nienarodzonych czy patriotów. Nowe autorytety, którymi stają się pseudocelebryci, wiodą prym i są specjalistami od wszystkiego. Są wszechobecnym Vox Populi. To wszystko nasuwa jednak ciekawą refleksję. Charles Maurras nie mylił się, mówiąc, że świat liberalno-mieszczański jest „anty-rzeczą”. Bo jak inaczej określi świat, w którym normalnym jest to, że przyjmuje się kultywowanie totalitaryzmu? Nowa normalność napisana przez scenarzystów Netflixa jest już dość głęboko zakorzeniona w sercach młodych ludzi. To napawa trwogą. Obserwując cały ten proces z poziomu rówieśnika, ogarnia mnie rzeczywiste przerażenie. Przecież ja też funkcjonuję w tym świecie! „Anty-rzecz” całkowicie pochłania dzisiejszą świadomość młodych ludzi. Przeświadczenie o tym, że są omnipotenti. Najbardziej jednak uderza marazm, który wkrada się w myślenie młodego człowieka, któremu wydaje się, że dzięki demokracji ma realny wpływ na wygląd państwa.
Emancypacja od rozumu
„Wolność” obowiązuje już często nie tylko od transcendencji, ale od doświadczeń empirycznych. Fakty stają się płynne i mało znaczące, a największe znaczenie ma czyjeś zdanie i to, co ma on w danej sprawie do powiedzenia. Co ciekawe, młodzież jest raczej w małej mierze zorientowana nie tylko w polityce, ale też nie do końca wie, jakie ma poglądy. I oczywiście, nie każę nikomu pod przymusem szafotu znać na pamięć kompas polityczny i umieć się na nim wpisać w daną rubrykę. W kółko natomiast powtarzającym się schematem jest rozmowa, kiedy pytając się o poglądy, czy o wybór w nadchodzących wyborach najczęściej młodych ludzi nie kieruje idea lub świadomość tego, co dana opcja za sobą niesie, tylko wątłe medialne obrazki danego kandydata czy partii. W wyniku tego rządzą ludzie, którzy są twarzowi, a nie są merytoryczni. I tak właśnie rozpada się społeczeństwo, młode tkanki niszczeją pod nawałem masowego przekazu i tworzenia indywidualistycznych oraz egalitarystycznych pozorów wolności. Egoizm. To główny wróg człowieka i społeczeństwa. Gdy ta odrażająca cecha zakorzeni się w naszym systemie wartości, to bardzo trudną jest ją potem wyplenić, a to oddziałuje na nasze najbliższe otoczenie. Ta niewątpliwie zła cecha niszczy relacje, które przecież są tak ważne przede wszystkim w rodzinie.
Rozdroża sumienia
Kiedy podejmuję refleksję nad kolejnym pokoleniem „dzieci kwiatów” (tj. moim pokoleniem „mielnialsów”) , uderza mnie też pewna niekonsekwencja. Otóż gdy przychodzi co do czego i młodzi mają możliwość realnych zmian systemu, zatrzymują się przed działaniem i ciężką pracą. Dlaczego? Bo, aby coś zmieniać trzeba w to włożyć nieco wysiłku. Budować u podstaw, pracować organicznie, a w świecie gdzie większość rzeczy, jest instant podana na tacy nie jest to popularny wzór postępowania. Zmieniają się również kategorie piękna, poczynając od architektury na sztuce kończąc. Jak nisko upadł ludzki gust (o którym de facto nie dyskutujemy, ale uważam to za dość ważną część tej tyrady), skoro dużo bardziej podobają nam się modernistyczne budynki, które wszystkie wyglądają jednakowo. Gdzie znaleźliśmy się, jeżeli teatr nie jest już miejscem, gdzie można obserwować wspaniałe spektakle, ale oglądamy marne performance jakichś miernych aktorzyn, których jedynym atutem i punktem zaczepienia jest skandal, popularnym staje się nawet ubieranie się do teatru tak jak by się szło na grilla do znajomych w lipcowy weekend. I ponownie, pośród tego wszystkiego jesteśmy MY młodzi. Nie wątpliwie dużo młodych jest zagubionych w meandrach demoliberalnego świata i próżno im szukać wsparcia w domu czy rodzinie. A to powinno wzbudzić w nas kolejne przemyślenia o kryzysie instytucji rodziny, która wciąż atakowana broni się przed degradacją. Znów, jednak gdy się zastanowimy to szybko, znajdziemy źródło kryzysu rodziny, poza czynnikami zewnętrznymi. Jest to po raz kolejny egoizm. Budowania swojej kariery kosztem czasu dla rodziny i bliskich.
„Jedna rzecz, której nienawidzę, to bunt. I tylko przed nim się buntuję”
I podobnie wygląda moje zdanie w odniesieniu do moich rówieśników. Te słowa Sir Rogera Scrutona, są tak proste w swojej głębokości. Uderza mnie brak potrzeby życia w hierarchii, uderza mnie to, że zdecydowanej większości młodzieży tak łatwo przychodzi moralny relatywizm i że często w zachowaniu swoich idoli, ergo również w swoim, nie dostrzegają oni fałszu i absurdu. I nie chodzi mi tu o brak zrozumienia. Ależ ja rozumiem, pytam jednak, gdzie jest wasz rozum?! Gdzie wasza wolność o którą tak walczycie? Czy jest ona w udostępnianiu postów na facebooku od tych „nowych autorytetów”? Tam szukacie prawdy? Odpowiedzi na nurtujące was pytania? Jeżeli tak, to z autopsji mogę odpowiedzieć: tam nie znajdziecie odpowiedzi. Tam nie ma prawdy tak samo, jak na Netflixie w telewizji czy w brukowcach. Dużo czasu spędzamy w internecie, nawet teraz czytasz mój monolog, wykorzystując do tego internet. I proszę, znalazłeś się na portalu, który ma wartość. I sieć jest pełna stron, kanałów na youtube gdzie można znaleźć dobry content. Wystarczy poszukać. Jaką mam receptę na zawrócenie tej rwącej rzeki, która zmierza do zburzenia jakiegokolwiek ładu i porządku, który ostał się po rewolucji 1789 roku? Praca u podstaw, praca nad samym sobą, kształtowaniu siebie nie tylko jako człowieka, ale również kształtowaniu ducha. Jeżeli miałbym coś polecać to wspierać nas – młodych dorosłych, a także dużo młodszych, w rozwoju osobistym. Mam nadzieję, że moją pracą będę działał na rzecz idei konserwatywnych i tradycjonalistycznych. Myślę, że to ważne, szczególnie w rejonie ducha tam, gdzie odbywa się najzacieklejsza walka. Walka o przyszłość dusz, mojej i twojej, duszy narodu, państwa, Europy i świata.
Szymon Bogucki
Tako rzecze poeta :
ZA WSTĘP (OGÓLNIKI)
1
Gdy z wiosną życia duch Artysta
Poi się jej tchem jak motyle,
Wolno mu mówić tylko tyle:
„Ziemia jest krągła — jest kulista!”
2
Lecz gdy późniejszych chłodów dreszcze
Drzewem wzruszą — i kwiatki zlecą —
Wtedy dodawać trzeba jeszcze:
„U biegunów — spłaszczona nieco…”
3
Ponad wszystkie wasze uroki —
Ty! poezjo, i ty, wymowo —
Jeden wiecznie będzie wysoki:
* * * * * * * * * * * * * * * *
Odpowiednie dać rzeczy słowo!
Oczekiwania, że świat będzie zgodny z naszymi wyobrażeniami jest naiwne. Dlatego ten tekst jest młodzieńczo naiwny. Albo Autor zrozumie, że nie można się oburzać na coś, na co nie ma się wpływu, albo tego nie zrozumie i stanie się w przyszłości rewolucjonistą w poglądach (którym już prawie jest) lub w działaniach. Dlaczego miałbyś się oburzać młodzieńcze na fakt, że w świecie islamu mężczyzna może mieć kilka żon, którym nakazuje zakrywać twarz albo na fakt, że w Polsce 1/3 kobiet ma doświadczenie aborcyjne ? Oburzanie się na istniejącą rzeczywistość i na to czego nie możemy zmienić jest niedojrzałe i niemęskie (wyjątkiem od tej reguły są cyniczni politycy i zawodowi rewolucjoniści). To samo dotyczy dokonanej historii, na którą Autor tak bardzo się oburza, nie zdając sobie sprawy, że został zaprogramowany do tego rodzaju oburzenie przez swoich wychowawców i mentorów. Słuszna uwaga na końcu, że to co możemy zrobić na lepsze to zmienić siebie, gdyż na to mamy wpływ, zatem rozwój osobisty przede wszystkim, a potem troska o dobro wspólne, z podobnie myślącymi.
@Jarek – słyszałem i czytałem podobne słowa, gdy publikowałem tutaj swój pierwszy tekst bodaj 12 lat temu będąc jeszcze studentem. Również padł zarzut młodzieńczej naiwności, była też próba wmówienia, że na niewiele mamy wpływ i nie ma sensu oburzanie się na istniejącą rzeczywistość, bo to niedojrzałe. Teraz, gdy jestem już po 30-tce, studia dawno mam za sobą, mam własną rodzinę, dziecko i ciąży na mnie odpowiedzialność za kolejne pokolenie to tylko uśmiecham się na te wszystkie zarzuty. Czemu? Bo według mnie wynikają z tego, co podejrzewałem również 12 lat temu – takie słowa najczęściej padają z ust tych, którzy sami zgnuśnieli, bo nie potrafili lub nie chcieli niczego zmieniać. Brak oburzenia, kontestowania zastanej rzeczywistości to prosta droga do nic nie robienia, lenistwa intelektualnego i pośrednie przykładanie ręki do pogorszenia sytuacji. A zrobić można bardzo dużo i zacząć należy właśnie od siebie, swojej rodziny i najbliższej społeczności – kościoła, szkoły, sąsiadów. Nawet zwykłymi rozmowami przy sąsiedzkiej pomocy można sporo zmienić. Sam zresztą Pan to zauważył w ostatnim zdaniu, tylko chyba nie zdaje sobie Pan sprawy z wagi długofalowych efektów systematycznej pracy u podstaw.
Podsumowując – szanowny autorze tekstu, nie bierz nadto do siebie słów osób starszych mówiących z mądrą miną i wzniesionym palcem tylko dlatego, że podobnież są bardziej doświadczeni. Jak pisał Arystoteles – nie wszystko z doświadczenia. Zawsze bowiem dyskutuje się racje.
„Słuszna uwaga na końcu, że to co możemy zrobić na lepsze to zmienić siebie, gdyż na to mamy wpływ, zatem rozwój osobisty przede wszystkim, a potem troska o dobro wspólne, z podobnie myślącymi.”
Czyli tworzenie czegoś, co się potocznie nazywa „bańkami”, czy to informacyjnymi, czy społeczno-kulturowymi.
O to, to! Widziałem te prawicowe i te lewicowe… ileż jest tam mowy nienawiści do POmylonych PISuarów!
Oj tam,oj tam….?
Odpowiem fraszką:
„Reformując system szkolny
mozolnie na raty, zakładali Wam z rozmyslem kaganiec oswiaty”……taki oto:
Niechaj młodzież się wyzywa:
laptop i prezerwatywa…..
albo: piwo Bogiem seks nałogiem.
Dlatego to o czym Pan pisze budzi nadzieję, że im nie wyszło, i niech tak zostanie.
A.R.☺