Cel czy środek – ordoliberalna wizja

Instytucjonalni ekonomiści patrzą na ekonomię bardziej jak na maszynę i rozwiązań poszukują w jej mózgu, liberalni z kolei rozwiązania szukają w pojedynczych komórkach i postrzegają gospodarkę bardziej jako organizm, jednak mimo to rządzącą się określonymi, racjonalnymi do bólu prawami, jednakże samo pryncypium, czyli funkcjonalne pojmowanie ekonomii, pozostaje stałe.

Fanatyzm „Austriaków” zawsze budził we mnie podejrzliwość. Recepta brzmi zbyt prosto. W dodatku recepta została już wypróbowana, a mimo to walka o kapitalizm wcale się nie zakończyła, a obecnie jesteśmy tak daleko od jego ocalenia, jak nie byliśmy od czasów, gdy czerwona pożoga podpaliła połowę świata. Wiele pytań ciągle pozostało bez odpowiedzi.
Podstawowa wątpliwość, podstawowy problem, podstawowa kwestia:

Czy kapitalizm powinien być naszym celem, czy naszym środkiem?

Państwa tolerują kapitalizm tylko dlatego, ponieważ to on daje im środki potrzebne na realizację celów państwa. Nie ma wątpliwości, że taki stan przynosi najwięcej korzyści rządzącym traktującym kapitalistów jak bydło, które można wpierw utuczyć, a potem doić, strzyc i wysłać do rzeźni parę sztuk. Zbyt duża dawka socjalizmu spowodowałaby, że nie byłoby czego doić, strzyc i wysyłać do rzeźni, to jasne.

Nie ma się więc co obawiać IV Rzeszy w formie Unii Europejskiej. Stan zawieszenia między kapitalizmem a w pełni uregulowaną gospodarką jest wygodny, zwłaszcza politycznie. Lewicowcy spod znaku Nowej Lewicy mogą krytykować UE za neoliberalne doktrynerstwo, większość ekonomistów i resztki prawicy mogą z kolei krytykować UE za socjalizm i prze-regulowanie. I jedni i drudzy mają pożywkę, a pośrodku stoi masa zadowolona, że to nie oni zostali wysłani do rzeźni, a że i dojenie idzie znieść.

Z tego powodu Austriacy tak piszą o ekonomii, jakby była ona ultymatywnym celem, ostatecznym argumentem. Z jednej strony nie sposób odebrać racji, gdyż w ich widzeniu kapitalizm nie jest systemem spójnym i niezniszczalnym, tylko po prostu opisem mechanizmu przekształcającego pod wpływem nieskrępowanych działań jednostek i że każda z tych jednostek bacząc na inne oraz na obowiązujące prawo realizuje własny cel.

Definiując: Cel to coś, do czego dążymy i wymaga spełnienia. Pozwolenie ludziom na realizowanie własnych celów – także jest celem. Mises, także mówiący o tym, że celem nie jest realizacja czegoś, tylko stawianie nowych celów, gospodarkę i system społeczny rozpatrywał jednak w formie celu. I właśnie to determinuje nietrwałość liberalizmu z państwem minimum. Dążenia jednostek, skumulowane i agregowane, mają silę zmienić liberalizm, także w niekorzystnym kierunku i sprawić, że ostatecznie nic z kapitalizmu nie zostanie. Zwłaszcza w warunkach postępującej demoralizacji w demokracji, która bez wartości szybko dokonuje patologicznej metamorfozy.

Dlaczego wierzyć, że jednostki, zwłaszcza te, które osiągnąwszy przewagę zechcą ją umocnić i uwiecznić, nie sprzeciwią się w końcu liberalizmowi lub nie przekształcą go na wzór nowego feudalizmu, choćby zapłatą za taki stan byłby wyższy poziom życia wszystkich ludzi? Dlaczego wierzyć, że ekonomiczność działania jako podstawowa sprężyna nie spowoduje patologii, jak handel zabiegami aborcyjnymi, dziećmi, sportowcami, tworzeniem idiotycznych telewizyjnych show, handel kobiecą i coraz częściej męską nagością? Przecież to też ekonomiczne, przecież to też racjonalne, a zabranianie tego jest nieliberalne i szkodliwe, gdyż prohibicja zawsze odbija się czkawką. Racjonalizm to coś, co liberalizm odziedziczył po Rewolucji Francuskiej i co powoduje, ze socjalizm staje się jego bratem.

Jeśli kapitalizm nie jest ani celem, ani środkiem, to czym? Jedno i drugie podejście wydaje się być szkodliwe – pierwsze nie uwzględnia trywialnego porzekadła, że nic nie jest wieczne, a to drugie, że i środki mogą się skończyć.

Jedynym wyjściem z tego w gruncie rzeczy filozoficznego problemu wydaje mi się włączenie kapitalizmu w wyższą formę organizacji społecznej. Kapitalizm powinien być jego częścią, powinien być zdolny do przekształceń, a nie dyktować przekształcenia powodujące społeczne napięcia i produkujące niezadowolenie przegranych (które jakoś skanalizowane i przytłumione być musi).

Rozwiązanie takie proponują ordoliberałowie i szkoła fryburska.

Pierwszym stopniem jest odcięcie większości wpływów polityki na życie gospodarcze, ale pozostawienie możliwości kształtowania ładu gospodarczego. Ten ład miałby polegać na uniezależnianiu podstawowej jednostki społecznej – rodziny – od politycznych wpływów, ale także i ekonomicznych. Ideałem byłaby sytuacja, w której każda rodzina mieszkałaby w dużym domku jednorodzinnym, w którym żyłyby trzy pokolenia, a dom byłby wyposażony w ogród lub małe pole, które w krytycznej sytuacji umożliwiłoby rodzinie niezależną od zasiłków i łaski korporacji egzystencję – naturalnie więc program uwłaszczenia mieszkaniowego, jak i opracowanie makrocelu dla gospodarki, jakim byłoby napędzenie branży budowlanej, są podstawą programu ordo liberalnego.

Przy takim domu znajdowałby się warsztat ojca i dziadka, w którym uczyłby się od razu syn i może mały zakład krawiecki, w którym kobieta produkowałaby dla bogatszych i mających mniej czasu sąsiadek rzeczy potrzebnego użytku. Lokalizacja zakładu przy domu, lub w domu pozwoliłaby jednocześnie mieć oko na dzieci. Dziećmi mogliby zająć się podczas krótszej pracy będący na emeryturze dziadkowie. Odpadają koszty, także w psychice dziecka, związane z wysyłaniem go do przedszkola i szkoły podstawowej.

Jeden z ordo liberałów zasugerował, że jeśli zniesienie systemu zasiłkowego jest politycznie niemożliwe, to może chociaż zmienić jego formę. W myśl zasady, by „dawać wędkę, nie rybę”, należałoby dać ludziom środki np. na narzędzia, kawałek pola rolniczego czy darowiznę (na fakturę) na przeszkolenie w rzemieślniczym zawodzie. Ciekawym pomysłem jest darmowy dostęp do Internetu. Choćby nie był on szybki i nie zapewniałby oszałamiającej prędkości, umożliwiłby dostęp do wolnej wiedzy w postaci Wikipedii i innych źródeł, przez co edukacja domowa stałaby się jeszcze łatwiejsza i bardziej opłacalna.

W takim świecie polityka traci znaczenie i zostaje zawężona tylko do zapewnienia bezpieczeństwa od zewnątrz i sądownictwa. Podejrzewam, że wysoka efektywność takich chrześcijańskich osiedli pozwoliłaby na stworzenie lokalnej milicji. Po prostu sto rodzin z okolicy umawia się na składkę pozwalającą wynajmować dwóch-trzech ludzi do patrolowania osiedla. Ktoś miałby wolny pokój, zaoferowałby ochroniarzom, ktoś inny jedzenie, ktoś inny odzież, ktoś posiadający siłownię darmowy wstęp, reszta niewielką składkę na pensję. Bez państwowego działu kadr, państwowej policji, a jedynie we współpracy z państwowymi sądami.

Znika zależność od macherstwa korporacji, grandziarzy i lichwiarzy. Znika zależność od monetarnej spekulacji, a nawet inflacji, gdyby wprowadzić możliwość stosowania konkurencyjnych walut. Znikają sytuacje, gdy przez głupie decyzje dziesiątki tysięcy ludzi znajduje się nagle na bruku lub ląduje w jakimś „programie restrukturyzacyjnym”. Łatwy system podatkowy: podatek potęgowy (którego konstrukcję przedstawiłem w innym artykule) od osoby dla korporacji, zwykły ryczałtowy dla małych firm oraz pogłówny dla rodzin na armię i sądownictwo, wyrzuciłby na bruk urzędników, doradców prawnych, finansowych, majątkowych i większość ubezpieczycieli, oszczędziłoby się nieustannego kombinowania, sporów sądowych, biurokratycznej mitręgi.

Zniknęłoby także życie medialne, bo bez polityczno-finansowego zgiełku znikają siłą rzeczy i tematy do opisania. Gazety zajmowałyby się sportem, kulturą i rozrywką. Znaczenia nabrałaby gazety lokalne, ponieważ ciężar podejmowania decyzji zostałby przeniesiony ze stolicy do samych gmin (postulat federacyjnego ustroju państwa).

Zmieniłby się totalnie krajobraz urbanistyczny. Wokół gęsto zaludnionego centrum po horyzont zasiałoby się zamiast bloków, które byłyby dobre najwyżej na noclegownie i mieszkalnie studenckie, domki jednorodzinne z zielenią dookoła. Tak, jedyną rzeczą, którą zieloni zrobili dobrze, była zmiana podejścia do gospodarowania przestrzennego. Zamiast smutnego, surowego betonu, drzewa, parki, fontanny, poczucie przestrzeni, natury, place zabaw i boiska, odciągające dzieci i młodzież od szukania zabaw bardziej niebezpiecznych i w bardziej niebezpiecznych miejscach (proszę poczytać „Dzieci z dworca ZOO” i jaką lekcję wyciągnęli z tego Niemcy i z jaką korzyścią). Możliwe, że zanikłby potężny ruch samochodowy, ciągle przeprowadzki, cała cywilizacja nowoczesnych Berberów i Nomadów. Co pewnie niektórym liberałom jak Korwin-Mikke nie spodobałoby się, odżyłaby komunikacja publiczna, ponieważ ludzie potrzebowaliby przemieszczać się na dalsze odległości tylko na specjalne okazje (oczywiście komunikacja publiczna mogłaby być tylko prywatna, bo jest efektywniejsza, co widzimy przy rozkwicie działalności tzw. „busów”).

Małe jest piękne, co jest małe, jest efektywne. Rozproszenie władzy politycznej, jak i ekonomiczna dekoncentracja kapitału (uczynienie z każdej rodziny posiadacza, producenta i konsumenta zarazem) sprawiłaby, że nastroje pierwszej i wahania drugiej odeszłyby w niepamięć.

Nie sposób dostrzec, że w takim świecie duże znaczenie zyskałyby następujące cechy: wysoka moralność, odpowiedzialność, poczucie wspólnoty, społeczna kontrola i zdrowa, chłopska mądrość. Ważne miejsce w tym świecie zajęłaby przez to religia. a sam kapitalizm byłby podporządkowany etyce i byłby formą uzyskiwania możliwości, a nie bezmyślnego utylitaryzmu, przeistaczającego się w konsumpcjonizm i hedonizm, promując postawę roszczeniową względem życia i innych.

Idylliczna wizja. Ale jest to marzenie, o które warto zawalczyć i o które niżej podpisany walczyć będzie.

Kamil Kisiel

http://www.prokapitalizm.pl/cel-czy-srodek-ordoliberalna-wizja.html

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

0 thoughts on “Cel czy środek – ordoliberalna wizja”

  1. Autor chyba nie rozumie czym jest ASE. Austriak może być tak samo fanatyczny jak zwolennik każdej innej szkoły ekonomii, albo może nie być „fanatyczny” w ogóle. Ciężko Hayeka, Bohm-Bawerka, Mengera czy (po części) Heydla uznać za fanatyków kapitalizmu. Po drugie ASE nie opiera się na racjonalności człowieka w takim rozumieniu, w jakim Autor używa tego określenia. Jeśli austriak mówi, że człowiek działa racjonalnie, to ma na myśli tylko to, że człowiek dobiera takie środki do osiągnięcia celu, jakie jemu wydają się najlepsze – co wcale nie znaczy, że nie mógł zrobić lepiej. Figura homo oeconomicus to koncept, na którym opierają się neoklasycy, a nie austriacy. A co do tego, że jednostki będą chciały przekształcić w kapitalizm w coś rodzaju feudalizmu, by zapewnić swoje wpływy ma swoje odbicie choćby w poglądach Rothbarda, m.in. właśnie dlatego był anarchistą – twierdził, że niemożliwe jest państwo minimum, bo ze względu na zaborczą naturę ludzką rozrost tego państwa jest nieunikniony. Alternatywą dla dużego rządu jest wg niego tylko anarchia.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *