„Masz się testować co chwilę, bo byle kolo, jak zachoruje na pozytywny test, może cię wskazać jako winowajcę i popłyniesz na piętnaście kafli”. Jerzy Karwelis, Testoza polska, 28.01.2022, Dziennik Zarazy,
U nas jeden taki pandemiczny tik-tokowy kolo – wróć: Prezydent Francji – 12 maja 2021 wygłosił w telewizji poniższą alokucję:
„(…) musimy dążyć do zaszczepienia wszystkich Francuzów, ponieważ jest to jedyny sposób na powrót do normalnego życia. Obowiązkowe szczepienia zostaną niezwłocznie wprowadzone dla personelu medycznego i niemedycznego w szpitalach, klinikach, domach spokojnej starości i placówkach dla osób niepełnosprawnych, a także dla wszystkich specjalistów i wolontariuszy, którzy pracują w kontakcie z osobami starszymi lub osłabionymi (…). Wszyscy rodacy, których to dotyczy, będą mieli czas na zaszczepienie się do 15 września (…). Od 15 września będą przeprowadzane kontrole i nakładane kary. Pozostają jeszcze miliony Francuzów, którzy nie otrzymali zastrzyku. W zależności od rozwoju sytuacji, będziemy z pewnością zmuszeni rozważyć kwestię obowiązkowych szczepień dla wszystkich Francuzów. Ja jednak jestem za zaufaniem. Uroczyście wzywam wszystkich naszych współobywateli, którzy nie zostali jeszcze zaszczepieni, do jak najszybszego przyjęcia zastrzyku. 9 milionów niewstrzykniętych dawek czeka, a kolejne wciąż napływają. Tak więc, niezależnie od tego, czy przebywacie w miejscu zamieszkania czy na wakacjach, zaszczepcie się! To jedyny sposób, aby chronić siebie i innych. To kwestia indywidualnej odpowiedzialności i ducha zbiorowej odpowiedzialności. Od tego też zależy nasza wolność”.
Po wysłuchaniu Prezydenta wiedziałam już, że idzie grube i pierwsze, co zrobiłam, to naplułam sobie w brodę, żałując, że przegapiłam intratną okazję, żeby od początku, tj. od marca 2020, spisywać pandemiczny pamiętnik – dziennik zarazy. Po 14 miesiącach względnej zastrzykowej dobrowolności, dotarło do mnie, że wagonik zwany Francją zjechał właśnie na niebezpieczne tory totalitarnego sanitaryzmu i że idą trudne czasy. Władza, przymuszając mnie do udzielenia jej nieprzymuszonej zgody na wątpliwy zabieg medyczny, właśnie przekroczyła strefę mojego fizycznego komfortu i od tego momentu zaczęłam z większą uwagą patrzeć jej na ręce – nie tylko ręce francuskie, ale i polskie, kanadyjskie, amerykańskie, niemieckie itd.
Pandemiczne puzelki zaczęły się układać w niepokojącą całość, a naiwną myśl, że pozaklejane czerwoną taśmą wejścia do lasów to taki francuski wybryk natury – odłożyłam ostatecznie na półkę „nadziei, która umiera ostatnia”. Szybciutko zasiliłam szeregi partyzantki wątpiących (w jedyną słuszną nałókę) szurów płaskoziemskich i tym sposobem gdzieś na dynamicznej plaży wpadliśmy na siebie z Jerzym Karwelisem, który poszukiwał zagranicznego materiału do jednego z felietonów Do Rzeczy. To na pewno jedno z przyjemniejszych rądewu czasu zarazy.
Jerzy (w przeciwieństwie do mnie) jak laureaci World Press Photo uchwycił właściwy moment. Natychmiast wciągnął mnie w swój kolorowy świat własnego Dziennika Zarazy – współczesnego Dekameronu, dzień w dzień przy porannej przysłowiowej kawie zabawiając specyficzną, karwelisową, podkręconą Wiechem Wiecheckim białoszewszczyzną (który to styl jest jego niewątpliwym darem, co mu stale powtarzam), głębią refleksji nad przemijającą niewinnością świata, zanudzając – pardą, ale jestem humanistką – mieszanką tabelek i wykresów, przez wiele miesięcy aż do niedawnego momentu, kiedy to z radością i – przyznać muszę – wzruszeniem przyjęłam propozycję współpracy przy książkowym wydaniu Dziennika – które właśnie wychyliło się zza wydawniczego węgła (link do przedsprzedaży z upustem poniżej).
Mam nadzieję, że ten subiektywny zapis pandemicznej rzeczywistości zasili wiele polskich domowych bibliotek, nie po to, żeby straszyć czy rozdrapywać rany, ale by dać możliwość cofnięcia się do początków, przeanalizowania drogi i wyciągnięcia wniosków. Bo, jak pisze doskonały francuski analityk i znawca metod inżynierii społecznej, Lucien Cerise:
„Fabrykowanie zgody grupy społecznej jest pośrednią strategią behawioralnego nacisku, której celem jest rozładowanie, z wyprzedzeniem, oporu wobec zmian, które chce się wprowadzić oraz protestów, jakie nacisk taki z pewnością spowoduje. Aby to osiągnąć, wszelkie strategiczne intencje muszą pozostać ukryte, tak aby fakt świadomego sterowania pozostał dla grupy niezauważalny i aby przypisywała je ona raczej naturalnej ewolucji społeczeństwa, za co przecież nikt nie odpowiada. (…) Grupa nie może być świadoma istnienia animatora i tego, że jest przez niego sterowana, bo w przeciwnym razie mogłaby pomyśleć o ingerencji w mechanizm i spróbować pełnić w procesie zmian aktywną rolę. Dlatego tak ważne jest, aby uniemożliwić jej dostęp do globalnej wizji sytuacji, w której się znalazła, bo to pozwoliłoby jej na dotarcie do praprzyczyny problemu, przeprowadzenia analizy i znalezienia skutecznego – a nie tego, które zostanie jej podsunięte – rozwiązania. Ta operacja wprowadzania zamętu – „hakowania systemu percepcji podmiotu sterowanego i jego zdolności analizy” – polega na ukierunkowaniu analizy na rozdrobnione, pojedyncze zadania, tak aby skierować zainteresowanie w kierunku, który pozostaje dla władzy nieszkodliwy”.
Link do przedsprzedaży z upustem i dedykacją autora (do końca czerwca):
https://siedmiorog.pl/dziennik-zarazy.html