Praga zadeklarowała też zwiększenie liczby placówek konsularnych na terytorium Ukrainy, a także złagodzenie rygorów wizowych na początek dla turystów. Chodzi o wydawanie wiz wielokrotnych i długoterminowych dla osób przybywających do Czech w celach niezarobkowych. Zdaniem prezydenta Milosa Zemana to tylko pierwszy krok do dalszego zacieśnienia stosunków między oboma państwami. A nieoficjalnie – także zachęta dla Kijowa, by wytrwał w swym pro-europejskim wyborze. Otwarcie europejskiego rynku pracy jest jednym z haseł, jakimi przekonuje się Ukraińców do stowarzyszenia z UE, nie tłumacząc jednak przy tym, że sama umowa szykowana do podpisania w Wilnie bynajmniej takiego rozwiązania nie wprowadzi. Ba, jest ono niemal całkowicie nierealny wobec kryzysu w Unii i narastającej tendencji raczej do zamykania, a nie otwierania gospodarek narodowych przez kraje „starej UE”. Również decyzje Pragi i Bratysławy przynajmniej formalnie nie stanowią w tym zakresie przełomu, służąc raczej PR-owskim celom tych stolic z jednej, a władz w Kijowie z drugiej strony.
Relacje czesko-ukraińskie są o tyle delikatne, że azyl w Czechach otrzymał mąż Julii Tymoszenko, Aleksander. Prezydent Zeman zastrzegł jednak, że nie będzie ingerował w wewnętrzne sprawy Ukrainy i podczas swej wizyty nad Dnieprem nie zamierza sprawy wypuszczenia byłej premier stawiać na ostrzu noża. Dla równowagi czeski przywódca zastrzegł też, że podtrzymuje swoją wcześniejszą prognozę o możliwości rozszerzenia UE nawet o… Rosję „w perspektywie najbliższych 20 lat”.
Żądanie wypuszczenia Tymoszenko jeszcze przed wileńskim szczytem (18 listopada) najostrzej stawiają obecnie Wielka Brytania, Holandia i Szwecja, grożąc w przeciwnym razie zablokowaniem podpisania umowy stowarzyszeniowej między UE a Ukrainą.
Konrad Rękas
Zapraszam też na Geopolityka.org
No cóż, od wieków prawosławna Praga powinna należeć do Ukrainy …