„(…) choć zasada czystości jest jednakowa dla wszystkich chrześcijan wszystkich epok, zasada właściwego postępowania jest zmienna. Dziewczyna na wyspach Pacyfiku, która prawie nic nie ma sobie i wiktoriańska dama w całości okryta ubraniami mogą być tak samo <skromne> czy też przyzwoite według standardów własnego społeczeństwa – a przy tym niezależnie od ubioru obie mogą być jednakowo czyste (lub jednakowo nieczyste)” – tak przed o zasadzie skromności w stroju, pisał, wybitny (choć nie pozbawiony wyraźnie heretyckich i modernistycznych inklinacji), apologeta chrześcijański, C. S. Lewis. Wydaje się, iż jego sposób rozumienia kanonów skromności, przeniknął myślenie ogromnej większości chrześcijan. Ilekroć bowiem przytacza się tradycyjnie katolickie zasady skromnego odziewania się, tylekroć słyszy się argumentację w stylu: „Nie można aplikować reguł, które tworzone były w czasach, gdy odsłanianie kostek u nóg stanowiło zgorszenie, do współczesności, w której odsłonięte pępki stają się kulturową normą. To co do nieczystości pobudzało dawniej, dziś nie czyni już żadnego wrażenia. Wszystko w dziedzinie skromności strojów, zależy od określonych czasów, kultury, a nawet warunków pogodowych, panujących na danym terenie geograficznym. Publiczne chodzenie nago w Europie i Ameryce Północnej jest nieskromne, ale już np. w Afryce będzie zgodne ze wstydliwością i skromnością, nie stanowiąc dla jej mieszkańców zagrożenia„. Ten sposób myślenia, sukcesywnie przyzwala na coraz dalej posunięte odsłanianie i eksponowanie swego ciała. „Krótkie spódniczki, głębokie dekolty, odsłonięte brzuchy? – ach, nie bądźmy tacy purytańscy, kiedyś wszak kobieta nie mogła pokazać nawet kostek, a papieże zakazywali odsłaniania dekoltu na szerokość trzech palców, poza tym dobrze jest, gdy niewiasta wygląda kobieco. Bikini na plaży? W czym problem? Przecież nie będziemy cofać się do czasów, w których plaże rozdzielano, według płci. A poza tym, wszyscy tam są podobnie ubrani, co eliminuje (albo przynajmniej) ryzyko zgorszenia i pobudzenia do grzechu”. Ktoś mający choć trochę zdrowego rozsądku i historycznego rozeznania co do ewolucji pewnych kulturowych norm i zachowań, może łatwo przewidzieć dalszy rozwój tak relatywnie rozumianych kanonów skromności. Córki matek, które dziś – w zarysowany powyżej sposób – usprawiedliwiają bikini na plaży, w ten sam sposób będą tłumaczyć praktykowanie przez siebie w owych miejscach stroju „topless” (co zresztą już jest normą na zachodnich plażach i stopniowo zaczyna być akceptowane w Polsce), zaś w miejsce dzisiejszych minispódniczek i bluzek z dekoltami, które są normą w ciepłe dni na naszych ulicach, pojawi się pewnie coś w rodzaju ulicznego bikini. Jaki argument będzie w stanie to powstrzymać, jeśli założy się, iż nie ma żadnych uniwersalnych i obiektywnych zasad skromnego odziewania się? W tym artykule pragnę przedstawić argumenty na rzecz przeciwnej tezy, a mianowicie tego, iż istnieją uniwersalne i obiektywne kanony wstydliwego stroju, gestów i zachowania się, a więc nie wszystko w tej sferze można uzależniać od zmieniających się czasów, kultury czy warunków klimatycznych.
Części ciała „skromne i mniej skromne”
Tradycyjni moraliści katoliccy zwykli rozróżniać pomiędzy tzw. skromnymi częściami ciała, do których zaliczali twarz oraz ręce oraz „mniej skromnymi” partiami ciała, którymi mają być piersi, brzuch, pośladki, łono oraz uda. Odsłanianie lub/i eksponowanie (np. poprzez obcisły krój stroju) owych „mniej skromnych części ciała, miało być (poza pewnymi nadzwyczajnymi i wyjątkowymi sytuacjami, typu wizyta u lekarza) moralnie naganne, niedozwolone i grzeszne. W ustanawianych przez siebie nakazach, przepisach i poleceniach dotyczących skromnego odziewania się, Kościół katolicki przez wieki, kierował się owym tradycyjnym rozróżnieniem. Tak więc, oprócz ogólnych wezwań do zachowania skromnego stroju, władze kościelne, nakazywały m.in.:
-
powstrzymywać się przed odwiedzaniem publicznych łaźni, gdyż przebywało się tam nago lub prawie nago, nieraz w mieszanym płciowo towarzystwie (by się o tym przekonać wystarczy bardziej uważnie przeczytać uchwały wczesnochrześcijańskiego synodu w Laodycei);
-
nauczać pogańskie ludy, iż mają porzucić zwyczaj chodzenia nago (czynił tak św. Pius V w dekrecie skierowanym do ówczesnych biskupów Brazylii;
-
zakrywać uda, kolana, brzuchy, pośladki, klatkę piersiową, ramiona, plecy (polecali tak m.in.: bł. Innocenty XI, biskupi Niemiec, Pius XI za pośrednictwem swego Wikariusza Generalnego)
-
wystrzegać mieszanych plaż i kąpielisk (vide: napomnienia kardynałów, biskupów, a nawet całych episkopatów Austrii, Niemiec czy Hiszpanii).
Chociaż, w ciągu wieków, różnie bywało z konsekwentnym trzymaniem się katolickich i chrześcijańskich społeczeństw wyżej nakreślonych zasad skromności w sposobie ubierania się, to z pewnością – generalnie rzecz biorąc – jeszcze do początku XX wieku, mody, jakie panowały w tym zakresie, uwzględniały dużą część spośród owych kanonów. Tak więc, nawet jeśli w pewnych wiekach, niewiasty pozwalały sobie na głębokie dekolty, to jednak zawsze nosiły przy tym długie suknie. Dopiero od jakichś ostatnich 80 – 90 lat, w obrębie naszej cywilizacji popularyzowane są niewieście stroje, które stopniowo, acz wytrwale niszczą poczucie wstydliwości w dosłownie wszystkich aspektach, odsłaniając lub eksponując (np. poprzez obcisły krój) wszystkie z części ciała, które tradycyjnie uważano za „mniej skromne”.
Zazwyczaj, pierwszą reakcją na wskazane wyżej rozróżnienia pomiędzy „skromnymi” i „mniej skromnymi” partiami ciała są kpiny, śmiechy oraz próba ich relatywizowania (w stylu o którym już pisałem, a więc „Ach, kiedyś to nawet widok odsłoniętej łydki gorszył. Dziś są inne czasy”). Tymczasem jednak zdrowy rozsądek, naturalne wyczucie i znajomość ludzkiej natury podpowiadają nam, iż ów tradycyjny podział jest zasadniczo słuszny. Któż bowiem postawi znak równości pomiędzy patrzeniem komuś w oczy, a zerkaniem w dekolt, uściśnięciem dłoni, a złapaniem za udo czy pośladki, pocałunkiem w policzek, a cmoknięciem w brzuch??? Nikt poważny nie będzie twierdził czegoś podobnego, gdyż wszyscy wiemy albo przynajmniej wyczuwamy, iż pewne części ciała znacznie bardziej rozbudzają zmysłowość seksualną, aniżeli inne. Oczywiście, pewne szczegółowe, drobne elementy skromnego ubioru, mogą się, w zależności od różnych okoliczności zmieniać. Nie rzecz w tym, by utrzymywać, że np. rozporządzenie Piusa XI, w którym piętnowano dekolty większe niż „na szerokość dwóch palców mierząc od szyi” albo rękawy odsłaniające łokcie, obowiązują i dziś dokładnie w każdym punkcie, gdyż w sposób absolutny i niezmienny określają co jest nieskromnym, a co przyzwoitym ubiorem. Z pewnością śmiesznym byłoby uznanie za nieskromne publiczne pokazywanie się kobiet w sukni z rękawami sięgającymi połowy ramienia, dekoltem na szerokość trzech palców oraz lekko odsłaniającej kolana (a właśnie taką moralną ocenę implikowałoby ścisłe trzymanie się zasad wyznaczonych w tej mierze przez Piusa XI). Czy to jednak oznacza, że na podobnej zasadzie należy zrelatywizować moralną dezaprobatą dla dopasowanych do figury strojów, kostiumów bikini a nawet topless, krótkich spodenek, obcisłych sukienek, bluzek i spodni, głębokich dekoltów, rozcinanych spódnic, mini spódniczek, t-shirtów odsłaniających pępki i tym podobnych rodzajów odzienia??? Oczywiście, że nie. Nieskromność publicznego noszenia takich strojów zasadza się bowiem nie na pewnych zmiennych, bo uwarunkowanych kulturowo i historycznie szczegółowych przesłankach, ale wynika z samej natury naszego ciała i naszej seksualności. Po prostu Pan Bóg już tak stworzył nasze ciała, iż pewne ich rejony są znacznie bardziej „seksualne” od innych. I dlatego te „mniej skromne” części ciała, powinny być raczej zasłaniane przed widokiem innych, aniżeli odsłaniane i uwypuklane przez krój stroju.
Każdy mężczyzna może też poświadczyć bliski związek zachodzący pomiędzy oglądaniem widoków nagości i pół-nagości, a grzechami nieczystości. Część mężczyzn ucieka od tego rodzaju widoków, a część chętnie z nimi obcuje, ale trudno byłoby znaleźć takich, którzy zaprzeczyliby, iż ich oglądanie inspiruje do pożądliwych spojrzeń, myśli i pragnień. Najzwyczajniej w świecie patrzenie na atrakcyjnie wyglądające niewiasty odziane w stroje typu minispódniczka czy bikini jest dla prawie wszystkich mężczyzn bardzo niebezpieczne. Tak było, jest i będzie. Nie jest to bowiem kwestia zmieniającej się kultury czy warunków klimatycznych, ale samej natury naszej seksualności. I nie chodzi tu bynajmniej o rzekome każdorazowe podniecenie seksualne, jakie miałoby się wiązać z patrzeniem na takie widoki. Można być wszak kuszonym do grzechów nieczystości bez odczuwania przy tym określonego rodzaju stanów fizjologicznych. 25-letni mężczyzna zatrzymujący swój wzrok dłużej na okładce CKM i Playboya najprawdopodobniej nie będzie wskutek tego odczuwał seksualnego podniecenia. Czy to jednak oznacza, że nie będzie w ten sposób kuszony do pożądliwych spojrzeń i myśli? Bynajmniej. Im dłużej będzie patrzył na okładki tych pism, tym łatwiej będzie mu zajrzeć do ich środka, by później później już podniecać się seksualnie obrazami tam umieszczonymi.
Owszem, jak ktoś się uprze, może powoływać się na przypadki rozmaitych fetyszystów, których pociągają bardziej stopy aniżeli piersi, ale tego sposób rozumowania przypomina „argumentację” tych, którzy twierdzą, iż nie da się zdefiniować pornografii, powołując się na wypadek człowieka odczuwającego podniecenie seksualne za każdorazowym słuchaniem hymnu USA … Da się jednak zdefiniować uniwersalne i obiektywne kanony tego zaliczamy do pornografii, tak jak można to uczynić w stosunku do nieskromnego stroju. Wystarczy tylko trochę zdrowego rozsądku, naturalnego wyczucia, a mniej skupiania się na ekscentrycznych wyjątkach i dewiacjach.
Skromna nagość cnotliwych Dzikusów?
Zwolennicy relatywistycznego podejścia do kanonów skromności twierdzą jednak, iż społeczności, w których, ze względu na panującą tam pogodę, zwyczajowo chodzi się półnago lub nago, potrafią strzec zasad czystości seksualnej. Mielibyśmy więc tu do czynienia ze „skromną nagością” ludów pierwotnych. Czy aby na pewno jest to jednak prawda? Można mieć ku temu duże wątpliwości. Nieco bardziej uważne spojrzenie na obyczajowość seksualną ludów i narodów, które od wieków praktykują publiczny negliż lub półnagość, przekonuje raczej do przeciwnej tezy. Niemal wszędzie, gdzie rozpowszechniony był lub jest ów zwyczaj, tam widać bardziej swobodne życie seksualne, a więc np. większą społeczną akceptację dla poligamii, nierządu czy cudzołóstwa. Dobitnym tego przykładem jest Afryka, gdzie w skutek opłakanego stanu moralności seksualnej, całe narody wymierają na AIDS. Nie jest to jednak dziwne, gdy zważymy, iż przeciętny afrykański mężczyzna w swym życiu potrafi utrzymywać kontakty z dziesiątkami, a nawet setkami kobiet. Do tego można jeszcze wspomnieć choćby o takich tradycyjnych – przynajmniej dla pewnych rejonów Afryki- praktykach jak: „wypożyczanie” gościom żon; molestowanie i gwałcenie dziewic, nieraz motywowane wiarą w to, iż kontakt seksualny z takową dziewczyną leczy AIDS. Dodajmy, że w rejonach Afryki, w których dominuje religia muzułmańska, a związku z czym niewiasty chodzą tam skromnie odziane, poziom występowania HIV i AIDS jest znacznie mniejszy niż tam, gdzie stroje są nieskromne i bezwstydne.
Co więcej, wyższy poziom rozwiązłości seksualnej, można zaobserwować nawet w tych krajach, które od wieków są katolickie, ale w związku z ich geograficznym usytuowaniem przez większość czasu panuje tam ciepła pogoda, co z kolei prowokuje do śmielszego odsłaniania i eksponowania swego ciała. W Ameryce Łacińskiej zdecydowana większość dzieci pochodziła z nieprawego łoża (w XIX-wiecznym Ekwadorze takich dzieci było nawet 75 procent), istniało (i wciąż istnieje) szeroko rozwinięte przyzwolenie na cudzołóstwo w wykonaniu mężczyzn . W zastraszających rozmiarach szerzyła się tam prostytucja (np. w latach 50-tych XX wieku, w liczącym wówczas 520 tysięcy kolumbijskim mieście Cali istniało 2600 domów publicznych z 13 000 zatrudnionych tam prostytutek, co daje ok. 5 procent całej żeńskiej populacji tego miasta). Ideałem latynoskiego mężczyzny od dawna stanowi tzw. machos, a więc osobnik, który z założenia źle traktuje swą żonę (zdradza ją i bije), a wyznacznikiem prawdziwej męskości dla niego jest posiadanie licznych kochanek, wizyty w domach publicznych, itp. Powyższe, w dużej mierze, dotyczy też Włoch, czego jednym z przejawów był bardzo przyzwalająca postawa mieszkańców tego kraju wobec domniemanych wybryków seksualnych premiera Silvio Berlusconiego.
Żadnych złudzeń
Skromność strojów nie jest zatem w całości uwarunkowana przez zmieniające się okoliczności kulturowe czy warunki klimatyczne. Istnieją pewne naturalne i zdroworozsądkowe kryteria, wedle których można określić obiektywne i uniwersalne kanony w tej dziedzinie. Tradycyjni moraliści katoliccy w miarę trafnie rozeznali je, dzieląc nasze ciała na jego „skromne” i „mniej skromne” części. Dlatego też prawdziwie skromny strój powinien zasłaniać i nie eksponować takich części ciała jak piersi, brzuch, uda, pośladki, łono czy plecy. I nie chodzi bynajmniej o to, by wszystkie niewiasty ubierały się w burki, hijaby czy też worki po kartoflach. Skromny strój może być połączone z dyskretnym podkreślaniem niewieściego piękna. Kto oglądał zdjęcia dziewcząt i kobiet z amerykańskiej rodziny Duggarów ten wie o czym piszę.
Mirosław Salwowoski
a.me.
Nie udowodnił pan, że istnieją pewne naturalne i zdroworozsądkowe kryteria wedle których można określić co jest skromne niezależnie od kontekstu kulturowego. Pouczenia papieży żyjących w innym świecie i bardziej cywilizujących niż ewangelizujący charakter pierwszych misji katolickich nie oznacza, że odsłonięty biust przez kobiety w wielu plemionach afrykańskich jest nieskromny, a krytyka obecnych trendów kulturowych nie potrzebuje wcale stworzenia takiego konstruktu jak „naturalne i zdroworozsądkowe kryteria wedle których można określić co jest skromne, a co nie.”
Kolejny artykuł zawierający dziwaczne tezy. Niestety z ich uzasadnieniem jest już znacznie gorzej!!