Dlaczego TVN-owi nie smakuje polska żywność?

Lęki przed „zabójczą solą drogową”, a ostatnio paszą na bazie mączki mięsno–kostnej są zrozumiałe – w końcu zdrowie to jeden z najwrażliwszych społecznie tematów. Przed rokiem „Superwizjer” TVN rozpętał histerię w związku z wykryciem używania soli drogowej zamiast kuchennej przy wytwarzaniu przetworów mięsnych i wędlin w polskich zakładach. Chociaż żadne badania nie wykazały faktycznej szkodliwości zastosowanych związków dla zdrowia i mieliśmy do czynienia po prostu z naruszeniem przepisów – ale nie z truciem obywateli, to i tak zaufanie do polskiego masarstwa spadło. Skrupulatnie skorzystali z tego Czesi, wywołując wojnę handlową z Polską. Tam jednak obrona własnych produktów żywnościowych, dumne a złośliwe sygnowanie kiełbas „bez polskiej soli” spotkało się nie tylko ze zrozumieniem, ale i zdecydowanym poparciem miejscowych mediów.

Polskiej opinii publicznej nadal nie dało to jednak wiele do myślenia, z czego skwapliwie korzysta TVN, tym w ramach „Uwagi” podciągając do rangi uogólnienia fakt przyłapania (i pociągnięcia do odpowiedzialności) podmiotu zajmującego się utylizacją szczątków zwierzęcych. I znowu fakt, że resztki te przerabiano na mączkę mięsno-kostną, którą od pokoleń wszak skarmiano bezpiecznie zwierzęta – przedstawiano nieomal jako działalność zbrodniczą, a nie tylko naruszenie wymuszonego medialnie w 2003 roku zakazu karmienia tym rodzajem dodatku do pasz zwierząt hodowlanych. Wówczas zrobiono to powołując się na tzw. epidemię szalonych krów zdiagnozowaną w Wielkiej Brytanii w 1985 r. Na gruncie prionowej histerii ostatecznie pognębiono europejską wołowinę, w Polsce zresztą mięso to stało się absurdalnie drogim rarytasem, w związku z wybiciem nawet stad podstawowych jeszcze w pierwszej połowie lat 90-tych.

Zyskał na tym import zwłaszcza z Ameryki Południowej, zaś na wyeliminowaniu tanich pasz odzwierzęcych – producenci soi. Stracili – polscy producenci i konsumenci. Pomimo upływu przeszło ćwierć wieku i rzekomych fal epidemii BSE w połowie lat 90-tych i już w naszym stuleciu – nadal nie wiadomo dokładnie, ile krów cierpi na gąbczaste zwyrodnienie mózgu, ani w jakich okolicznościach może dojść do zakażenia ludzi, zaś skala stwierdzanej faktycznie zachorowalności jest praktycznie poza skalą epidemiologiczną. Rzekome zagrożenie – wynika więc z obowiązującej frazeologii, w której fakt, że dziecko może się przewrócić w piaskownicy jest argumentem za zamknięciem wszystkich placów zabaw.

Mamy zresztą do czynienia z paradoksem. Najpierw polską produkcję żywności zmuszono do odstąpienia od tradycyjnych metod, zmuszając do nieuczciwej konkurencji z dotowaną i fałszowaną jakościowo żywnością zachodnią. Następnie wymuszono obniżenie polskich norm jakościowych, sanitarno-weterynaryjnych, które zastąpiono przepisami unijnymi, co skutecznie ułatwiło np. Rosji wprowadzania sankcji i ograniczeń dla importu żywności z Polski. A potem wykorzystując przykłady cwaniaków wykorzystujących tak luki, jak i absurdalność wymogów unijnych – dezawuuje się całą polską żywność. Jednocześnie niszczy się polską produkcję mięsną czy rybną – a zarazem wydaje się miliony na żenujące akcje przekonujące rodaków do jedzenia pstrąga czy polubienia steków. Tymczasem Polacy nie boją się ani ryb, ani wołowiny – ale ulegają procederowi robienia im wody z mózgów, ciągłego kołowania i straszenia truciznami. Mamy do czynienia z gigantycznym marnotrawieniem pieniędzy – ogromnym aparatem w którym naraz zachwala się kotleta, straszy nim, dopłaca do niego, po czym nie pozwala zarobić na nim producentowi. Zyskują tylko sami zajmujący się czarnym PR-em no i zagraniczna konkurencja, często z kraju pochodzenia publikatorów przodujących w propagandzie. I tak o to wściekła krowa staje się uosobieniem całej współczesnej gospodarki w realiach globalizacji i Unii Europejskiej.

Konrad Rękas

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *