Eksplozja populacji

Wstęp

Gdy któryś z wielu gatunków staje się wrogiem świata z uwagi na swą nadmierną populację połączoną z naturą truciciela, wówczas równowaga ekosystemów ulega załamaniu. Organizacja Narodów Zjednoczonych oficjalnie stwierdziła, że w roku 2011 globalna populacja osiągnęła 7 mld ludzi. W roku 2024-30 osiągnie 8 mld, a w roku 2050 już około 10 mld. Wedle tych samych prognoz, przy obecnym trendzie, pod koniec XXI wieku globalna populacja świata wyniesie aż 11mld w porywach nawet do 16 mld, choć moim zdaniem bardziej realna liczbą jest około 12,5 mld. W samej tylko Afryce aż od 4 mld do 5,1 mld co oznacza, że w porównaniu z czasami obecnymi populacja Afryki wzrośnie aż cztero- lub pięciokrotnie. Populacja Azji urośnie natomiast z 4,3mld do ponad 5-5,2mld w roku 2050.

W moim artykule zamierzam pokazać zgubną drogę, na którą człowiek skazuje planetę Ziemię, żyjące na niej zwierzęta i rośliny oraz samych siebie. Na przykładzie globalnym oraz na przykładzie kilku krajów i regionów zamierzam omówić problem bomby populacyjnej oraz cenę, którą wcześniej czy później gatunek ludzki będzie musiał zapłacić za swoją ignorancję. Pytanie, na które będę starał sie odpowiedzieć to przede wszystkim, ile miliardów Ziemia jest w stanie utrzymać. Ile miliardów Ziemia jest w stanie nakarmić, napoić oraz zapewnić opiekę lekarską i edukację aby jednocześnie się nie udusić. Moim zdaniem brniemy w czarną otchłań i ciągniemy za sobą wszystko co piękne. Po przedstawieniu faktów liczbowych i ekologicznych zamierzam obudzić moich czytelników przy populacji 12 mld, a następnie przedstawić scenariusz życia, gdy ludzi jest prawie dwa razy więcej niż obecnie i co tak wysoka populacja będzie oznaczać dla każdego z nas.

Historyczna populacja

Aby lepiej zrozumieć, w jak szybkim tempie rósł bardzo zróżnicowany gatunek homo sapiens należy się zapoznać z historią naszej populacji.

W roku 10 000 p.n.e. globalna populacja stała na poziomie tylko 1 mln i była rozrzucona po całej planecie. Były to zimne i brutalne czasy, gdy ludzie polowali na mamuty, a tygrysy szablozębne polowały na ludzi. W czasach, gdy epoka lodowcowa zmierzała ku końcowi, nie było jeszcze lekarstw, a ci, którzy zdołali przeżyć, doczekali najwyżej 30. urodzin.

2000 lat później czyli w roku 8000 p.n.e. było już nas 5 mln co oznacza, że w tamtych czasach globalna populacja była prawie równa obecnej populacji Norwegii. Były to czasy, gdy lody już ustąpiły, a ludzie zajęli się nie tylko polowaniami, ale także osadnictwem. Wraz z narodzinami Chrystusa populacja ludzka stała już na poziomie 200 mln, a ludzie żyli w miastach i wsiach gdzie rozwijał się handel, osadnictwo, rybołówstwo oraz hodowla bydła. Oprócz tego ludzie nauczyli się jak wykorzystywać zioła i rośliny do zwalczania pewnych schorzeń, ran i opuchlizn. Czosnek, estragon, granat, koper, owoce leśne czy chociażby kapusta i napary z wielu warzyw były wykorzystywane do poprawy zdrowia.

Przez kolejne wieki ludzie prowokowali liczne wojny, a różne cywilizacje na świecie doświadczały klęsk żywiołowych, głodu oraz epidemii więc wydaje się, że populacja nie powinna była rosnąć. Przez kolejne wieki rozwoju handlu, budowy dróg i szlaków morskich ludzie eksportowali także zabójcze choroby i doświadczali klęsk. W latach 1315-1322 Europa doświadczyła Wielkiego Głodu. Z powodu złej pogody, która zabiła wiele pól uprawnych zginęło wiele milionów ludzi. Następnie z powodu masowych zbrodni, wysokiej śmiertelności noworodków i nawet kanibalizmu Europa ponownie straciła miliony. W średniowieczu, zwłaszcza w XIV wieku plagi głodu były dość częste i za każdym razem kosztowały setki tysięcy i miliony istnień. Wraz z rozwojem handlu statki z chińskimi przyprawami przywoziły na swych pokładach zarażone szczury co dało efekt nowej epidemii. W latach 1346-53 przez Europę przewinęła się Czarna Śmierć, czyli największa epidemia znana ludzkości która zabiła od 75 mln do 200 mln ludzi. Oznacza to, że epidemia ta zabiła około 40%-50% populacji Europy i potrzeba było kolejnych 150 lat, aby odbudować cywilizację białego człowieka. Czarna Śmierć pojawiała się potem sporadycznie w Europie aż do XIX wieku w różnych formach. Jednak nawet biorąc pod uwagę wszystkie epidemie, prymitywną ciągle medycynę, powodzie zalewające ludzi i uprawy, trzęsienia ziemi i ciągłe wojny, to w roku 1800 światowa populacja stała już na poziomie 1 mld.

Następne dwa wieki, od roku 1800 do 2000 były populacyjną lawiną. Pogłębienie rewolucji przemysłowej, rozwój medycyny, rozwój handlu oraz uprzemysłowienie jedzenia na masową skalę spowodowały że gatunek ludzki nie przestawał rosnąć. Z uwagi na plagę ospy, cholery, gruźlicy i tyfusa przywiezionych na kontynenty amerykańskie przez Białych osadników oraz Czarnych niewolników, po drugiej stronie Atlantyku mogło zginąć nawet 50 mln lub więcej rdzennych Amerykanów. Z powodu wojen o wpływy i przede wszystkim ziemię oraz z powodu braku odporności na choroby przywiezione przez murzynów rdzenna populacja Ameryki znacznie się zmniejszyła.

W obu wojnach światowych zginęło około 80 mln ludzi, a według WHO, AIDS zabiło dotychczas około 40 mln ludzi i zabija około 1,5 mln co roku, z czego 70% zakażeń ma miejsce w Afryce subsaharyjskiej. Moim argumentem jest jednak to, że pomimo tych wszystkich fatalnych faktów populacja rośnie w zastraszającym tempie. Aby lepiej zrozumieć, w jakim tempie populacja ludzka jest w stanie rosnąć, opierając się na publikacjach ONZ oraz US Census Bureau chciałbym przedstawić „lata kolejnych miliardów”. W roku 1959 były już 3 mld ludzi, w roku 1974 już 4 mld, następnie w 1987 było już 5 mld a w 1999 roku globalna populacja podwoiła się od roku 1959 osiągając 6 mld. Oznacza to że zaledwie po 40 latach było nas już więcej o całe 3mld. W roku 2011 było nas już 7mld, a gdy piszę ten artykuł w lutym 2015 roku globalna populacja zwiększyła się o kolejne 250-300mln. Jednak według prognoz ONZ już za 9 lat, w 2024 roku światowa populacja może już osiągnąć 8 mld.

Jak więc widzimy populacji nie ma końca, a od jednego miliarda do drugiego dzieli nas coraz mniej lat. Celem rozdziału „Historyczna populacja” nie było tylko przedstawienie danych, ale także pokazanie, że wojny i epidemie nie rozwiążą problemu bomby populacyjnej. Problem ten może rozwiązać jedynie edukacja o populacji w krajach I Świata oraz wprowadzenie reżimu antypopulacyjnego w krajach III Świata. Niestety biorąc pod uwagę chociażby poziom piśmienności w krajach takich jak: Pakistan (55%), Indie (75%), Bangladesz (56%) czy Etiopia, Mali, Czad i Niger, gdzie poziom piśmienności stoi średnio na poziomie 30%, uważam, że edukacja w tych krajach jest taką samą utopią jak kulturowy Marksizm w Europie. Do ras ciemnych, które stoją na o wiele niższym poziomie kulturowo-cywilizacyjnym edukacja nie jest w stanie dotrzeć na ogólnokrajową skalę. Rasy ciemne są zdolne do brutalnych rewolucji lecz nie do zbiorowej dyscypliny i potrzeby edukacji, co w efekcie doprowadzi je do fatalnych rezultatów przesiąkniętych głodem, epidemią i totalną klęską ich samych. W czasach kolonialnych biały człowiek był widziany jako czyste zło, lecz rasy ciemne nie dostrzegają, że biały człowiek chciał też wprowadzić porządek, edukację oraz technologię I Świata do krajów cofniętych w czasie o setki lat. Dziś już jednak biała cywilizacja nie chce rozwiązywać problemów populacyjnych Afryki i Azji Płd. i to chociażby z powodów ideologicznych. Jedna strona karmi się głębokim poczuciem winy, a druga uczciwie wierzy, że biali są winni za wszystkie krzywdy, które ich spotkały i które już zawsze będą ich spotykać.

Głód, obok epidemii, zbrodni oraz fali problemów społecznych to tylko jeden z efektów bomby populacyjnej.

Bomba kryminalno-populacyjna jako problem lokalny

Eksplozja globalnej populacji nie jest według mnie czynnikiem globalnym, ale raczej lokalnym lub kontynentalnym. Dziś najbardziej zaludnionym kontynentem świata jest Azja, a zaraz po niej Afryka, której populacja przypomina mi wygraną w totolotka, to znaczy „milion w środę, milion w sobotę”. Tymczasem populacja w Europie, Ameryce Płn. oraz w Australii, czyli we wszystkich ojczyznach białej cywilizacji boryka się z niżem demograficznym, poza np. Wielką Brytanią gdzie kontynenty afrykański i azjatycki są przenoszone na wyspy brytyjskie. Z uwagi na poprawność polityczną często słyszymy o globalnych liczbach, które automatycznie sugerują nam, że wszyscy jesteśmy równi, wszyscy mamy taki sam wkład w globalne GDP oraz wszyscy stoimy na takim samym poziomie technologicznym, edukacyjnym i kulturowym. Otóż globalna liczba urodzin stoi na poziomie około 134 mln rocznie, a globalna liczba zgonów to około 56 mln rocznie. Według ONZ liczba ta wzrośnie do 80 mln około roku 2040.

Moim zdaniem są to jednak bardzo optymistyczne (czytaj: zakłamane) dane, gdyż jeśli weźmiemy pod uwagę tylko populację Indii kłamstwo to od razu wychodzi na jaw. W roku 1998 populacja Indii wynosiła 1mld, obecnie wynosi 1,27mld, a w roku 2050 będzie to już 1,6 mld. Widzimy więc, że nie biorąc nawet pod uwagę Afryki, której ogólna populacja w roku 2050 wyniesie przynajmniej 2 mld, opinia ekspertów, że nie ma się o co martwić, jest tylko wielkim kłamstwem. Poza tym w Indiach 800 mln ludzi żyje w skrajnym ubóstwie za $1,25 dziennie a kolejne 300mln żyje w mniej skrajnym ubóstwie za magiczną sumę $2,25 dziennie. Przy tym piśmienność stoi na poziomie około 75%, a szkoły nie są wyposażone ani w pomoce naukowe, ani nawet podstawowe sanitaria. Chcę przez to powiedzieć, że z uwagi na populację w krajach azjatyckich i afrykańskich cały świat staje się III Światem. Według CIA około 1,3 mld światowej populacji żyje w ekstremalnej nędzy (nie mylić z biedą) co oznacza, że ich egzystencja skoncentrowana jest na zaspokajaniu głodu i potrzeb fizjologicznych a około 870 mln jest niepiśmienna. To jest właśnie ta część światowej populacji, która jest przenoszona na kontynent europejski, a potem dostosowuje go do standardów III Świata wnosząc do Europy swe prymitywne obyczaje, choroby, zbrodnie i brak chęci do pracy.

Z uwagi na politykę białego ludobójstwa, polegającego na niszczeniu cywilizacji białego człowieka, rządy krajów Europy prowadzą bardzo szeroko zakrojoną propagandę antypopulacyjną w krajach I Świata, aby mieć wymówkę, co do przenoszenia obcych kontynentów do Europy. Propaganda głównych mediów prowadzi politykę aborcyjną oraz anty-chrześcijańską. Według globalistów, środowiska chrześcijańskie, które są „gorzej wykształcone” mają więcej dzieci niż ateiści, którzy mają mniej dzieci. Jednak autorzy tej propagandy nie czują się komfortowo, aby omawiać fakty, że rodziny afrykańskie i muzułmańskie mają po 4 lub nawet 6 i więcej dzieci w Europie. Oznacza to, że Białym ludziom w Europie Zachodniej wmawia się, że są głupi, jeśli w ogóle mają dzieci, natomiast tylnymi drzwiami imigracja z krajów III Świata oraz ich wysoka rozrodczość sprawiają, że na przykład w Anglii będzie wkrótce trzeba zbudować miasto o wielkości Birmingham bez ani jednego Anglika. Inną sprawą jest lenistwo, strach, dobrobyt, głupota i ekstremalna ignorancja białej rasy, lecz prawo białego apartheidu jak najbardziej istnieje. Tak na przykład, biorąc pod uwagę liczbę urodzin w poszczególnych krajach opublikowaną przez Population Reference Bureau różnice pomiędzy białą cywilizacją a III Światem są ogromne. W krajach afrykańskich takich jak: Niger, Mali, Burundi, Somalia, Nigeria czy Burkina Faso liczba dzieci na każdą kobietę to średnio od 5 do 8. Jeśli chodzi o resztę Afryki to standardem jest 5 dzieci na kobietę. Jeśli chodzi o Azję Płd. to w takich krajach jak Indie, Pakistan czy Bangladesz średnia wynosi od 2,5 do 3, co oznacza, że ich ogromne populacje i tak cały czas rosną. Nawet w Chinach gdzie przy populacji ponad 1,35 mld zastosowano polisę jednego dziecka i tak średnia liczba urodzin na jedną kobietę wynosi 1,6. Dodam, że każdy z tych narodów ma duże diaspory w Europie, Ameryce i Australii i tam ich populacje nie są ograniczane. Dla porównania, w ojczyznach białego człowieka, czyli w krajach takich jak np.: Niemcy, Polska, Austria, Węgry, Dania, Holandia czy Norwegia liczba dzieci przypadających na kobietę to od 1,2 do 1,8. Niestety danych tych nie można brać poważnie pod uwagę, gdyż liczba urodzeń na kobietę w Holandii (1,7), we Francji (2,1) czy w Wielkiej Brytanii (1,9) jest proporcjonalnie wyższa za sprawą muzułmanów i Afrykanów, a liczba urodzeń jest innym badaniem niż np. stała imigracja, która np. w Wielkiej Brytanii jest obliczona na ponad 200 000 rocznie i rośnie. Ponadto obecnie żyjemy o wiele dłużej niż 200 lat temu i problem populacyjno-imigracyjny będzie się pogłębiał w Europie. Nasz nieudolny system doprowadzi do sytuacji w której starzy ludzie będą albo pozostawieni sami sobie albo 1 człowiek będzie pracował na emeryturę 10 emerytów. Także skutki ekonomiczne powiązane z niekończącym się importem murzynów i muzułmanów doprowadzi do zamiany Europy w kontynent III Świata. Według islamu „tylko Allah decyduje o liczbie dzieci” i niestety Allah decyduje też za muzułmanów mieszkających w Europie, co oznacza etniczno-kulturową zmianę białego kontynentu.

Według opinii „ekspertów” populacja zależy jedynie od dwóch głównych czynników: od liczby urodzin oraz długości życia, lecz moim zdaniem populacja zależy przede wszystkim od edukacji. Ponadto ja widzę populację także pod kątem rasowo-kulturowym i uważam, że dla przetrwania Białej cywilizacji oraz zapewnienia równowagi, należy ją właśnie widzieć tylko w taki sposób. Mówiąc o edukacji, klasycznym przykładem dla osób zainteresowanych problemem populacji jest Bangladesz, który moim zdaniem poczynił ogromną poprawę w tym zakresie. Na początku XX wieku średnia urodzin w Bangladeszu wynosiła 6-8 dzieci na kobietę a dziś wynosi 2,5. W Bangladeszu naród w końcu zdał sobie sprawę, że jego ogromna populacja jest śmiertelnym problemem i dlatego istnieje wiele organizacji, które zajmują się edukacją prostych ludzi oraz opieką medyczną. Przygotowane do tej pracy kobiety chodzą od wsi do wsi i od domu do domu, aby rozmawiać z kobietami na temat planowania rodziny oraz aby je zaopatrywać w darmowe prezerwatywy. Jak widać po liczbach urodzin na przestrzeni wieku edukacja ta przyniosła rezultat, choć moim zdaniem stało się to o 100 lat za późno i ciągle daje za małe efekty. Bangladesz zajmuje terytorium nieco większe niż terytorium Grecji, lecz populacja Grecji wynosi tylko 11mln natomiast populacja Bangladeszu wynosi prawie 158 mln. Można więc sobie tylko wyobrazić jak szczęśliwi możemy być, że nie gnieciemy się w Bangladeszu. Nie biorę tu nawet pod uwagę sezonowych huraganów, trzęsień ziemi i ekstremalnej nędzy w Bangladeszu, bo nie o tym jest ten artykuł. Weźmy pod uwagę jedynie lawinę populacji. Według Banku Światowego ogólna gęstość zaludnienia w Grecji wynosi prawie 90 osób na 1 km², podczas gdy w Bangladeszu są to aż 1203 osoby na 1 km². Zatem nam, białym ludziom, którzy zawsze ważą świat przez pryzmat zachodnich standardów może się wydawać, że ludzie w Bangladeszu oraz cała rasa Azji Płd. ma się na baczności i kontroluje populację. Niestety nie. Według szacunków ONZ oraz Departamentu Spraw Ekonomicznych i Społecznych w roku 2035 w Bangladeszu będzie już 191 mln, a w 2050 około 202 mln. Bangladesz podaje jedynie jako przykład i zapewniam, że nie jest to jeszcze najgorszy z przypadków, dlatego że Afryka posiada antystandardy nędzy, zbrodni, epidemii i bomby populacyjnej, przy której nawet Bangladesz może się poczuć jak wielki zwycięzca. Według ONZ pod koniec XXI wieku populacja Afryki wyniesie 4 mld, choć niektóre źródła mówią także o liczbie 5,1mld. Z drugiej strony dla kulturowych Marksistów okupujących Europę oznacza to wielką wygraną, gdyż ogromna populacja Afryki zapewni im nie tylko ciągły napływ płatnych niewolników lecz także niepiśmiennych wyborców, którzy zapewnią lewicy wieczną władzę za cenę poświęcenia Białej cywilizacji.

Ludzie kontra pingwiny

Być może dla niektórych będzie to z pozoru śmieszne, lecz według mnie ludzie rozwiązaliby problem swojej nadmiernej populacji gdyby brali przykład z pingwinów. Gdy patrzę na marsze pingwinów poprzez Antarktykę w poszukiwaniu lepszych żerowisk i pożywienia widzę w tych majestatycznych, dumnych ptakach nas samych. Tak samo jak my żyją w grupach, razem polują i wspólnie chronią się przed drapieżnikami i przed mrozem. Skoncentruję się tutaj na pingwinie cesarskim, który jest największym ze wszystkich pingwinów i który ma największy mózg. Myślę, że jeśli chodzi o zachowania oraz o kontrolę populacji pingwin cesarski zdecydowanie wygrywa z ludźmi nie tylko w planowaniu rodziny, ale także w zachowaniu względem partnera i często też w wychowywaniu młodych. W tym rozdziale zamierzam udowodnić, że wartości rodzinne oraz dobre wychowanie lub jego brak także bardzo wpływają na populację.

Pingwiny cesarskie zaczynają swoje zaloty około marca lub kwietnia i jest to rodzaj tańca oraz głębokich spojrzeń, gdyż samiec i samica stoją naprzeciwko siebie i w ten sposób decydują, czy chcą ze sobą być już do końca życia. Zaloty zaczynają się, gdy na Antarktyce jest około -40Cº, lecz pingwiny rozgrzewa miłość. W ten sposób kopulacja za zgodą obojga partnerów odbywa się około maja i partnerzy ci są już ze sobą do końca życia. Romantyczne, prawda?

Ludzie natomiast mają swoje zaloty przez cały rok choć w wielu krajach zamiast zalotów są to brutalne gwałty. Według szacunków ONZ policja na świecie przyjmuje ponad 250 000 raportów o gwałtach i przestępstwach na tle seksualnym. Są to jednak bardzo zaniżone dane, gdyż w wielu krajach muzułmańskich i afrykańskich oraz z powodu imigracji, także już w krajach europejskich, istnieją honorowe zabójstwa, gwałty małżeńskie oraz strach przed złożeniem raportu na policji z powodu „winy kobiety”. Z powodu gwałtów także rodzi się wiele dzieci co dodatkowo podwyższa populację i pogłębia problemy społeczne nieznane w świecie pingwinów. W krajach afrykańskich ogarniętych wojnami gwałty są liczone w setkach tysięcy i za każdym razem, gdy następuje gwałt, dochodzi też do ciąży u kobiet dorosłych, a nawet 12-letnich dzieci. Podczas wojen domowych w Rwandzie i Sierra Leone gwałt był używany jako broń wojenna i właśnie z powodu setek tysięcy gwałtów urodziło się setki tysięcy sierot. Edukacja jest więc kluczem do rozwiązania problemu, lecz niestety tam gdzie jest najbiedniej i gdzie ludzie są najgłupsi populacja jest największa. Na przykład w Papui Nowej Gwinei 55% wszystkich kobiet zostało zgwałconych, natomiast według szczerych wypowiedzi prawie 70% mężczyzn zgwałciło więcej niż raz, 63% zgwałciło dla zabawy, a 50% aby ukarać kobietę. Gwałciciele są odpowiedzialni za gwałtowny wzrost populacji w tym kraju z rocznym przyrostem naturalnym 3,1%. Na przykład w Jemenie oraz wielu innych krajach arabskich nie istnieje wiek przyzwolenia, co oznacza, że dziewczynki albo umierają podczas porodu albo zostają maszynami do rodzenia. W krajach afrykańskich, jak np. w Kenii i Etiopii jest zwyczaj porywania co oznacza, że murzyn porywa nawet 11-letnią dziewczynkę, gwałci ją przez kilka miesięcy i gdy ta zachodzi w ciążę gwałciciel targuje z jej ojcem cenę za zgodę na ślub. Rocznie w RPA jest pół miliona gwałtów, w Egipcie około 200 000, a w tak zwanym kraju I Świata – w Wielkiej Brytanii – jest ich aż 85 000 rocznie i liczba ta wzrasta wprost proporcjonalnie, wraz z imigracją muzułmanów i murzynów. Z tego samego powodu Szwecja została europejską stolicą gwałtu, lecz mimo to nie przestaje dawać azylu muzułmanom. Ponadto z powodu ekstremalnej poprawności politycznej Szwecja ma najmniejszą liczbę skazań za gwałt, aby nie obrażać muzułmanów. Według amerykańskiej agencji Centers for Disease Control and Prevention w samej tylko Ameryce co roku rodzi się 32 000 dzieci poczętych poprzez gwałt. W Kongo, pomimo że wojna się skończyła, gwałt nie jest już częścią broni wojennej, lecz wszedł on do kultury tego kraju. Każdego roku dochodzi tam do 400 000 gwałtów, a w kraju, gdzie aborcja jest zakazana i gdzie złożenie raportu na policję jest równoznaczne z wykluczeniem ze społeczeństwa, większość gwałtów kończy się ciążami oraz HIV u nowo narodzonych dzieci. Oznacza to, że w Kongu każdego dnia ma miejsce 1100 gwałtów i jest to miejscowa forma kontroli przyrostu naturalnego.

Samica pingwina cesarskiego znosi tylko jedno jajko, które potem wysiaduje ojciec. Po wykluciu młodego pingwina rodzice na zmianę polują i opiekują się młodym, co oznacza bardzo silne więzi rodzinne. Rodzice przestają karmić młodego pingwina, gdy ten jest w stanie sam polować. Dzięki uporządkowanemu cyklowi w świecie pingwinów istnieje porządek oraz naturalna kontrola populacji.

U ludzi więzi rodzinne i wychowanie potomstwa znaczą trochę mniej i jak się okazuje zależą one od rasy. Według Population Reference Bureau aż 67% czarnych dzieci wychowuje się bez ojca, gdy dla porównania u białych ludzi „tylko” 17%-25% jest wychowywanych przez matkę. Jeśli chodzi o murzynów, to niektóre dane mówią nawet o 82%, co oznacza że przeciętnie 70% czarnych mężczyzn ma wiele dzieci z wieloma kobietami i nikt go nigdy nie nazwie tatą. Wówczas dzieci te uczą się żyć na ulicy lub w domach przepełnionych problemami społecznymi bez żadnych wzorów do naśladowania, oprócz gangów i powiększania swojej bezużytecznej populacji. W królestwie poprawności politycznej (UK) około 1,5mln dzieci wychowuje się bez ojców a według BBC Education & Family w Anglii i Walii istnieje 256 dzielnic, gdzie bez ojców wychowuje się aż 50% dzieci. Natomiast w dzielnicy Manor Castle w Sheffield aż 75% dzieci wychowuje się bez ojców, co oznacza że zobaczenie dziecka z ojcem w szkole lub na placu zabaw jest wyjątkowo rzadkim zjawiskiem. Ci sami ojcowie mają często sieroty z innymi kobietami, a gdy dzieci dorastają robią to samo z powodu braku dobrych przykładów i braku edukacji.

Zastanówmy się teraz przez chwilę co stałoby się z populacją pingwinów cesarskich, gdyby te uczyły się kultury od murzynów lub Arabów.

Wyobraźmy sobie że jest nas 12 miliardów i ponieśmy tego konsekwencje

Żyjemy w wiecznie zmieniającym się świecie, w którym nieskończenie trwa migracja ludzi. Jest to migracja wielu ras i kultur do małych miast, do mega-miast powstających z wielkich miast oraz do slumsów Indii, Brazylii, Afryki oraz do upadającej Europy i Ameryki. Przemieszczając się głównie z powodów ekonomicznych, w wiecznej pogoni za jedzeniem, pieniędzmi i prywatną przestrzenią potęgujemy wilczy głód na elektryczność, benzynę, czystą wodę oraz niezbędne usługi. I choć większość ludzi żyje w biedzie, to jednak koło światowej populacji nigdy nie przestaje się kręcić kładąc coraz większy nacisk na naszą planetę oraz na nas samych. Większość z nas nie myśli o problemie bomby populacyjnej, lecz moim zdaniem powinno nas to martwić i myśląc o naszych dzieciach i wnukach powinniśmy być przerażeni. Przez ostatnie 150 lat wiecznie rosnąca populacja ludzka była w stanie dokonać ogromnych zmian na Ziemi. Lasy zamieniliśmy w pola uprawne oraz pomniki z betonu i stali, a inni mieszkańcy Ziemi, zarówno ci mieszkający na lądzie jak i ci żyjący w wodach, nie są już w naszych oczach zwierzętami, ale stali się częścią przemysłu żywieniowego. Ziemia daje nam plony, daje nam węgiel i energię nuklearną ogrzewające nasze domy oraz daje nam ropę dzięki której możliwy jest transport jedzenia, odzieży czy lekarstw. Nie bacząc na dwutlenek węgla będący już na stałe częścią chorej atmosfery nasza populacja wciąż rośnie.

Jednak czy zastanawialiśmy się kiedyś, co by się stało, gdyby było nas tak dużo, że Ziemia nie byłaby już nas w stanie wykarmić, napoić, ogrzać oraz dać paliwa, po to, aby transport jedzenia był możliwy nawet do terenów pustynnych czy górzystych? Co by się stało, gdyby bomba populacyjna skazała nas jeszcze raz na średniowieczne epidemie, plagę głodu, pragnienia, niekontrolowaną anarchię, a nawet kanibalizm? Ujmując to lepiej, skłaniam swoich czytelników do pomyślenia, co by się stało, gdyby te epidemie i tragedie dotknęły każdego z nas, każdego samoluba z osobna? W tym rozdziale opowiem dlaczego nadmierna populacja powinna nas martwić i myślę że nawet najbardziej samolubni zaczną się zastanawiać nad ogromnym problemem, którym jest eksplozja populacji. Wyobraźmy więc sobie że dziś jest nas już 12 miliardów. Oto konsekwencje, które musimy ponieść.

Szalone budownictwo

Rządy większości krajów mają ogromny problem z pomieszczeniem ludzi, dlatego w krajach uprzemysłowionych w życie weszła masowa budowa mieszkań. Niestety mega-miasta utworzone z wielkich miast są już pełne, co oznacza, że nie ma już gdzie budować, a ludzie i tak ciągle napływają. Jedynym kierunkiem budowy jest więc droga do góry. Architekci zaczynają więc budować mega-wieżowce co oznacza, że ich planem jest kopiowanie najwyższych budynków Taipei, Nowego Jorku czy Dubaju i stawianie ich koło siebie w bliskich odległościach, we wszystkich byłych, normalnych miastach. Obecnie problem ten występuje w Hong Kongu, który jest najbardziej zaludnionym miastem na świecie i gdzie budowanych jest nawet do 100 budynków koło siebie z czego każdy ma po 80 pięter. Powoduje to że nie ma czym oddychać, gdyż wiatr nie jest w stanie przedrzeć się przez ścianę betonu. Nie potrafię sobie wyobrazić jak wyglądałby Hongkong przy populacji 12. Obecnie na obszarze 1104 km² mieszka ponad 7 mln ludzi, a na terenach silnie zurbanizowanych nawet do 400 000 ludzi na 1 km². Obecnie 75% terytorium Hong Kongu nie jest przeznaczone pod budowę, lecz gdyby liczba ludzi się podwoiła lub potroiła wtedy powstałoby więcej wysokich „mieszkalnych ścian” co doprowadziłoby do braku cyrkulacji powietrza oraz w efekcie tego do oddychania dwutlenkiem węgla, do wielu chorób i plagi samobójstw. Hongkong podałem tylko jako przykład w celu pokazania ekstremalnej gęstości zaludnienia na małym terenie, lecz skoncentrujmy się teraz na wielkich aglomeracjach. Przy globalnej populacji 12 mld lub większej wyobraźmy sobie Paryż, Londyn, Berlin, Konstantynopol, Tokyo, Delhi, Karaczi, Pekin, Szanghaj, Manilę, Lagos oraz nowe mega-miasto Ameryki Płn. stworzone z Nowego Jorku, Waszyngtonu, Filadelfii, Baltimore, Richmond i Norfolk. Niestety przy populacji 12 mld mieszkalne wieże o 80 piętrach już nie wystarczą. Aby pomieścić 100 mln miasta, wieże muszą mieć około 220 pięter i ważyć ponad milion ton. Pomimo że nie są to dzieła sztuki rozwiązujące problemy mieszkalnictwa rządy świata zdają sobie sprawę, że dla wszystkich nie wystarczy miejsca, że mieszkania będą musiały być mniejsze, a może nawet, że będzie trzeba łączyć rodziny na skromnych metrach kwadratowych. Poza tym do budowania tak wysokich i ciężkich kolosów jest potrzebna skalista podstawa, gdyż inaczej będą one wchodzić w ziemię i spadać jak kostki domina na inne bloki. Poza rozwijającymi się problemami psychicznymi i sanitarnymi oraz ekstremalną klaustrofobią domem dla miliardów ludzi stają się parki, biura, dworce autobusowe, podziemne przejścia, stacje metra, podziemne parkingi i nawet ogrody zoologiczne. Architekci są zmuszeni budować mieszkalne wieże na ostatnich zielonych placach, gdzie ludzie mieszkają w namiotach i gotują w przenośnych kuchniach. Park Centralny w Nowym Jorku, który jest moim zdaniem najładniejszą częścią tego miasta przechodzi szybko do historii. Należy też sobie zadać pytanie kogo w ogóle stać na mieszkanie, gdy nieograniczona siła robocza tworzy narody nisko płatnych niewolników we wszystkich kolorach.

W krajach rozwijających się (choć przy populacji 12 mld lepszym określeniem jest tu „kraje najniższego GDP i PPP) lawiny ludzi mieszkają na pustyniach i pół-pustyniach budując prymitywne domy z materiałów, które są w stanie znaleźć. Tutaj domami stają się także wraki samochodów oraz zardzewiałe wagony kolejowe, a w rejonach świata, gdzie wieją silne wiatry, sprawdzają się okopy przykryte prowizorycznymi dachami.

Populacja 12mld oznacza więc, że nawet w krajach wysoko rozwiniętych era prywatnych, jednorodzinnych mieszkań dobiegła końca.

„…tyle lasów, wszystkie wycięte, i zostały przekształcone w ziemię…która nie może już dać życia. To jest nasz grzech, wyzysk Ziemi i nie pozwalanie jej aby dała nam to co w niej jest.”

Papież Franciszek

Miliardy głodnych

Wśród pierwszych potrzeb każdego człowieka i zwierzęcia jest zaspokojenie głodu, co sprawia że problem z mieszkaniami nie jest największym problemem z jakim musi sobie poradzić 12 mld populacja. Obecnie, gdy populacja wynosi ponad 7,2 mld według skrzydła ONZ o nazwie Farm and Agriculture Organization, grunty rolne zajmują aż 33% powierzchni lądowej świata (149 mln km²), z czego tylko 9.3% stanowią grunty orne, a reszta jest przeznaczona na hodowlę zwierząt. Według Uniwersytetu Wisconsin-Madison nawet 40% powierzchni lądowej świata jest przeznaczonych na grunty rolne, z czego tylko obszar mniej więcej równy powierzchni Ameryki Płd. jest przeznaczony na pola uprawne. Przechodząc do szczegółowych obliczeń oznacza to, że przy obecnej populacji 7,2 mld tereny rolnicze zajmują powierzchnię około 48,9 mln km², czyli tyle, co prawie łączna powierzchnia Azji (>44,6 mln km²) oraz Australii (>7,7 mln km²). Wyobraźmy sobie teraz, że mamy kolejnych wiecznie głodnych 5mld ludzi. Oznacza to, że na tereny rolnicze (hodowla bydła, pola uprawne) należałoby przeznaczyć także łączną powierzchnię Afryki (<30 mln km²), nie licząc rybołóstwa. Nie sądzę też, aby nowe pola mogły się znaleźć na ziemiach rolniczo trudnych lub nawet bezwartościowych, takich jak np. Sahara, skuta lodem Syberia, Arabia Saudyjska czy stepy Mongolii i Kazachstanu. Oznacza to, że ludzie byliby zmuszeni wyciąć „płuca świata” i że ten desperacki ruch przybiłby kolejny gwóźdź do ludzkiej egzystencji. Jestem pewien, że kraje Afryki północnej próbowałyby równać Saharę ciężkim sprzętem, a następnie odsalać wodę z oceanu i pokrywać nią pustynię w celu tworzenia pól uprawnych, lecz przedsięwzięcie to byłoby bardzo trudne. Łatwiej byłoby zostać ekologicznym mordercą i wyciąć lasy Europy i obu Ameryk lecz nawet gdyby ludzie posunęli się do takiego ekstremum to wycięcie lasów byłoby tylko pierwszą, długą fazą w kierunku przekształcania pustej ziemi w pola uprawne. Oznacza to, że biorąc pod uwagę zarówno rozwinięte jak i prymitywne technologie rządy świata nie byłyby w stanie od razu wykarmić 12 mld ludzi, a tym bardziej nie byłyby w stanie wykarmić trzody niezbędnej do dalszego wykarmienia ludzi. Ponadto w wielu częściach świata brakuje też wody co stanowi podstawę upraw rolnych. W latach Zielonej Rewolucji (1940 – 1960) ludziom udało się potroić produkcję zbóż przy jedynie 10% powiększeniu terenów uprawnych, lecz ten cud już się skończył, gdyż od początku Zielonej Rewolucji populacja ludzka urosła prawie 2,5 krotnie. Zatem w roku 1999 zapasów jedzenia na wykarmienie całego świata wystarczyło na 116 dni natomiast w roku 2015 przy populacji 7,2 mld tylko na około 57 dni. Sytuacja ta bardzo się więc komplikuje, gdyż już około roku 2040 będziemy musieli znaleźć wystarczająco dużo jedzenia na wykarmienie dodatkowych, obecnych populacji Indii i Chin. Moi krytycy mogliby powiedzieć, że mogą jeść samo mięso lecz nie jest to takie proste. Konkretnie, świat produkuje około 5 mld zwierząt kopytnych oraz około 15 mld sztuk drobiu i cały ten zwierzyniec pochłania aż 1/3 wszystkich wyprodukowanych zbóż, nie wspominając o zapasach świeżej wody, elektryczności i paliwa. Obecnie na świecie jest ponad 240 mln krów mlecznych, lecz aby mogły one dać mleko, muszą mieć 2 lata i dziennie muszą zjadać 50 kg zbóż, ziemniaków i innych wartościowych pokarmów. Epidemia „wściekłych krów” udowodniła, że aby mięso było wysokiej jakości krowy muszą być karmione z godnością. Hodowla zwierząt nie jest więc opłacalna z uwagi na wysokie koszty, a z uwagi na susze, powodzie i zanieczyszczenia powietrza w wielu częściach świata uprawy także nie są wszędzie pewne. Takie kraje jak na przykład Bangladesz czy Filipiny są regularnie nawiedzane przez huragany i powodzie co oznacza zniszczone uprawy ryżu, zbóż i zwierząt hodowlanych i dlatego nie wyobrażam sobie jak np. Bangladesz będzie w stanie wykarmić 200 mln. Coraz częstsze są także huragany, tajfuny i trzęsienia ziemi w Azji wschodniej, a jeden z nich uderzył w elektrownię jądrową w Japonii, co skaziło uprawy. Wówczas Japonia o populacji 127,5 mln była zmuszona importować ryż z Chin.

Głodne dzieci – ofiary bomby populacyjnej

Według agencji ONZ o nazwie Food and Agriculture Organization globalny zbiór pszenicy, która jest jednym z głównych zbóż, w roku 2013 wyniósł 713 mln ton i liczba ta waha się zależnie od warunków pogodowych. W roku 2012 wyniosła ona ponad 674 mln ton, w latach poprzednich tylko nieco ponad 600 mln ton, a w roku 2002 – tylko 560 mln ton. Dla porównania w roku 2012 zebrano około 720 mln ton ryżu oraz ponad 870 mln ton kukurydzy. Wyobraźmy sobie więc jak dramatyczne i szkodliwe dla środowiska oraz niszczące dla budżetu przeciętnej rodziny w Europie byłoby gdybyśmy musieli wykarmić kolejne Chiny, Indie i Afrykę. Niekontrolowana populacja oznacza anarchię, gdyż w świecie, gdzie wycieczka do sklepu kosztuje 50% przeciętnej pensji ludzie nie są już zainteresowani napadaniem na sklepy jubilerskie, lecz na sklepy z jedzeniem. Przy populacji 12 mld i wysokiej technologii krajów rozwiniętych bezrobocie sięga niewyobrażalnych poziomów, a tych, którzy pracują, też nie stać na życie. Ludzie muszą więc myśleć samemu jak wykarmić swoje rodziny i dlatego z pracowników biurowych, kierowców, czy lekarzy przekształcają się najpierw w myśliwych a potem w miejskich rolników. Gdy zabraknie już zwierząt domowych, wówczas dachy domów, parapety, krawędzie piętrowych parkingów, balkony oraz boiska sportowe zostają zamieniane w pola uprawne. Jednak, co jeśli nie ma wystarczająco dużo wody dla ludzi, zwierząt i hodowanych roślin, a opady deszczu nie są w stanie podlać upraw? Powstaje globalny chaos dodatkowo powodowany tym, że kraje takie jak Chiny oraz USA, zaprzestają eksportu nasion, aby móc wyżywić własnych obywateli. W akcie kolejnej desperacji ludzie kierują się ku morzom i oceanom i odławiają więcej ryb niż kiedykolwiek. Ryby stanowią bardzo ważną część ludzkiej diety, gdyż posiadają wiele cennych witamin, minerałów i protein. Biorąc pod uwagę historię rybołówstwa ludzie już 200 lat temu doprowadzali gatunki ryb i ssaków morskich na skraj egzystencji. Tak było z wielorybami z powodu oleju oraz z wieloma gatunkami ryb dla cennego mięsa. Okoń morski, błękitnopłetwy tuńczyk, czy śledź był już prawie usunięty z powierzchni naszej planety i ludzie nie zdają sobie sprawy, że połowy ryb oznaczają załamanie łańcucha pokarmowego oceanów. W 2003 roku stwierdzono nawet, że populacja dużych ryb stoi na poziomie 10% swoich pierwotnych populacji. Według badań przeprowadzonych przez Food and Agriculture Organization (FAO) przy populacji 7 mld w ostatnich latach z mórz wyławianych jest około 90 mln ton ryb, a z farm około 63 mln ton, z czego ponad 30% połowu było w Chinach. Reasumując, przy populacji ludzkiej nieco ponad 7 mld w 2010 roku wyłowiono 148 mln ton ryb, a w roku 2011 aż 154 mln ton ryb. Do tego dochodzą też nielegalne połowy liczone w kolejnych milionach ton oraz łowienie rekreacyjne na wędkę. Zastanówmy się więc ile ton ryb należałoby wyłowić w roku 2050 przy populacji około 10 mld, ile w ogóle zostałoby jeszcze ryb i ile kosztowałby kilogram karpia czy łososia wyhodowanego na farmach? Odpowiedzią na to pytanie jest chaos związany z załamaniem gospodarki rybnej, chyba że ludzie zrezygnowaliby z ryb na kilka lat. Pamiętajmy jednak, że ludzie nie chcą czekać. Oni chcą jeść teraz.

Zdesperowane rządy budują także więcej fabryk i więcej elektrowni aby podołać 12 mld populacji, a szerokie kominy dzień i noc wypuszczają do atmosfery śmiertelne dla ludzi substancje. Największe mega-miasta Europy, obu Ameryk i Azji są pochłonięte przez trujące mgły powodujące wiele chorób. W Nowym Jorku, w Delhi czy w Londynie trujące gazy zakrywają już 70% promieni słonecznych, a krajobraz wielkich miast w Chinach wygląda jak na Marsie. Chiny zamieniają się w „czerwoną planetę”, a rząd kłamie na temat mnożących się epidemii raka.

Woda – największy skarb

Przy populacji 12 mld światowe mega-miasta stają się zatłoczone, a na ich obrzeżach powstają miasta namiotowe i małe pola. Ludzie kaleczą planetę i siebie samych wycinając lasy i sprawiają, że oceany zaczynają być tylko martwą wodą. Plantacje i farmy zwierząt pochłaniają coraz więcej energii, zbóż i wody. Ceny jedzenia sięgają kosmosu. Ludzkość ma kolejne problemy. Od ciągłego transportu jedzenia ciężarówkami i pociągami wiele dróg i torów kolejowych potrzebuje natychmiastowych, miliardowych inwestycji albo miliony ludzi mieszkających z dala od głównych centrów umrze z głodu. Biorąc więc pod uwagę światowe problemy z mieszkaniami, jedzeniem i niezbędnym transportem, jak na ironię ciągle nie są to najgorsze z problemów. 12 mld ludzi i miliony zwierząt muszą pić, a uprawy muszą być nawadniane, aby mogły produkować warzywa i zboża. Tu się zaczyna chaos ponad wyobrażenia, gdyż klimat na świecie jest kapryśny. Miasta takie jak Singapur czy Hongkong mają wysokie opady i ciepły klimat choć mało miejsca, natomiast miasta takie jak Lima, Dubaj czy Kair są w absolutnej desperacji ws. wody i nie chodzi tu tylko o picie, ale także o higienę i sanitaria. Weźmy Londyn jako przykład, w którym w roku 2015 przy globalnej populacji 7,2 mld mieszka ponad 8,5 mln ludzi. Podejrzewam, że gdy zaczną się tworzyć fundamenty chaosu imigracja nie będzie miała już żadnych granic i przy światowej populacji 12 mld w Londynie zamieszka około 20 mln. Tak ogromna populacja wymaga ogromnych inwestycji, gdyż aby dostarczyć wodę do każdego kranu w Londynie należałoby zrewolucjonizować system kanałów ściekowych, tak aby się nie zapchały. Jeśli dwa razy więcej ludzi będzie przekręcało kran, używało toalet i brało prysznic, wówczas system wodny może nie nadążyć. W efekcie woda na ulicach może wylewać z kanałów, a w mieszkaniach będą powodzie z powodu wylewających toalet, co sprawi, że do Anglii i innych europejskich krajów powrócą takie choroby jak cholera, dur brzuszny, dezynteria i niewydolność nerek. Gdy woda z szamb zacznie się mieszać z wodą pitną, ludzie pijąc ją w akcie desperacji skazują się na powolną śmierć przenoszoną przez szczury. Europa znów będzie więc nawiedzona przez epidemię Czarnej Śmierci, która ostatnio nawiedziła kontynent w XIV wieku. W krajach rozwijających się, które są gorętsze i gdzie opieka lekarska jest rzadkością, ludzie chorują krótko i umierają masowo w cierpieniu. W tym momencie zaczyna się masowa migracja niezarażonych i w miarę silnych na północ gdzie znajdują się największe rezerwy świeżej wody, a ci którzy zostają w miastach, kupują wodę na talony. Wkrótce przed rządowymi obiektami zaczynają się masowe protesty ludzi z kanistrami w rękach, dlatego politycy którzy chcą utrzymać się u władzy decydują się na kolejny ekstremalny ruch. Wysyłają statki na biegun północny, aby tam żołnierze wysadzali w powietrze góry lodowe, a potem w specjalnych warunkach holowali je do reszty świata. Po niedługim czasie zostaje więc zakłócony ekosystem dalekiej północy co nadal nie zmienia niczego w świecie 12 mld populacji ludzkiej. Wkrótce rząd zdaje sobie sprawę, że wysadzanie gór lodowych na północy nie zdaje egzaminu, a rezerwuary świeżej wody są już prawie puste. Nie ma czym nawadniać pól i nie ma czym poić zwierząt do wykarmienia ogromnej populacji co sprawia że zbiory ziaren i ryżu w Azji poniosły klęskę i naród chiński i indyjski umiera z głodu. Afryka subsaharyjska staje się strefą śmierci. Ludzie w końcu zdają sobie sprawę, że woda używana do kąpieli, pryszniców, prania, zmywania, spłukiwania toalet, czy choćby podlewania trawników była skarbem gwarantującym złotą erę ludzkości. Z powodu braku wody cierpi także przemysł budowniczy, gdyż do produkcji stali czy chociażby mieszania cementu także potrzebna jest woda.

Po krótkim czasie pojawia się ten sam fenomen, który miał miejsce po wyginięciu dinozaurów. Okazuje się, że przetrwały tylko te najmniejsze gady, gdyż nie było wystarczająco dużo pożywienia aby zapewnić przetrwanie nawet średnim zwierzętom. W przypadku 12 mld populacji jest tak samo. Największe szanse przetrwania będą miały tylko bardzo małe narody samodzielnie produkujące jedzenie i mające dostęp do wody, które w dodatku są oddzielone geograficznie. Takie kraje i regiony jak Islandia, Grenlandia, Falklandy czy Wyspy Owcze będą miały najłatwiej. Jednak wszędzie tam, gdzie jest gorąco i daleko od rzek pojawi się śmierć głodowa, którą z kolei przyspieszą epidemie. W obliczu chaosu głodowego, gdy nie ma czego pić i czym się umyć jasne jest też, że interesy narodowe są warte więcej niż interesy unijne oraz słowa przypieczętowane umowami i sztucznymi uściskami dłoni. 12 mld ludzi wypija rzeki szybciej niż te są w stanie dać, a na przykład Tamiza, od której zależny jest Londyn, zaczyna być coraz płytsza powodując okresowe susze, co z kolei prowadzi do załamania gospodarki. 20-mlnowa populacja Londynu nie jest w stanie przeżyć bez wody.

12 mld ludzi zwyczajnie nie jest potrzebnych. Ludzie zaczynają przeszkadzać, zaczynają być pasożytami Ziemi, a ich życie nie ma już żadnej wartości. 3 mld bezrobotnych oraz kolejne 1 mld niedopłaconych włamuje się do domów w poszukiwaniu wody i jedzenia. Gospodarka jest zniszczona i następuje chaos. Na ulicach jest armia, a na całym świecie zostają wprowadzane godziny policyjne. Głód i pragnienie są jednak silniejsze i dlatego, gdy w którymś kraju jest więcej wody nawet kule wymierzone w tłum imigrantów nie są w stanie zatrzymać milionów. Na świecie wybuchają wojny o wodę i częste stają się także „wodne migracje” na północ. Ci ludzie nie mają nic do stracenia, lecz nie wiedzą, że z powodu pestycydów używanych do upraw oraz ciężkich gazów i chemikaliów wydostających się z kominów elektrowni i fabryk większość wód jest po prostu zatruta, a ich brzegi są cmentarzem ryb, ptaków i roślin. Teraz pozostaje już tylko albo dokopanie się do wód podziemnych, albo wspinaczka w wysokie partie Himalajów i innych pasm górskich. Niestety w tym stanie nikt nie ma na to siły i nikt nie ma wystarczających zapasów wody, aby się tam dostać. Najsilniejsi oraz najbardziej wytrwali docierają na północ Kanady, Skandynawii, Syberii oraz w Andy, a potem żyją w surowych warunkach i zaczynają od nowa. Co do reszty to jest to sytuacja fatalna, tym bardziej, że pustynie powiększyły swój zasięg, a ziemie są zniszczone.

Już teraz, w roku 2015, przy światowej populacji około 7,2 mld, na liście krajów ubogich w wodę znajdują się między innymi cały Półwysep Arabski, Izrael, Jordania, Afryka Środkowa i Subsaharyjska, południowa część Azji Centralnej oraz Malta i Malediwy. Wodnego problemu nie mają między innymi: Rosja, Kanada, USA, Chiny, Peru, Brazylia, Kolumbia i Indonezja.

Depopulacja

Jest to ironiczne, ale najbardziej naturalnym sposobem na depopulację jest doprowadzenie populacji do takich granic, aby miliardy umarły z głodu, pragnienia, zimna, wycieńczenia i załamanej gospodarczego. Ludzie są zbyt samolubni i ignoranccy, aby mogli się przejmować losem planety oraz przyszłych pokoleń. Dopiero, gdy z powyższych powodów umrze wiele miliardów, przyszłe pokolenia zdadzą sobie sprawę za jakiś czas, ile Ziemia jest w stanie utrzymać i dopiero wtedy natura zacznie się sama odbudowywać. Odpowiedzialne życie w zgodzie z przyrodą jest więc niezmiernie ważne.

Co jakiś czas tworzone są też teorie depopulacyjne, które moim zdaniem są do pewnego stopnia prawdziwe. Rządy starają się ograniczyć populację Trzeciego Świata, choć biorąc pod uwagę poprawność polityczną oraz fakt, że depopulacja będzie musiała mieć związek z ludobójstwem jest to bardzo wrażliwy temat, który źle wpływa na wyborców. Popularną tezą są genetycznie modyfikowane warzywa i mięso firm Monsanto lub Codex, które w swym składzie mogą mieć substancje toksyczne, powodujące raka lub ograniczające popęd seksualny. Nigdy nie przeprowadzałem badań na ten temat, lecz jeśli zastanowimy się przez chwilę, dlaczego w Anglii pewne gatunki jabłek i pomidorów wyglądają dokładnie tak samo i dlaczego kurczaki mają rozmiary średnich indyków to teoria ta nabiera sensu. Monsanto mająca swe korzenie w piekle jest już dobrze znanym trucicielem w Europie jako producent genetycznie modyfikowanego jedzenia. Wyobraźmy sobie, że reżim Nowego Porządku Świata doprowadza rolników do ubóstwa, a następnie daje im dopłaty tylko po to, aby ci byli zmuszeni kupować genetycznie modyfikowane nasiona od Monsanto, co oznacza, że pełna chemikaliów kukurydza czy pszenica nie jest już zwykłą rośliną stworzoną przez Boga, ale przez Frankensteina. Na przykład firma Codex założona przez Lucyfera bez skrupułów dodaje do swoich produktów pestycydy i chemikalia, które są bardzo groźne dla życia i zdrowia człowieka. W 2001 roku zebrało się w tej sprawie 176 krajów i każdy z nich jednogłośnie zdecydował, że choć wszystkie z nich są bardzo niebezpieczne to 12 z tych trujących substancji jest absolutnie niedopuszczalnych, a 9 z nich to pestycydy które istnieją tylko po to, aby zabijać. Nazywają się one Persistent Organic Pollutants (POPs) i Codex dodaje je do jedzenia. Pestycydy dodawane do jedzenia to między innymi: DOT, Mirex, Dieldrin, Hexachlorobenzene, Toxaphene, Chlordane, Aldrin, Mirex, Endein i Pentachlorophenol. Celowe zanieczyszczenia (powszechnie znane jako środki kontaminujące) dodawane do jedzenia to: Furan, Dioxin i PAH, a chemikalia dodawane do jedzenia to: PCB i Hexabromobiphenyl. Obecnie w USA genetycznie modyfikowanych jest 85% kukurydzy, 88% bawełny i 91% soi. Z powodu ogromnej populacji genetycznie modyfikowane rośliny i zwierzęta są niestety tragiczną przyszłością naszej planety. Oficjalnie zwierzęta nie są jeszcze modyfikowane genetycznie z uwagi na sprzeciw ludzi lecz powstał już program w celu wyhodowania genetycznie zmodyfikowanych łososi. Innymi słowy, byłyby to łososie, które mogłyby mieć nawet geny świni lub krowy. Na marginesie, w Wielkiej Brytanii rząd „konserwatywny” zatwierdził prawo, że rodzicami dziecka mogą być nawet trzy osoby, gdyż w laboratorium do komórki jajowej kobiety można podać nasienie mężczyzny oraz geny innej kobiety. Genetyka roślin to moim zdaniem tylko początek natomiast prawdziwym celem jest masowa inżynieria ludzi, i to nie z powodów żywieniowych.

Kraje gdzie istnieje obowiązek znaczenia genetycznie modyfikowanego jedzenia

Z wielkim niedowierzaniem podchodzę też do epidemii wywołanych w Afryce dlatego traktuję ten kontynent oraz jego czarną populację jako myszy doświadczalne testujące śmiertelne wirusy wyhodowane w laboratoriach zagłady. Jak to się stało, że HIV ujawnił się dopiero w XX wieku i jak to możliwe, że nagle wybuchł wirus Ebola. Wydaje mi się, że technika nie stoi jeszcze na tak wysokim poziomie jak rządzący tego potrzebują dlatego, że HIV zabija latami, a Ebola nie jest wystarczająco skuteczny. Elicie jest więc potrzebny wirus perfekcyjny, który zabijałby niezależnie od położenia geograficznego, lecz tylko tych o określonym pochodzeniu genetycznym. Jestem pewien, że żydzi zrobiliby taki „prezent” Arabom gdyby mogli, lecz problem w tym, że obydwie te rasy mają bardzo podobne pochodzenie genetyczne. Wojny nie działają, gdyż nawet w Iraku i Afganistanie populacja wciąż rośnie. Jedynym rozwiązaniem jest więc albo doprowadzić do naturalnej depopulacji kosztem planety albo do złotego środka zaadresowanego do konkretnych ras. Z uwagi na liczebność ponad wszelkie wyobrażenia, myślę że tego rodzaju wirusy musiałyby być przeznaczone dla rasy czarnej, rasy brązowej i rasy żółtej i przed ich użyciem autorzy wirusa powinni już mieć gotowe antidotum oraz wstrzymać loty do tych krajów i zastopować import. Następnie przy około 5-10% populacji, która przetrwa do odkrycia cudownego anitodum. Od razu odżyłaby przyroda, powietrze byłoby czyste, morza i oceany byłyby zatłoczone od ryb, a lasy i mieszkające w nich zwierzęta sprawiłyby, że świat bez murzynów byłby piękniejszy, zdrowszy i spokojnieszy. Wyobraźmy sobie świat bez Cyganów oraz świat, gdzie populacja Pakistanu i Arabistanu to maksymalnie 100 000 w każdym kraju. Ktoś mógłby uznać moje pomysły za straszne zło, lecz zapewniam, że ja tylko mówię otwarcie o tym, nad czym rządząca elita rozmyśla już od dawna i co na pewno stara się wprowadzić w życie. Jestem pewien, że laboratoria zagłady pracują już od dawna i że rząd USA, Izraela i Wielkiej Brytanii potajemnie finansują te badania. Zastanawiam się też, czy tak zwane „choroby nieuleczalne” są naprawdę nieuleczalne i co by się stało gdyby przy obecnej bombie populacyjnej ktoś zdradził lekarstwo na raka lub malarię, na którą co roku umiera około milion ludzi. Pamiętajmy, że zdrowie jest wielkim interesem firm farmaceutycznych i na rynek nie są wypuszczane te lekarstwa, które leczą, ale te, które wygrywają przetarg. Z wielkim niedowierzaniem podchodzę także do akcji szczepień w Afryce, które przy obecnej sytuacji powinny być wręcz nafaszerowane stałymi środkami sterylizującymi. Powinien to być priorytet.

Podsumowanie

Zdaję sobie dobrze sprawę, że mój artykuł jest bardzo dramatyczny oraz że przez wielu będzie postrzegany jako mroczna fantazja. Uważam jednak, że mój scenariusz spełni się na pewno w wielu kwestiach i będzie to bardzo przykre doświadczenie dla gatunku ludzkiego. Co więcej, w swoim artykule omówiłem tylko niektóre przykre fakty, a gdybym podjął dalszy wysiłek mógłbym kontynuować ten temat jeszcze długo. Moim zdaniem bez edukacji oraz bez przyznania się do tego, że problem populacyjny istnieje, ludzie są jak alkoholik, który w swej niedbałości i upojeniu pije aż do śmierci. Żyjemy w świecie gdzie prawie połowa ludzkości (3 mld) żyje za mniej niż 2,5$ dziennie, a aż 80% ludzkości żyje za mniej niż 10$ dziennie. Dla ekonomistów Trzeci Świat to także wrzód na ciele, gdyż 40% ludzkości daje tylko 5% światowego GDP, podczas gdy bogate 20% ludzkości daje 75% GDP. Biorąc pod uwagę ten smutny fakt, elitom nie opłaca się trzymać Afryki przy życiu i nikt nie dba o to, że tylko z powodu nędzy i niedożywienia umiera 22 000 dzieci dziennie i że ciągle około 750 mln nie potrafi się nawet podpisać.

Być może ktoś kiedyś napisze artykuł, w którym stwierdzi, że nie ma żadnego problemu i jestem pewien, że są także „specjaliści” tego typu. Ja jednak uważam, że w skali globalnej eksplozja populacji będzie problemem doprowadzającym kraje uprzemysłowione na krawędź przetrwania, także psychicznego, a dla większości ludzkości oraz dla naszej pięknej planety będzie to katastrofa. Jeśli natomiast chodzi o edukowanie murzynów oraz innych prymitywnych ras, to porównałbym to z mitem o Syzyfie, tylko że w tym przypadku Syzyf nie jest w stanie wturlać swojego kamienia nawet do podnóży góry.

Jako podróżnik czuję bardzo bliskie powiązanie z naturą i uważam, że usunięcie piękna naturalnego z powodu własnej chciwości, ignorancji, głupoty i braku szacunku do wszystkich wspaniałych istot żywych jest równoznaczne z usunięciem Boga. Aby zobaczyć, co się dzieje, gdy naród odrzuca Boga można spojrzeć na Rosję 1917 roku oraz na plagę gwałtu w tragicznym eksperymencie multi -”kulturowej” Europy.

Marcin Malik

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

0 thoughts on “Eksplozja populacji”

  1. W depopulacji nie chodzi o usunięcie nędzasrzy w III świecie, ale, przede wszystkim, o usunięcie BIAŁEGO CZŁOWIEKA, a zwłaszcza ARYJCZYKA, bo tylko ON realnie zagraża żydowstwu i będącym na jego usługach masonom, pedałom i miłośmierdnikom.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *