Engelgard: Powstanie 1944 – temat ciągle żywy

czolo_2.jpg
Od pierwszego wydania naszej książki „W imię czego ta ofiara? Obóz narodowy wobec Powstania Warszawskiego” minęło osiem lat. Czy w tym czasie nasza wiedza o Powstaniu Warszawskim poszerzyła się? Czy w dyskusji, jaka się nadal na ten temat toczy pojawiły się nowe wątki? I jak mają się one do tez zawartych w naszej książce?

Przede wszystkim należy powiedzieć, że polityzacja i ideologizacja dyskursu na temat powstania trwa nadal, choć mit powstania został w ostatnich latach przelicytowany przez mit „żołnierzy wyklętych”. Co ciekawe, największymi zwolennikami mitu „żołnierzy wyklętych” są ci publicyści i historycy, którzy nie pozostawiają suchej nitki na dowódcach AK, którzy podjęli decyzję o walce w Warszawie w dniu 1 sierpnia 1944 roku.

Są to m.in. Sławomir Cenckiewicz, Piotr Zychowicz i Rafał Ziemkiewicz. Z tematem naszej pracy ma to związek bezpośredni, bo posiłkując się krytycznym stanowiskiem obozu narodowego wobec powstania, historycy ci uprawiają jednocześnie bezkrytyczny kult podziemia zbrojnego po 1944 roku, kreując nowy mit o wielkim „antysowieckim powstaniu”, wyolbrzymiając przy okazji liczbę jego uczestników. W tej narracji AK powoli staje się organizacją nie tylko mniejszą niż „wyklęci”, ale także podejrzaną z powodów politycznych.

Dlaczego? Bo – zgodnie z ta nową wykładnią dziejów najnowszych – nie tylko doprowadziła do klęski Powstania Warszawskiego, to w dodatku „kolaborowała z Sowietami”. Tak oto, jedno z powstań, warszawskie, wymierzone przeciwko Niemcom – jest złe, a drugie „antysowieckie”, a w zasadzie tak naprawdę przeciwko państwu powstałemu w 1944 – dobre, a nawet chwalebne. Wiąże się to ściśle z jawną już gloryfikacją koncepcji tzw. opcji niemieckiej, dobitnie sformułowaną przez Piotra Zychowicza w książce „Pakt Ribbentrop-Beck” (2012) i rozwiniętą w książce „Opcja niemiecka. Czyli jak polscy antykomuniści próbowali porozumieć się z Trzecią Rzeszą” (2014). Tak więc, w 1939 roku Polska nie powinna walczyć z Hitlerem, tylko zawrzeć z nim sojusz, a w czasie wojny absolutnie nie walczyć z Niemcami, tylko z Sowietami. Biorąc to pod uwagę można zrozumieć intencje i główne tezy książki Piotra Zychowicza pt. „Obłęd`44. Czyli jak Polacy zrobili prezent Stalinowi wywołując Powstanie Warszawskie” (2013).

Słuszna krytyka dowództwa AK, często zbieżna z tym, co mówili i pisali przedstawiciele obozu narodowego, jest jednak w narracji Zychowicza podporządkowana tezie ideologicznej o priorytecie walki z „komunizmem” i Sowietami a nie z Niemcami. To była – według niego – największa zbrodnia Komendy Głównej AK. Albowiem z punktu widzenia wojskowego powstanie było skierowanie właśnie przeciwko Niemcom, wpisywało się więc w walkę całego narodu polskiego, od samego początku, czyli od września 1939 roku – z tym właśnie państwem. Walka AK w Warszawie w 1944, choć nieprzygotowana i tragiczna w skutkach – była jednak konsekwencją uczestnictwa Polski w walce koalicji antyhitlerowskiej przeciwko Niemcom. I to jest główny zarzut Zychowicza, a nie to, że była to walka, którą podjęto pochopnie i nierozważnie. Jest to dla niego tylko dogodnym argumentem mającym uzasadnić tezy głoszone po wojnie przez Józefa Mackiewicza. Dlatego też książka Zychowicza o powstaniu jest mimo jej zalet bałamutna i niewiarygodna.

Owszem, była ona bez wątpienia sukcesem wydawniczym, który przekonał autora o jego wielkości i zachęcił do pisania następnych, już jednak znacznie mniej popularnych. Od samego też początku jego historiozofia spotkała się z ostrą krytyką, także wśród prawicowych publicystów. Warto tu wymienić publikację tygodnika „Do Rzeczy” pt. „Obłęd – 1944 czy 2013?”, w której wypowiedzieli się tacy autorzy, jak Sławomir Cenckiewicz, Piotr Gontarczyk, Łukasz Warzecha, Piotr Semka czy Bronisław Wildstein.

Np. Piotr Gontarczyk napisał na ten temat tak: „Obłęd ’44” to karykatura historii, w której wielu pol¬skich polityków i dowódców odmalowano jako głupków, alkoholików, zdrajców oraz ruskich agentów. Książka nie spełnia przy tym minimalnych kryteriów formalnych pracy naukowej (brak źródeł cytatów), a nawet solidnego dzieła dziennikarskiego. Brutalność ataków i bezwzględ¬ność w odzieraniu Polaków z sacrum pobiła tu wszystko, co dotychczas w tej kwestii napisano. Szkody, jakie autor wyrządził polskiej historii i współczesności, są trudne do oszacowania”.

Ostatnio spór dotyczący twórczości Zychowicza rozgorzał na nowo. Po tym, jak napisał on, że AK „kolaborowała z Sowietami”, komentując słowa ministra obrony narodowej Antoniego Macierewicza” („Polska była jedynym narodem, jedynym państwem, które nigdy nie kolaborowało ani z sowieckim, ani z niemieckim zaborcą, które nie stworzyło podczas drugiej wojny światowej rządu kolaborującego”) – odezwał się Piotr Zaremba, który napisał na portalu wpolityce (29 maja 2017): „Przyrzekłem sobie, że nie będę komentował twórczości Piotra Zychowicza. Bo jakakolwiek debata nobilituje twórczość w stylu political fiction, zabarwioną na dokładkę czytelnymi intencjami politycznymi. A ów autor jest wyraźnie zainteresowany rozgłosem, jeśli nie skandalem, co przelicza się potem na zyski z kolejnych produkowanych coraz bardziej gorączkowo tytułów. Nieprzypadkowo te tytuły są prowokacjami. Nie powinno się ulegać takim prowokacjom”.

Z kolei Zychowicz replikował na portalu „Do Rzeczy” (30 maja 2017): „Aby podjudzić na mnie czytelników [Zaremba] twierdzi, że „zniesławiam wykonawców” akcji „Burza”. Tymczasem już chyba setki razy pisałem, że moja krytyka nie jest wymierzona w zwykłych żołnierzy AK, którzy wypełnili swój żołnierski obowiązek wzorowo. Uważam, że powinniśmy być z nich dumni. Krytycznie oceniam natomiast dowódców AK, którzy wydali rozkazy nakazujące witać na polskiej ziemi sowieckiego okupanta i pomagać mu w walce z Niemcami. Przyniosło to katastrofalne skutki w postaci masowych aresztowań AK-owców przez NKWD. Wielu z tych polskich patriotów zostało zamordowanych lub wywiezionych do łagrów. Wydając rozkaz do przeprowadzenia akcji „Burza” dowództwo AK podało Sowietom swoich żołnierzy na tacy. Był to czysty obłęd, za który zapłaciliśmy straszliwą, krwawą cenę. Szminkowanie historii, jakie uprawiają nasi brązownicy historii, nie jest w stanie ukryć tego smutnego faktu”.

OkłCmyk03-copy.jpg

Jakie jest wobec tego nasze stanowisko? Nie uległo ono zmianie od czasu wydania tej książki po raz pierwszy w 2009 roku. Żył jeszcze wtedy Wiesław Chrzanowski, który zgodził się napisać krótki wstęp, będący jej głównym mottem. W naszym przekonaniu, jest on nadal aktualny. Obóz narodowy, z jednej strony, zawsze uważał, że nieudane powstania, polityczny romantyzm i chciejstwo – były często przyczyną tragedii, z drugiej twierdził zawsze, że to Niemcy były od końca XVIII wieku głównym i najbardziej niebezpiecznym wrogiem narodu polskiego. II wojna światowa była zwieńczeniem tego złowrogiego procesu. Została zagrożona biologiczna egzystencja narodu polskiego, dlatego pod koniec wojny nakazem nie tylko politycznym, ale i moralnym było oszczędzanie polskiej krwi.

Z tego punktu widzenia Powstanie Warszawskie było zaprzeczeniem tej strategii. Naraziło wielkie miasto, i mieszkającą tam ludność, na bezsensowne straty, na zagładę, i to w końcówce wojny, która była już militarnie rozstrzygnięta! Nie był natomiast błędem sam fakt walki zbrojnej z Niemcami, z wrogiem, którego cały naród polski uznawał wtedy, i słusznie, za śmiertelnego wroga. Ta walka, którą musiała prowadzić AK, nie musiała i nie mogła toczyć się jednak wewnątrz stolicy Polski, co jasno i dobitnie twierdził gen. Stefan Rowecki „Grot”. W naszym przekonaniu, nakazem realizmu politycznego, wbrew temu co się obecnie twierdzi, było także zaprzestanie walki zbrojnej z nową władzą po 1944 roku. Takie było zresztą oficjalne stanowisko Stronnictwa Narodowego na emigracji i większej części struktur cywilnych w podziemiu.

Mając to na uwadze, zwracamy uwagę na dwie naukowe publikacje, które ukazały się po 2009 roku. Pierwsza z nich to praca Aleksandry Richie pt. „Warszawa 1944. Tragiczne powstanie” (2013), w której autorka położyła główny akcent na gehennę ludności cywilnej (rzeź Woli) i błędność kalkulacji wojskowych KG AK. Ale większy ciężar gatunkowy ma książka prof. Andrzeja Leona Sowy pt. „Kto wydał wyrok na miasto? Plany operacyjne ZWZ-AK (1940-1944) i sposoby ich realizacji” (Kraków 2016). Ta licząca 822 strony praca naukowa jest podsumowaniem dorobku historiografii polskiej na ten temat i najważniejszą książką o powstaniu od czasu ukazania się pracy nieżyjącego już Jana Ciechanowskiego „Powstanie warszawskie: zarys podłoża politycznego i dyplomatycznego” (Londyn, 1971).

Sowa potwierdza w całej rozciągłości ustalenia Ciechanowskiego o wielkiej pomyłce KG AK, której nic nie może usprawiedliwić. W jednym z wywiadów („Dziennik Polski”, 26 lipca 2016) prof. Sowa mówił:

„Przykro mi bardzo, ale dowództwo Armii Krajowej, inicjując powstanie bez przygotowania zapomniało o podstawowej sprawie dla wojskowych: nie miało wiedzy o zamiarach nieprzyjaciela i o tym, co się działo na froncie. Więcej, powstanie nie miało żadnych celów wojskowych, lecz jedynie polityczne. To starałem się dowieść w swojej książce (…) Można z moim stanowiskiem polemizować, lecz proszę jednak o zapoznanie się z przedstawionymi przeze mnie dokumentami. Jak można inaczej interpretować zamysł, by powstańczy czyn „wstrząsnął sumieniem świata”? A już po jego zakończeniu wysocy oficerowie, m.in. płk Jan Rzepecki, boleli, że powstanie trzeba było szybciej rozpocząć. Takie myślenie pokazuje, że ci ludzie nie liczyli się z realiami, skutkami. Cechowało ich myślenie „legionowe”. Ludzie, którzy zadecydowali o jego wybuchu, czyli gen. Tadeusz Pełczyński, gen. Leopold Okulicki, płk Józef Szostak, to byli ludzie z I Brygady. Pamiętali o nauce Józefa Piłsudskiego, że, upraszczając, liczy się czyn, a ci, którzy go nie podejmują, to tchórze”.

W zakończeniu swojej książki autor sformułował chyba najostrzejszą ocenę, na jaką zdobył się polski zawodowy historyk: „Uważam, że wywołanie powstania w Warszawie to czyn jednoznaczny z wzięciem jako zakładników kilkuset tysięcy cywilnych mieszkańców stolicy. Branie zakładników po to, by za ich życie uzyskać określone ustępstwa polityczne, jest procederem nagminnie – zwłaszcza obecnie – stosowanym, ale wzięcie kilkuset tysięcy zakładników to mistrzostwo świata w tej dziedzinie”.

Jan Engelgard
Jest to posłowie do II wydania książki „W imię czego ta ofiara? Obóz narodowy wobec Powstania Warszawskiego” (red. Jan Engelgard i Maciej Motas), które ukazuje się nakładem wydawnictwa Capitalbook

za: mysl-polska.pl

Click to rate this post!
[Total: 6 Average: 5]
Facebook

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *