Ostatnio świat obiegła informacja o wydarzeniu, które miało miejsce w polskim sejmie. Poseł Grzegorz Braun za pomocą gaśnicy zgasił świece chanukowe. Nieco później poseł zjawił się na sali plenarnej i z mównicy sejmowej stwierdził że w polskim parlamencie “nie może być miejsca na akty rasistowskiego, plemiennego, dzikiego, talmudycznego kultu”. Nie jest zdziwieniem, że przytoczone słowa oraz specyficzna akcja Brauna wywołała kontrowersje. Powiedzieć, że wywołała kontrowersje to jak nic nie powiedzieć. Grzegorz Braun wywołał wręcz oburzenie. Być może słusznie, może nie, ale swoją drogą świat byłby piękny gdyby z takim samym oburzeniem przyjmowano informacje o zbrodniach przeciw ludzkości. Okazuje się, że Pan poseł zebrał naprawdę spore rzesze zarówno krytyków jak i apologetów, więc nie muszę ani bronić zachowania Pana posła, ani atakować. Wydaje się jednak wręcz niebywały, fakt że Braun zdobył swoim działaniem aż tylu sympatyków, jednak chciałbym zwrócić uwagę na pewną retorykę polskiej prawicy, która jest uprawiana zdaje się od lat, a która teraz szczególnie wybrzmiała.
.
Kilka dni później w sieci popularne stało się zdjęcie Pani minister Agnieszki Dziemianowicz-Bąk, która ubrana jest na wspomnianym zdjęciu w marynarkę pod którą ma t-shirt. Fotografia wywołała pewne oburzenie, oczywiście nie ze względów na sprawy związane z modą, a ze względu na umieszczony na koszulce wizerunek postaci (prawdopodobnie kobiety, ale nigdy nie wiadomo), która za pomocą parasola chroni się przed spadającymi krzyżami. Symbolika jawnie antychrześcijańska. Z prawej strony pierwsze co padło to sformułowania typu “Wyobraźcie sobie teraz, że zamiast krzyży, są tam półksiężyce czy gwiazdy Dawida”. Właśnie w tej retoryce jest problem. Sugeruje się, że gdyby Pani minister założyła koszulkę przykładowo antyislamską spotkałyby ją za to konsekwencje. Oczywiście jest to prawda, ale prawdą również jest to, że minister rodziny by takiego ubrania po prostu nie założyła. W Polsce muzułmanie nie są większością, więc lewica nie będzie przeciwko nim występować. Tutaj pojawia się kolejny istotny element. Argumentacja lewicy w takim wypadku jest jasna i zrozumiała. Pani minister występuje symbolicznie przeciw Kościołowi Katolickiemu, który prześladuje w Polsce kobiety. Nie rozwodząc się nad obalaniem takiego argumentu, widzimy w nim jednak związek przyczynowo-skutkowy. Jeżeli lewica uznaje Kościół za zły, będzie go atakować. Jest to jak najbardziej stanowisko sensowne. Problemem prawicy w tym wypadku jest udawanie strony neutralnej, staranie się konstruować argumentu na pytaniu “A co jeśli pani minister…?”, nie wychodząc przy tym z żadnym pozytywnym przekazem. Dlaczego nikt nie powie “Kościół jest dobry, i będziemy go bronić”? Prawica stara się wyjść z jakimś neutralnym dla każdego przekazem, bojąc się wypowiadania swojego prawdziwego zdania. Juan Donoso Cortes podczas swojego słynnego przemówienia z 4 stycznia 1849 roku w hiszpańskim parlamencie nie bał się wymówić słowa “dyktatura”, które w jego opinii było straszne[1]. Polska prawica nie może się bać.
.
Oczywistym jest również i należy o tym napomknąć, że prawica określa naprawdę bardzo szerokie spektrum na scenie politycznej oraz poza nią. Nie mówię o tym, aby Grzegorz Braun czy Janusz Korwin-Mikke się nie bali, bo oni się niczego już chyba nie boją, co udowodnił Braun grożąc śmiercią ministrowi zdrowia. Chodzi o tym aby wszyscy, którzy boją się wypowiadać poza ramami liberalnych standardów, przestali.
Tutaj należy powrócić do “akcji gaśniczej” Grzegorza Brauna. Po zaistniałej sytuacji i atakach na posła, część jego obrońców przyjęła retorykę apozytywną, używając neologizmu. W wielu odpowiedziach, czy to zwykłych ludzi w mediach społecznościowych czy to polityków w mediach nie istniał żaden pozytywny przekaz. Nawet Przemysław Wipler, który nota bene wypowiedział się w sposób bardzo krytyczny oraz był zwolennikiem szeroko zakrojonych działań politycznych przeciw posłowi Braunowi zapytał minister Joannę Scheuring-Wielgus, dlaczego Włodzimierz Czarzasty się nie zrzekł funkcji wicemarszałka sejmu, gdy ona między innymi zakłócała Mszę Świętą. Pytanie padło w odpowiedzi na stwierdzenie, że Krzysztof Bosak powinien zrzec się swojej funkcji, ze względu na incydent związany z gaśnicą. Jest wręcz rzeczą fascynującą w jaki sposób Wipler, jak mniemam dał się wytrącić z równowagi i zrównał zachowanie obu osób[2]. Oczywiście w obu przypadkach mamy do czynienia z zakłóceniem obrzędów religijnych, na niekorzyść Brauna przemawia fakt, iż użył o wiele bardziej brutalnych środków, jednak nie w tym rzecz. Rzecz bowiem jest w tym, że Braun zakłócił obrzędy, które według prawicy nie powinny mieć raczej miejsca w polskim sejmie, co oznacza, że można oczywiście nie zgadzać się z zastosowanymi środkami i uznać je za współmierne, ale próby odcinania się od Grzegorza Brauna są jedynie cynicznym aktem politycznym, który ma służyć ludowi i pozostałym klubom. Gdyby bowiem naprawdę Przemysław Wipler chciał aby do tego typu sytuacji więcej nie dochodziło, to czy nie lepiej byłoby porozmawiać ze sprawcą i w razie nieskuteczności usunąć go z klubu jak to chciał pierwotnie Wipler? Myślę, że tylko on zna odpowiedź na to pytanie, ale wydaje mi się, że wolał opcję “bezpieczną politycznie”, choć sam stwierdził, że sympatycy i wyborcy nie mogą pomyśleć, że są partią która “dla ratowania swojego stołka, dla ratowania swojego stanowiska jest gotów pod presją wyrzucić kolegę z klubu”. Jeśli ma się własnych sympatyków za mało inteligentnych to może i miał rację.
.
Wypowiedź posła Wiplera nie była jednak, aż tak tragiczna pod branym pod uwagę przeze mnie względem jak “głos ludu” w mediach społecznościowych. Tam się nie hamowano, wprost można było wyczytać hasła typu “To oni pierwsi atakowali Kościół”. Ta retoryka jest wręcz przerażająca, spłyca się całą sytuację i wyraża ekspresję na poziomie przedszkolaka, który skarży się, że kolega pierwszy go uderzył. To jest retoryka antylewicowa, nie polemizuje z jej skutecznością bo nie jestem specjalistą od public relations, ale należałoby się zastanowić, czy my nie potrzebujemy retoryki pro prawicowej? Takiej, która, nie będzie uciekała się do porównań w ramach swego rodzaju liberalnej mentalności, a takiej, która będzie w stanie stać na własnym stanowisku. Tą liberalną mentalność można by przedstawić jako zbiór pewnych poglądów i wartości, jednak czy naprawdę należy uciekać się do standardów umieszczonych w owym zbiorze gdy samemu jest się poza nim? Wątpię w to.
.
Widać więc wyraźnie, że retoryka oparta na pytaniach rozpoczynających się od “a co gdyby…” lub też “wyobraźcie sobie, że…” nie niesie żadnego pozytywnego przekazu, a jedynie autor wypowiedzi, czy ze strachu, czy z bezsilności czy też z braku chęci do tworzenia wypowiedzi zasługującej na określenie konstruktywnie, nie przekazuje swojej opinii, która nie byłaby oparta na porównaniach. Oczywiście nie znaczy to, że nie należy zaznaczać, że gdyby Pani minister Dziemianowicz-Bąk ubrała koszulkę antysemicką to prawdopodobnie wzbudziłoby to o wiele większe kontrowersje i swego rodzaju lincz. Należy o tym mówić, jednak uważam, że budowania całej retoryki opartej na tym jest błędem. Prawica nie może się bać, np. mówić o religii chrześcijańskiej i mieć z tego powodu wyrzuty sumienia wobec liberalnego świata. Prawica musi mieć własną tożsamość, która nie jest relatywna w stosunku do innych stronnictw. Prawica musi mówić o swojej wizji świata. Zacytuję na koniec wypowiedź Grzegorza Brauna z jego spotu wyborczego z 2015 roku: “Jeśli się boisz, już jesteś niewolnikiem”[3].
Jakub Frąckiewicz
[1] J. Donoso Cortes, O katolicyzmie, liberalizmie i socjalizmie. Wybór pism, przeł. Marta Wójtowicz-Wcisło, Kraków 2017, Ośrodek Myśli Politycznej, s. 297
[2] https://www.youtube.com/watch?v=q2pYPdIHzYQ
[3] https://www.youtube.com/watch?v=t5b1dAbS9is
A gaśnicę wystawić na licytacji WOŚP.
Tyle tylko, że prawica od lat również mówi, co Kościół zrobił dobrego. Ten przekaz jednak nie trafia do nieprzekonanych i przeciwników, a to do nich prawica kieruje przekaz. Prawicowca nie trzeba przekonywać. Żeby więc jakkolwiek mieć szansę trafienia do tych, którzy są albo obojętni albo wrogo nastawieni, trzeba najpierw zachwiać fundament ich przekonania wskazując na słabe punkty tego fundamentu. Dopiero w momencie, gdy taki człowiek zauważy np. hipokryzję lewicowego bajdurzenia to jest możliwa zmiana jego poglądu na sam Kościół, bo to jest kolejny krok.
Jasne, zgadzam sie, problem też leży w semantyce i co nazywamy prawicą. Uważam że czasem ten przekaz negatywny jest bardziej widoczne co jest oczywiste i zrozumiałe, ale nie można się w tym zatracić
Pozdrawiam