GERMANOFOBIA JAKO ZASŁONA DYMNA

Artykuł Jana Engelgarda „Musimy skończyć z megalomanią w polityce wschodniej” wywołał niespodziewaną polemikę między Koleżanką Magdaleną Ziętek a mną na temat… zachodniego sąsiada Polski. Tekst niniejszy nie jest polemiką z p. Ziętek. Jest on próbą ustosunkowania się do problematyki germanofobii – moim zdaniem będącej postawą, jako system wyjaśnień, martwą.

Konserwatysta to taki człowiek, który wie, że współczesne pojęcia nie zasługują na bezkrytyczne przyjęcie. Odnosi się on bardzo podejrzliwie do wszelkich współczesnych mu walk politycznych, a to dlatego, że zdaje sobie sprawę, iż często za zaciekłymi walkami stoją mylne pojęcia, brak zrozumienia problemów czy wybrukowane bardzo dobrymi i szczytnymi intencjami zbitki umysłowe.

Za manifest współczesnego konserwatyzmu politycznego uważam esej p. profesora Jeana de Viguerie „Dwie Ojczyzny”. Książka ta narobiła swego czasu wiele hałasu we Francji i polecana jest dziś często jako katolickie uzupełnienie do „Historii Francji” Bainville’a. Profesor de Viguerie zaatakował w swym zasadniczym dziele m.in. Akcję Francuską, przypisując jej rasizm antyniemiecki. Wysiłki współczesnych sobie nacjonalistów określił mianem „wzruszających”, ludziom prawicy zarzucił zaś przedkładanie działalności praktycznej ponad refleksje typu kontemplacyjnego. Metoda, jaką profesor de Viguerie wybrał, jest chronologicznym przeglądem poglądów na to, czym jest ojczyzna, w stałej konfrontacji z myślą Św. Tomasza z Akwinu.

Nie idąc aż tak daleko, można jednakże powiedzieć co następuje. Konserwatysta wie, jak przebiegał proces kształtowania się naszych krajów. Z nauki historii wie, że nawet w trakcie życia jednego pokolenia rzeczywistość polityczna mogła się zmienić nie do poznania. Wie, że w polityce mało jest imponderabiliów, wartości absolutnych czy racji stanu. Często pojęcia te są pustymi słowami. Niemcy są krajem, który wzbudza w Europie dużo kontrowersji.

Skoro już mówimy o Niemczech, należałoby najpierw sprecyzować, o czym się właściwie mówi. Otóż sprecyzować tego się nie da. Czy w IX  wieku mamy już do czynienia z Niemcami? Francuzi uważają Karola  Wielkiego  za monarchę z wielkiej francuskiej dynastii, ale i Niemcy mają prawo do niego się przyznawać. Kim są więc Niemcy? Sama nazwa tego kraju jest sformułowana czysto negatywnie. Według prawdopodobnej opinii „Niemcy” znaczy tyle co „ci, których nie rozumiemy”, „którzy nie są tacy jak my”. Francuska nazwa „Les Allemands” jest być może aluzją do jednego z plemion germańskich, a może pogardliwym określeniem wschodniego  sąsiada jako mieszaniny różnych plemion.

Niemcy XI wieku to coś innego niż Niemcy XVI wieku, zaś Niemcy XVI wieku to z całą pewnością nie to samo co Prusy, formacja pozna, od samego początku powiązana z luteranizmem, a później wyniesiona do potęgi dzięki ideologii oświeceniowej. Formacja ta, ostoja luteranizmu, nigdy nie wzbudziła w Niemczech całkowitej jednomyślności, nawet wśród swych wielkich baronów. Mówiąc o Niemczech, należy zawsze to mieć na uwadze. Bardzo trudno jest ten kraj zrozumieć i jednoznacznie określić. Co najmniej tak trudno jak Polskę.

To powiedziawszy, spróbujmy teraz zastanowić się nad pochodzeniem germanofobii. Teza o wyjątkowej szkodliwości Niemców czy Niemiec jako jednostki geopolitycznej i kulturowej sformułowana została nie przez naukowców czy badaczy, ale przez  utalentowanych dziennikarzy i publicystów na potrzebę doraźnej akcji politycznej. Stało się tak zarówno w Polsce, jak i we Francji. Antygermanizm Akcji Francuskiej osłabił kontrrepublikańskie ostrze AF i był łącznikiem między nią a pays légal. Lucien Rebatet zarzucał Maurrasowi, że umiał dużo mówić i dużo pisać, ale że nie chciał wyjść poza działalność intelektualną. Jeśli się dobrze przyjrzeć zarzutowi Rebateta, jest to oskarżenie o kolaborację z systemem.

Germanofobia nie nadaje się więc do politycznej analizy, nie ma żadnej wartości poznawczej, jak każda zresztą fobia. Posługuje się emocjami i zbitkami myślowymi. Nie jest możliwe, aby w centrum Europy, jako jakiś owoc spontanicznej generacji, tkwiło ze wszech miar złe państwo, pałające jadem nienawiści do wszystkiego co polskie czy francuskie. Nie jest możliwe, żeby duch niemiecki aż tak różnił się od ducha innych ludów germańskich, od Anglików chociażby. Takie postawienie sprawy jest w dodatku aktem rasizmu wobec zwykłych ludzi, którzy pragną żyć i pracować spokojnie.

Wydawałoby się, że germanofobia żywi się również wspomnieniem o Prusach. Prusy były tworem antypatycznym i odrażającym. Pozostaje tylko zadać pytanie, czy były one u swej potęgi wytworem ducha niemieckiego czy wcieleniem fałszywych idei oświeceniowych i luterańskich. Bezwzględnie były tym drugim. Rozwinęły się na gruncie niemieckojęzycznym na skutek zaistnienia szczególnych okoliczności historycznych. Korzystały z pobłażliwości Francji sparaliżowanej przez filozofów. Zaatakowane przez Uzurpatora, dokonały przesunięcia w kierunku lasów i rzek mitycznej germanii i wykształciły ideologię niejasną i trudną do zrozumienia. Po drodze rozprawiły się z Habsburgami.

III Rzesza ukształtowała się później w specyficznych warunkach postwersalskich. Nie zapominajmy o ambiwalencji porządku wersalskiego. Nie jest również prawdą, że Hitler od samego początku cieszył się poparciem Niemców. Wielu z nich było bardzo sceptycznych od wysłuchania jego pierwszego przemówienia. W ostatnich wyborach przed objęciem władzy NSDAP uzyskała mniej głosów niż w wyborach poprzednich. Katolicy nie głosowali masowo na socjalistów narodowych. Później, po zwycięstwie wyborczym przyłączyli się do władzy, by służyć krajowi. Nie po to, by służyć Hitlerowi, którym często pogardzali. Mówienie, że tak nie było, jest tyle prawdziwe, co i twierdzenie, że Pius XII nie zrobił nic dla Żydów w czasie II wojny światowej.

Hitleryzm był ideologią dziwną, hermetyczną, nielogiczną, nawet często zagadkową. Antysemityzm na masową skalę ze strony socjalistów narodowych był w Niemczech zupełną nowością. Na skutek szczególnych okoliczności historycznych, wadliwej polityki wobec Niemiec po I wojnie światowej, wcześniej na skutek lekkomyślnej polityki Napoleona III, Niemcy rozwinęły pewne  marzenia o potędze. Mówić, że te marzenia są wynikiem germańskiej pychy, to właśnie mylić Niemcy XI wieku z Niemcami z innych epok. Należy też pamiętać, że III Rzesza doznała olbrzymiej klęski militarnej w wyniku II wojny światowej i że ta klęska jest podstawą całej obecnej polityki RFN. Polityka ta jest polityką kraju moralnie złamanego, który ma pieniądze.

Ideologie podobne do nazistowskiej tliły się przez cały XIX wiek również w innych krajach, tylko że ani we Francji, ani w Belgii nie miały szans na powodzenie jako ideologie oficjalne. W Belgii w pewnym momencie zaistniały jako nieoficjalne. Nie miały one również szansy na zwycięstwo w germańskiej Anglii ze względu na przewagę interesów handlowych. Hitler pomylił się, licząc na poparcie ze strony pewnych Anglików. W masach angielskich  miał może początkowo ograniczoną popularność, ale wykazał się całkowitą nieznajomością Anglii, myśląc, że uda mu się z nią zawrzeć pokój w 1940 roku.

Podsumowując te luźne i skromne uwagi (temat jest ogromny), należy zauważyć, że germanofobia należy do rejestru pojęć z domeny bezpośredniej akcji politycznej i że nie ma dla niej miejsca w przypadku próby wyjaśnienia zjawisk. Jest jednym z największych kłamstw XIX, XX i XXI wieku. Może ona co najwyżej służyć do galwanizowania mas w trudnych momentach dziejowych.

Germanofobia, którą się posłużyli rewolucjoniści w 1870 roku, wyrządziła Francji ogromne szkody, straty w ludziach, wojnę i głód. Stała się fundamentem zbrodniczej III Republiki. Nie jestem wcale pewien, czy germanofobia jest w jakikolwiek sposób uzasadniona. Obawiam się, że jest to zasłona dymna, która pozwala zamaskować prawdę o zbrodniczym charakterze liberalizmu. Ale nie chcę iść teraz w tym kierunku.

„Bóg kocha nawet Anglików”, powiedział publicznie kiedyś pewien prawowierny prałat do francuskiej publiczności. Nie chcę się w tej sprawie teraz wypowiadać, choć wiele byłoby do powiedzenia i być może udałoby nam się wtedy odkryć nie bardzo niemiecki rodowód pewnych niemieckich filozofów i poetów.

Antoine Ratnik

a.me.

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

0 thoughts on “GERMANOFOBIA JAKO ZASŁONA DYMNA”

  1. Germanofobia bierze się po prostu ze zwyczajnych kompleksów wobec kraju, gdzie jest wiele rzeczy porządnie zorganizowanych i dobrze funkcjonujących. Konfrontacja często własnej bezsilności, bezradności i często beznadziejności z czymś takim prowadzi do frustracji i trzeba sobie znaleźć jakieś wytłumaczenie. Człowiek rozsądny wie, że rzeczywistość jest dość złożona. Człowiek nierozsądny próbuje własne niepowodzenia skompensować różnymi głupotami, np. znalezieniem „winowajcy” swoich nieszczęść poza sobą. Jako, że Niemcy leżą blisko, a historia jest dość skomplikowana i brutalna to taki „winowajca” jest na wyciągnięcie ręki.

  2. @ foxmann – bardzo trafny komentarz. U p. Ziętek, mieszkającej w Niemczech i kształcącej się za pieniądze niemieckiego podatnika, zapewne dochodzi jakiś czynnik osobisty. Życie.

  3. „Antygermanizm Akcji Francuskiej osłabił kontrrepublikańskie ostrze AF i był łącznikiem między nią a pays légal.” Rozumiem, ze dla Pana Ratnika ideologia jest wazniejsza niz racja stanu: ale taki wlasnie sposob patrzenia na polityke przez pryzmat ideologii jest przeciez znakiem mentalnosci (anty)politycznej o charakterze romantycznym. Prawdziwy konserwatysta – nim byl wlasnie Maurras, monarchista i chorazy integralnego nacjonalizmu – jest przede wszystkim panstwowcem: dla niego Panstwo i wyplywajaca od niego racja stanu sa zawsze na pierwszym miejscu, niezaleznie od formy konstytucyjnej i jej ideologicznych korzeni.

  4. @foxmann „Germanofobia bierze się po prostu ze zwyczajnych kompleksów wobec kraju, gdzie jest wiele rzeczy porządnie zorganizowanych i dobrze funkcjonujących”- Nie.Germanofobia to parawan celowo stworzony przez demoliberalizm w celu przedstawienia siebie samego jako ucielesnienia dobra, jako produktu spontanicznego,naturalnego i KONIECZNEGO rozwoju dziejow.( „demokracja naukowa”).

  5. Wreszcie zaczela sie jakas dyskusja na ten temat. Dziekuje bardzo. Pozwoli Pan, ze odpowiem kolejnym – albo kolejnymi tekstami.

  6. @Magdalena Zietek Dyskusja sie zaczela, bo wrocilem z week-endu.Inaczej nikt by nie dyskutowal. Jak jakis tekst nie jest o biezacej polityce, to ma 400 czytelnikow ,nie wiecej, i 5 komentarzy. Gdybym napisal, ze np.Palikot ukradl zegarek, to by byla dyskusja od rana do nocy. Szczegolnie polecam Pani uwadze nastepujace zdanie z mojego tekstu: (jak autor slusznie zauwazyl ) „Nie zapominajmy o ambiwalencji porządku wersalskiego.”-myslalem ze mnie za to udusza, a tu nic. Co zas do dyskusji, to niech Pani pamieta, ze ja nie moge wszystkiego napisac ze wzgledu na zakazy prawne dotyczace tej problematyki jak i ze wzgledu na demoliberalna mentalnosc duzej czesci czytelnikow, szczegolnie tych zwiazanych z PO i z Pisem. Pani broni oficjalnej wersji historii, to Pani moze wszystko napisac.

  7. @Ratnik: Jest w tym stwierdzeniu także dużo prawdy. W praktyce funkcjonuje to m.in. tak, że w polskich szkołach nie uczy się obiektywnej historii. Zawsze Polacy są przedstawiani kryształowo, nic nie mając sobie do zarzucenia. Zawsze wszystkich narodowych katastrof winni byli wszyscy, tylko nie Polacy. To właśnie ta germanofobia i każda inna fobia, która przedstawia osobę z fobią w takim właśnie zakłamanych świetle

  8. @foxmann To wynika z obowiazkowego charakteru szkolnictwa panstwowego. Tak samo, jak przyczyna wielu klesk byla obowiazkowa sluzba wojskowa.

  9. @Boleslaus Ja sie nie posluguje opracowaniami niemieckimi tylko francuskimi.Glownie dorobkiem AF.Rowniez moja wlasna refleksja zwiazana z problemem chorwackim. Na temat „ambiwalencji porzadku wersalskiego” lub nie: chetnie przeczytalbym zdanie prof.Wielomskiego.

  10. Jesli sie niektorzy czuja obrazeni, to mi bardzo przykro ale ktos wreszcie musial te kwetie poruszyc na portalu.

  11. „udałoby nam się wtedy odkryć nie bardzo niemiecki rodowód pewnych niemieckich filozofów i poetów” Rzeczywiście tak było historycznie. Dla przykładu kilku wywrotowych filozofów w Niemczech jak Weishaupt, Heine czy Marks, oraz wielu czerpiących z tych świadectwa, było żydowskiego pochodzenia, przechodzili na luteranizm czysto taktycznie, a w rzeczywistości czerpali z „tradycji” taludyzmu. Co ciekawe często to podkreślam, że Niemcy i Austria to jedyne kraje które walczyły przeciwko rewolucji we Francji od bodajże 1792 roku. Nawet chyba te luterańskie Prusy wysłały tam wojska. A gdzie byli w tej wojnie wtedy Polacy? Nie było ich, albo byli po stornie jakobinów. Także teorie „o złych Niemcach” i analogiczne do niej „o złych Rosjanach” jako rzekomych „odmieńcach cywilizacyjnych” można obalić kilkoma istotnymi faktami historycznymi jak te powyżej. Natomiast głosiciele teorii na naszych sąsiadów w ogóle nie biorą ich pod uwagę, relacjonując historię tak, jakby tego nie było. Wniosek jest tylko z tego jeden. Po prostu sieją propagandę pod swoją ideologię, a jak wiadomo ideologia demokratyczno-liberalna nigdy nie była oblubienicą Rosji i Niemiec z pewnych oczywistych powodów.

  12. Bardzo mi jest przykro, ze o tym nie mozna swobodnie dyskutowac. Ale szanuje postawe moich adwersarzy.Wychodza z zolnierskiego punktu widzenia, moj ocjec tez by tak zareagowal. Nie kazda prawda jest dobra do powiedzenia w dowolnym momencie. Zainteresowanym polecam lekture ksiazki: „Les Conséquences politiques de la paix „autorstwa Jacques Bainville’a. NIE BYL ON NIEMIECKIM REWIZJONISTA. Sp.Stefan Kisielewski nazwalby te sprawe inaczej , ale ja nie mam zamiaru dostac po glowie na klatce schodowej.

  13. @ Antoine Ratnik: Szanowny Panie Antoine, ze mna moze Pan swobodnie dyskutowac. Ja Pana szanuje, niezaleznie od naszych odmiennych zdan. Niechcaco to skasowalem poprzedni komentarz, wiec znowu go publikuje w nieco powiekszonej postaci. Chodzilo mi o racje stanu jako uniwersalne pojecie polityczne, oparte na metodycznym zweryfikowaniu zasobu posiadanych sil i instrumentow politycznych mozliwych do zastosowania, konkretnie dostosowane do danego panstwa w danym okresie (w poprzednim przypadku do Francji z czasow Maurrasa). Z mojego polsko-endeckiego punktu widzenia paradoks polega na tym, ze Pan, chcac byc „racjonalnym” konserwatysta oderwanym od wszelkich emocji i irracjonalnych fobii, odrzuca zasade polskiego interesu narodowego, popadajac w bardzo malo racjonalna sluzalczosc mentalna wobec naszych zachodnich sasiadow (Pan nawet pisze o „ambiwalencji porzadku wersalskiego”, niczym niemiecki rewizjonista). Pan nie mysli politycznie, ale ideologicznie, to jest Pan miesza polityke z metapolityka. Antyniemiecka narracja propagandowa, i w Polsce i we Francji, czesto sluzyla celom politycznym, i na tym wlasnie polega jej wartosc: powazne panstwa uzywaja instrumentow propagandowej polityki historycznej do realizacji biezacych celow politycznych. Wyobrazmy sobie, czy niemiecki konserwatysta – bedacy oczywiscie panstwowcem jak najbardziej swiadomym interesu swojego panstwa – by kiedykolwiek napisal artykul w obronie Polski i przeciw polonofobii? Nie, bo doskonale wie, ze Polska stanowi dla Niemiec, jesli nie wroga, to przynajmniej konkurencyjny podmiot polityczny na szachownicy miedzynarodowej. Tu jest wlasnie wielka roznica mentalna i jakosciowa miedzy niemieckimi i polskimi konserwatystami: ci pierwsi sa jak najglebiej zakorzenieni w instynkcie narodowym i panstwowym i dzialaja konsekwentnie, natomiast ci drudzy podziwiaja Niemcy – i to slusznie pod wieloma wzgledami – ale sa pozbawieni tego wlasnie instynktu narodowego, co im nie pozwala na pozytywne myslenie o tym, jak Polska moze odrobic swoje braki i dogonic cywilizacyjnie poteznego sasiada. Biadaja, ze Polacy to sa taki nieporzadny narod – to tez niestety prawda – ale oni sami, jako intelektualna elita, wybieraja leniwa postawe. W 1914 r. Roman Dmowski napisal ksiazke zatytulowana „Upadek mysli konserwatywnej w Polsce”. Nic sie nie zmienilo po tylu latach…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *