Konecka: Mołdawia – wyborcze być albo nie być całego państwa?

Jesienią uwaga analityków geopolitycznych skupia się Mołdawii, jednym z najbiedniejszych krajów Europy. 1. listopada 2020 r. odbędą się tam wybory prezydenckie, w których zmierzą się obecna głowa państwa, wychowanek eurazjatów, Igor Dodon (Partia Socjalistów Republiki Mołdawii) i liderka opozycyjnej partii Akcji i Solidarności, Maia Sandu, uchodząca za pro-europejską. Jednak czy opinia ta jest słuszna?

Igor Dodon regularnie jest tak w kraju, jak i zagranicą przedstawiany jako „prorosyjski prezydent” i faktycznie, popiera pomysł zerwania umowy stowarzyszeniowej Mołdawii z Unią Europejską, opowiadając się za niezaangażowanym statusem republiki i jej rozwojem jako państwa neutralnego. Dlatego oczywiste jest, że Maia Sandu, była premier Mołdawii i liderka PAS, reprezentującej europejski wektor rozwoju, jako kandydata na stanowisko prezydenta Mołdawii – jest preferowana w Unii Europejskiej. Jednak walka przedwyborcza ujawniła wiele szkieletów w szafie zarówno u Sandu, jak i jej najbliższego kręgu partyjnego.

Zwyczajna korupcja

Po pierwsze, Sandu przypomniano o mechanizmach korupcyjnych, w które miała być zamieszana jeszcze jako mołdawska minister edukacji w latach 2012-2015. Liderka PAS znalazła się wówczas w centrum skandalu związanego z zakupem 1,200 kamer monitoringu z przeznaczeniem do obsługi egzaminów uniwersyteckich. Chociaż urządzenia były produkcji chińskiej – zaprezentowano je i wyceniono je jako urządzenia… niemieckie. Prokuratura wniosła sprawę karną, która jednak została umorzona bez żadnego wyjaśnienia (dopiero po fakcie prokurator generalny Mołdawii Iwan Diakow przyznał, że to on odpowiada za arbitralną decyzję o zamknięciu śledztwa). Politycznie byłą minister obciąża jednak coś poważniejszego niż jakaś tam domniemana korupcja.  To Maia Sandu wdrożyła program masowego zamykania szkół na wsi pod pretekstem „optymalizacji” systemu edukacji. Program wywołał ogromne niezadowolenie miejscowej ludności, a pięć lat później badania wykazały, że poziom wykształcenia mołdawskich dzieci na wsi spadł do krytycznego poziomu, przy czym warto podkreślić, że ludność wiejska nadal w Mołdawii przeważa (stosunkiem 6 do 4).

Wzajemne obrzucanie się zarzutami korupcyjnymi przeniosło się teraz na forum – państwowego organu antyłapówkarskiego, Komisja Integralności Narodowej Mołdawii, przy czym w oskarżeniach nie przebierają tak zwolennicy Dodona, jak i Sandu. I tak  wiceprzewodniczący Partii Akcji i Solidarność, Mihail Popșoi, został oskarżony o ukrywanie dochodów uzyskanych z niemieckich Fundacji Konrada Adenauera i Friedricha Eberta, a także od American Foreign Policy Association, oraz z Uniwersytetu Mediolańskiego. Posła Piotra Frunze oskarżono o nieujawnienie w zeznaniu podatkowym biżuterii i dzieł sztuki, które posiadał co najmniej od 2016 roku. Czytając o takich faktach w mediach łatwo zrozumieć, że nawet opozycja, teoretycznie twardo opowiadająca się za całkowitym oczyszczeniem aparatu państwowego z podopiecznych zbiegłego oligarchy Władimira Plahotniuka – sama sięgała do różnych, często podejrzanych źródeł by zdobyć pieniądze potrzebne do walki o władzę w państwie.

Unia Europejska czy unia z Rumunią?

Wszystko to jednak tylko wewnętrzne, można powiedzieć – standardowe kłótnie polityczne. Ważniejsze, że opozycja mołdawska ma własny pogląd na rozwój polityki zagranicznej, który jest raczej wątpliwy nawet dla krajów UE. Maia Sandu, jak nie boją się pisać nawet jej zwolennicy – jest „zadurzona w Rumunii”, która z kolei obwołała się samowolnie (w tym bez zgody innych członków UE, jak i samego Kiszyniowa) – głównym europejskim protektorem Mołdawii, obiecującym pobratymcom otwarcie drogi do pełnego członkostwa w „europejskiej rodzinie”. Sandu dzielnie sekunduje takiemu scenariuszowi, między innymi publicznie tonując spięcia mołdawsko-rumuńskie i krytykując za niedostateczny entuzjazm wobec roszczeń Bukaresztu m.in. premiera Mołdawii, Iona Chicu (finansistę, który rok temu zastąpił Sandu po jej epizodycznym premierowaniu).

Czy jednak Rumunia faktycznie byłaby w stanie przejąć kontrolę nad Mołdawią i w tym celu przełamać nawet opór krajów Starej Unii przed dalszym rozszerzaniem UE? Analitycy generalnie zgadzają się, że Bukareszt byłby gotów zaryzykować swój udział w prostym zniszczeniu mołdawskiej państwowości, która jako „upadły kraj” mogłaby następnie zostać wchłonięta w ramach „unirea”, unii z Rumunią. Liczne sondaże w republice pokazują, że w ostatnich latach liczba Mołdawian, którzy uważają takie stowarzyszenie za atrakcyjne, wzrosła z marginalnych 5% do solidnych 25%. Co jednak z resztą, dla której własne państwo stanowi potwierdzoną wartość mimo zastrzeżeń do mołdawskiej klasy politycznej i gospodarczej?

Jeśli Sandu chciałaby faktycznie być ostatnią prezydent Mołdawii – musiałaby zacząć udawać, że wcale nie zależy jej na likwidacji tego państwa, a w dodatku, że z rządzeniem poradziłaby sobie lepiej niż mistrz i zwrotów politycznych Igor Dodon. I sam fakt, że rzeczywiście mołdawskie elity polityczne  pogrążone są w skandalach, korupcji, nepotyzmie i klanowości – wciąż jeszcze chyba nie wystarczy, by Mołdawianie za karę pozbyli się całej własnej podmiotowości.

Linda Konecka

Click to rate this post!
[Total: 12 Average: 4.8]
Facebook

5 thoughts on “Konecka: Mołdawia – wyborcze być albo nie być całego państwa?”

  1. Mołdawia powinna należeć do Rumunii, bo Mołdawianie są etnicznie Rumunami. Separatyzm mołdawski jest dziełem Sowietów, którzy w myśl strategii „dziel i rządź” tworzyli sztuczne granice i sztuczne podziały etniczne po to, by osłabiać narody zależne od nich. Lepsze dla Mołdawian jest zjednoczenie się z resztą swoich rumuńskich rodaków niż bycie pod rządami postsowieckiej mafii. W dodatku ich poziom życia diametralnie wzrósłby z obecnego poziomu w tym sztucznym postkomunistycznym pseudopaństwie o wielkości mojego podwórka.

    1. Śmiem wątpić, w Rumunii właściwej rządzi sobie dokładnie taka sama mafia, na nadmiar dobrobytu ludność też tam nie cierpi. Do tego jeszcze Mołdawia wniosłaby do Rumunii w posagu zamrożony konflikt o Naddniestrze. Wszystko tak łatwo się pisze na komputerze, w rzeczywistości nie jest tak fajnie…

  2. czyli klasyka sorosowska w robocie, jak na Słowacji, Nagorno-Karabachu, Ukrainie, Białorusi, Polsce>tak to piszą niezależne źródła na świecie, szczególnie w USA>Unia Europejska czy unia z Rumunią?>ignorancja to największe zło
    i biorę definicję ignorancji wg Słownika Języka Polskiego>>.https://sjp.pl/ignorancja
    .
    ;brak podstawowej wiedzy lub nieznajomość czegoś; nieuctwo, ciemnota, niewiedza’

  3. W tekście jest konkretny wskaźnik: 25 proc. mieszkańców Mołdawii popiera zjednoczenie bądź federację z Rumunią.

    Wśród nawet uważających się za jeden naród – dominuje przekonanie, że odmienne (nie tylko w XX wieku) doświadczenie historyczne preferuje wariant dwóch państw rumuńskich. Zwłaszcza, że przecież zjednoczona Rumunia – to koncept historycznie dość nowy.

    Niech więc może samozwańczy eksperci, zwłaszcza spod znaku nacji Europa – nie jednoczą innym państw i nie przesuwają granic…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *