Kryzys wewnątrz tzw. Wspólnoty Anglikańskiej, a także coraz wyraźniej widoczne spoglądanie niektórych współtworzących ją grup w stronę Kościoła Katolickiego, nie stanowi żadnego novum. Gdy wskutek osobistej decyzji Benedykta XVI i ogłoszonej przez niego 4 listopada 2009 konstytucji apostolskiej Anglicanorum coetibus Watykan zerwał z zasadą, że anglikanie mogą dokonywać konwersji wyłącznie jako pojedynczy wierni i utworzeniu dla nich specjalnych ordynariatów, odpowiedź nie kazała na siebie długo czekać: dziś tych, którzy wybrali powrót, liczy się w tysiącach.
Dlaczego jednak pisząc o tym zdecydowałem się nawiązać do jednego konkretnego przypadku spośród wielu? Przykład księdza Donalda Minchew’a jest przede wszystkim bardzo reprezentatywny. Poza tym jako jeden z nielicznych pokazuje wpływ wspomnianego wyżej kryzysu we Wspólnocie Anglikańskiej na powrót do Kościoła rządzonego przez następców św. Piotra. Co ciekawe (zarazem zaś ważne z punktu widzenia pełnego obrazu sytuacji) Ks. Minchew, urodzony w prezbiteriańskiej rodzinie w Irlandi i przez 36 lat posługujący jako anglikański duchowny, uważa swoją decyzję za słuszną nawet mimo tego, że w konsekwencji utracił prawa do świadczeń emerytalnych (które miał zacząć pobierać za 18 miesięcy) i dom, w którym mieszkał blisko dwie dekady; wraz z nim konwersji dokonało mniej więcej 50% parafii, której przewodził.
Wbrew dość powszechnej opinii wątpliwości wielu środowisk anglikańskich nie pojawiły się w trakcie ostatnich kilku lat. Sam ks. Minchew wspomina, że pierwsze niepokojące objawy i dyskusje miały miejsce w połowie lat 70-tych XX wieku. Jak stwierdził w wywiadzie dla Daily Mail: „w kościele Anglii sprawy miały się niebawem zmienić – uprawnienia kapłańskie dla kobiet były wtedy dyskutowane, ale nie myśleliśmy, że to się kiedykolwiek oderwie od ziemi. Ale tak się stało – i nie zostało zatrzymane. Wiecie co mówią o pewnych burzliwych małżeństwach? Gdy nienawidzicie się nawzajem, ale nie możecie bez siebie żyć? Cóż – wielu z nas funkcjonuje wewnątrz kościoła anglikańskiego jak gdyby w takim właśnie związku. Nauczyliśmy się z tym żyć – aż do chwili, gdy sprawy poszły jednak trochę za daleko”.
Ksiądz Minchew kontynuuje:
„Pracą kapłana jest pomaganie ludziom w odnajdywaniu Boga. To wszystko, co chciałem robić. Nigdy nie miałem zamiaru zostać biskupem czy archidiakonem; chciałem po prostu być parafialnym księdzem, który pracowałby z ludźmi.
Niestety poczynając od chwili, gdy zostałem wyświęcony, co pięć minut wszystko w kościele anglikańskim ulegało zmianom. Przebrnęliśmy przez wszystkie zmiany Księgi Modlitw. Potem był alternatywny mszał, Kult Wspólnotowy, zbiory hymnów… i kobiety – księża, teraz z kolei kobiety – biskupi. Wszystko to miało uczynić nas użytecznymi i nowoczesnymi, a także przyciągać do kościołów więcej ludzi. Ale poniesiono spektakularną klęskę. Każda nowinka powodowała liczebne wykrwawianie się kongregacji”.
Jego zdaniem kościół anglikański przepełnia dziś banalność, a jego nauczanie to bezwyrazowa, teologiczna papka; „to trochę coś jak bufet, gdzie możesz coś wziąć i wybrać przykazania oraz doktryny, za którymi podążysz”.
Ksiądz Minchew podjął ostateczną decyzję o konwersji w listopadzie 2011, a najtrudniejszy w całej sprawie okazał się dla niego moment ogłoszenia swojej konwersji na forum parafii. „Naprawdę chciałem zrobić to jak należy. Martwiłem się, że ludzie pomyślą, że ich porzucam. Byłem tak nerwowy i przejęty, że niewiele już pamiętam z tego, co wówczas powiedziałem; ale było tam stwierdzenie, że ‘nie zostawiam was. Ja was prowadzę – a to właśnie jest ścieżka, którą – w co wierzę całym sercem – musimy podążyć’”. W trakcie kilku tygodni po tym wydarzeniu gotowość podążenia za przykładem księdza wyraziło 70 parafian.
Jak już wspomniałem wcześniej, decyzja o konwersji wiązała się dla księdza Minchew’a m. in. z określonymi wyrzeczeniami natury materialnej, a wspomnieć trzeba też o odcięciu się od 36 lat pracy, utracie pozycji zawodowej, etc. Mimo to nie ma on żadnych wątpliwości. W jednym z wywiadów stwierdził, że „w końcu wiem, gdzie jestem. Nie stoję na przesypującym się piasku. Po raz pierwszy od trzydziestu lat wiem w co wierzy mój Kościół”. Kiedy indziej oświadczył wprost, że czuje się jak syn marnotrawny, który w końcu wrócił do domu. W wywiadzie dla The Telegraph zauważył, że „w Kościele Katolickim (…) wiesz w co wierzysz i czego naucza Kościół. (…) W kościele Anglii nie masz pojęcia co wyznaje kościół między jednym synodem a następnym. Tego, co my uważaliśmy za podane [do wierzenia] przez 30 lat, ty już za takie nie uznasz, za to w Kościele Katolickim to się nie zmienia; zawsze wiesz, w co wchodzisz”.
Ks. Minchew uważa, że jeżeli w lipcu 2012 Synod generalny przegłosuje prawo kobiet do obejmowania urzędów biskupich, w jego ślady pójdzie znacznie więcej członków i duszpasterzy kościoła anglikańskiego.
Kiedy indziej, zapytany o problem celibatu, odpowiedział: „wszyscy robią wielką sprawę z celibatu, twierdzą, że to przecież takie trudne. Ale to część dyscypliny, którą akceptujesz. W kościele anglikańskim dawno już zapomnieliśmy o znaczeniu dyscypliny i posłuszeństwa”.