Łagowski: Europejskie wartości przeciw Europie

Tydzień temu pytałem, dlaczego spór o imigrantów przejawia się w tak nienawistnych słowach, skoro jego realna podstawa w Polsce jest mało znacząca. Nie ulega już wątpliwości, że jest to spór ideologiczny i realna strona sprawy mało się liczy. Po wysłuchaniu mów wygłoszonych ostatnio w Sejmie można stwierdzić, że premier Ewa Kopacz w imieniu swojej partii broni europejskich wartości, podczas gdy jej główny oponent Jarosław Kaczyński broni Europy. Nie miała racji pani premier, odsądzając Kaczyńskiego od europejskości. Dylemat, co wybrać: europejskie wartości czy Europę, ciąży nad wszystkimi Europejczykami i nie dopiero w tym sezonie się pojawił.

Co to są europejskie wartości? Tolerancja dla odmienności niewątpliwie; prawa człowieka do wolności wyboru kraju osiedlenia także; obowiązek państwa do zapewnienia godziwego poziomu życia niezależnie, kim jest i skąd przybył potrzebujący; równe traktowanie wszystkich z lekkim uprzywilejowaniem przybyszy z Trzeciego Świata („dyskryminacja pozytywna”). Nie mogę tu wymienić wszystkich postulatów zawartych w europejskim systemie wartości; dodam jeszcze powstrzymywanie się od stosowania przemocy i najogólniejszy nakaz: humanitaryzm. W podejrzanym świetle stawia się, kto jest oziębły wobec tych wartości, toteż Europejczycy – zwłaszcza nieco lub bardzo wykształceni – boją się posądzenia o taką oziębłość i nadają tym wartościom najbardziej skrajną treść.

Nasilająca się z roku na rok, a obecnie z dnia na dzień imigracja do Europy ma niewątpliwie związek z europejskimi wartościami. Europejczycy nie są jednak zadowoleni ze skutków. Zaledwie uwolnili się od natręctwa Kościołów chrześcijańskich, zwłaszcza katolickiego, i już widzą nową, mahometańską tyranię sumień, występującą na razie głównie w imigranckich enklawach, ale sięgającą po coraz szersze panowanie. Z tą religią nie poradzi sobie ani prawo – bo ona też jest prawem – ani prostolinijny wolterianizm. Wielu uważa, że Europa objęta panowaniem islamu może znakomicie istnieć – Bliski Wschód, Afryka są na to dowodem – ale nie będzie już Europą w sensie historycznym. Wartości europejskie utrudniają przeciwstawianie się przechodzeniu Europy we władanie islamu. Dlatego Jarosław Kaczyński ma swoje racje, gdy stara się bronić Europy niezależnie, a może nawet wbrew europejskim wartościom. Nie wiem, czy rzeczywiście o to mu chodzi. Z większą pewnością przypisałbym takie stanowisko premierowi Węgier Orbánowi.

Wymiar religijny i kulturowy w ogólności jest podatny na interpretacje – może jest tak, jak ja mówię, a może jest inaczej. Gdy ktoś głosi, że imigracji do Europy kiedyś trzeba położyć kres, bo tu się wszyscy uciśnieni i biedni świata nie zmieszczą, jest podejrzany o rasizm. (Antyrasizm to silny prąd ideologiczny, stojący na straży poprawności poglądów; pewnego rodzaju nieformalna cenzura). A jednak jest tak, jak mówi ten banał. Mimo swych fantastycznych mocy produkcyjnych po przekroczeniu pewnej ilości imigrantów Europa nie będzie mogła spełnić swej wartości – zapewnienia „godziwego” poziomu życia masom bezrobotnych emigrantów. I w tym wymiarze obrona europejskiej wartości i obrona Europy to wykluczające się opcje.

Na to otrzymujemy taką odpowiedź: ludzie w Europie długo żyją, żeby otrzymywali emerytury, potrzebne są masy imigrantów. Imigranci, jak wiadomo, się nie starzeją, zwłaszcza bezrobotni. Jednym ze źródeł imigracji zarobkowej było rozumowanie ekonomiczne. Przypominam sobie, że we Francji za prezydentury Georges’a Pompidou toczył się spór o to, jaką strategię wybrać: otworzyć rynek pracy dla imigrantów, obniżyć koszty przez obniżkę płac i zwiększyć konkurencyjność eksportu czy ograniczyć imigrację, utrzymać wysokie płace dla własnych pracowników. Wybrano pierwszą, „liberalną” możliwość i nie należy się dziwić, że robotnicy francuscy głosują na Front Narodowy.

W debacie sejmowej przedstawiciel Platformy Obywatelskiej Rafał Grupiński mimo swego wykształcenia humanistycznego użył bardzo nietrafnych figur retorycznych. Zdradzają one ignorancję historyczną. Namawiał on do przyjęcia europejskich wartości, twierdząc, że są one zgodne z tradycją Polski jagiellońskiej – tolerancyjnej, gościnnej dla obcych, szanującej odmienne kultury i religie itp. Tej Polsce przeciwstawia się z reguły rzekomo jednoplemienną Polskę piastowską. Polacy w sprawach politycznych porozumiewają się nie za pomocą zdefiniowanych pojęć, lecz odwołując się do tego, co rzekomo zdarzyło się w historii. Może tak zostać, ale żeby takie nawiązania do przeszłości miały jakąś wartość, muszą mniej więcej odpowiadać temu, co się rzeczywiście zdarzyło. Polska jagiellońska nie była tolerancyjna wobec niekatolickich wyznań, prawosławni byli dyskryminowani, przemocą i nieraz okrutnie nawracani na katolicyzm (w „Pamiątkach Soplicy” Wołodkowicz, postać historyczna, mówi: dwóch schizmatyków nawróciłem na wiarę katolicką, trzeci pod batogiem umarł). Historia Rusi (dziś Ukrainy) to ciąg okrutnych buntów i równie okrutnych akcji odwetowych, a burzenie cerkwi i obóz koncentracyjny dla nacjonalistów ukraińskich w okresie międzywojennym oraz rzezie lat 40. to przedśmiertne paroksyzmy Polski jagiellońskiej. Najbardziej zwięzłą i prawdziwą charakterystykę tej Polski dał von Clausewitz w swoim sławnym dziele: „Czy istotnie można było Polskę uważać za państwo europejskie…? Nie! Było to państwo tatarskie, które zamiast leżeć jak Krymskie, nad Morzem Czarnym, na granicy państw europejskich, leżało między nimi, nad Wisłą. Nie chcemy tu ani mówić z pogardą o narodzie polskim, ani usprawiedliwiać rozbioru kraju, lecz jedynie rozważyć rzeczy takimi, jakimi są. (…) Istotna zmiana tego stanu tatarskiego mogłaby być dziełem połowy czy też całego stulecia, gdyby przywódcy tego narodu tego chcieli. Byli jednak nazbyt Tatarami, aby życzyć sobie takiej zmiany. Ich nikczemne obyczaje państwowe i niezmierzona lekkomyślność szły ręka w rękę i w ten sposób pędzili w przepaść” („O wojnie”).

W Polsce piastowskiej dokonana została olbrzymia praca przyswajania cywilizacji zachodniej – od chrześcijaństwa do narzędzi wytwórczych, budownictwa i uniwersytetu. Nie zawsze była niepodległa, znajdowała się w niemieckiej strefie wpływów, a w pewnych okresach należała do Rzeszy – historycy w tej kwestii nie są zbyt wymowni, ale wiedzą, jak było. Polska jagiellońska uległa wpływom wschodnim. Dzisiejsza Polska jest piastowska w sensie terytorialnym, ale także gospodarczym, bo zależy od Niemiec – z pożytkiem dla siebie. Jednakże klasa polityczna, wbrew podstawowym realiom, ma w głowie pełno Krymu i Ukrainy.

Bronisław Łagowski

za: http://www.tygodnikprzeglad.pl/

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *