Kilka dni temu minęło 100 dni od czasu, gdy Putin nakazał dokonać agresji na Ukrainę. To działanie próbuje się w Rosji maskować pod nazwą specjalnej wojskowej operacji. Nie wojny, a jakiejś operacji. Taki wybieg zastosowano by uniknąć użycia terminu wojna, który miałby także określone konsekwencje prawne i mógłby skutkować niepokojami w Rosji spowodowanymi obawami przed mobilizacją do armii. A tak, przynajmniej w teorii, na wojnę idą ci, którzy chcą, gdyż bez ogłoszenia stanu wojny, nawet kontraktowi żołnierze mogą odmówić wysłania na Ukrainę. Takich musi być niemało, skoro nawet główny kremlowski propagandysta Władimir Sołowiow mówi o tym zjawisku i pomstuje na „dezerterów”. Ma to też taki skutek, że nikt z rosyjskich żołnierzy, oskarżonych o popełnienie zbrodni wojennych na Ukrainie nie może tłumaczyć się, że działał pod przymusem.
100 dni kojarzy się w tradycji europejskiej z ostatnią kampanią Napoleona, tej co zaczęła się od lotu orła z Elby, a zakończyła na polach Waterloo. Czy podobnie wyglądają perspektywy Putina?
Rzecz cała, próba podbicia Ukrainy, idzie niezgodnie z pierwotnymi planami i wszyscy widzą, że nie tak miało być.
A miał być szybki marsz do Kijowa, defilada na Kreszczatiku i ustanowienie powolnego sobie władcy Ukrainy. Coś podobnego jak wyprawa do czeskiej Pragi w 1968 roku.
Do takiej akcji poczyniono przygotowania; żołnierze rosyjscy nie mieli zaopatrzenia na dłuższą kampanię, ale za to mieli wyjściowe mundury na defiladę. Nie przydały się!
Jednocześnie przygotowywano się do ponownego zainstalowania u władzy Wiktora Janukowycza. Już 30 grudnia ubiegłego roku Sąd Administracyjny w Kijowie wszczął postępowanie w sprawie pozwu byłego prezydenta Ukrainy Janukowycza przeciwko Radzie Najwyższej, w której kwestionuje on odwołanie go z urzędu prezydenta Ukrainy w 2014 roku.
Rozprawę w tej sprawie ustalono na dzień 16 lutego, ale we wskazanym dniu ją odroczono. Gdyby wojska rosyjskie zdobyły Kijów, wówczas zapewne wspomniany Sąd Administracyjny wydałby postanowienie o przywróceniu Janukowycza do władzy, a rosyjska propaganda przedstawiałaby całą sprawę jako przywrócenie „praworządności” na Ukrainie. Być może, „rozumiejący Putina” politycy zachodnioeuropejscy zwyczajnie by temu przyklasnęli i skomentowali słowami, że „porządek panuje w Kijowie”.
Dawno temu, we wrześniu 1831 roku, stwierdzeniem, że „porządek panuje w Warszawie” (L’ordre règne à Varsovie) francuski minister spraw zagranicznych Horace Sébastiani podsumował zdobycie Warszawy przez carskiego feldmarszałka Paskiewicza.
Ten obecny plan dotyczący zdobycia Kijowa zakończył się katastrofą. Także i teraz wojska rosyjskie nie mają powodów do radości. Postępów na froncie nie ma, a straty są wielkie.
Rosjanie oczekiwali dużego zwycięstwa w Donbasie i jakiegoś okrążenia wojsk ukraińskich. Na początku były plany wielkiego kotła, potem coraz mniejszego, a na koniec już jakiegokolwiek sukcesu na tym froncie. Takiego jednak nie ma.
Wojska rosyjskie nie są w stanie sforsować rzeki Doniec, a bez tego nie mogą marzyć o oskrzydleniu wojsk ukraińskich, jako że ta rzeka flankuje ich pozycje z północy i wschodu. Próba forsowania Dońca w dniu 11 maja, zakończyła się kompletną porażką strony rosyjskiej i całkowitym zniszczeniem całego batalionu ich wojsk.
Działania mające na celu zdobycie miasta Siewierodonieck także nie dają rezultatów i to pomimo zaangażowania wielkich sił rosyjskich. Straty wojsk rosyjskich są wielkie i Ukraińcy skutecznie kontratakują, odbijając połowę, prawie już zdobytego przez Rosjan miasta.
Tymczasem pętla sankcji gospodarczych, choć powoli, ale jednak niepowstrzymanie dławi gospodarkę Rosji i rząd tego kraju ma coraz mniej czasu. Dlatego coraz bardziej ponaglane jest dowództwo wojska, by przyspieszyć działania i osiągnąć choćby niewielki sukces, który pozwoliłby ogłosić zakończenie działań.
W dniu 12 czerwca przypada w Rosji święto narodowe – Dzień Rosji – i z tego względu są naciski by do tego czasu opanować chociażby w całości rejon ługański. Do tego jednak daleko i zapewne Putin znowu nie będzie miał się czym pochwalić. W kwietniu Putin miał wystąpić przed Dumą i Radą Federacji. Odwołano to wystąpienie i nie odbyło się ono do dnia dzisiejszego. Podobnie odłożono też wielką coroczną wideokonferencję Putina, gdzie godzinami odpowiadał on na pytania „zwykłych” ludzi. Ten tok-szoł o nazwie „Bezpośrednia linia z Władimirem Putinem”, który udawał otwartość Putina w kontaktach z obywatelami, został odłożony i nie wiadomo czy się w ogóle jeszcze odbędzie.
Wiele danych wskazuje, że do końca czerwca strona rosyjska będzie chciała zdobyć w całości rejon ługański i doniecki i ogłosić zakończenie operacji specjalnej. Wprost tak się wyraził Leonid Słucki – przewodniczący komisji spraw zagranicznych rosyjskiej Dumy, który w jednym z wywiadów stwierdził, że w lipcu mają jednocześnie odbyć się „referenda” w sprawie przyłączenia do Rosji tzw. DNR, ŁNR, oraz obwodu chersońskiego z Zaporożem. Obecne rosyjskie postępy, a właściwie ich brak, nie wskazują jednak na to, by było to możliwe. Z sytuacją wyraźnie nie radzi sobie, odpowiedzialny obecnie za operację na Ukrainie, generał Aleksander Dwornikow, który poprzednio zyskał sobie przydomek „rzeźnika z Syrii”.
Jednocześnie nie sposób nie zauważyć, że siły rosyjskie się wyczerpują. Brakuje im i żołnierzy i uzbrojenia. Dość szeroko komentowano wysyłanie na front przez Rosję starych czołgów T-62, które okazały się słabe już podczas wojny Jom Kippur w roku 1973.
Wysyłanie dziś na wojnę takiego archaicznego uzbrojenia coraz bardzie upodabnia siły rosyjskie do jakichś wojsk państw afrykańskich. I dotyczy to nie tylko uzbrojenia, ale może jeszcze bardziej zachowania żołnierzy, którzy walczą słabo, porzucają sprzęt i oddają się rabunkom.
Według danych amerykańskiego think tanku Atlantic Council, wojska rosyjskie, poprzez porzucanie sprzętu, są głównym dostarczycielem broni dla … Ukrainy. Według raportu wspomnianej organizacji, Ukraina pozyskała 230 rosyjskich czołgów, które zostały wcześniej porzucone przez wojska rosyjskie. Wynika stąd, że Rosja jest głównym dostarczycielem czołgów dla Ukrainy, ustępując pod tym względem tylko Polsce, która miała ich dostarczyć 240 sztuk.
Ta sytuacja, brak sukcesów i coraz gorsze perspektywy, budzi frustrację nawet wspomnianego frontmana kremlowskiej propagandy – Władimira Sołowjowa. Nawet on nie potrafi już udawać, że wszystko idzie dobrze i na antenie dawał upust irytacji, wynikającej z faktu, że rosyjski przemysł nie potrafi dostarczać nowoczesnej broni, a nade wszystko dronów bojowych. Według niego w Rosji jest milion dwieście tysięcy żołnierzy i sześć milionów ochroniarzy, a na Ukrainę nie ma kogo wysłać do walki. A kiedyś tak butnie deklarował – „Mrugniemy powieką i Kijów będzie nasz!”.
Coraz większą uwagę zwraca się na kwestie polityczne, na to kto mógłby zastąpić Putina. Z takim problemem klasa polityczna w Rosji, prędzej czy później, będzie musiała się zmierzyć.
Pod względem długości rządów, biorąc pod uwagę ostatni wiek, Putin ustępuje tylko Stalinowi, wyprzedzając nawet Breżniewa.
Wskazuje to, że proces deputinizacji, do którego musi dojść, będzie trudny, długi i burzliwy. Najbardziej prawdopodobne jest wystąpienie dłuższego okresu rządów kolektywnych, przypominających czas dwóch triumwiratów, jakie dzieliły się władzą po śmierci Stalina.
Wtedy, zaraz po śmierci Stalina, władzę przechwyciło trzech ludzi: Chruszczow, Beria i Malenkow. Po fizycznym wyeliminowaniu Berii, jego miejsce, w drugim triumwiracie, zajął Bułganin.
Taka sytuacja – kolektywnego zarzadzania przez trzy osoby – trwała przez cztery lata, kiedy to ostatecznie Chruszczow przejął pełnię władzy.
Obecnie także widać takich trzech kandydatów do schedy po Putinie. Są to: obecny premier – Michaił Miszustin, zastępca przewodniczącego Rady Bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej, kiedyś prezydent i premier – Dmitrij Miedwiediew, oraz sekretarz Rady Bezpieczeństwa, dyrektor FSB – Nikołaj Patruszew. Między tymi ludźmi rozegra się walka o władzę.
Można nawet przyporządkować te osoby do członków pierwszego triumwiratu, rządzącego po Stalinie: Miedwiediew to Chruszczow, Miszustin – Malenkow, a Patruszew to oczywiście Beria.
W Rosji, jak i zresztą gdzie indziej, powtarzają się układy i procesy funkcjonujące już uprzednio w przestrzeni władzy. Należy tylko oczekiwać, że ostateczny efekt tych zmian, po okresie przejściowym, będzie inny i wreszcie zapanuje tam więcej autentycznej wolności i demokracji. Gdyż nie jest prawdą, że na terenie Rosji zawsze panował tylko despotyzm. Ot, choćby czasy republiki Wielkiego Nowogrodu były inne i do tej tradycji nawiązuje część obecnej rosyjskiej opozycji, posługującej się nawet biało – niebieską flagą tej dawnej nowogrodzkiej republiki.
Stanisław Lewicki
Rozumiem, że Szanowny Autor życzy wszystkiego co najgorsze i Putinowi, i Rosji (wystarczy przeczytać powyższy tekst, choć poprzednia katastroficzna wizja sprzed Dnia Zwycięstwa nie ziściła się) i w związku z tym Szanownemu Autorowi rozkoszna wydaje się perspektywa implementowania w Rosji demokracji. Ja to rozumiem. Widać wyraźnie jednak, że Szanowny Autor jest autentycznym orędownikiem demokracji. Tylko jak to pogodzić z byciem konserwatystą? To jest jakiś żart?
chyba się autor nasłuchał prawiczko-patriotów pod wodzą Kaczora i Moravera
bo akurat na świecie się w 'przedmiocie sprawy’ pisze zupełnie co innego>a nawet niektórzy jak Kissinger czy Macron czy papież Franciszek – są krytyczni nie wobec Putina ale borata Żelenskiego.
bo dzisiaj się pisze w USA-na łamach unz.com- konserwatyzm ale nie prawiczki jak nasze – ale wersja amerykańska sie pisze:
Znaczenie Imperium kontra Sojusz: Kontrolowane przez Żydów imperium USA i marionetki UE w konflikcie z sojuszem suwerennych narodów, w tym Rosji, Chin i Iranu
.https://www.unz.com/jfreud/significance-of-empire-vs-alliance-jewish-controlled-us-empire-eu-puppets-in-conflict-with-alliance-of-sovereign-nations-esp-russia-china-iran/
bo muszę donieść p. Lewickiemu- Putin (i Chinole) maja cała masę zwolenników-kibiców na całym świecie
i w zasadzie cokolwiek by p. Lewicki nie napisał>
to Polin pod wodzą Kaczora i Moravera i borata dudę,
jest w ciemnej dupie (że użyję określenia Stefana Kisielewskiego z czasów komuny>>NIEODWOŁALNIE
a poza tym i tak są do 'odstrzelenia’>na zlecenie USA-EU-NATO-Sorosa-
i oni to wiedzą>sam Sakowicz puścił farbę,
Życzę autorowi zdrowia (to oczywiście kpina biorąc pod uwagę polską medycynę) a co do rozumu…
200 lat temu Benjamin Franklin powiedział: wszyscy rodzimy się bez rozumu ale trzeba się bardzo starać aby pozostać głupim>>i proszę tego nie brać personalnie tylko jako opis UPADKU Polski post1989>> w KAŻDYM ASPEKCIE CYWILUZACYJNYM.
Pan se posłucha tych naszych 'z zawodu polityków’, 'dziennikarzy’, 'ekspertów’, 'profesorów.
Szanowny Panie Lewicki. Nic nie pozostaje jak jechać do Kijowa. Słoka i Zełeński już na Pana czekają.
Cóż, jeżeli mamy taki poziom PROFESORÓW…..
Dokonał pan streszczenia opinii głównych zachodnich mediów, sponsorowanych przez główne zachodnie think- tanki.
Jak ma się to do rzeczywistości?
O wszystkim decydują buty na ziemi.
Nie medialny przekaz skierowany dla plebsu.
Od 1950 roku Imperium Kłamstwa przegrywa każdą wojnę.
Ta będzie kolejną dodaną do kolekcji.
Z tych innych źródeł wiadomo, że proporcje strat Rosji i Ukrainy wynoszą 1-10.
Amerykańska wojna o dominację kosztowała już Ukrainę co najmniej 100 000 zabitych, 400 000 rannych.
Któraś z amerykańskich harpii powiedziała na wieść o 500 000 ofiar amerykańskich sankcji na Irak, że „warto było”.
Ten sam poziom bezduszności tyczy Ukrainy.
Milion czy dwa, nie będzie robił wrażenia.
To tylko przeciez pionki…
To samo tyczy polskich pionków w tej grze.
Czy czcigodny autor przedstawia wajchę stopniowo na kurs atlantycko-globalistyczny pod batutą koczowniczego nadzorcy?
Niech czytelnicy będą czujni!
Drogi Bajkopisarzu! Rosjanie zdobyli Swiatogorsk, przekroczyli Doniec i powoli, ale nieustępliwie zmierzają na Sławiańsk i Kramatorsk.
Sewierodonieck też opanowali pewnie przez nieuwagę nie zauważając tej opisanej tu „kontrofensywy”. Na obrzeżach tego miasta w strefie przemysłowej zostało ok. 400 nieszczęśników, którym ukraińskie oddziały zaporowe wysadziły ostatni most celem zmotywowania do obrony.
Resztę konfabulacji pominę litościwym milczeniem