Lewicki: Czy Tusk znowu wsadził Kosiniaka-Kamysza na minę?

 

Tusk raczej nie oszczędza swoich współpracowników. Mocno się o tym przekonał kiedyś Kosiniak-Kamysz, kiedy jako minister pracy w drugim rządzie Tuska rekomendował, w roku 2012, Sejmowi wydłużenie wieku emerytalnego, w tym dla kobiet, aż o 7 lat.
Sprawa ta, pomimo zmasowanego wsparcia medialnej propagandy, zadecydowała, moim zdaniem, o upadku poparcia wyborczego dla PO-PSL i przegrywaniu przez te partie kolejnych wyborów, od prezydenckich, w roku 2014, poczynając.
Co dziwne, Kosiniak-Kamysz, po tym wszystkim, jednak utrzymał polityczną pozycję przejmując nawet kontrolę na PSL-em. Wynikało to chyba z tego, że wieś miała w niepopularnej reformie zagwarantowane jakieś ulgi.

Tym razem wydawać by się mogło, że Kosiniak-Kamysz ma bezpieczne stanowisko ministra obrony, gdzie nie grozi mu zmaganie się z takimi problemami jak podnoszenie wieku emerytalnego, które mogą okazać się zabójcze dla politycznego wizerunku.
Jednak takie mniemanie może okazać się błędne i znowu to stanowisko stanie się szczególnie wrażliwe, a to z racji wzrostu napięcia na linii NATO-Rosja, które cały czas eskaluje.
To powoduje, że coraz bardziej na porządek dzienny trafia temat rozbudowy armii, co wymaga, przede wszystkim, zapewnienia odpowiedniej ilości przeszkolonych rezerw.


Niestety, poprzednie rządy PO-PSL doprowadziły do zawieszenia poboru w ramach tzw. profesjonalizacji armii.
Było to też działanie polityczne, mające na celu zapewnienie sobie większego poparcia w wyborach. Zapowiedź zniesienia poboru padła w kampanii wyborczej w roku 2007. Niewykluczone, że pojawienie się takiej właśnie obietnicy było główną przyczyną wygrania wyborów przez PO. Obietnica ta, co raczej było rzadkie w politycznej praktyce Tuska, została spełniona. Już w expose, wygłoszonym 23 listopada 2007 roku, Tusk oznajmił: „Nie będziemy czekać do następnej kadencji Sejmu z uzawodowieniem wojska. (…) Dlatego też w przyszłym roku ograniczymy pobór, a 2009 zrezygnujemy z niego w całości”.

Nie tylko zaniechano poboru, ale też, w latach 2009-2012, zrezygnowano nawet z powoływania rezerwistów na ćwiczenia. W ten sposób powstała pokoleniowa luka w szkoleniu żołnierzy i gdy szkolenie rezerwy zostało przywrócone, to powoływano na ćwiczenia coraz starszych żołnierzy.
To jednak nie mąciło spokoju ówcześnie rządzących, gdyż powszechnie obowiązywało przekonanie o tym, że wojny żadnej, nawet w średniej perspektywie, nie będzie.
Tymczasem zysk polityczny był wielki i ówczesne media zniesienie poboru przyjęły entuzjastycznie, nazywając ten ruch PO „ogłoszeniem amnestii”.
Był to, moim zdaniem, główny czynnik, który zadecydował o przeważeniu się szli na korzyść PO w wyborach w roku 2007, jak i 2011.

Tymczasem obecnie sytuacja się zmieniła i nikt rozsądny nie będzie już twierdził, że żadna wojna nam nie grozi. Leżące blisko nas państwa albo przywróciły, albo zamyślają o przywróceniu poboru.  Obecnie Polska jest jednym krajem w Europie, graniczącym z Rosją, gdzie nie funkcjonuje pobór do wojska. Pobór jest w Norwegii, Finlandii, Estonii i na Litwie, a od stycznia tego roku także na Łotwie.
W Szwecji, która nie ma bezpośredniej granicy z Rosją, w roku 2017 obowiązkowa służba wojskowa została przywrócona, po siedmiu latach od zniesienia poboru w roku 2010. Także w Niemczech trwają dziś dyskusje o przywróceniu jakiejś formy obowiązkowej służby wojskowej i konkretne propozycje, w tym zakresie, mają zostać przedstawione już w kwietniu.

Na świecie, ta kwestia, co jest lepsze: armia zawodowa czy z poboru, została rozstrzygnięta już w roku 1870 kiedy to nieliczna, ale uzupełniona wyszkolonymi rezerwistami, armia pruska rozniosła w pył zawodową armię francuską. Od tego czasu prawie wszystkie państwa przeszły na masowe szkolenie rekrutów według wzorów pruskich. Pewnym wyjątkiem były tylko armie państw anglosaskich, ale wynikało to ze szczególnych warunków geopolitycznych tych państw (Wielkiej Brytanii i USA), które zapewniały im naturalną obronę przed ewentualnymi wrogami, przez co miały one długi czas na wystawienie armii ekspedycyjnej.
Przyjęcie, po zakończeniu zimnej wojny, anglosaskich wzorów przez inne państwa w Europie było błędem, gdyż w warunkach kontynentalnej Europy armia zawodowa staje się armią jednorazową i nie zapewnia możliwości obrony państwa w przypadku, gdy jest ono narażone na długotrwały konflikt.

W Polsce ten temat  jest wyjątkowo wrażliwy politycznie, gdyż to obecnie rządzący znieśli pobór 15 lat temu i wyciągnęli z tego korzyści polityczne, a na dodatek, przy okazji, została zlikwidowana cała infrastruktura do masowego szkolenia poborowych.
Można przypuszczać, że PiS mając świadomość niepopularności pomysłu przywrócenia poboru nie podejmowało nawet tego tematu, aby nie pogrążać zupełnie swych wyborczych szans, zaś program zwiększenia liczebności armii do 300 tysięcy opierano tylko na służbie ochotniczej, co obecnie nie wygląda na plan realny.

Teraz jednak, szczególnie wobec możliwości militarnego  załamania się Ukrainy, nie da się dalej unikać tematu przywrócenia poboru. Jest to wyjątkowo niewygodne dla obecnej władzy, także i dlatego, że sondaże wskazują iż to właśnie elektoraty KO, Lewicy oraz partii Hołowni są najbardziej przeciwne obowiązkowej służbie i jeden z wcześniejszych sondaży wskazywał, że pobór popiera jedynie 45 proc. elektoratu KO, 35 proc. Lewicy i tylko 34 proc. Polski 2050. W innym sondażu, aż 60 proc. respondentów odpowiedziało, że nie wierzy, iż kolejny rząd odważy się wprowadzić obowiązkową zasadniczą służbę wojskową.
Wiele jednak wskazuje, że obecna władza będzie musiała zjeść tę żabę i dlatego pewnie Tusk oddał resort obrony dla Kosiniaka-Kamysza, aby to on i jego PSL wzięły  na siebie główne uderzenie  niezadowolenia elektoratu po przywróceniu poboru.
Działanie podobne jak z wydłużeniem wieku emerytalnego. Jedyne co dziwi to to, że Kosiniak-Kamysz znowu dał się ustawić w niewygodnej pozycji.
A może jest tak, że sam się na to zgodził, gdyż uważa, że jemu to tak nie zaszkodzi, bo wiadomo: „chłopi polscy żywią i bronią”, to i przed pójściem do wojska nie mają takich oporów jak elektoraty innych partii tworzących obecny rząd. Odium niechęci pewnie spadnie na rząd Tuska, ale Kosiniak-Kamysz, choć osłabiony, jakoś wyjdzie z tego cało i nadal będzie kontrolował PSL.

Click to rate this post!
[Total: 22 Average: 3.1]
Facebook

2 thoughts on “Lewicki: Czy Tusk znowu wsadził Kosiniaka-Kamysza na minę?”

  1. A ja złośliwie jestem za poborem. Skoro każdy tak ochoczo walczył w internetach to teraz trzeba powrócić do realnego świata. Może to być bolesne, ale dobrze im tak. Trzeba się w końcu nauczyć racjonalnego myślenia i ponoszenia konsekwencji swoich czynów.

  2. pan autor jak zwykle ośmiesza się pisząc, że Tusk – wierny sojusznik jankesów wpuścił kosinika-kamysza 'w maliny’!!! misiu ptysiu ws. 'wojny na ukrainie’ ad 2024: prawda jest prosta jak myśl lenina: ukronazi pod wodzą żeleńskiego 'nie radzą’ bo nie mogą se poradzić pomimo i se nie poradzą cokolwiek tusk, nato, eu, wef bo się Putin – mówiąc kolokwialnie 'wkurwił’ (co będzie gadał z kretynami) i te cepy (tusk, eu, nato, us, etc, etc) o tym wiedzą bo to jest wojna żydów amerykańskich i europejskich (NATO, eu, etc) i stąd mamy obecnie największe manewry NATO od czasu zakończenia 'zimnej wojny” i stąd te cepy (tusk, nato, eu i jankesi) że będziemy mieli stan tzw. 'pre-war”: wg nich Putin jak nie przegra to zaatakuje 'wolny świat’ – czyli nas (stara piździelska retoryka) za 3 lata !!!!! i stąd 'wolny świat’ musi się przygotować i stąd trza gospodarki 'wolnego świata’ przestawić na 'ekonomię wojenną”: jeszcze więcej płacić na ukronazi, lokalne społeczności wziąć za mordę czyli do 'militarycji’ czyli terroryzm wobec swoich społeczności (wliczając obowiązkowy pobór, pakowanie opornych-tzn tych co mają odmienne zdanie – do pierdla bo antysemityzm, hate speech, etc)- klasyka w systemach którym się 'nie wiedzie’ czyli są w stanie rozpierduchy. I niech mi ktoś – np. p. Lewicki – powie, jakie są szanse na to że Putin 'wojnę przegra’ za 3 lata!!!!! Putin nie ma kim przegrać.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *