Lewicki: Do czego Rosjaninowi jest potrzebne państwo?

W różnych krajach, w zależności od drogi jaką przeszły, otrzymamy pewnie różniącą się, w detalach, odpowiedź na pytanie: do czego jest potrzebne państwo? Im państwa są bardziej cywilizacyjnie sobie bliskie tym te odpowiedzi będą bardziej podobne. W naszym kraju, dla przykładu, powszechne jest przekonanie, że państwo powinno służyć obywatelowi, starać się poprawiać jego byt, dbać o stan usług publicznych, bezpieczeństwo obywateli i tak dalej. Jest to przyjmowane jako rzecz oczywista i jeśli znalazłaby się partia, która by temu zaprzeczała, to znalazłaby się ona na marginesie. Wręcz nie wyobrażamy sobie by mogło być inaczej i generalnie oceniamy nasze państwo pod względem tego w jakim stopniu dba ono o obywatela i jak realizuje te zadania w porównaniu do innych państw.

Okazuje się jednak, że nie wszędzie tak jest, nie wszędzie jest to uważane za oczywistość i dotyczy to także naszych sąsiadów. W ostatnim (6 luty) programie telewizji rosyjskiej, „Wieczór z Władimirem Sołowjowem” można było obejrzeć ciekawą rozmowę na ten temat. Otóż, jak zwykle zresztą, krytykowano tam mocno prezydenta Ukrainy, Zełenskiego. Tym razem dlatego, że stara się on realizować wyborczą zapowiedź o państwie dla obywatela, państwa gdzie obywatel będzie mógł maksymalnie dużo spraw załatwić przy pomocy swojego smartfona. I linia krytyki nie szła w tym kierunku, że robi się to za wolno, czy nieudolnie, ale za skandal uznano to, że wyszedł on, w ogóle, z taką koncepcją, że państwo powinno być dla obywatela.

To co powiedział w tej sprawie jeden z uczestników, politolog, polityk, publicysta, kierujący klubem im. Zinowjewa agencji „Rossija Siegodnia”, Dmitrij Kulikow, jest na tyle istotne, że postanowiłem to przytoczyć. Powiedział on: „Kiedy prezydent [Zełenski] wychodzi i mówi o marzeniu by państwo was wszystkich obsługiwało, to nie jest to tylko populizm,. To jest straszna sprawa, dlatego, że jeśli ludzie tam żyjący uwierzą, że państwo jest potrzebne do tego, by ono ich obsługiwało, to dla tych ludzi oznacza to koniec. A to dlatego, że państwo jest sposobem, formą, istnienia narodu w historii, i ono do tego jest potrzebne, a nie do tego by kogokolwiek obsługiwać przy pomocy smartfona”. W tych kilku słowach pan Kulikow wyraził samą istotę różnicy stosunku państwa do obywatela jaka jest praktykowana w Rosji i w Europie.

I teraz lepiej rozumiem dlaczego obecny projekt ukraiński, jakkolwiek ułomny on by nie był, jest tak groźny dla Rosji. Jeśli okazałoby się, że można na glebie imperium rosyjskiego, czy ZSRR, stworzyć państwo, które byłoby przyjazne i służyłoby człowiekowi, to byłby to duży cios w obecny model rosyjski, bo tam podejście jest odwrotne; to człowiek jest dla państwa, które pełni bardziej wzniosłą rolę i jest „formą istnienia narodu w historii”. Jednak zwykli ludzie, także w Rosji, coraz częściej chcą by państwo ich obsługiwało, co ewidentnie stanowi problem dla pełniących władzę w Rosji. Wygląda na to, że Putin to rozumie i stara się to zmienić, ale nie wychodzi to poza formułę: car dobry, bojarzy źli, czyli tego, co było już w Rosji od wieków i nic nie dało.

Stanisław Lewicki

Click to rate this post!
[Total: 27 Average: 2.4]
Facebook

24 thoughts on “Lewicki: Do czego Rosjaninowi jest potrzebne państwo?”

  1. Pan Stanisław Lewicki jest jak widać wyznawcą liberalnej koncepcji państwa,w którym
    obywatele mają przede wszystkim prawa.
    Rosjanie przeszli bizantyjską i tatarską (chińską) szkołę państwowości , w której
    obywatele mają nie tylko prawa , ale także obowiązki.

  2. No to niech pan pojedzie do USA i doświadczy na własnej skórze co zrobi państwo dla obywatela.
    Mam na myśli opiekę socjalną, zdrowotną, równorzędny dostęp do oświaty bez względu na zawartość portfela rodziców, bądź równorzędny dostęp do wymiaru sprawiedliwości przez wszystkich obywateli.
    Obecnie w Federacji Rosyjskiej jest zdecydowanie więcej opieki państwa nad obywatelami niż na przykład w Polsce.
    Dla jasności dodam że nadmiar opieki państwa nad obywatelami jest oczywiście szkodliwy, zabija przedsiębiorczość, poczucie odpowiedzialności za swoje wybory i zaniechania, jak również sprzyja rozwojowi rożnego rodzaju patologii społecznych. Poruszył pan ciekawy i bardzo skomplikowany temat.

  3. (…)W naszym kraju, dla przykładu, powszechne jest przekonanie, że państwo powinno służyć obywatelowi, starać się poprawiać jego byt, dbać o stan usług publicznych, bezpieczeństwo obywateli i tak dalej.(…)
    Ta prawda jest szczególnie oczywista na Szpitalnym Oddziale Ratunkowym…

    1. To, że państwo mocno średnio wypełnia te zadania nie zmienia faktu, że poza wąskim marginesem, Polacy uważają, że państwo musi je wypełniać.

      1. Dziwne tylko, że prawie połowa tych Polaków legitymizuje ten system, który nie działa nawet średnio, w wyborach…

  4. Nie spodziewałem się populistycznego artykułu na tej stronie…

    Żadna teoria polityczna nie mówi, że celem państwa jest służba poddanym, lub by robić poddanym dobrze. A obywatelstwo to zatajona forma poddaństwa. Kolejnym krokiem myślenia, że celem państwa jest robienie innym dobrze będzie transformacja w stronę anarchizmu – bo aby zrobić komuś dobrze to potrzeba tego, tamtego i owantego. A jak to uzyskać, skoro by mieć to „coś” to trzeba komuś zabrać, czyli zrobić komuś nie dobrze a źle? Czyli jest aparat przymusu. A skoro jest aparat przymusu, który robi ludziom nie dobrze a źle, to jest i państwo złe. To już lepiej zostawić ludziom wszystko, by sami sobie potrafili robić dobrze (bo kto wie, co dla mnie jest dobre jak nie ja sam).

    Anarchy not dead…

    1. @Cogito

      „Żadna teoria polityczna nie mówi, że celem państwa jest służba poddanym” – czyli a contrario – każda teoria polityczna mówi, że celem państwa nie jest służba poddanym. Tyle samo ciekawe, co nieprawdziwe.

      „(…) lub by robić poddanym dobrze.” – bez względu na to jak rozumiemy „robienie poddanym dobrze”, to twierdzenie, że żadna teoria polityczna nie mówi, aby realizować cel „robienia obywatelom dobrze” jest zwyczajną bzdurą. Dla przykładu – „robienie dobrze” w wymiarze eschatologicznym -> teokracja. Istnieje teoria? Istnieje, więc twierdzenie sfalsyfikowane.

      A jakim cudem ten „kolejny krok myślenia” to właśnie przejście od samego faktu służby poddanym do anarchizmu przez czynnik aparatu przymusu to już zupełny odjazd. Nie dość, że pominął Pan cały szereg przesłanek, które muszą być w takim rozumowaniu aby Pana wniosek co najwyżej MÓGŁ mieć miejsce, to jeszcze Pan w zasadzie powiedział, że taki wniosek bez tych przesłanek wynika. Nieźle.

      @Podolanin – no tak, bo w cywilizacji łacińskiej obywatel nie ma obowiązków a liberalizm to jedyna teoria polityczna.

      1. @Marcin Sułkowski i @Robert

        Dobra, inaczej. Cofamy się do głębokiej starożytności. Jaki był charakter pierwszych organizmów państwowych? W polskiej historiografii tego pojęcia nie ma, ale w zagranicznych istnieje hasło „Hydraulic empire”. Po prostu wielkie nakłady i wysiłki „władz” stanowiło zarządzanie zasobami wodnymi oraz rolnictwem zdeterminowanym przez to. Egipt, Mezopotamia, Chiny itd. Władza buduje i nadzoruje infrastrukturę w celu zapewnienia odpowiedniej produkcji żywności. Tamy, mosty, regulacje, kanały irygacyjne itd.

        Czy patrzono na dobro jednostki czy kolektywu?

        Jak przeniesiemy się na inne kręgi kulturowe które stworzyły państwa lub organizmy quasi-państwowe – Grecję, Indochiny, Iran, Azja Centralna, Missisipi, Arizona itd. Czy tam ten organizm powstał dla dobra jednostki czy dla dobra kolektywu?

        Osobną kwestią są oczywiście tyranie. Tam liczy się dobro głównego wodza.

        Nie mówię, że to co się dzieje w Rosji mi się podoba. Bo chętnie wziął jednego, drugiego czy trzeciego skierowałbym na publiczne wybatożenie czy pognanie psami na golasa dookoła Kremla (jak to caryca Katarzyna lubiła robić), to może by oleju do głowy nabrali.

        Ale chodzi mi o fundamentalną uczciwość. Bo elementarną funkcją np. telefonu jest dzwonienie. To, że z czasem dostał też funkcje szukania na mapie, radia czy sterowania lodówką nie oznacza, że to jest cel telefonu.

        1. @Cogito – najpierw piszesz, że „nie istnieje żadna teoria polityczna” a teraz piszesz o praktyce.

          A jeśli patrzy się na społeczeństwo przez pryzmat całości a nie jednostki to nie oznacza, że państwo nie realizuje również „robienia dobrze jednostce”. Kolektyw to nadal zbiór jednostek – nie chodzi tu o perspektywę skrajnie indywidualistyczną, ale nadal mamy do czynienia z konkretnymi osobami/potrzebami, które po prostu należy rozpatrywać w szerszej perspektywie.

          Właśnie z tego powodu telefon, który rozszerzył swoją funkcjonalność nazywać się zwykło inaczej niż „telefon” i od dawna mówi się tu albo o smartphonie (powszechnie) a programiści nazywają to wprost komputerem.

          1. Tyle, że ja ciągle piszę o celu a nie funkcji… To jest zasadnicza różnica. Cel determinowany jest przez genezę.

            1. @Cogito – najpierw było o teorii, później o praktyce, teraz wychodzi na to, że chodzi o cel, a nie funkcję i to jest zasadnicza różnica. Do tego jeszcze to mgliste dla mnie: „cel determinowany jest przez genezę”. Albo mamy zgrzyt pojęciowy, albo to jest po prostu troszkę bełkotliwe. Prosiłbym o klasyczne definicje i na ich bazie wyjaśnienie o co chodzi, bo nie za bardzo rozumiem.

              1. Po pierwsze – teoria jest zawsze „czegoś”. Nie można mówić o samej teorii w oderwaniu od tego „czegoś”. Teoria bogactwa narodów, teoria pieniądza, teoria powstania wszechświata itd.

                Po drugie. Proponuję przeczytać raz jeszcze ten fragment „Żadna teoria polityczna nie mówi, że celem państwa”. Pada słowo cel? Pada. Zatem proponuję przestać siłować się w sofistyce, odwracać kota ogonem i wkładać swoje wyobrażenia moich słów w moje usta.

                1. To, że teoria dotyczy zawsze czegoś jest równie odkrywcze, co stwierdzenie, że człowiek ma dwie nogi. Sęk w tym, że mówiąc o teorii nie mówimy o praktyce – możemy ją do praktyki odnieść, z praktyki budować (indukcja) albo i nie (dedukcja), więc nadal to nie wyjaśnia tego, w jaki sposób Pan płynnie przeszedł od jednego do drugiego i w sumie to jest taki potok słów mający się nijak do tego, o co zapytałem. Nadal więc niczego Pan nie wyjaśnił i brnie Pan w sobie tylko znaną metodę rozumowania w tym konkretnym przypadku.

                  I co z tego, że pada „cel”? Co z tego wynika? Pytam poważnie. Może się Pan oburzać, opowiadać o sofistyce, ale póki co to ja stawiam konkretne pytania i proszę o konkretne odpowiedzi a Pan rzucił kilka pojęć, wije się jakimiś frazesami i sam Pan nie potrafi doprecyzować własnych słów. A sprawa sprowadza się do tego, że zwyczajnie palnął Pan bzdurę twierdząc, że: „żadna teoria polityczna nie mówi, że celem państwa jest służba poddanym LUB [tu istotne – tylko jeden z warunków musi być spełniony przy tym twierdzeniu] robienie jednostce dobrze”, co sfalsyfikowałem już w drugim komentarzu. O przejściu od słów red. Lewickiego do wyjaśnienia swojej tezy o anarchizmie już w ogóle się Pan nie zająknął i teraz ma Pan czelność komuś zarzucać sofistykę.

                  1. Zarzucanie sofistyki jest proste – bo zamiast zająć się meritum bawicie się właśnie w wyszczególnianie rzeczy, których nie ma. Dekonstruujecie i konstruujecie moje słowa w kółko, tworząc ciąg który nie istnieje…

                    Z wikipedii szybko

                    „Teoria naukowa – całość logicznie spoistych uogólnień, wywnioskowanych na podstawie ustalonych faktów naukowych i powiązanych z dotychczasowym stanem nauki. Ma na celu wyjaśnienie przyczyny lub układu przyczyn, warunków, okoliczności powstawania i określonego przebiegu danego zjawiska. Jest podsumowaniem wyników szczegółowych pracy naukowej. Wieńczy badania naukowe.

                    Kluczowe znaczenie dla rozróżnienia, czy dana teoria jest teorią naukową, czy nie, ma obecnie kryterium falsyfikowalności. Pojęcie to zostało wprowadzone przez Karla Poppera w dziele Logika odkrycia naukowego. W myśl tej zasady, teoria co do której nie można określić empirycznych kryteriów falsyfikacji (obalenia), nie jest teorią naukową. Przykładem teorii, co do której falsyfikowalności nie ma jasności, jest teoria superstrun.

                    Teoria naukowa jest najbardziej rzetelną, rygorystyczną i kompletną formą wiedzy naukowej[1]. Odróżnia ją to od potocznego rozumienia słowa teoria, które sugeruje spekulatywność charakterystyczną dla hipotezy naukowej[2]. ”

                    Zwracam uwagę na ostatnie zdanie. Potoczne rozumienie słowa teoria jest tym, że jest spekulacja, na zasadzie „wydaje mi się”. Dlatego teorie naukowe muszą opierać się na doświadczeniu, wynikach badań itd.

                    Dalej. Z punktu widzenia logiki niemożliwym jest przedstawienie argumentu na nieistnienie. Domaganie się kieruje w stronę „Argumentum ad ignorantiam”. Przez zasady dyskusji to strona, która twierdzi „istnieje teoria naukowa mówiąca iż celem państwa jest robienie poddanym dobrze”, winna wykazać dowód i na jej barkach ciąży obowiązek przekonania strony negującej co do słuszności swoich tez.

                    Dalej. Dlaczego prąd myślowy „państwo ma robić ludziom dobrze” ma prowadzić do anarchizmu? Potwierdzenie że z formuły „celem państwa jest robienie ludziom dobrze” do „państwa jest złe” można zaobserwować u anarchistów na przestrzeni lat – od Bakunina po Rothbarda do współczesnych. Nie ma potrzeby tego roztrząsać, gdyż pobieżna analiza ich tekstów szybko potwierdzi iż jest to ścieżka prowadząca do anarchizmu.

                    1. Nie wiem o jakich „nas” chodzi, skoro piszę w swoim imieniu i to pod własnym imieniem i nazwiskiem, więc Pana kolejne wtrącenie bez sensu mógł sobie Pan darować.

                      Tak, zarzucenie sofistyki jest proste, ale jej udowodnienie jak widać już nie. Niczego nie dekonstruuję – prosiłem o KLASYCZNE definicje, które są podstawą rzetelnego podejścia do tematu szczególnie, gdy może zaistnieć bałagan pojęciowy. Gdyby Pan nie podchodził do dyskusji jak rozemocjonowana nastolatka tylko tak, jak się powinno, to przestałby Pan rzucać frazesami i bezpodstawnymi zarzutami, których nawet już nie można nazwać sofistyką. To już są zwykłe, prymitywne docinki.

                      Wiedza z wikipedii. Świetne źródło. Jeśli stąd czerpie Pan swoją wiedzę, to naprawdę przestaję się dziwić skąd ta dyskusja.

                      Zwrócił Pan uwagę na ostatnie zdanie i powtórzył Pan to, co napisałem w poprzednim komentarzu: „mówiąc o teorii nie mówimy o praktyce – możemy ją do praktyki odnieść, z praktyki budować (indukcja) albo i nie (dedukcja)”. Tym samym nie wniósł Pan do dyskusji nic, co by rozjaśniało Pana bełkotliwe stwierdzenia. A przecież wystarczyło podać klasyczne definicje tak, jak prosiłem i zweryfikować czy w tym świetle Pana tezy mają sens. Tak to się robi od strony logicznej, o czym powinien Pan wiedzieć. Na marginesie – w nauce nie trzeba się opierać tylko na doświadczeniu czy wynikach badań. Zabierając się za taką dyskusję ma Pan obowiązek wiedzieć, że istnieją dyscypliny, w których doświadczenia czy badania nie mają zastosowania (duża część matematyki, logika, fizyka teoretyczna) – nota bene to są dziedziny, które mają status wiedzy pewnej w przeciwieństwie do nauk empirycznych czy społecznych, które nigdy takiego statusu nie będą miały. To jest elementarz metodologii. Co więcej – teorię polityczną można budować dedukcyjnie – od zasad. Nie ma przecież metody weryfikacji czy człowiek jest z natury istotą społeczną czy nie i w takim przypadku zakłada się którąś z opcji bez doświadczenia czy badań, które i tak nie dadzą odpowiedzi pewnej w tej materii (można się oczywiście w to „bawić”, ale to jest właśnie zabawa intelektualna). I nie chodzi tutaj o żadne planowanie rzeczywistości niczym oświeceniowcy, bo to poszło w nieodpowiednią stronę. Chodzi o logiczne konsekwencje założeń, które przyjęto do dedukcyjnego sposobu budowy teorii politycznej

                      „Z punktu widzenia logiki niemożliwym jest przedstawienie argumentu na nieistnienie.” – w takim razie proszę łaskawie wrócić na pierwszy rok studiów, na których jest obowiązkowa logika i się dokształcić. Przedstawienie argumentu na nieistnienie bytu z punktu widzenia logiki jak najbardziej istnieje w odniesieniu choćby do bytów niematerialnych i sprowadza się do zasady sprzeczności – jeśli ktoś zakłada istnienie niematerialnego bytu z istotowymi cechami sprzecznymi to taki byt istnieć nie może. Co więcej – byt materialny również nie może istnieć jeśli rozmawiamy o nim przed doświadczeniem i zakładamy w nim istnienie cech sprzecznych. Oczywiście po doświadczeniu sam fakt istnienia bytu powoduje brak sprzeczności i konieczność przyznania, że ten byt istnieje. Nie udowadnia się przecież, że nie jest się koniem. Tyle tylko, że to nie jest dowód na to, że z perspektywy logiki nie da się udowodnić nieistnienia jakiegoś bytu a to Pan błędnie twierdzi.

                      „to strona, która twierdzi “istnieje teoria naukowa mówiąca iż celem państwa jest robienie poddanym dobrze”, winna wykazać dowód” – wykazałem go już kilka komentarzy temu. Teraz to na Panu ciąży udowodnienie, że wymieniona przeze mnie teoria nie podpada pod postawioną przez Pana tezę. Co jest niemożliwe, bo po prostu istnieje wiele teorii, które zakładają jako cel służbę poddanym (kolejnym jest chociażby katolickie rozumienie takiego ułożenia państwa, aby służyć poddanym w sposób, który umożliwi im osiągnięcie zbawienia).

                      Nie wypowiem się na temat Bakunina, bo w przeciwieństwie do Pana nie mam tendencji wypowiadania się na temat czegoś, czego dobrze nie znam. Natomiast znam na tyle dobrze Rothbarda, że mogę powiedzieć, że zwyczajnie Pan bredzi. U Rothbarda źródła jego anarchokapitalizmu leżą w zupełnie innym miejscu niż „celem państwa jest robienie ludziom dobrze”. Gdyby Pan choćby pobieżnie przeczytał Rothbarda to wiedziałby Pan, że u niego z założenia wynika, że państwo jest tworem, który nigdy „nie robi poddanym dobrze”. Twierdzenie więc, że teza „państwo ma robić ludziom dobrze” prowadzi do anarchizmu (jednym z nich jest anarchokapitalizm Rothbarda) jest po prostu nieprawdziwe. To dlatego już na samym początku napisałem: „pominął Pan cały szereg przesłanek, które muszą być w takim rozumowaniu aby Pana wniosek co najwyżej MÓGŁ mieć miejsce, to jeszcze Pan w zasadzie powiedział, że taki wniosek bez tych przesłanek wynika”.

                      Podsumowując – widzę, że sprawa rozbija się o braki w logice, co jest tutaj bardzo często wśród niektórych komentujących i nawet publikujących. Szczególnie zabawnie to wygląda, gdy rzuca Pan bez zrozumienia „argumentum ad ignorantiam” w momencie, w którym przyznaje Pan sobie rację twierdząc, że ja nie potrafię udowodnić swojej tezy, choć takowy dowód podałem już kilka komentarzy temu i po prostu się Pan doń nie odniósł. W ten sposób możemy nawet się „spierać” o fakt istnienia słoni – Pan uparcie będzie ignorował, że podałem dowód i twierdził, że nie potrafię udowodnić sądu „słonie istnieją”. Sam Pan sobie musi odpowiedzieć na pytanie kto w tym momencie nie stosuje zasad dyskusji, bawi się w sofistykę itp. bełkot.

                    2. I znowu robicie to samo… Wkładacie słowa których nie było w moje usta… Do tego dalej manipulacje oraz logicznie błędne argumenta (w tym ad persona, które wykazują że po prostu nie posiada się argumentów rzeczowych zatem trzeba uderzać w oponenta). Zarzuca mi Pan to, co sam czyni – „To już są zwykłe, prymitywne docinki.”. Udowodnię to w jednym akapicie.

                      Naśmiewanie się, że pobiera się definicję z wikipedii? To było modne kilkanaście lat temu, gdy owa encyklopedia akceptowała zmiany „od ręki”, nie było weryfikacji a moderacja była biedna. W chwili obecnej to podlega pod trolling (pomijając publikacje naukowe gdzie autor zobowiązowany winien być do bardziej stałych i trwałych źródeł). Jednak mówienie, że to złe jest… bezwartościowe. Czy jeżeli z wikipedii podam, że w polskim systemie na 1 złotego przypada 100 grosz to będzie fałszem? Czy jeżeli z wikipedii podam, że fala radiowa może mieć długość 1 kilometra a nie 1E-20 metra, to czy to będzie informacja fałszywa? Nie. Jednak dla internetowych trolli fakt, że w treści wystąpi link do wikipedii stanowi już punkt oparcia do ataku „oooo, pobiera informację z wikipedii, to się nie zna i można go wyśmiać”.

                      I tak mógłbym rozłożyć na czynniki pierwsze cały tenże komentarz. Ale po co? Podstawowa zasada internetu – don’t feed the trolls. Ponieważ nieważne co napiszę i tak przerobisz moje słowa by pasowały do Waszej wizji rzeczywistości, gdzie każdy oponent musi być po prostu głupi…

                      Raz jeszcze. Ciągle wkłada w moje wypowiedzi słowa, których tam nie ma. Dokonuje Pan dekompozycji i kompozycji na nowo, w efekcie czego wyciąga wnioski których nie ma. I to po mojej stronie wyszukuje Pan podejścia jak rozemocjonowana nastolatka? Robienie dram i nadinterpretacje to jest po stronie rozemocjonowanych nastolatek – a to właśnie zostało przez Was tutaj dokonane…

                    3. @Cogito:

                      „I znowu robicie to samo…” – nie wiem z kim jeszcze rozmawia Pan poza mną, ale „znów robi Pan to samo”.

                      „Wkładacie słowa których nie było w moje usta…” – pewnie. Cytując komentarze podpisane „Cogito, ergo polonus sum”.

                      W żadnym miejscu nie było argumentów ad personam – skwitowałem tylko, że ma Pan braki w logice i to jest fakt, który udowodniłem argumentami, więc znów pudło.

                      Nie naśmiewam się z wikipedii, tylko stwierdzam fakt – nie jest to źródło naukowe. Nie interesuje mnie co było modne – gdyby dał Pan przypis do wikipedii w jakimkolwiek tekście naukowym, to zwyczajnie sam Pan zdeprecjonowałby ten tekst. Co zabawne sam Pan wytykał pod tekstem red. Lewickiego, że ten nie dał źródeł. Dodatkowo podawanie informacji z wikipedii to tak po prawdzie przesłanka mówiąca, że dyskutujący nie zapoznał się z fachową bibliografią i nie potrafi jej podać – stąd wikipedia, która jest merytorycznie uboga a w wielu kwestiach są tam po prostu bzdury.

                      „don’t feed the trolls.” – w zasadzie podsumował Pan to, co powinienem zrobić już po pierwszej odpowiedzi gdy w ogóle nie odniósł się Pan do meritum. Widzę, że dyskusja w faktycznym tego słowa rozumieniu jest Panu obca. Albo się ktoś z Panem zgadza albo jest trollem czy kimś, kto dokonuje jakiejś dekompozycji etc. Etykietki, bzdurki logiczne i zero odniesienia się do zarzutów, które nie były w żaden sposób uszczypliwe – po prostu chciałem się dowiedzieć skąd takie Pana twierdzenia. Ale nauczony doświadczeniem odpuszczę sobie podejmowanie prób dyskusji z Panem, bo jak widzę, od Pana można tylko się „pięknie różnić”, a to mnie intelektualnie odrzuca. Pozdrawiam.

    2. (…)A jak to uzyskać, skoro by mieć to “coś” to trzeba komuś zabrać, czyli zrobić komuś nie dobrze a źle?(…)
      Takie poglądy są gorsze od faszyzmu…

  5. Pan Stanisław Lewicki jest wyznawcą liberalnej koncepcji państwa, w której obywatel ma prawa.
    Natomiast Rosjanie przeszli bizantyjską i tatarską(chińską)szkołę państwowości, w której
    obywatele obok praw mają także obowiązki.

    1. W Ameryce też są obowiązki… np. w Deklaracji Niepodległości jest zapisany obowiązek obalania tyranii.

  6. Śmiała to teza, że nie ma takiej teorii. A socjaldemokracja? Pomijając już, że w teorii właścicielem na tym ma polegać demokracja, że wyborcy wybierają sobie wśród ofert jakie im najbardziej odpowiadają. Mniejsza o teorię, popatrzmy na praktykę. W Europie każda partia rządząca jest socjaldemokratyczna, wyborcy zaś na takie partie głosują. I trochę już nie ma znaczenia czy elity sobie wycierają gęby frazesami a faktycznie grabią naiwny lud czy też nie. Idea państwa, które spełnią usługi obywatelom jest faktem i w Europie nikt nie pomyśli inaczej. Nawet faszyści, nacjonaliści i konserwatyści.
    Podobno nie jest to portal prorosyjski a konserwatywny. Wystarczy, że ktoś napisze coś przeciw Rosji i po reakcjach widać jak to jest naprawdę.

    1. (…)Pomijając już, że w teorii właścicielem na tym ma polegać demokracja, że wyborcy wybierają sobie wśród ofert jakie im najbardziej odpowiadają.(…)
      O nie! Wybory na siłę przewodnią narodu to oligarchia. Prawdziwa demokracja jest tylko w Szwajcarii.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *