Lewicki: Jakie polityczne znaczenie mają i na co wskazują wyniki wyborów samorządowych?

 

W ubiegłą niedzielę odbyła się druga tura wyborów samorządowych i warto ocenić kto może uważać się za ich zwycięzcę. Aby to stwierdzić należy, przede wszystkim, wskazać te ugrupowania, które zrealizowały swoje zamierzenia oraz te, którym się to nie udało.
Jeszcze daleko przed wyborami, szczególnie jedna strona powszechnie deklarowała opanowanie sejmików we wszystkich województwach. Politycy KO buńczucznie zapowiadali ostateczne zwycięstwo nad PiS-em: „zabierzemy im nawet Podkarpacie”.

To dla każdego, kto cokolwiek rozumie z polityki, było oczywiście nierealne, ale upojenie się sumarycznym sukcesem w wyborach w dniu 15 października mogło spowodować taki pokaz bufonady.
Dziś, gdy znamy wyniki, okazało się, że nie tylko odebranie PiS wszystkich sejmików było zamierzeniem nieosiągalnym, ale też, ponieważ procentowy wynik PiS był taki sam jak w poprzednich wyborach w roku 2018, faktyczna zmiana w podziale sejmikowych mandatów wiązała się wyłącznie ze zmianą konfiguracji wyborczej, czyli naprawdę z  konsolidacją ugrupowań na listach, tak aby nie było rozdrobnienia, które, wobec konstrukcji okręgów wyborczych, eliminuje słabsze ugrupowania osiągające mniej niż 10 proc. głosów.
Zatem kluczem do sukcesu w wyborach do sejmików jest utworzenie jednej listy. I taki też był pierwotny zamysł koalicji, o którym mówiono na przełomie roku. Chodziło o wystawienie jednej listy wszystkich ugrupowań z tzw. koalicji 15 października, czy też, jak mówią inni, 13 grudnia.
Do tego jednak nie doszło, a potem, co już było wynikiem decyzji Tuska o samodzielnym starcie KO, nie doszło także do wspólnego startu KO i Lewicy.

Jaki byłby efekt wyborczy opcji z jedną listą ugrupowań tworzących obecny rząd? Zakładając, że ilość głosów na wspólną listę byłaby sumą głosów na poszczególne partie możemy obliczyć jakie to spowodowałoby zmiany. Okazuje się, że wspólny start KO, TD i Lewicy powinien im dać łącznie 336 mandatów w sejmikach, czyli aż o 38 mandatów więcej, niż uzyskały te ugrupowania startując oddzielnie.
To zaś , patrząc na szczegółowe wyniki dla województw, oznaczałoby przejęcie dodatkowo sejmiku małopolskiego i świętokrzyskiego.
Wspólny start KO i Lewicy dałby im 243 mandaty i byłoby to o 18 więcej niż miałby PiS. Co prawda nie zmieniłoby to układu sił w żadnym sejmiku, ale spowodowałoby to, że PiS nie byłby globalnym zwycięzcą tych wyborów.
To ma swoje znaczenie, gdyż zwycięstwo PiS zostało odnotowane i przedwyborcze tromtadrackie zapowiedzi Tuska i innych jego współpracowników jeszcze bardziej podnoszą jego wagę.
Tygodnik „Polityka” tak to podsumował: “W polityce jednak liczą się też symbole. Tuskowi zależało na samodzielnym zwycięstwie PO/KO, co miało być ostatecznym potwierdzeniem politycznej dominacji jego Platformy”.
I tego zwycięstwa Tuskowi zabrakło i to będzie miało swoje konsekwencje w wyborach do PE, a także i potem w nieodległych już wyborach prezydenckich. Tusk popełnił błąd, starając się za bardzo osłabić swoich sojuszników z Lewicy i Trzeciej Drogi, uważając, przy tym, że PiS został już pokonany.

Tymczasem wiadomości o śmierci tej formacji okazały nie tylko przedwczesne, ale wręcz nieprawdziwe. Tusk, pewny zwycięstwa, porzucił nawet zabiegi o względy wyborców i dopuścił do przywrócenia podatku VAT na żywność bezpośrednio przed wyborami. Znany ekonomista Piotr Kuczyński nazwał ten błąd Tuska „politycznym seppuku”. Tego rodzaju arogancja i lekceważenie wyborców, połączona z powszechnym przekonaniem o niewypełnianiu przedwyborczych obietnic, skutkować musiała demobilizacją elektoratu i spadkiem frekwencji w tych wyborach, i to aż o 22,4 proc., w porównaniu z wyborami 15 października.

Nie można tego spadku frekwencji tłumaczyć odmiennością specyfiki wyborów samorządowych i parlamentarnych, gdyż przez ostatnie 22 lata ta różnica we frekwencji miedzy takimi wyborami w sąsiadujących latach wynosiła średnio tylko 4,5 proc., a tu nagle mamy aż 22,4 proc.
W liczbach bezwzględnych oznacza to, że koalicji, w niecałe sześć miesięcy po zwycięskich wyborach 15 października, rozbiegło się aż 4 miliony 223 tysiące wyborców.  To zdecydowanie zasługa rządu Tuska i żółta kartka dla niego od wyborców.
Jeszcze jednym miernikiem, który powinien niepokoić Tuska, jest spadek sumarycznego  wyniku ugrupowań – składników rządzącej koalicji. W wyborach 15 października na ugrupowania przyszłej koalicji głosowało łącznie 53,71 proc. wszystkich wyborców, zaś obecnie te same ugrupowania zebrały w wyborach do sejmików 51,16 proc. głosów, czyli ponad 2,5 proc. mniej. Wskazuje to, że popularność obecnej koalicji dość szybko spada i wkrótce mniej niż połowa wyborców będzie ją popierała, a to jest słabym prognostykiem na zwycięstwo w wyborach prezydenckich, gdzie liczy się przecież poparcie ponad połowy głosujących.

Stanisław Lewicki

Click to rate this post!
[Total: 13 Average: 4.2]
Facebook

2 thoughts on “Lewicki: Jakie polityczne znaczenie mają i na co wskazują wyniki wyborów samorządowych?”

  1. opozycji też trochę spadło choć mniej? niektórzy kandydaci koalicji mogą zebrać głosy pozakoalicyjne.Różnica typu wyborów może nie być taka istotna ze względu na brak przekonania o ważności wyborów albo lenistwo wyborców którzy uznali sprawę za załatwioną. Symulacje na Pers Election mówią że gdyby frekwencja wyniosła np 56% i był jej rozkład”normalny” to KO minimalnie wyprzedziło PiS a elektoraty się tak do końca nie sumują co pokazała Koalicja Europejska dostając 6 p.p mniej niż zsumowany Zlew PO N. i PSL choć swoje zrobiła Wiosna,przekonała się o tym węgierska opozycja w 2022. Niech pan spojrzy nie tylko na sejmiki ale i na burmistrzów gdzie PiS stracił -obecnie 4,7% włodarzy jest z komitetu PiS po 2018 było to 9,7% doliczając Kukiza 15 który doszedł do PiSu ,w większych miastach stracili.

  2. pan autor-jak pisowcy – nie doceniają TOTALNIE obecnych rulers – znaczy się lewactwa Tuska-Czarzastego-Hołowni mających patronat USA i EU i NATO i to ma ZNACZENIE praktyczne czyli polityczne nawet na poziomie samorządowym w Ukropolin i pisowcy pod wodzą jaro 'prezes tysiąclecia’ kaczyńskiego + Moravera nie mają kwalifikacji czyli zdolności intelektualnej aby się bronić przed wycinaniem watahy (co zapowiadał dawno temu sikorenko)-une są szczęśliwe swoją 'mądrością’ polityczną i ton pisania p. autora jest klasyczną egzemplifikacją tego status quo.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *