Lewicki: Kłopot z generałem Czerniachowskim

 

W tym roku, tak jak i w poprzednich latach, rosyjscy dyplomaci w Polsce oraz delegacja z obwodu kaliningradzkiego złożyła kwiaty na miejscu, gdzie podczas ostatniej wojny został śmiertelnie ranny generał Iwan Czerniachowski. Do roku 2015 stał tam pomnik, który został zdemontowany. W Polsce ta postać kojarzy się z losem żołnierzy AK na Wileńszczyźnie, którzy po wspólnej walce, wraz z Armią Czerwoną,  o wyzwolenie Wilna w roku 1944, zostali  przez władze sowieckie podstępem rozbrojeni, internowani i wywiezieni do obozu w Kałudze. Czerniachowski brał udział w działaniach mających na celu wciągnięcie Polaków w tę zasadzkę.


Tym niemniej trudno obarczać go pełną winą za te wydarzenia. Dość oczywistym się wydaje, że decyzja co do tego by pozwolić  oddziałom AK dalej funkcjonować na tym terenie nie należała do niego, a mogła być podjęta wyłącznie na poziomie kontaktów miedzy rządem sowieckim i polskim rządem w Londynie. Tymczasem takich kontaktów, po zerwaniu przez stronę sowiecką stosunków dyplomatycznych w kwietniu 1943 roku z powodu sprawy katyńskiej, już nie było. Czernichowski był dowódcą frontowym, a za ochronę tyłów odpowiadało NKWD i tutaj trudno było spodziewać się innego działania.

Dla Rosjan Iwan Czerniachowski jest bohaterem, bardzo zdolnym dowódcą, najmłodszym generałem armii, który wyróżnił się podczas bitwy pod Kurskiem, forsowania Dniepru, czy w walkach na Białorusi, Litwie i w Prusach Wschodnich. I nie tylko Rosja przyznaje się do Czerniachowskiego. Czyni to także Ukraina, na terenie której on się urodził i jest uznawany za Ukraińca. Nawet Narodowy Uniwersytet Obrony Ukrainy nosi obecnie jego imię. Uważa się także, że Czerniachowski miał żydowskich, a może także i polskich przodków.  Wielu w Polsce uważa, że jego postawa wobec AK na Wileńszczyźnie wyklucza możliwość istnienia jego upamiętnia w Polsce i dlatego też został zniesiony ten pomnik w roku 2015. Czy było to podejście właściwe? Wydaje się, że takie emocjonalne działanie, może być uznawane za objaw pewnych kompleksów. Nie każdy pomnik znajdujący się w Polsce musi upamiętniać bohatera zgodnego z aktualną wersją prowadzonej w Polsce polityki historycznej. Jeśli nie potrafimy tego zrozumieć i przyjąć takich standardów zachowania to przynajmniej powinniśmy sobie uświadomić, że są polscy wodzowie, którzy także zginęli w odległych krajach i na miejscach, gdzie oni zginęli, są do dziś upamiętnienia.

Podam tylko dwa przykłady. Pierwszy, to przypadek hetmana Stanisława Żółkiewskiego, który poległ w Mołdawii. Na miejscu jego śmierci rodzina ustawiła pomnik już w XVII wieku. Turcy, do których należała wtedy Mołdawia, uważani przecież za barbarzyńców, no to pozwolili. Potem Mołdawia stała się częścią imperium rosyjskiego i pomnik istniał aż do połowy XIX wieku, kiedy to przewrócił go miejscowy poszukiwacz skarbów. Przed pierwszą wojną światową pomnik został odbudowany staraniem polskich organizacji. Zgodziły się na to ówczesne władze rosyjskie chociaż, jak wiadomo, hetman Żółkiewski był wrogiem Rosji, zwyciężył Rosjan w bitwie pod Kłuszynem, zajął Kreml i wziął w niewolę cara i jego braci. A jednak władzom rosyjskim, a potem także i ZSRR, takie upamiętnienie Żółkiewskiego nie przeszkadzało. Może powinniśmy się nad tym zastanowić w kontekście pomnika generała Iwana Czerniachowskiego? Drugim przypadkiem jest książę Józef Poniatowski, który  utonął podczas bitwy narodów pod Lipskiem w roku 1813. Pomnik jaki, od tego czasu, tam ustawiono był przebudowywany i przenoszony, jednak to dopiero władze hitlerowskie dokonały jego zburzenia w roku 1939. Chyba takich przykładów nie powinno się naśladować?

Jest za to, także  w Polsce, pewien istniejący do dziś pomnika rosyjskiego wodza, który mógłby być przykładem właściwego podejścia. Chodzi mi o pomnik marszałka Michaiła Kutuzowa w Bolesławcu. Ten pomnik, a w zasadzie dwa pomniki, bo jest jeszcze jeden mniejszy znajdujący się w innym miejscu, od ponad dwustu lat spokojnie stoją w tym mieście, gdzie zmarł marszałek Kutuzow. Przyznać trzeba, że Kutuzow nie był w żadnym razie przyjacielem Polski a wręcz przeciwnie, należał do jej wrogów. Brał udział w tłumieniu konfederacji barskiej jak też dowodził jednym z rosyjskich korpusów w wojnie przeciw Polsce w roku 1792. Także w czasach napoleońskich, w wojnie 1812 roku, walczył, jako naczelny wódz rosyjski, przeciwko wojskom Księstwa Warszawskiego, którego terytorium potem okupował. Wszystkie te okoliczności nie powodują, że jego pomniki nie mogą stać w Polsce, i to jest oczywiste dla każdego cywilizowanego człowieka.

Podobnie można by potraktować przepadek generała Czerniachowskiego, gdyż ten przedłużający się czas, kiedy co roku składane są kwiaty na pozostałościach zburzonego pomnika jest przykrą sytuacją, która nie powinna mieć miejsca.

Stanisław Lewicki

Click to rate this post!
[Total: 14 Average: 4.7]
Facebook

2 thoughts on “Lewicki: Kłopot z generałem Czerniachowskim”

  1. Panie Lewicki, nie ma żadnego kłopotu z gen. Czerniachowskim. Był to generał armii najezdniczej na Polskę, armii walczącej z Wehrmachtem na śmierć i życie i realizującej cele imperialne Związku Sowieckiego. By dojść do Berlina ACz musiała przejść przez Europę Środkowo – Wschodnią, ale ją nie wyzwalała a podbijała tworząc wszędzie (Czechosłowacja, Rumunia, Polska, Węgry) podległe sobie, marionetkowe i uzurpatorskie rządy, które realizowały z nadania Moskwy okupację tych państw. Wyzwoliły się one spod tej okupacji, po klęsce ZSRS w „zimnej wojnie” z USA i Zachodem w latach 1989 – 1990. Tak więc to, że Europa środkowowschodnia jest wolna zawdzięcza temu zwycięstwu. I dopóki istnie ustanowiony przez USA porządek pojałtański w tej części świata, dopóty istnieją niepodległe państwa Europy Środkowowschodniej. Tertium non datur.

    1. Co to znaczy niepodległe państwa? Formalnie niepodległe a faktycznie głęboko uzależnione od Zachodu, jako państwa drugiej kategorii w ramach cywilizacji Zachodu i Unii Europejskiej. Gdyby Zachód nam pomógł w 1990 r. na zasadach planu Marschalla i upodmiotowił to można by mówić o sukcesie. Tymczasem dostaliśmy na początek zamiast wsparcia 21 proc. recesję, kilkumilionowe bezrobocie, niedożywione dzieci, 250 proc. wzrost przestępczości i plagę prostytucji. Może i jest lepiej niż po butem ZSRR, ale to nie znaczy, że mamy się z czego cieszyć.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *