Rękas: NATO? Lubimy, ale nie wierzymy

Przed kilkoma tygodniami szalenie interesujące wyniki badań przedstawił amerykańska think tank Pew Research Center (finansowany przez ważny ośrodek neo-konstwa, The John Templeton Foundation). Media głównonurtowe z całego raportu podsumowującego wyciągnęły wszystkiego jeden graf potwierdzający, że „pozytywne zdanie o NATO ma aż 82 proc. Polaków”, co z miejsca uznano za demokratyczne potwierdzenie słuszności zafundowanej Polsce opcji euro-atlantyckiej, tak bardzo przecież sprzecznej z położeniem geopolitycznym naszego państwa.

48 miliardów z polskich kieszeni

Jednocześnie jednak pominięto wskaźniki o wiele ciekawsze niż to, że Polacy bombardowani ze wszech stron informacjami jak bardzo NATO nas kocha, jest nam niezbędne, broni nas, chroni i w ogóle działa jak aparat szwedzki ze znanego świńskiego kawału – dla świętego spokoju deklarują miłość do Wielkich Braci. Bez urazy bowiem dla badających, to można przecież być zupełnie pewnym, że podobne wyniki dałoby zupełnie niezmanipulowane badanie przeprowadzone nawet jeszcze w latach ’80-tych na temat „Czy lubimy Układ Warszawski”. Mając dość zupełnie innych uciążliwości PRL-u – zapewne podobnie, Polacy odpowiedzieliby „A ch…, może być”. Kwestia sojuszy zagranicznych naprawdę bowiem nie jest zagadnieniem spędzającym sen z powiek przeciętnej rodzinie i to nie tylko polskiej, ale dowolnego narodu. Zwłaszcza, że akurat koszty przynależności do Paktu Północnoatlantyckiego, czyli to osławione trumpowskie „powyżej 2 proc. PKB na zbrojenia” [czyt.: amerykański demobil], spełniane heroicznie przez III RP i mało kogo więcej – jest przecież skrzętnie przed społeczeństwem kamuflowane. Tymczasem 12 miliardów dolarów w 2019 r. – prawie 48 miliardów złotych wydawanych m.in. na wątpliwej wartości i żadnej przydatności w polskich warunkach amerykański sprzęt wojskowy mogłoby rzucić zupełnie nowe światło na polskie mikroawanturki budżetowe, np. dotyczące środków na onkologię.

Słusznie nie wierzymy w pomoc Zachodu

Za te 82 proc. własnego poparcia Polacy płacą więc z WŁASNYCH kieszeni i to bardzo grubo – cały czas w błogim, podsuniętym cwanie przekonaniu, że to ktoś robi nam prezenty, chroni, broni itd. Jak się jednak okazuje – i to z tego samego badania – nie jesteśmy jednak aż tak naiwni, jak sądzą dojący nas w najlepsze z miliardów. Oto bowiem Pew Research Center ustaliło też, że zaledwie 47 proc. wierzy, że Stany Zjednoczone rzeczywiście interweniowałyby w obronie członka Paktu zagrożonego rosyjską agresją. Czyli coś, jakbyśmy przed wojną okazali zdrowe przekonanie: „Mamy sojusz z Anglią i Francją, ale lepiej go nie sprawdzać w działaniu„. A mówią, że jesteśmy niewyuczalni…!

Polacy wydają się więc uważać NATO po prostu za codzienność (a zmian przecież nie lubimy, jak każda nacja, słowiańska w szczególności), nie mając świadomości kosztów. Nie dostrzegamy uciążliwości Paktu i poza wszystkim – widzimy w nim najlepszym razie siłę odstraszania, nie zaś realnej obrony kraju, gdyby rzeczywiście doszło do jego zagrożenia. To fundamentalna różnica pokazującą, że wbrew powierzchownym obserwacjom – Polacy nie są tak ulegli propagandzie, jak lubią uważać zarządzający III RP i ich mocodawcy. Wszak w oficjalnym przekazie NATO to aktywne ramię zbrojne, nie tylko PR-owa wydmuszka (jak jest w istocie i jak słusznie uważa większość Polaków). Nadto zaś, słuchając establishmentowych polityków – można by wręcz dojść do przekonania, że NATO jest nie tylko niezbędne, w oczywisty sposób skuteczne, ale także właściwie już gotowe do „wyprzedzającego uderzenia obronnego”, czyli krótkiej zwycięskiej wojenki, ramię w ramię m.in. z naszymi strategicznymi, ukraińskimi sojusznikami – aż do wspólnej defilady na moskiewskim placu Czerwonym. Otóż pomimo lat zbiegów PiS-u i im podobnych, pieniędzy wydawanych na histeryczną propagandę wojenną w Polsce – Polacy dość ewidentnie w jej stronę wykonują… otarcie się pod okiem.

Nie chcemy ginąć pierwsi. Ani w ogóle…

Dowód? Bardzo proszę. Nie tylko nie wierzymy w pomoc amerykańską (choć przecież NATOizm i trumpizm wylewają się z publikatorów i rządu, i „opozycji”), ale i sami rozsądnie nie chcielibyśmy brać udziału w żadnych awanturach firmowanych przez Pakt i Amerykanów. Zaledwie 40 proc. Polaków popiera pomysł, by to polskich Sił Zbrojnych używać w przypadku, gdyby zagrożony był inny kraj członkowski NATO. Propaganda, by to Polaków znowu wysłać na pierwszą linię w interesie Anglosasów – pali więc na panewce. Czyli niby sympatia jest, bo tak przecież wypada – ale zdrowy rozsądek jeszcze się w Polakach broni! I tylko podobnie jak z kosztami NATO– szkoda tylko, że ogół badanych, w tym zwłaszcza te jeszcze otumanione 40 proc. nie wie, że w przypadku jednej choćby skutecznej prowokacji (nienawidzących Polaków) Litwinów czy Łotyszy (prześladujących polską mniejszość) – to chroniące przestrzeni powietrznej tych niepotrzebnych kraików polskie samoloty mogą stać się pierwszymi strąconymi podczas III wojny światowej…

Nie koniec jednak na tym. Pomimo masowej kampanii nienawiści, mającej doprowadzić Polaków do wojennego zbiorowego samobójstwa, a na razie ułatwiać ich grabienie i upokarzanie – nasz naród nie chce bynajmniej jednostronnego dyplomatycznego uzależnienia. Wyniki badań PRC są pod tym względem jednoznaczne. Na pytanie „Z kim, zdaniem respondentów, szczególnie ważne jest utrzymywanie przez Polskę przyjaznych stosunków?” – respondenci odpowiedzieli:

  • 29% – Stany Zjednoczone,
  • 12% – Rosja,
  • 53% – OBA TE MOCARSTWA.

Jak się okazuje – nasz naród jest jednak mądrzejszy od swoich zarządców – choć z drugiej strony wcale nie jest to aż tak zdrowy objaw, dlaczego bowiem w takim razie pozwalamy, by rządzili nami głupcy i agenci?

Kiedy się już obudzimy…

Polacy nie wierzą w amerykańską pomoc zbrojną, ani też nie chcą latać po świecie i strzelać do celów wskazywanych przez NATO i Amerykanów, a w dodatku pragnęliby równego dystansu od Waszyngtonu i Moskwy, w przyjaznych relacjach z obiema tymi stolicami (a więc i bez wchodzenia w konflikty między nimi). Ujawniany – i to przez amerykańskich, związanych z ośrodkami pro-wojennymi badaczy – zaskakujący rozsądek geopolityczno-militarny Polaków jest zatem ogromnym potencjałem, tradycyjnie ignorowanym przez główne siły polityczne, po pierwsze sponsorowane i zależne od zagranicy, po drugie zaś zajęte prymitywizowaniem wewnętrznej pseudo-polityki III RP. Dla sił chcących jednak mimo przeciwności reprezentować polski realizm – zadziwiająco, ale to wrogowie przynieśli dobre wieści.

Aha, i czysto już dla porządku, by nie przeoczyć jeszcze jednego badania, dla mnie mającego urok osobisty, ale dla Polski stanowiącego być może pewną perspektywę, gdyby państwu naszemu udało się kiedyś wreszcie otrząsnąć i z tych powierzchownych 82 proc. dla NATO, i z całego systemu uzależnienia międzynarodowego. Na pytanie: „Czy uważasz, że jakaś część któregoś z sąsiednich krajów – w rzeczywistości należy do Polski?” – TAK odpowiedziało 48 % pytanych. Nie ukrywam, że ja też tak uważam. No, ale to już zagadnienie na nieco później…

Konrad Rękas

Click to rate this post!
[Total: 13 Average: 3.9]
Facebook

1 thought on “Rękas: NATO? Lubimy, ale nie wierzymy”

  1. Juz ponad sto lat temu jakis rozsadny polityk stwierdzil,ze sojusze i pakty sa dobre tylko na czas pokoju.Co do ostatniego pytania jestem szalenie ciekawy,co zdaniem p.Rekasa w rzeczywistosci
    jeszcze nalezy do Polski.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *