Lewicki: Konfederacja zawiązana. Czy PiS ma się czego bać?

Grzegorz Braun stał się enfant terrible polskiej polityki. Jego zaangażowanie, jako jednego z czterech podmiotów do budowy nowego ugrupowania po prawicowej stronie polskiej sceny politycznej, bardzo wielu zdziwiło, gdyż do tej pory funkcjonował on jako niezależny i  całkowicie niepoprawny reżyser filmów przedstawiających rzeczywistość i historię na sposób zupełnie inny niż to było przyjęte. Sam zaś Grzegorz Braun bardziej posługiwał się czymś w rodzaju teologii politycznej, niż skupiał na pragmatycznym politycznym działaniu.  Wokół niego, zaczęła też funkcjonować, dość ograniczona, grupa zwolenników występująca pod nazwą „Pobudka”.

Jego dotychczasowe próby zaistnienia na scenie politycznej dawały mocno ograniczone rezultaty, że przypomnę zdobycie 124 tys.  głosów w wyborach prezydenckich w roku 2015, co stanowiło 0,83 proc. ogółu głosów oddanych na kandydatów w pierwszej turze. Nie brakło opinii, że taka postać, znana ze swoich zdecydowanych poglądów, będzie bardziej odrzucać niż przyciągać elektorat, dlatego wielu, gdy usłyszało o decyzji Grzegorza Brauna o wzięciu udziału w wyborach na prezydenta Gdańska, to nie dawało mu żadnych szans, nawet na wystartowanie, czyli zebranie podpisów dających prawo do udziału w tych wyborach.

A jednak stało się inaczej. Grzegorz Braun podpisy gładko zebrał, zaś uzyskany wynik, prawie 12 proc., należy uznać za bardzo dobry, wziąwszy pod uwagę to, że Braun nie jest mieszkańcem Gdańska i jest to miejsce gdzie poglądy demoliberalne przeważają zdecydowanie, co powinno tam wykluczyć, taką osobę jak on, z publicznego obiegu. Jak widzimy tak się nie stało i Grzegorz Braun zafunkcjonował w Gdańsku. Zdobyte przez niego 20 tys.  głosów, to w takiej sytuacji, wydaje się być bardzo dużo. Dlatego też nie dziwi reakcja redaktora Lisa, który napisał na Twitterze: „12%? Co to za ludzie? Skąd się wzięli? Czego chcą?”. Bo gdzie. jak gdzie, ale w Gdańsku, tej twierdzy liberalizmu, takie rzeczy, jak 20 tys.  popierających Brauna, nie powinny się przytrafić. Kto to słyszał? A tu okazało się, że wróg czai się wszędzie i ta twierdza nie taka znowu niewzruszona.

Okazało się także, że pomimo tego, że prawie wszystkie partie poparły kandydaturę Dulkiewicz i nawet PiS nie wystawił konkurenta, czyli w sposób pośredni ją także poparł,  to jej wynik, w sensie liczby całkowitej głosów, nie przytłacza. Zdobyła ona 139 tys. głosów, co stanowią łącznie mniej niż 40 proc. ogólnej liczby uprawnionych do głosowania w Gdańsku. Wziąwszy pod uwagę zmasowaną propagandę po śmierci Adamowicza, co powodowało, że te wybory bardziej stawały się jakąś manifestacją poparcia, to  nie jest to wynik przesadnie wielki. W żadnym wypadku nie można twierdzić, że Gdańsk gremialnie poparł Dulkiewicz, bo nie poparł. Na każdych dziesięciu uprawnionych do głosowania tylko czterech udzieliło jej wsparcia.

Przejdźmy teraz do analizy tego, kto poparł Brauna. Z sondażu exit poll wynika, że wśród głosujących Brauna było 67 proc tych, którzy w poprzednich wyborach poparli Płażyńskiego, czyli był to elektorat PiS, która to partia nie poparła nikogo w tych wyborach, a tym bardziej Brauna, zaś sam Płażyński wsparł innego kandydata, Marka Skibę. Jak zatem zachował się elektorat PiS w tych wyborach? Okazuje się, że większość (ok. 60 proc) nie poszła głosować, zaś ci co poszli w większości zagłosowali na Brauna, a tylko 21 proc na Skibę, tak jak zalecał im Płażyński, zaś 12 proc z nich zagłosowało na Dulkiewicz.

Wynika z tego, że elektorat PiS nie jest skłonny, w swych zachowaniach wyborczych, bezwzględnie słuchać zaleceń kierownictwa partii, bo około jedna czwarta zagłosowała na Brauna i uczyniła to ewidentnie wbrew PiS-owi. To zła wiadomość dla PiS, bo okazuje się, że tyle właśnie elektoratu, który do tej pory głosował na PiS, może poprzeć Konfederację.

Nawet w Gdańsku, w tym bastionie  i mateczniku liberalizmu, jest elektorat dla Konfederacji, i to w takiej ilości, że umożliwia mu pewne przekroczenie progu wyborczego. Stąd można śmiało wnosić, że w odniesieniu do całego kraju może być jeszcze lepiej.

Zamierzający kandydować w najbliższych wyborach, już wyciągnęli z tego wnioski i kierując się zasadą dołączania do mającej szansę na dobry wynik Konfederacji, zaczęli przechodzić do tego obozu. Pierwszy uczynił to Marek Jakubiak i zapewne nie będzie to koniec takich przesunięć. Generalnie to dobry znak, gdyż do tej pory prawicowe formacje znane były z tego, że więcej tam było wodzów niż Indian i ich ambicje rozsadzały każdą formację usiłująca zjednoczyć rozproszone zasoby.

Polityczna doktryna PiS, polegająca na tym, by nie dopuścić do powstania jakiejkolwiek, liczącej się,  siły,  na prawo od PiS, nie da już się utrzymać i partia ta ma z tym problem.

Stanisław Lewicki

Click to rate this post!
[Total: 22 Average: 4.9]
Facebook

2 thoughts on “Lewicki: Konfederacja zawiązana. Czy PiS ma się czego bać?”

  1. Orwell-klęska jest zwycięstwem (G.Braun w Gdańsku). Przypatrzcie się uważnie kto siedzi w tej tak reklamowanej „Kon-federacji”. Kolejne ogłupianie pospólstwa – wcześniej „Wiosną” zboków.

  2. krzysztof czubocha
    jest pan wybitnym praktykantem, poza tym genialne połączenie: plan, praktyka, wyniki wyborcze, mierni politycy.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *