„Do Rzeczy” nr 17-18
„Człowiek Demolka” – takim określeniem podsumował Łukasz Warzecha wyczyny Macierewicza. „Nie wiem, czy pani wie, ale to ja wykończyłem caracale” – pochwalił się Magdalenie Rigamonti, reporterce „Dziennika”, Wacław Berczyński, przewodniczący podkomisji smoleńskiej, oczka w głowie Antoniego Macierewicza. (…) Problem w tym, że Berczyński był osobistym wyborem Macierewicza do kluczowej dla ministra obrony roli, jaką było kierowanie podkomisją smoleńską. Innym osobistym wyborem ministra obrony był Bartłomiej Misiewicz. A jeszcze innym prof. Rońda, który w 2013 r. zablefował podczas programu w TVP, że jest w posiadaniu dokumentu dowodzącego, iż na delegację lecąca do Smoleńska dokonano zamachu. Zasadniczym problemem jest jednak to, ze sam Macierewicz w MON jest z kolei wyborem Jarosława Kaczyńskiego (…) Zespół The Police, którego liderem był Swing, nagrał lata temu piosenkę „Demolition Man” – „Człowiek Demolka”
Jestem chodzącym koszmarem,
arsenałem zagłady
Gdy wchodzę do pokoju, rozmowy milkną
Jestem jak potrójny bicz
To ja jestem wszędzie zakazany
Jestem chodząca katastrofą
Jestem Człowiek Demolka – śpiewali Policjanci. Kto wówczas mógł przypuszczać, że śpiewają o Antonim Macierewiczu.”
Według mnie nie należy załamywać rąk i biadolić a wykorzystać ten prawdziwy diament, jakim jest Macierewicz. Trzeba, czym prędzej wysłać go, jako ambasadora do Korei Północnej, do Pjongjangu. Niech zabierze ze sobą Misiewicza, Berczyńskiego i studenta Jannigera. Może oni poradzą sobie z Kimem, jak nikt już nie jest w stanie tego uczynić. Amerykanie postraszyli Kima „matką wszystkich bomb” i nic. Poślijmy tam naszą najsilniejszą broń, naszego „Człowieka Demolkę”, który ma moc nieporównanie większą od tej bomby. I użycie tej broni będzie dla Polski bezpieczne, przynajmniej tak długo, jak Kim nie ma rakiety zdolnej dolecieć do Polski. A gdyby taką posiadł, to wtedy możemy zawsze przenieść towarzystwo na placówkę do Mongolii. J
„Do Rzeczy” nr 17-18
„Gry wojenne” – Macierewicz budzi coraz większe kontrowersje. Nawet Rafał Ziemkiewicz skomentował słowa Macierewicza wypowiedziane do żołnierzy z okazji odsłonięcia popiersia Lecha Kaczyńskiego: „spada na was wielki obowiązek strzeżenia popiersia tego, który poległ w obronie Rzeczpospolitej”. Ów Ziemkiewicz pozwolił sobie napisać: „całe społeczeństwo, które o tym, że śp. Lech Kaczyński poległ, już słyszało, ale o tym, że leciał do Smoleńska „w obronie Rzeczpospolitej”, chyba jeszcze nie.”
I patrzcie Państwo, jaki to z Macierewicza geniusz, nawet autora powieści science fiction, jakim jest Ziemkiewicz, potrafił zadziwić. Ale to nie jest kres możliwości Antoniego, jeśli dłużej posłuży na stanowisku ministra, to jeszcze nieraz wprowadzi wszystkich w osłupienie.
Dalej Ziemkiewicz przedstawia swoją wizję działań Antoniego. „W budynku strzec popiersia będzie zdecydowanie łatwiej. Chociaż trudno będzie urządzać przed nim odprawy wart, bo chyba teraz zostaną one przeniesione spod Grobu Nieznanego Żołnierza w bardziej godnościowe miejsce. Chyba że na tym grobie wśród tablic upamiętniających wielkie bitwy polskiego oręża, obok Warszawy 1920, Grunwaldu 1410 i innych, znajdzie się tablica „Smoleńsk 2010”. Przepraszam, jeśli te słowa wydają się państwu niestosowne”.
No to teraz będzie jazda! Takie przeprosiny nic Ziemkiewiczowi już nie pomogą, i stawiam, że prędzej czy później Gazeta Polska go zlustruje. I tu wcale wysilać się nie musi, boć przecie ojciec RAZ-a był oficerem w ludowym wojsku. Znaczy się resortowe dziecko według GP.
I jeszcze studiował razem z córką Jaruzelskiego, to musiał przecież się zarazić. Tak podpowiadam tylko, jakby GP konceptu zabrakło. J
„Do Rzeczy” nr 17-18
„Nieznana twarz Temidy” – Wojciech Wybranowski opisuje napoleońską karierę Piotra Raczkowskiego, który po skończeniu zawodówki i pracy jako ciastkarz ostatecznie został sędzią, doszedł do stopnia pułkownika, obecnie jest także wiceprezesem Krajowej Rady Sądownictwa, a ma być sędzią Sądu Najwyższego. „Urodził się w 1961 r. w Nowym Mieście Lubawskim w dawnym województwie toruńskim, gdzie ojciec był lokalnie znanym funkcjonariuszem Milicji Obywatelskiej (…) Raczkowski skończył zasadniczą szkolę zawodową i liceum dla pracujących. Pracę rozpoczął w wyuczonym zawodzie: najpierw jako ciastkarz-piekarz, a później jako magazynier-piekarz. W 1983 r. powołano go do zasadniczej służby wojskowej – w mundurze pełnił obowiązki piekarza, kadeta i kierownika garnizonowej Piekarni Wojskowej. Rozpoczął też naukę w szkole Podchorążych Służb Kwatermistrzowskich w Poznaniu i wreszcie zaoczne studia prawnicze na UMK w Toruniu, które ukończył – choć z problemami – w 1992 r. z oceną dostateczną. Później była aplikacja sędziowska.”
I w ten oto sposób, startując z poziomu zawodówki, ten pan stał się członkiem „zupełnie nadzwyczajnej kasty ludzi”, jak sędziów określiła sędzia NSA Irena Kamieńska.
Tekst opisuje także inne przypadki z działalności Raczkowskiego. I tak na przykład, ciekawie było na szkoleniu w Jachrance: „W trakcie późniejszego śledztwa – prowadzonego w 2008 r. – część uczestników szkolenia opowiadała śledczym, że płk. Raczkowski przymuszał swego podwładnego asesora sądowego Tomasza F, do wypicia szklanki wódki, a następnie – kolejnego dnia – do biegu za autobusem, którym jechali inni uczestnicy szkolenia”.
No właśnie! Chcielibyście należeć do „nadzwyczajnej kast ludzi”? Każdy by chciał! No, jak nie skończyliście zawodówki, nie umiecie pić wódki szklankami i ścigać się z autobusem, to zapomnijcie cieniasy! J
„wSieci” nr 17/18
„Przegląd tygodnia Mazurka & Zalewskiego” – „Można sobie wyobrazić przesunięcie pomnika księcia Poniatowskiego” – oznajmił Jacek Sasin, któremu marzy się przed Pałacem Prezydenckim monument śp. Lecha Kaczyńskiego. Pewnie, wiele rzeczy można sobie wyobrazić. Ale jednak nie wszystko. Sasina na stanowisku prezydenta Warszawy nie. To poza zakresem ludzkiego umysłu”
Tego Poniatowskiego to koniecznie, według mnie, trzeba nie tylko przesunąć, ale i usunąć, bo on tam, na tym pomniku, to Państwo sobie wyobrażą, bez spodni jest. J
Piszą też o nadprzyrodzonych zjawiskach podczas nawiedzenia Warszawy przez Donalda: „doszło do masowych cudów i uzdrowień, a na jego męczeńskim szlaku do prokuratury stanęły również płaczące niewiasty, panie Kopacz i Radziszewska. (…) Sam boski Donald, jak donosiło wierne Tusk Visio Network 24, cytujemy: „ukazał się w oknie na wysokości czwartego piętra”. Komisja powołana przez ks. Sowę sprawdza, czy cud był jednorazowy, czy to objawienie stałe.”
Uff. Przy najbliższym pobycie w Warszawie udam się na to miejsce i sam sprawdzę, czy cudowny wizerunek Donald na tym oknie nadal jest widoczny. J
„Przegląd” nr 17-18
„Akcja „Wisła” – banderowcy mordowali, Polacy wysiedlali” – obszerny tekst prof. Czesława Partacza. „Antoni Szcześniak i Wiesław Szota, autorzy „Drogi donikąd”, napisali: „Przewlekłe, uciążliwe, a stosunkowo mało efektywne walki prowadzone przeciwko UPA w latach 1945-1946 nie przyniosły rozstrzygnięcia. Rozbijane po kilkakroć sotnie odradzały się ponownie, znajdując pomoc i opiekę we wsiach u mieszkańców należących do OUN. Terrorystyczne grupy banderowców, zgodnie z dyrektywą Krajowego prowydu OUN, unikały otwartych starć z oddziałami wojska, z reguły przeprowadzały działania zaczepne z zasadzek. (…) Przesiedleńcza operacja „Wisła” została przeprowadzona i zrealizowana w interesie narodu i państwa polskiego. Przeprowadzono ją na podstawie obowiązującej w tym czasie Ustawy z 30 marca 1939 r. o wycofaniu urzędów, ludności i mienia z zagrożonych obszarów państwa. Realizująca ją kadra wyższych dowódców składała się z przedwojennych oficerów zawodowych służących w Wojsku Polskim.”
Czynni w Polsce banderofile usiłują kłamliwie twierdzić, że ta operacja byłą jakaś komunistyczną represją i nie była potrzebna, gdy tymczasem została ona przeprowadzona w zgodzie z ustawodawstwem II Rzeczpospolitej.
Jakie byłyby skutki nieprzeprowadzenia operacji „Wisła”? Sami Ukraińcy piszą tak: „Gdyby nie było operacji „Wisłą”, to UPA działałby w tzw. Krainie Zakierzońskiej jeszcze dziesięć lat”, czytamy w 16 tomie „Latopisu UPA”.
Warszawski historyk Jacek E. Wilczur napisał: „Znając charakter, zawziętość i fanatyzm nacjonalistów ukraińskich, gdyby pozostali oni na ziemiach wschodniej Polski, zgotowaliby nam w sprzyjających warunkach lat 90. nowe Kosowo. Na szczęście władze ówczesnej Polski częściowo zlikwidowały to zagrożenie, a w zasadzie odsunęły je w czasie, ponieważ w Polsce i na Ukrainie neobanderyzm wśród trzeciego-czwartego pokolenia przesiedleńców odradza się”
„Newsweek” nr 18/19
„Pomysły!” – Tomasz Lis nie jest zadowolony z ostatniej sondażowej ofensywy PO, gdyż, jak słusznie uważa, jest ona pozbawiona głębszych podstaw. „Obłędna z punktu widzenia PiS i samego Kaczyńskiego operacja „dopaść Tuska” rzeczywiście pomogła i Tuskowi i Platformie, ale niekoniecznie jest aż tak dobrą wiadomością dla zwolenników opozycji. Nielogiczne? Całkiem logiczne. Akcja szefa PiS szalenie zmniejszyła bowiem prawdopodobieństwo tego, że Platforma i Donald Tusk kiedykolwiek na serio zmierzą się z pytaniami, z którymi zmierzyć się powinni (…) A pytania są natury zasadniczej. Dlaczego Bronisław Komorowski przegrał wybory prezydenckie? (…) Dlaczego w drugiej kadencji premierostwa Tuska Platforma byłą niemal całkowicie wyprana z jakichkolwiek idei i pomysłów? Dlaczego w momencie wyjazdu Tuska do Brukseli sprawiała wrażenie swoistej masy upadłościowej?”
Pytania są postawione dobrze, ale odpowiedzi na nie są bardzo proste. Komorowski przegrał, bo był przeraźliwie słaby, a PO nie pokazała żadnych pomysłów, bo takowych nie ma, a jej jedynym celem była i jest władza dla swoich i związane z tym korzyści. A swoją drogą patrzcie Państwo jaki ten Kaczor jest przebiegły, niby atakiem na Tuska osłabił swoje notowania ale jednocześnie, jak zauważa Lis, bardziej jeszcze zaszkodził PO, blokując tam zmiany programowe. I jak tu z takim wygrać? J
„Newsweek” nr 18/19
„Przyjaciele z (politycznego) boiska” – Michał Krzymkowski pisze o Michale Kamieńskim i Romanie Giertychu. Miał też zamiar napisać o Sikorskim, ale ten wywiadu odmówił.
Ciekawych rzeczy dowiadujemy się o Misiu Kamińskim. „Czarny plecak z herbem Dymana Kijów już czeka na tapczanie. Nad nim dwie prawosławne ikony (…) Gospodarz spogląda na plecak, w którym kryje się stały zestaw: majtki kąpielowe, ręcznik, wodoszczelne słuchawki.”
Nie są istotne tutaj majtki i ręcznik, ale ten herb Dynama Kijów i ikony to już mogą być. Dalej w tekście jest więcej o jego upodobaniach. „ Od pół roku leczy się na cukrzycę, którą wykryła u niego była premier Ewa Kopacz. Kazała położyć się do szpitala i zrobić badania. (…) Już nie może jeść ukraińskiego sała”.
Wzruszające to zaangażowanie Kopacz w walce o zdrowie swoich współpracowników. I obecnemu rządowi przydałaby się taka osoba. 🙂
A Kamiński w tym Dynamem Kijów, ikonami i ukraińskim sałem, widać że, duchowo, kulturowo, religijnie, kulinarnie i jako kibic, związany jest on z Ukrainą. Kamiński był bliskim doradcą Kopacz. Zięć Kopacz – Andriy Petranyuk – ma ukraińskie koneksje. Patrzcie Państwo jak to wspólny obszar w postaci koneksji ukraińskich potrafi zbliżać ludzi i skłaniać ich do wspólnego działania. Wygląda, że tam w tym PO to po prostu sami swoi.
Nie jest dobrze obecnie z tym Miśkiem. Nie tylko ta choroba, a jak sam przyznaje: „jestem w politycznej dupie”. Och! Nie ma się co tak przejmować panie Michale, medycyna radzi sobie dobrze nawet z wyjątkowymi zaparciami. Może lewatywa? Ulga w końcu nastąpi. 🙂
A jak już będzie ok. to możesz pan pójść drogą Sławomira Nowaka, też z waszej partii, co to sformalizował swoją miłość do Ukrainy, pracuje dla Ukrainy i wziął ukraiński paszport.
O Giertychu, za to wspominał nie będę, bo on, jaki jest, każdy widzi. 🙂
„Do Rzeczy” nr 17-18
„Problemem jest polski nacjonalizm” – rozmowa Macieja Pieczyńskiego z Piotrem Tymą, szefem Związku Ukraińców w Polsce. Dla niego problemem jest rzekomy polski nacjonalizm. Za to problem nacjonalizmu ukraińskiego jest dla niego „na różne sposoby przerysowany” i zwracanie na niego uwagi może być przejawem obsesji. Oczywiście nie widzi także problemu w tym, że w „bibliotece szkoły z językiem ukraińskim w Bartoszycach znalazła się książka dla dzieci pt. „Bandera i ja”. Według Tymy w Polsce narasta za to prześladowanie Ukraińców, bo ponoć jakiś „dzieciak, uczestnicząc w procesji religijnej, musiał oglądać kiboli, którzy wrzeszczeli na niego: „Znajdzie się kij na banderowski ryj”.
Ojej! Czyżby Tyma chciał by używanie określenia – „banderowski ryj” – było zakazane? Jemu się chyba Polska z Ukrainą pomyliły?
Mianem „procesji” określa zapewne pan Tyma ten przemarsz w Przemyślu na cmentarz gdzie pochowani są także członkowie UPA polegli w ataku na Polaków w Birczy, i gdzie na czele szedł osobnik mający na sobie wyszywankę w barwach UPA, a inny z tych „pątników” miał na sobie kupę banderowskich medali. No i podczas tej „procesji” jeden z uczestników wzniósł „religijne” hasło – „Jeszcze Polska nie zginęła, ale zginać musi”.
Ten przemarsz zarejestrowali organizatorzy jako wydarzenie religijne, zapewne dlatego, by pozyskać prawną ochronę. Pewnie będzie to stosowane częściej by zapewnić sobie możliwość bezkarnego oddawania czci tradycjom OUN-UPA.
Na uwagę prowadzącego, że „skoro Tarasence z prawego Sektora wymknęło się jakiś czas temu w wywiadzie, że Przemyśl powinien „wrócić do Ukrainy”, to może strach Polaków jest uzasadniony”, Tyma odpowiedział – „A co znaczy na Ukrainie Tarasenko ….”
Tak myślę, że znaczy on jednak więcej niż Bandera i Szuchewycz w ’39 r. znaczyli.
A sam Tyma ostatnio w sposób mało zawoalowany zasugerował, że Rzeż Wołyńska może się powtórzyć. Bo tak można zinterpretować jego wpis na FB: „W sprawie Hruszowic prowokatorzy triumfują. Oczywiście zapomnieli czym skończył się polski triumf w 1938 r. nad cerkwiami Chełmszczyzny”.
Rozpuścił się nam pan Tyma i zaczyna straszyć i grozić. Co na to państwo polskie?
I temu panu Tymie prezydent Komorowski nadał Srebrny Krzyż Zasługi oraz Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski. Najwyższa pora, by prezydent Duda naprawił ten wielki błąd.
„Gazeta Polska” nr 17
Wojna GP z innymi tygodnikami tzw. opcji prawicowej narasta. Piotr Lisiewicz, zastępcą Sakiewicza, nie przebiera w słowach. Karnowscy, Lisicki, Zaremba, Skwieciński i inni zmontowali „prawicowy zamach na Macierewicza”, a poza tym „Karnowski: mordobicie i nagonka” i jeszcze: „A wszystko było uzgadniane z Palikotem”.
Najbardziej podoba mi się ten „zamach na Macierewicza”. Lisiewicz mnoży zamachy jak literacki Lejzorek Rojtszwaniec króliki. A to, że ich wcale nie było, w tym rozmnażaniu mu zupełnie nie przeszkadzało. J
W tymże numerze GP jest także wielce uczony tekst prof. Zybertowicza z Torunia – „Umysł jako pole walki”. Oczywiście o tym jak to Rosja zagraża. „Rosja prowadzi z powodzeniem operacje informacyjne wpływające na bieg spraw w państwach Zachodu. Rosja zachodu nie pokona, ale może go osłabić”.
Właściwie to nic nowego pan profesor z tym osłabianiem nie odkrył, bo już popularna przyśpiewka góralska dawno temu głosiła:
W Zakopanem, mieście głównem,
Baca bacę zabił gównem.
Hej, czy go zabił czy nie zabił, aleć zawżdy go osłabił.
Hej J
„Polityka” nr 17/18
„Suma polskich strachów” – Joanna Cieśla opisuje wyniki sondażu wykonanego przez ośrodek Kantar Public. Sondaż dotyczył tego, czego najbardziej obawiają się mieszkańcy naszego kraju. Ludzie obawiają się, w kolejności, w procentach wskazań respondentów:
Zamachów terrorystycznych – 38%
Napływu uchodźców do Polski – 37%
Nowej wojny – 28%
Zubożenia na starość – 27%
Niepewnej przyszłości rodziny i dzieci – 26%
Utraty pracy – 22%
Rządów PiS – 22%
Wprowadzenia w Polsce waluty euro – 19%
Przestępstwa, np. oszustwa, okradzenia lub pobicia – 18%
Smogu i skażenia naturalnego środowiska – 15%
Wpływu Kościoła na państwo – 15%
Powrotu rządów Platformy Obywatelskiej – 12%
Rozpadu Unii Europejskiej – 10%
Utraty niepodległości – 8%
Efektu globalnego ocieplenia i klęsk pogodowych – 8%
Politycznej i ekonomicznej dominacji Niemiec – 7%
Żadnego – 4%
Trudno powiedzieć – 4%
Bardzo to nie pasuje temu liberalno-lewicowemu tygodnikowi. Najlepiej by było, według nich oczywiście, gdyby ludzie najbardziej bali się globalnego ocieplenia, PiS-u, czy Kościoła. A tu w pierwszej piątce nie ma żadnego z takich liberalnych strachów. J
Co ciekawe okazuje się, że terroryzmu i uchodźców najbardziej obawiają się osoby o prawicowych poglądach. Szczególnie w stosunku do napływu uchodźców ta różnica jest istotna: 47% respondentów o poglądach prawicowych się tego obawia i tylko 17% lewicowych. W stosunku do terroryzmu różnica jest mniejsza 45 do 30.
Widać, że lewicowcy nie widzą związku miedzy napływem uchodźców a terroryzmem. Przypominają w tym pewne pierwotne plemię, którego członkowie nie widzieli zależności między uprawianiem seksu a zajściem w ciążę.
Stanisław Lewicki
Przydało by się zwiększyć szybkość ładowania
strony bo czekałem 5 minut na załadowanie…