We Francji wybory prezydenckie. Z tego powodu w Polsce duże poruszenie. Pełno spekulacji o tym, czyje zwycięstwo będzie najkorzystniejsze dla naszego kraju. Jedni liczą na podtrzymanie obecnego stanu rzeczy, zwłaszcza odnośnie Unii Europejskiej. Inni – bliźsi mi politycznie – oczekują, że wynik tych wyborów przyspieszy rozpad UE. Mój endecki zmysł podpowiada, że wynik francuskich wyborów na prezydenta niczego w naszej sytuacji nie polepszy. Francja nie jest już od dawna naszym najbliższym zachodnim sojusznikiem. O stosunku francuskich prezydentów do Polski świadczą wypowiedzi Jacka Chiraca i odchodzącego Franciszka Hollande’a. Obaj traktowali Polskę jak gnojka. W okresie drugiej wojny z Irakiem Chirac skomentował nasze zaangażowanie mówiąc, że Polska straciła okazję, żeby siedzieć cicho. Z kolei Hollande w ostrej wymianie zdań z rządem PiS-u, dotyczącej wyboru Donalda Tuska na przewodniczącego Rady Europejskiej, cynicznie powiedział, że „wy macie zasady, a my fundusze”. Nad naszymi stosunkami z Francją dodatkowo ciąży sprawa przetargu na śmigłowce dla wojska, a wypowiedź jednego z zastępców ministra Macierewicza o tym, kto wcześniej posługiwał się widelcem, to już niewielka plamka na tym prawie całkowicie utytłanym obrusie polsko – francuskich relacji. I czym się tu emocjonować? Dwoje najpoważniejszych kandydatów do zwycięstwa nie traktuje Polski jako ważnej siły w Europie. Pani Maryna Le Pen przenosi wzrok nad Polską w stronę Rosji, a jej lewicowy konkurent Emmanuel Macron nie sięga wzrokiem do Polski, zatrzymując go na Niemczech. Francja jest cały czas na tyle ważnym państwem w UE, że lepiej mieć z nią dobre stosunki. Polska nie jest dla Francji na tyle poważnym partnerem, żeby razem równoważyć przewagę Niemiec. Stajemy się dla Francji coraz mniej potrzebni i coraz odleglejsi. To źle. Źle tym bardziej, że nie widać w rządzie PiS-u pomysłu na zmianę tej sytuacji. Obawiam się, że wynik tych wyborów tylko to potwierdzi.
Andrzej Szlęzak
za: facebook